Wątek: Zabójca Trolli
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2012, 14:05   #15
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Mutant jęknął cicho i starając się nawet nie patrzeć na Zabójcę ruszył przed siebie, w las. O ucieczce w jego wykonaniu nie było mowy. Duingan bardziej obawiał się, czy odmienić nie wykrwawi się przed dotarciem na miejsce. Głownie dlatego pozwolił mu zatrzymać się i nałożyć prowizoryczny opatrunek na kikut. Na tym jednak kończyły się jego względy dla jeńca. Krasnolud nie poświęcił większej uwagi pobojowisku, dlatego nie widział co się stało po jego odejściu...
*****

- Chyba poszedł. Co robimy? -
Jeden z szarych bezkształtnych worów, częściowo ukrytych pod śniegiem poruszył się i usiadł. Drugi, leżący koło nie niego uczynił to samo.
- Weź broń jednego z tych demonów i rozetnij więzy. A potem uciekamy w kierunku szlaku i do miasta. -
- Folker, on poszedł ratować twoją kobietę, może powinieneś, no wiesz... -
- Wypchaj się. Kobietę mogę sobie znaleźć drugą a życia mi nikt nie przywróci. Poza tym rozejrzyj się. W czym niby miałbym mu pomóc, skoro sam potrafi zrobić coś takiego. Nie, za nic w świecie się do niego nie zbliżę...-
- Myślisz... Myślisz, że to demon? Albo inny diabeł? -
- Nie wiem i nie chce wiedzieć. Wiem za to co widziałem i wiem kto będzie wiedział, co czynić. Choć, musimy się spieszyć... -

*****

Pochód trwał niecałą godzinę… Posuwali się wolno, bo mutant, choć był przerażony obecności Duingana i kulił się w sobie na widok jego miecza, to był coraz słabszy. Krew przesiąkała przez szmatę, którą obwiązał sobie kikut i Duingan widział, że nie będzie musiał nawet go dobijać. Obawiał się tylko, czy dotrą na miejsce.

W końcu jednak wyczerpany mutant padł w śnieg i wyciągnął jedyną pozostałą mu rękę, wskazując palcem kierunek.
- Tam. Tam jest polana a na niej wielki głaz. Tam poszli... -
Duingan spojrzał na niego, zastanawiając się czy go nie dobić, ale widząc rozszerzającą się czerwoną plamę na śniegu wokół niego, stwierdził, że nie warto brudzić broni. Odmieć praktycznie już był martwy.

Duingan ruszył we wskazanym kierunku, zachowując nieco większą ostrożność. Wkrótce dotarł na skraj sporej polany. Faktycznie, zgodnie z opisem stał na niej wielki głaz. Jeden z tych pionowych kamiennych obelisków, które czasami możną było spotkać w lasach Imperium.
~~ Nie dobrze... ~~
Zakałą w myślach widząc scenę rozgrywając się na polanie.

Obok kamienia stało coś, na kształt prymitywnego ołtarza. Na płaskiej kamiennej płycie, rozłożono na wznak żonę Folkera. Kobieta miała zdarte ubranie i gdyby był człowiekiem, to mógłby nacieszyć oczy widokiem wyjątkowo kuszących, nagich piersi. Na krasnaludzkie sztandary, były jednak za mało owłosione.
Stojący nad nią szaman zwierzoludzi, wznosił do góry ręce, inkantując coś w jakimś mrocznym języku. Bardziej od cycków niewiasty, wzrok Duingana przyciągał przedmiot trzymany w dłoni szamana. Na krótkim łańcuszku, zwisł wisiorek, lub amulet w kształcie wilczej głowy. Zwierzęcy pysk był wielkość jego dłoni a w paszczy trzymał wielki, odbijający światło klejnot. Oczy khazada aż rozbłysły, na widok tej błyskotki. Nigdy nie widział takiego kamienia, ale sądząc po samej wielkości musiał być war majątek. Klejnot świecił wewnętrznym zielonkawym blaskiem, odbijając światło księżyców.

Tyle było jednak dobrych wiadomości, bo jego zdobycie, podobnie jak uratowanie dziewczyny, mogło okazać się trudniejsze niż przypuszczał. Oprócz szaman na polanie pełno było zwierzoludzi. Naliczył ich kilkunastu. Wszystkie potwory bez wyjątku miały sporej wielkości rogi na głowie a z tego co zdążył się przekonać, były one oznaką tego, że nie są byle pchlarzami, jak ci, których spotkał na drodze. Obok szamana stał wódz całej tej bandy. Zwierzoczłowiek był ogromny, nawet jak na standardy swej rasy. O głowę przewyższał wszystkie zebrane tu stwory i był co najmniej dwa razy wyższy od Duingana. Wrażenie potęgowały potężne kręcone rogi wystające z koźlej głowy. W dłoniach trzymał wielki topór i nie spuszczał wzroku z szamana i dziewczyny.

Kawałek od ołtarza, zwierzoludzie ustawili kilkanaście prowizorycznie skleconych klatek. Wszystkie pełne były skłębionych szarych cielsk, warczących i gryzący kraty. Wilki, lub raczej sadząc po ich zachowaniu, wściekłe wilki. Było ich conjamniej kilkanaście, ale ciężko było to stwierdzić, bo zwierzęta rzucały się po klatkach, gryzły wykonane z grubych gałęzi kraty i za wszelka cenę próbował dopaść swych prześladowców. Pilnowało ich kilku zwierzoludzi, co chwilę długimi włóczniami drażniąc już i tak rozwścieczone zwierzęta.

Duingan zastanawiał się, po ci im te zwierzęta, gdy zobaczył, jak potwory z trudem i nie bez krwi i ran, wyciągają jednego z klatki i w kilku niosą go w kierunku ołtarza. Tam szaman za pomocą długiego, falistego noża wyrwał wierzgającemu się zwierzęciu serce i jeszcze bijące uniósł nad dziewczyną, po czym zmiażdżył narząd w dłoni, wyciskając na nią całą nagrodzoną w nim krew. Wilcze truchło odrzucono na bok a szaman znów wrócił do zaśpiewu i począł rysować jakieś znaki na zakrwawionej piersi dziewczyny.

- Nosz kurwa mać! -

Zaklął po raz kolejny Duingan, kiedy spojrzał na przeciwległy koniec polany. Do tej pory widok zasłaniało mu kilku zwierzoludzi, ale teraz przesunęli się i mógł zobaczyć stojącą tam, jeszcze jedną klatkę. W niej zaś swojego białego znajomego...

-----------
mapka
 
malahaj jest offline