Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2012, 10:01   #109
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Po cichu wysunął się z auta. Bez pożegnania. Powoli i ledwo dosłyszalnie domknął drzwi. Przykucnąwszy kątem oka, bez obracania głowy ostatni raz spojrzał do środka pojazdu. Elisabeth zdawała się być jak posąg. Nie odezwała się jednym słowem. W ręce bezwiednie trzymała ciężki pistolet. Opierał się o jej kolana. Goran z zaciętą twarzą chyba zgrzytał zębami na nieporadność połamanej ręki. Green przechylając sie nad kierownicą nieco do przodu zaglądał do góry na wiszący na ciemnym niebie helikopter. Swen miał dziwne uczucie. Nie wiedział czy robi to dla siebie, czy dla nich? Czy może znowu dla Boven... A może dlatego, że nic innego w życiu nie umiał, prócz zabijania każdego nowego dnia, który przybliżał go do śmierci. Po apokalipsie wiele się nie zmieniło, prócz tego, że zabijać trzeba codziennie nie tylko czas...

Biały snop reflektora śmigłowca biegał od pojazdu do pojazdu przy każdym zatrzymując się dłuższą chwilę. W momencie kiedy światło oderwało się od ich forda w ślad za jego plamą ruszył Jorgensten znikając w ciemnościach. Nie mógł poruszać się szybko. Noga w bucie opatrunkowym mimo braku bólu jednak go zwalniała i to bardziej jakby sobie tego życzył. Ubrany był od stóp po hełm na czarno i jedyne czego się obawiał przesuwając pochylony od porzuconego auta do auta, to że za chwilę spomiędzy nieruchomych pojazdów wynurzą się sztywne sylwetki trupów... Z szeroko wyciągniętymi na powitanie rękoma... Nawet jeśli ci na górze mieli noktowizję, to on miał hełm i kevlar, co dodawało mu pewności siebie. Ze zdziwieniem stwierdził, że czuł się jakby przeniósł się w czasie o tych dwadzieścia parę lat. Znów był na wojnie. Tym razem nie z własnej woli.

Wojskowy kamasz rozdeptał kałużę, kiedy chyłkiem przemykał po moście bliżej wirującego na niebie wiatraka. Czerwona łuna pożaru odbijała się w wodzie milionami srebrzyście mrugających na falach odblasków. Przez huk silnika wirujących miarowo jak wiatrak przy uchu śmigieł helikoptera przedzierał się grzechot karabinowych serii i pojedynczych strzałów, które niosły się od strony szpitala po jeziorze. Woda i krew na moście, których plamy zebrane w kałuże marszczyły się delikatnie od wysoko nad ziemią zawieszonego śmigłowca, poruszały się jakby trzęsły się ze strachu. Swen uścisnął w rękach pewniej M4 z zamontowanym granatnikiem. Co raz przystając na moment przy samochodach lustrował przez celownik optyczny wóz pancerny, którego klapa sterczała otwarta. Jakby zaraz ze środka wehikułu wojskowego miały wynurzyć się sztywne ręce, niczym trupa z grobu. Oczyma wybraźni mówił mu You stay the hell of me! You Hear?!

Z kolei jego ręka narywała lekko piekącym bólem w miejscu rozdarcia przez szpon zmutowanego człowieka. Prócz pulsującego, promieniującego gorąca nic więcej nie dało się przebić przez znieczulające prochy. Nie była jednak odrętwiała ani spuchnięta na tyle, aby nie mógł palcem pociągnąć za spust. Będzie musiał zagryźć zęby i to zrobić. Starał się znaleźć optymalną pozycję do oddania strzału, który czuł w kościach nie będzie jedynym. Ze sobą oprócz ostrej amunicji miał dziesięć granatów do wyrzutnika. Podejście pod helikopter nie skończyłoby się dla niego dobrze, gdyby śmigłowiec runął wprost na dół. Jeśli uciekłby przez jego kadłubem z pewnością byłby znacznie bardziej narażony na odłamki i szrapnele z powietrznej eksplozji. O ile śmigłowiec nie spadnie do rzeki, to pewnie impakt uderzenie płonącego wraku dokona kolejnych eksplozji utkniętych na moście aut. Cholera. Oby spadł do wody. Nie jak kamień na drogę, pomyślał. Wtedy nici ze sprawdzenia transportera opancerzonego, który jak bardzo przydałby im sie przy przebijaniu przez płonące miasteczko!

W zbliżeniu celownika widział szybujących się w otwartych bocznych drzwiach powietrznej kawalerii szykujących się do zejścia na linach komandosów. Heh. To bzdura, że przed śmiercią myśli się o życiu. To przyszłość a nie przeszłość staje przed oczami jeśli w ogóle. Adrenalina pompowana miarowo przez dudniącą pompkę w piersiach upajała go na swój, a raczej jego, przewrotny sposób. W ostatnich dwóch dniach nie brakowało mu przeżyć. Rekompensowało pięć długich lat więzienia okraszonego tylko kilkoma bójkami, które gaszone były za każdym razem izolatką. Teraz oprócz tego, że psychicznie czuł się jak ryba w wodzie, dodatkowo miał przeczucie, że robi dużo więcej niż przez ostatnie dwadzieścia lat. Dobrego. Złego. Był spokojny i opanowany. Na ile się dało, brał to wszystko na zimno. Nie miał ochoty myśleć o śmierci, która nachalnie pchała się przed oczy. Nie miał ochoty z nią rozmawiać. Rozstając się ze światem nie zostawiał już nic za sobą. Bo nie miał nic. Ani nic życiu do powiedzenia. Pył, proch i brud. Wypalony gniew. Zgaszony żal. I pewnie nigdy mieć go nie będzie, nawet gdyby przeżył. Musiałby zaczynać zupełnie od nowa. Budować domki z kart życia na gruzach śmierci? Wzruszył ramionami zdając sobie sprawę, że tacy jak on nigdy nie dożywają starości. A może znalazłby drogę? Pewnie, że chciał przeżyć.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline