Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2012, 16:52   #5
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Rejsy miały to do siebie, że jeśli jest się na nich jedynie gościem to nie miało się praktycznie nic do roboty. Trzeba było samemu sobie znaleźć zajęcie, jeśli jednak owego zajęcia nie było to pozostało jedynie podziwianie wschodów i zachodów słońca lub przejrzystej tafli wody. Ten dzień był jednym z tych podczas, których Salarin kręcił się po statku w poszukiwaniu rozmówcy. W swych działaniach skutecznie unikał miejsc, w których przebywał Filut. Każdy kto by choć chwilę w jego towarzystwie spędził przekonałby się na własnej skórze dlaczego elf robił tak, a nie inaczej. Leniwie szedł wzdłuż burty rozglądając się na boki kiedy to na rufie dostrzegł obraz przywołujący wspomnienia. Kobieta opierała się o burtę i wpatrywała się w morze. Jednak tym co najbardziej uwagę Salarina przykuło był kolor włosów “Gdzieś już widziałem taką barwę... niemożliwe!”. Kiedy nagle uświadomił sobie coś w głowie aż przyspieszył kroku.

Podczas gdy większość pracowała, lub odpoczywała na okręcie, Lairiel nie mogła zaznać spokoju. Większość dni rejsu wolała spędzać w swojej kajucie, ale w końcu miała po prostu dość. Nadmiar wolnego czasu sprawiał że myśli wracały do przeszłości, lub próbowały wybiegać w przyszłość, a w obu tych kwestiach elfka nie czuła się zbyt pewnie.
Okręt był całkiem spory tak więc udało się jej odnaleźć swój zaciszny kącik. Gdy Salarin podszedł nieco bliżej usłyszał jej głos.

~Śpiew~

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uMDtFfdtt8E[/MEDIA]
~Śpiew~


Był silny i delikatny niczym rzeka, ujmująco pięknie rozchodząc się w powietrzu razem z jednostajnym szumem morza. Nie chciał jej przerywać dlatego też zatrzymał się tuż za nią oparty o burtę i słuchał z przymkniętymi oczami. Śpiewała starą, elfią pieśń o drodze życia, przeznaczeniu, jego sensie i marzeniach. Wtedy dostrzegł też kilku obijających się marynarzy którzy przysłuchiwali się jej skrycie, zagłębieni każdy w swoich niezbadanych myślach.

W końcu umilkła, wpatrując się w załamujące fale, i czując na plecach drobne ciarki. Salarin otworzył oczy leniwie urywając obraz swego rodzinnego miasta jaki pojawił mu się w głowie dzięki jej pieśni. Praktycznie nadal nie chciał się odzywać by nie burzyć czaru jaki właśnie stworzyła. Bardzo go zaskoczyła tym co właśnie zrobiła, z pewnością utkwi to w jego pamięci. W końcu słowa wypłynęły z jego ust najbardziej melodyjnym tonem na jaki było go stać.

- Elaine deireath, Lairiel - co w tłumaczeniu na język wspólny oznaczało “Piękny koniec, Lairiel”

Elfka odwróciła się dość szybko, wyrwana ze swojego małego, prywatnego świata. Na widok ten marynarze na olinowaniu i poniższych pokładach wrócili do roboty co by kapitan się nie dowiedział że nic nie robią.
Razem z morską bryzą do Salarina przywiało delikatny, owocowy zapach jej perfum. Miała na sobie piękną sukienkę o żywych barwach i kwiecistych wzorach, lekko szarpanych przez wiatr.


Obecność Salarina ją zaskoczyła, a na jego widok policzki lekko się zarumieniły, zawstydziła się faktu że ktoś przysłuchiwał się pieśni którą śpiewała. Chwilę tak wpatrywała się w niego, aż przypomniała sobie imię elfa. Od ich ostatniego spotkania minęło trochę czasu, a i zupełnie się nie znali, w tym wypadku mogła sobie pozwolić na jego zapomnienie. Wtedy na jej twarzy pojawił się dziwny grymas, odwróciła się do niego plecami, by za chwilę znów szybko odwrócić. Stał tam dalej, a więc to się działo na prawdę. Nie był kolejną zwidą przeszłości.
Jej uszy lekko uniosły się podczas uśmiechu w drobnym zakłopotaniu swoim na pewno w jego odczuciu dziwnym zachowaniu.

- Dziękuję Salarinie Kele... - i nagle krew uderzyła jej do głowy, bo nie mogła przypomnieć sobie jak brzmiało jego nazwisko, zająkała się tylko niezgrabnie z wyraźnie zakłopotaną miną.
- Keleb’Sur - dokończył za nią nie będąc kompletnie urażonym żadnym z jej zachowań - Lairiel Shi’nayne, Twój głos godzien jest wspaniałych sal Evereski -pokiwał głową z uznaniem- Jestem pod wrażeniem, a wiem co mówię bo sam śpiewam. To doprawdy niesamowite, że spotykamy się tutaj zupełnie przypadkowo. Kto by przypuszczał, że od tamtego miasteczka nasze drogi zaprowadzą nas właśnie na ten okręt.

Wyglądała olśniewająco, zupełnie jak za pierwszym razem kiedy miał przyjemność ją poznać. Wzrok Salarina skupiony był jednak głównie na jej policzkach i oczach.

- Proszę.. nie przesadzaj, ja tylko tak czasem sobie podśpiewuję. Nie mam takiego talentu jak wiele innych, na prawdę uzdolnionych dziewcząt.- urwała na chwilę, lekko uciekając wzrokiem przed jego spojrzeniem, sama nie wiedziała dlaczego. - Kto by przypuszczał że tyle czasu jesteśmy na jednym okręcie i jeszcze na siebie nie wpadliśmy... Co właściwie tu robisz?

Zachichotała miękko, a jej słowa zabrzmiały lekką ciekawością.

- Zatem jest to wyjątkowo przyjemne dla ucha podśpiewywanie -podsumował, a kącik jego ust uniósł się w uśmiechu- Też mnie to dziwi jak mogliśmy mijać się tak długo biorąc pod uwagę to, że ja praktycznie codziennie spaceruję po całym statku. -kiedy usłyszał jej pytanie to nie wiedział przez chwilę jak odpowiedzieć- Sprawa jest dosyć prosta... w moich podróżach zawędrowałem do Waterdeep w poszukiwaniu jakiegoś konstruktywnego zajęcia. Coś najwyraźniej chciało bym trafił na posła i jego świtę. Kiedy dowiedzieli się kim jestem i co tu robię po prostu zaproponowano mi zadanie eskorty owego posła w zamian za wynagrodzenie. Mniejsza o pieniądze, ale wyspy Moonshae wydały mi się także dosyć ciekawym miejscem do odwiedzenia. Kto wie na co się tam trafi, mam w sobie coś z niespełnionego podróżnika...-uśmiechnął się patrząc w błękitną przestrzeń po jego prawej stronie-

Lairiel przypatrzyła się mężczyźnie uważniej, błądząc powoli wzrokiem po jego sylwetce. Był schludny, elegancki, a do tego dość przystojny. Jak na elfa dość silny sądząc po zarysach jego ciała, a jednocześnie pełen gracji. Jego twarz zdawała się taka ciepła, delikatna, a nawet biła lekką nieśmiałością. Salarin co prawda zawsze gdy go widziała uśmiechał się, ale tylko delikatnie, nie znała go też z takiej ekspresywnej strony. Ta skrytość przypominała jej nieco samą siebie, dlatego szanowała ją, póki co tylko obserwując z ukrycia.
W końcu powiodła wzrokiem razem z nim w stronę morza, ponownie odwracając się w stronę rufy, choć nie zrywając kontaktu. Powstała między nimi niezbadana chwila ciszy, gdy Lairiel nieco rozmarzona oddała się myślom, podziwiając naturalne piękno oceanu.

Salarin przez pewien czas nie przerywał ciszy, a jego wyraz twarzy nie zmieniał się. Jedynie zmrużył oczy kiedy powiała na nich nieco silniejsza morska bryza. Wiatr rozwiał mu włosy i zatrzepotał jego płaszczem, a elf wychylił się jeszcze do przodu jakby czerpiąc przyjemność z chłodnego wietrzyku muskającego mu twarz. Kiedy siła wiatru osłabła oparł łokcie o rufę i odwrócił głowę w jej stronę w milczeniu, po prostu na nią patrzył. Było w niej coś co przyciągało jego wzrok i uwagę, nie chodziło tu tylko o urodę choć to z pewnością też miało w tym swój udział. Nie miał okazji oglądać tego wiele razy, ale już polubił momenty kiedy wiatr rozwiewał jej włosy. Po chwili uświadomił sobie jak musi w tej chwili wyglądać taki wpatrzony i uśmiechnął się szerzej do tej myśli, szerzej niż Lairiel widziała do tej pory. Cofnął łokcie i po prostu oparł się nie przerywając jednak kontaktu.

- A Ty...? Co też przywiodło Cię na ten okręt?
- Niestety nie mogę powiedzieć konkretnie, ale to coś w rodzaju wymiany. Mnie wysyłają na Moonshae, a rycerzy z Moonshae do Silverymoon i nie tylko. To przydatne doświadczenie, bo zacieśnia współpracę i pozwala poznać inne królestwa nie tylko z suchej lektury. Nie wiem czy powinnam się do tego przyznawać, ale przy okazji można zwiedzić nieco świata i podziwiać jego piękno w różnych odsłonach.
- Dlaczego nie wiesz czy powinnaś się przyznawać?-uniósł nieco brew- To co mówisz jest w pełni normalne. Nowe otoczenie, ludzie, krajobraz... wszystko to może być ekscytujące i zachęcające właśnie do zmian, takich wymian jak Twoje. A piękno jest warte tego by je zobaczyć, piękno obecne w muzyce, śpiewie, tańcu czy innych istotach. Oczywiście jeśli to w sobie mają.
- Chodziło mi o to że moje wyjazdy mają często bardzo poważne podstawy, i bynajmniej nie powinnam traktować ich jako chwil relaksu.
- Pozwolę sobie stwierdzić iż nie wydaje mi się żebyś tak je traktowała. Poza tym trzeba korzystać ze wszystkich doświadczeń. Nigdy nie wiadomo jaka wiedza może być użyteczna.


Nim elfka miała okazję odpowiedzieć rozbrzmiał głośny dzwon, który słyszeli codziennie o tej samej porze.

- Oho, ciekawe co też tym razem zaserwuje nam nasz drogi kucharz -mruknął Salarin i zwrócił się do Lairiel- Idziemy?

Razem udali się na posiłek.

***

Kolejne dni na okręcie nie różniły się od siebie zbytnio nie licząc pewnego ‘drobnego’ wydarzenia. Śmierć posła mocno zafrasowała Salarina. Jeżeli ktoś był w stanie go otruć to równie dobrze każdy na tym statku mógł skończyć podobnie. Beztroska znikła zastąpiona przez czujność i podejrzliwość wobec niemalże każdego. Starał się zwracać uwagę na szczegóły i zachowania marynarzy, które w jakikolwiek sposób mogłyby go doprowadzić do winowajcy. Na nic się to jednak zdało, truciciel był z pewnością profesjonalistą, a Salarinowa czujność mogła najwyżej uchronić tylko jego samego. Z niecierpliwością wyczekiwał dnia kiedy będzie mógł znów poczuć twardy grunt pod nogami.

Podczas podróży miał pewne wyobrażenia na temat wysp Moonshae czy samego portu Caer Calidyrr. Spodziewał się rozgardiaszu, tłumów ludzi, podniesionych głosów czy istnego lasu masztów. Jak się szybko okazało rzeczywistość znacząco różniła się od marzeń. Pełen energii przeszedł z okrętu do portu rozglądając się uważnie po okolicy. Słońce patrzyło na niego z wysoka jakby złośliwie próbując swymi promieniami drażnić oczy. Elf był jednak na tyle zadowolony z ciepła padającego mu na twarz, że nawet się nie zasłaniał.

Salarin zdecydowanie mógł być postrzegany jako pociągający mężczyzna. Wysoki jak na elfie standardy o srebrno-białych włosach i zielonych oczach. Jego sylwetka zdradzała, że wysiłek fizyczny nie jest mu obcy lecz w jego ruchach dało się także zauważyć pewną dozę gracji i elegancji. Wyraźnie zarysowane mięśnie praktycznie nie miały na sobie żadnego zbędnego tłuszczu. Nie był to typ, któremu dłonie zgrabiały od wojowania mieczem, jego palce potrafiły być bardzo zwinne i delikatne jeśli tylko było to potrzebne. Prezentował się całkiem dostojnie i bogato. Nosił najwyżej jakości koszulkę kolczą z mithrilu, która tylko w niewielki sposób krępowała jego ruchy. Pod nią miał czarną koszulę dobrze kontrastującą ze srebrną zbroją oraz innymi dodatkami. Spodnie wykonane z ciemnej skóry zdobione były złotym motywem natomiast buty wyposażone były w liczne klamerki zapewniające idealne dopasowanie do nogi. Aksamitny, czarny płaszcz do ziemi dodawał mu tajemniczości, natomiast skórzane rękawice koloru spodni dopełniały wizerunku. Całość będąca mieszanką złota, oraz czerni z odrobiną czerwieni dodawała mu elegancji. Na jego plecach można było także dostrzec łuk i kołczan ze strzałami.


Kiedy zwykle pojawiał się w nowym miejscu padał ofiarą licznych ciekawskich spojrzeń i szeptów. Tutaj jednak sytuacja była inna, nieliczni mieszkańcy goniący tylko za sobie znanymi sprawami praktycznie nie zwracali uwagi na przybyszów. Wyglądali jakby ciężar obowiązków jak i czasów, w których żyli był zbyt duży by mogli uśmiechnąć się czy okazać radość w jakikolwiek sposób.

