Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2012, 00:46   #191
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
- Widzicie! Nawet on się na to zgadza... - Rzucił, ale po chwili spoważniał. Potrzebowali kogoś kto naprawdę potrafi obsługiwać tą maszynę. Nie wątpił w umiejętności marine, jednak sytuacja była krytyczna.
- Jakie szanse dajecie im na powrót? - Zapytał resztę. Nadchodził czas na podjęcie decyzji.
- Mam wątpliwości względem Kastnera, ale Eckstein przyprowadzi komisarza choćby musiał bagnetem wycinać sobie przejścia przez ściany. - Isaak wyglądał na bardziej rozbawionego kwestią lexmechanika, niż przejętego. Widać było, iż całkowicie ufał strukturze wojskowej i pozostawiał decyzję kapitanowi - Nie wiemy oczywiście, czy lord-komisarz w ogóle żyje, ale stawiam że tak. Ktoś z was jeszcze mu towarzyszy?

Trudno było ukryć zbrojmistrzowi chłodny uśmiech. Nigdy nie czuł wobec nikogo złośliwej satysfakcji... no może poza Magnax, kiedy wkurzył Sulminasa tym gigantycznym wybuchem w środku jego przemowy... no i kiedy pomścił żołnierzy którzy szli z nim na Fidelis Libertum w ataku na placówkę rebeliantów.
Po lexmechaniku nie spodziewał się innej odpowiedzi. W Mechanicum priorytety były najważniejsze. Byli w stanie się poświęcić na równi z Marines jeżeli chodzi o wypełnienie zadania.
- Muszę przyznać, że odpowiednio wyszkolony człowiek jest w stanie dorównać w walce Kosmicznemu Marine. Jeżeli warunkiem dochrapania się waszego “stopnia” było zabicie renegackiego marine... w takim razie na pewno ktoś wróci. Cokolwiek jednak postanowimy... i tak musimy czekać z odłączeniem się do momentu, kiedy Łzawiciel zacznie zmierzać do utonięcia... - po chwili dodał bardzo cicho - ...w oceanie łez.

Kapitan zamyślił się.
- Przygotować się do odlotu. Wnieście Traxa, bo raczej sam sobie nie poradzi. No chyba, że zajebiście dobrze skacze na jednej nodze... Czekamy na nich dosłownie 5 minut. Jeśli nikt do tego czasu nie wróci - odlatujemy. Jakieś wątpliwości?

- Raczej nie. Zajmijcie się wniesieniem rannego. Będę obserwować Łzawiciela, Ubój i przyszykuję Ducha Maszyny oraz wyliczenia względem naszego... lotu.

Blint przytaknął głową.
- Aleeno, sądzisz, że dasz radę zająć się potem moją nogą? Powiedzmy, że nie miewa się najlepiej...

- Najpierw mógłby się ktoś zająć reką Siostry - rzucił Sorcane podłączając się znów do lądownika, obserwując uważnie scenę za iluminatorem.
Aleena spojrzała na swoją rękę, na towarzyszy... I poczuła beznadzieję sytuacji. To nie było proste złamanie, wybicie nadgarstka... Wymagało bardziej specjalistycznego podejścia, a Siostra zaczynała zauważać problemy swojej sytuacji... Co najgorsze- sama nie mogła sobie z nią poradzić.

-Posadzcie mnie pod sciana.. - rzucil blady wciaz Trax - Obejrze ja.. - Spojrzal na hospitalerke, czul sie winny, bo w koncu.. to byla czesciowo jego wina. - Nie wiecie jak.. - pokrecil tylko glowa i urwal probujac usiasc o wlasnych silach i odtracajac reke siostry wedrujaca zeby go powstrzymac.

Aleena wyglądała przez chwilę, jakby miała zamiar się spierać, ale poddała się i wykonała prośbę Traxa. Skrzywiła się w pewnym momencie i spojrzała po reszcie.
- Komisarz.. Ardor.. Kierują się tutaj. - patrzyła na towarzyszy - Czekać.. o ile mamy możliwość.. ewakuacji.

- Co ty?.. - zapytal Trax zdziwony podnoszac wzrok na hospitalerke.
Aleena spojrzała zdziwiona na medyka.
- Nie słyszałeś tego przekazu...?
- eee.. - zawahal sie Trax - Nie. - rozejrzal zdziwiony po reszcie.

Równocześnie nie tylko Sorcane, ale również pozostali dostrzegli nagły rozbłysk od krążownika wroga. Przez moment mogło przejść im przez myśl, że nie żyją -obłoki plazmy niemal do białości rozświetliły jednostkę, gdy wystrzeliła pełną salwę z baterii z burty. Pociski z zawrotną prędkością zniknęły, oddalając się od nich, jednak trzy rozbłysły trafiając w niewidoczny cel. Wtem z odległego, niewidocznego dla nich ale niewielkiego w skali takich starć miejsca nadeszła responsa. Czerwona powłoka rozświetliła się w niewielkim dystansie pod wpływem dwóch bezpośrednich trafień, a na sylwetce okrętu koloru nieba, na przeciwnej burcie fragment jednej z wież baterii zapadł się pod wpływem trafienia i rozgorzał pożar, niewątpliwie wysysający z niewielkiej jego części tlen.
Był tu ktoś jeszcze, niektórzy mogli mieć podejrzenia, jaki okręt walczył z Władcami ich metodami. Jednostka zdrajców wygasiła własne silniki ustawione na chyba minimalnej mocy i gwałtownie odpaliła wszystkie przeciwstawne silniki hamujące, by praktycznie zatrzymać się w miejscu przed Łzawicielem.
Nieoczekiwana zmiana sytuacji prowadziła do utraty kontroli...
Twarz techpiechura wyrażała... zdumienie. Rozwarł lekko usta i gapił się swoim zdrowym okiem szeroko otwartym.
- Ja pierdolę... - wyszeptał
Kruki przyleciały... i od razu powitały swoich “starszych braci” z pełną serdecznością.

Aleena spojrzała zdezorientowana, krzywiąc się z bólu. Wydusiła z siebie tylko:
- Kto...? - zerknęła na Traxa, jakby w nim szukając odpowiedzi, w najbliżej znajdującej się osobie.

- Nie wiem.. - Trax odwrocil glowe - Co to do cholery bylo?! - nie czekajac na odpowiedz powrocil do ramienia siostry, ostroznie badajac “uszkodzenia” - Nie ruszaj sie prosze.

- To... hmmm... tydzień temu robiłem diagnostykę tego akcelerator.

- CO TO KURWA BYLO?! - wrzasnal poirytowany Trax przerywajac monolog techmarine’a i troche zbyt mocno poruszajac ramieniem siostry.

Aleena Medalae, Haajve Sorcane, Johnatan Trax, Max Vogt, Sihas Blint

oraz
Ardor Domitianus, Borya Volodyjovic, Gregor Malrathor

Wnet, ku ponownemu zaskoczeniu, wszyscy - zarówno ci w iglicy, jak i ci, którzy mieli się w niej niebawem pojawić poczuli natężenie odrażającej obecności.
Poza Vogtem i Sorcane'em i Krieganami, wszyscy oni znali je bardzo dobrze. Mimo wszystko, uczucie irracjonalnego lęku pozostawiało wątpliwości, czy to dobrze.
Z wysadzonego szybu windy, w którym jakiś czas temu zniknął Alfred, wychylił się i wyszedł paladyn Ardor Domitianus w czarnym pancerzu MkVIII Kruczej Gwardii, z charakterystycznym ostrzem u boku - które Haajve z szokiem, bo co innego słyszeć, co innego widzieć na własne oczy - rozpoznał jako ostrze Sulminasa. Przez ramię przerzuconego miał inkwizycyjnego akolitę z Vostroyańskiego siedemnastego, Boryę Volodyjovica. Paladyn miał urżniętą część boku w paskudny sposób, rozpłatanie nie pozwalało na wylanie się organów tylko przez sztywność pancerza. Szramę jak po szponie z boku szyi, pozostawioną przez cztery skalpele Sihas, Johnatan i Aleena widzieli w momencie jej zadania...
Borya, przerzucony przez ramię, był nienaturalny sztywny i wyprostowany - miecz w pochwie przyklejony by ł twardą taśmą, chyba dwiema rolkami do jego kręgosłupa, szyi i głowy.
Z windy za nimi wydostali się przywiązani do siebie liną Alfred w samym kombinezonie bez kamizelki, płaszcza, maski i broni a za nim lord komisarz. Malrathor zmaltretowany, poodbijany, miał też przestrzelone kolano i był posiniały jakby od naprawdę potężnego uderzenia. Tych trzech mężczyzn z ich grupy razem dostarczało pokaźny repertuar różnorodnych koszmarów paramedyków polowych.
Za nimi z szybu wyłonił się ich informator w habicie o twarzy za welonem, w czerni, rękawej zakrywając jakiś pokaźnych rozmiarów obły przedmiot, obejmowany niczym dziecko.

Osoby w iglicy prezentowały niewiele lepszy widok.
Johnatan Trax siedział pod ścianą obok wielkiej wyrwy, w którą wbiło się coś, co mogło być tylko spodnią częścią lądownika Aquila. Był poobijany, miał kilka strupów, nie miał natomiast nogi odstrzelonej chyba z broni laserowej powyżej kolana, w połowie wysokości uda. Opatulony był płaszczem Isaaka, który zasalutował skoro tylko Gregor znalazł się w zasięgu wzroku. Sihas przerwał wydawanie jakiegoś rodzaju rozkazów. Techpiechur Haajve Sorcane - zbrojmistrz - ubrany był nad wyraz niezwyczajnie, w długi płaszcz jak jakiegoś rodzaju najemne ścierwo z Podkopca i podobnie był wyposażony. Jedno z jego opalowo czarnych oczu było krwawą miazgą w oczodole, z widocznymi odłamkami szkła i kawałkiem metalu. Podobnie jak Ardor, nawet się nie krzywił. Pod scianą stał zdezorientowany mężczyzna w wieku może Traxa, o wosjkowo przystrzyżonych włosach, w kombinezonie próżniowym bez hełmu. Wszystkich obojętnym wzrokiem mierzył lexmechanik w mundurze pilota. Siostra Medalae klęczała obok Traxa, jej ręka była wykrzywiona pod niemożliwym kątem wskazującym na... wyrwanie ze stawu. Cud, że była przytomna. Wyraz jej twarzy świadczył, iż daleko jej było do stoickości Astartes, podobnie jak ślady po łzach bólu. Choć niewielu ze zgromadzonych ich tego dnia nie zaznało. Trax, mimo braku nogi, najwidoczniej próbował wstawić ramię z powrotem w staw, ale jego osłabione ręce nie były w stanie tego wykonać, próby tylko powiększały ból kobiety.

Trax nie zauwazajac nowoprzybylych w pierwszym momencie kontynuowal ogladajac konczyne siostry poirytowany gledzeniem techmarinea - Niedobrze.. - mruknal - rozerwana torebka stawowa.. Na razie nie ma zakazenia.. Nerwy wygladaja na poszarpane.. Potrzebna bedzie specjalistyczna pomoc albo reka... - spojrzal wymownie na siostre... Patrzyl chwile na samo ramie, podtrzymujac za nadgarstek by nie obciazac barku. Milczal przez chwile, jakby analizujac co zrobic. Pchnal lekko, jakby na probe.
Słyszalne było ciche chrupnięcie. Zamysł medyka był ryzykowny i okazał się błędem. Łzy spłynęły Aleenie po policzku, gdy westchnęła, niezdolna krzyknąć wobec nagłej fali bólu w całym ręku. Trax mógł mieć nawet dobry pomysł z medycznego punktu widzenia - wyrwanie do końca ramienia, by rozewrzeć łożysko stawu - jednak nie miał do tego dość siły i zdołał tylko zadać Aleenie dodatkowy, najdotkliwszy jak dotychczas ból.
Trax spojrzal na hospitalerke wystraszony, nie wiedzial dlaczego ale cos bylo nie tak. Chcial nastawic reke. - Ja..... - zajaknal sie obserwujac swoj wyczyn. - Ja.. - zacisnal zeby i ponownie zajal sie Aleena oceniajac szkody jakie wyrzadzil - Wszystko, wszystko w porzadku?... - zadal nadzwyczaj glupie ale automatyczne pytanie.
Uniesiona ręka techpiechura powitała wraz z ledwie dostrzegalnym uśmiechem nowoprzybyłych. Nawet tego paskudnego jegomościa w habicie.
- Witam - powiedział - Dobrze, was widzieć.

Aleena nie była w tym stanie skupić się na nowoprzybyłych, czy nawet szybko odpowiedzieć Traxowi. Ból owładnął jej myśli... Dopiero po momencie spojrzała na medyka, nie próbując nawet powstrzymać łez bólu i wyjąkała:
- Ja... Nie... - zacisnęła zęby i zamknęła silnie oczy, wyraźnie walcząc z cierpieniem.

Medyk spojrzal na siostre i zawahal sie. - Przykro mi.. - spojrzal jej w twarz - Musimy ja wstawic.. Dasz rade? - zapytal, ale nie czekajac na odpowiedz zawolal - Bracie Haajve, potrzebna mi wasza pomoc..

Co prawda za utratę oka Sorcane miał ochotę podać pomocną dłoń i umieścić ją w gardle Traxa, jednak powoli zwlekł się z fotela.
- Byle szybko. - powiedział chłodno.

Trax zerknal nieufnie na postac techmarine’a i skrzywil sie widzac stan jego oka. Nie skomentowal tego jednak i wskazal na ramie siostry - Trzeba wstawic Aleenie ramie. Nie wyglada to najlepiej.. na pewno jest bardzo bolesne.. musi to byc zrobione jak najszybciej a potem usztywnione.. ufam ze posiadasz jeszcze tasme Bracie? - powiedzial John - Tu nei ma miejsca na bledy.. - Wiesz jak to zrobic? moge poinstruowac.. - dodal niepewnie.

- Może nie amputowałem kończyn w celach sanitarnych, ale nastawić ramię umiem nawet samemu...
Krytycznym okiem techmarine spojrzał na Siostrę. Powoli przyłożył dłoń do jej ramienia, delikatnie pomacał i już wszystko wiedział.

- To nie jest standardowa procedura Bracie.. Dlatego wolalem sie upewnic ze wiesz jak postapic.. - wtracil Trax.

- Hmmm... rozumiem... nastawianie komuś ramienia kto jest odziany w pancerz wspomagany... hmmm.. tak zdecydowanie niestandardowa procedura - powiedział z cierpką miną Haajve.

- Ramie siostry nie jest wystawuione, zlamane czy lekko przemieszczone, jest praktycznie wyrwane. To czyni procedure bardzo.. delikatna.. - zaczal miec watpliwosci co do swojej decyzji, pozwol mi wyjasnic jak to ma wygladac, nie chce wiecej bolu, ktorego ona moze juz nie zniesc. Chce uniknac sytuacji sprzed.. - zacial sie przypominajac sobie o fatalnej amputacji.

- Ekhm... ty nie rozumiesz prostej sprawy. Ona ma na sobie pancerz wspomagany Siostry Hospitaler. Tego się nie da zrobić delikatnie... musiałbym szarpnął z całej siły, bo muszę jednocześnie siłować się z jej zbroją, pojmujesz, medyku? - ostatnie słowa już dodał z wielką irytacją w głosie - Póki nie znajdzie się w Konsylarium, NIC nie da się zrobić.

-Dobrze.. ale prosze. Przyloz sie do tego. - westchnal wyraznie zmartwiony Trax.
- Pogódź się z tym że Twoja dziewczyna będzie miała zdruzgotaną łapkę jeszcze przez jakiś czas. Pomyśl jaka była potrzebna siła, aby wyrządzić taką szkodę komuś w pancerzu wspomaganym, a potem pomyśl ile potrzeba siły, aby precyzyjnie wstawić na miejsce. - tutaj już Haajve zrobił grobową minę - Jeżeli Praeco Mortis przepędzi Uboja, a jej się pogorszy wtedy spróbuję zmontować dla niej razem z konsyliarzem jakąś bionikę. - zbrojmistrz nachylił się do Traxa aby ten mógł sobie dobrze obejrzeć “swoją robotę” - Taaak... bionika przyda się jeszcze paru innym osobom, nie sądzisz?

Trax zaciskal piesci patrzac sie w twarz Haajve, mial ochote splunac, wybic mu ostatnie oko, zetrzec ten glupawy wyraz twarzy, ale resztkami swiadomosci powstrzymal sie i wysyczal - Najwyrazniej, “WIDZE” to bardzo wyraznie, BRACIE techpiechurze.
Początkowo Aleena myślała, że zamroczenie bólem przeinaczyło słowa Haajve, jednak... Spojrzała na niego pełnym bólu i niedowierzania wzrokiem. Jak on ją nazwał...? Jak on miał czelność...?
- ZOSTAW JA BLUZNIERCO! - krzyknal Trax, zyla pulsowala mu na skroni, zupelnie jak wczesniej, zlapal go za poly plaszcza i wlozyl cala pozostala mu jeszcze sile w probe rzucenia go jak najdalej o siostry. Granica jego tolerancyjnosci prysla. Wysiłek medyka zaskoczył Haajve’a, ten go aż odtrącił od Aleeny, ale zwalił się obok na metalową posadzką wobec braku nogi i ogólnego wyczerpania. Zryw kosztował go więcej niż przypuszczał.
Gregor miał stanowczo zły humor. Nie był w nastroju na przepychanki. Ryknął głosem od którego zadrżały adamantytowe ściany okrętu.
- SPOKÓJ!!! - powiódł złym wzrokiem po całości ekipy. - W każdej innej sytuacji... zachowałbym spokój. Ale pozwolę sobie zauważyć że dziś na tym właśnie okręcie okazało się że arcynieprzyjaciel posiada czarnoksiężników zdolnych do posiadania dowolnej postaci. Oznacza to, że każdy z was może być zdrajcą. Następna osoba która będzie bluźnić w mojej obecności, lub zaatakuje swojego towarzysza zostanie poddana natychmiastowej polowej egzekucji. Mamy na głowie demony, czarnoksiężników, zdradzieckich Astartes, Imperator jeden wie co jeszcze i odmawiam słuchania jak zachowujecie się jak banda niedorozwiniętych dzieciaków. Teraz do roboty. Mamy wydostać się z tego okrętu. Mamy transport. Zakładam że jeden z was jest pilotem. Przygotować maszynę do startu. Ranni w sposób nie zagrażający życiu pozostają sprawą drugorzędną dopóki nie wydostaniemy się poza zasięg wrogiego okrętu. I od tej pory macie zachowywać się jak jednostka wojskowa. Czy wyraziłem się jasno?
- Kronikarz i reszta pozostałych przy życiu Egzemplariuszy namierzyła wroga i walczy, oddajac swoje życia, byśmy mogli uciec... - osobnik w habicie uzupełnił wypowiedź komisarza - Nie zmarnujmy tego czasu.
Dwaj Krieganie na boku podeszli do siebie i wymienili uścisk dłoni, po czym Isaak zaczął cichym szeptem informować go, co zaszło w międzczyasie.
Ardor delikatnie ułożył Boryię na ziemi. Paladyn rzekł głosem spokojnym i opanowanym::
-Tak jakby jest tutaj człowiek z uszkodzonym kręgosłupem. Wydaję mi się, że nie miałby nic naprzeciwko opiece medycznej. Potem, czy możemy zrobić to po co tutaj przyszliśmy, czyli wycofać się? Nie żebym narzekał, ale wróg jest coraz bliżej, a my się nie oddalamy.
Odstąpiwszy o krok Sorcane nie podtrzymał medyka. Reakcja pozostałych była zrozumiała. Z dowcipem wyjątkowo przesadził, ale miał dosyć tej sytuacji, desperacji jaką przejawia Trax, tego że stracił przez niego oko oraz humorów jakie każdy w koło miał.
Widząc reakcję Lorda Komisarza, w pełni uzasadnioną zresztą, od razu pomyślał o tym jak dwójka medyków wylądowała przed komunikatorem łamiąc sobie nawzajem kości. Zasalutował i zwrócił się do nowo przybyłych.
- W tej chwili Praeco Mortis atakuje statek klasy Ubój. - zaczął raportować Haajve - Gdyby nie to że się pojawił planowaliśmy pod osłoną krążownika dokonać awaryjnego lądowania na Nowym Koryncie. Aquila jest maskowana przed augerami, jednak jesteśmy na minimalnym zasięgu i renegaci mogą nas wypatrzeć zwykłym sprzętem optycznym. Czekaliśmy tylko na to czy zdołacie do nas dotrzeć. - skinął głową i przeszedł na sam przód lądownika - Proszę wchodzić na pokład. Jeżeli ktoś ma doświadczenie w pilotażu, będę potrzebować pomocy. Teraz krytyczna decyzja. Albo próbujemy wlecieć w atmosferę i przeczekać bitwę albo lecimy bezpośrednio na Praeco Mortis.
Trax przez chwilę próbował się podnieść, po czym poczuł silny ból w nodze. Podniósł wzrok na lorda komisarza, chcąc spojrzeć na Haajve’a, jednak jemu jak i Aleenie wzrok przesłoniła sylwetka w czarnym habicie.
- Jak straciłeś nogę...? - zapytał z udawanym zainteresowaniem.

