Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2012, 15:52   #97
Grytek1
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
echaniczne i pozbawione świadomości przeżuwanie szło mu z opornie. Przez cały czas biesiady nie odezwał się ani słowem zatopiony w myślach niczym okręt w morskich głębinach. Ostatnimi czasy na przemian przeżywał okresy euforii a zaraz potem pogrążał się w apatii. Częściowo znów był panem swojego losu lecz wiedział że nie może beztrosko szafować swoim życiem. W domu czekała na niego mała Neriss wraz z kobietami które zmieniły jego życie, teraz na świecie był ktoś kto czekał jego powrotu. Palce zacisnęły mu się na łyżce którą trzymał sprawiając że zbielały mu knykcie. Zakończywszy posiłek wymamrotał jakieś podziękowanie po czym nic nikomu nie mówiąc udał się do izby, tej która została im przeznaczona na noclegownię członków wyprawy.
Gdy upewnił się że nikt go potajemnie nie obserwuje wyjął ciężką księgę zapisaną równym odręcznym pismem po czym zaczął coś w niej starannie spisywać. Skupione oblicze wojownika nijak nie pasowało do jego wizerunku bezmyślnego rębajły, jednak pietyzm i uwaga jaką poświęcał obecnej czynności świadczyła o tym jak ważne pełnił zadanie. Z równą sprawnością i zaangażowaniem jak mieczem władał obecnie piórem. Zakończywszy cały proces zamknął księgę, po czym odłożył ją do swych bagaży, ubrał się do wyjścia i zniknął. Świadkami tych czynności były wyłącznie wykwintne meble gospodarzy oraz zaczajona w rogu sali myszka przypatrująca się wszystkiemu swymi czarnymi jak węgielki oczkami.

(***)

Po wyjściu z siedziby Jamavera, powietrze opuszczające płuca Wulframa zmieniło się w obłoki pary towarzyszące wojownikowi już od początku wędrówki, jednak on nie zwracał na to uwagi. Śnieg pod stopami wydawał się złowieszczo skrzypieć jakby odradzając samotny spacer, to również zostało zignorowane przez jednookiego. Szybki marsz pozwolił złym myślom ponownie skryć się w ciemnościach. Mróz sam w sobie nie był dokuczliwy, nadawał jedynie powietrzu rześkości toteż tempo marszu jakie utrzymywał mogło wydawać się mordercze dla zwykłego człowieka. On jednak był weteranem ciężkiej piechoty, jednostki która nie miała sobie równych w boju i w marszu. Oddaliwszy się nieco od zamieszkanej i gwarnej obecnie jaskini wyciągnął nogi i o dziwo jeszcze przyspieszył. Był o włos od biegu, jedna z jego dłoni przytrzymywała pochwę od miecza która bez tego obijała by się o jego udo utrudniając marsz. Gdy się zatrzymał zauważył że wrócił na miejsce dawnej bitwy. Bitwy w której poległ Hrothgar. Mocą przyzwyczajenia zaczął odtwarzać prawdopodobny przebieg starcia korzystając z własnych doświadczeń, ukształtowania terenu oraz opowieści Alistiane.

(***)

Przez chwilę nieruchomo niczym posąg kontemplował powagę i świętość miejsca w którym się znajdował. Mimo że nie wiedział jak naprawdę przebiegała potyczka, był pewien że jego krasnoludzki towarzysz drogo sprzedał swoją skórę wysyłając wielu zielonoskórych w zaświaty. Pod jego nogami, obecnie przykryta warstwą śnieżnego puchu znajdowała się ziemia uświęcona krwią poległych wojowników. Niesiony nagłym porywem emocji, zacisnął dłoń na obnażonym mieczu po czym brutalnie przeciągnął wzdłuż ostrza. Zranioną dłonią zaczął znaczyć śnieg wymalowując znak wilczego łba wpisany w okrąg.

- Alagh burakin, deladaraugh ! - Wykrzyknął, oddając jak miał nadzieję należny szacunek poległemu krasnoludowi oraz jego towarzyszom. Nie znał dokładnego znaczenia tych słów lecz wielokrotnie był świadkiem wypowiadania ich przez Hrothgara. Przez chwilę jeszcze stał w miejscu owijając ranę dłoni kawałkiem materiału po czym skierował swe kroki w drogę powrotną.
 
Grytek1 jest offline