Miejscem, w którym każdy zapomina o problemach jest niewątpliwie karczma. Choćby na zewnątrz padał deszcz, błyskawice miotane gniewem Bogów uderzały o ziemię, a niebo zakryte było gęstymi chmurami to w gospodzie panować musi zawsze radosna atmosfera. „Musi” bo śmiech, muzyka i dźwięki zderzających się kufli są warunkiem absolutnie niezbędnym w tym miejscu jak chociażby oddychanie do życia. Jak się wkrótce okazało przybytek noszący wdzięczną nazwę ewidentnie wskazującą na stan uzębienia gospodarza rządził się własnymi prawami.

Po drodze jednak zaczepił ich pewien chłopiec. Salarin z życzliwością patrzył na jego zakłopotanie i zastanawiał się intensywnie dlaczego też nikt nie zapisał mu tych informacji na kartce. Dzieci w tym wieku chyba uczą się już czytać, a nawet jeśli jeszcze by dukał to i tak byłoby to bardziej zrozumiałe niż to czego właśnie doświadczyli.

Zbliżając się co raz bardziej do gospody Salarin uważnie patrzył pod nogi żeby przypadkiem nie wdepnąć w żadną niespodziankę. Dzielnica, w której się znajdowali ewidentnie mówiła im, że tutaj wszystko może się zdarzyć. W końcu dojrzał szyld „U Szczerbatego Griga”, a stojące przy wejściu prostytutki obdarzył przelotnym spojrzeniem ewidentnie bez zainteresowania. Tym co go bardziej zaciekawiło był wzrok Lairiel skierowany właśnie ku tym kobietom. Uniósł wyżej brew nie kryjąc własnego uśmieszku i wszedł do przybytku zaraz za paladynką. Nim zdążył w jakikolwiek sposób przyjrzeć się wystrojowi wnętrz dosłownie wszedł na Lairiel, która pod wpływem ‘uroków’ karczmy stanęła jak wryta. Przypadkiem jego dłoń uderzyła w jej pancerz na wysokości pośladków jednak było to na tyle lekkie, że nie poczuła. Miał przynajmniej taką nadzieję i czym prędzej powiedział:

- Ouh, wybacz. Co się…

Wtedy i do jego nozdrzy dotarła iście wybuchowa mieszanka zapachów, a raczej smrodów dzielnie wspierana przez obrazy i dźwięki rzygających ludzi. W tej jednej chwili pożałował, że unikał przez większość rejsu obecności Filuta. Może gdyby się do niego przyzwyczaił to teraz mógłby opanować grymas na twarzy wywołany tym miejscem. „Widzę, że inwestycja w lepsze samopoczucie się zwróciła…” pomyślał patrząc na jeden ze stołów. Kiedy przemówił do nich właściciel tego miejsca Salarin upewnił się, że nazwa gospody nie wzięła się bez powodu. Z kolei na propozycję zamówienia odpowiedział od razu.

- Dla mnie nic, dziękuję.

Czym prędzej udał się ze wszystkimi na zaplecze będąc ciekaw co też mają im do powiedzenia. Wysłuchał słów Gustava ze skupioną miną starając się przeanalizować wszystkie informacje. Kiedy rycerz skończył mówić odezwał się Randal, który swoimi słowami wywołał na twarzy pieśniarza zniesmaczony grymas. Chciwość, toporne słowa bez krztyny wyczucia i stawianie takich warunków jakie stawiał nie przypominały Salarinowi żadnego elfa jakiego kiedykolwiek znał. Spojrzał na maga wzrokiem kompletnie wypranym z szacunku i miał zamiar już zabrać głos kiedy zrobiła to Lairiel. Słuchał jej z zagadkowym uśmiechem na twarzy wpatrując się w jej morskie oczy. Powiadają, że to oczy są zwierciadłem duszy, szukał w nich potwierdzenia jej słów i prawdy. Pokiwał głową sam do siebie jakby znajdując to czego szukał. Im dłużej ją znał tym bardziej go zaskakiwała swoją osobą.

- Twoje słowa są niczym balsam dla mojej duszy. Nie możesz przejść obojętnie? Chcesz zrobić coś co nie zostanie zapomniane? Niewielu na tym świecie jest takich. Cieszę się, że spotkałem kogoś jeszcze.

Wstał i podszedł do paladynki stając tuż przed nią. Położył dłoń na jej ramieniu i powiedział:

- Pomogę Ci. Będę zaszczycony mogąc stanąć u Twego boku przy tym zadaniu.

Złoto nie interesowało go wcale. Salarina nie można było kupić, dla niego ceną była chwała.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 25-02-2012 o 18:47.
Bronthion jest offline