- Mikrouszkodzenie kombinezonu - wykrztusil Trax - dekompresja.. zyly bezuzyteczne.. martwica.. - Probowal nie mysleć o bolu jaki sprawila mu amputacja wiec urwal.

- Ekhm... - lexmechanik odchrząknął, by zwrócić uwagę WSZYSTKICH w tym pomieszczeniu.
- Aquila posiada jedynie sześć miejsc w przedziale pasażerskim, na ciasno, oraz dwa dla pilotów...

- I zapewne nie ma żadnej możliwości by upchnąć gdzieś dodatkowe osoby, prawda? - Gregor zapytał z zainteresowaniem. - Żadnego przedziału transportowego, ani nic takiego?
- Lordzie Komisarzu. Aquila to lądownik oficerski... a wy właśnie jesteście w przedziale pasażerskim. - powiedział spokojnie Sorcane.
- Wiem o tym. Zdajesz sobie sprawę że jedyną inną możliwością przetrwania na tym etapie jest siedzenie w tej przeklętej iglicy aż okręt uderzy o powierzchnię morza? - Zapytał Gregor retorycznie.
- Okręt uderzy o powierzchnię oceanu, jednak w lądowniku moglibyśmy awaryjnie lądować. Taki był pierwotny wariant. Teraz mamy odsiecz od moich Braci, jednak nie wiemy jaki będzie wynik walki. Poza tym - Sorcane zwrócił swoje oko na każdego z obecnych - Przykro mi to mówić, ale miejsce jest dokładnie tyle ile potrzeba na... hmm... trzon komórki inkwizytoskiej. Akurat na tych o najwyższym priorytecie, z tego co się orientuję. Jeżeli chcemy lecieć wszyscy musimy albo zostać w iglicy i modlić się do Imperatora o miękkie lądowanie albo zdobyć większy wahadłowiec na pokładzie startowym. Ewentualnie, jeżeli Ubój ucieknie lub zostanie zniszczony, a będzie dosyć czasu to przerzucamy ludzi partiami.
- A jak daleko dokładnie znajduje się pokład startowy? - Zapytał spokojnie Gregor - Wolałbym uniknąć porzucania ludzi.
- Hmmm... Lordzie Komisarzu. - zbrojmistrz wskazał sekcję dziobową, która została przez Ubój doszczętnie... rozpie... rozwalona - Tam jest pokład startowy. A raczej to co z niego zostało.
- Jaki był więc twój cel w podawaniu tego jako możliwej opcji, poza oczywistą próbą zirytowania mnie? - Gregor potrząsnął głową w rezygnacji - Jakie są szanse że będziemy w stanie zabrać ludzi którzy będą w okręcie podczas wodowania?
To pytanie wymagało głębszego zastanowienia.
- Jak powiedział lexmechanik tutaj jest miejsce przy ścisku na sześć osób plus dwóch pilotów. Zapewne można wziąć więcej, jednak będzie się to wiązać z tym, że ktoś będzie albo leżeć na podłodze, albo na siedzieć na czyiś kolanach i tego typu rzeczy. Przy lądowaniu orbitalnym... jest to niewykonalne. Przy locie w atmosferze... ujdzie.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline