Głęboki śnieg spowalniał jego ruchy i przy każdym kroku powodował niepotrzebny hałas. Na szczęsne wilcze ujadanie zagłuszało inne dźwięki. Obejście polany od właściwej strony, chwilę trwało, ale w końcu znalazł się na pozycji, obok klatek. Przez ten czas szaman zdążył wyrysować na piersi dziewczyny tajemnicze symbole a jego pomagierzy zabrali się za wyjmowanie z klatki kolejnego wilka. Ten moment wybrał na uderzenie.
Obnażony miecz, znów zalśnił złowróżbnym blaskiem a Duingan znowu poczuł jak krew buzuje mu w żyłach. Czerwona mgiełka jeszcze nie przykryła mu wzroku, ale jeszcze nikomu nie upuścił krwi...
Pierwsza klatka poszła w drzazgi jak tylko spadło na nią uderzenie miecza, podobnie druga. Pilnujący wilków zwierzoludzie, zareagowali z opóźnieniem i zanim ruszyli w kierunku Duingana, zwierzęta z dwóch klatek były już wolne i skoczyły im do gardeł. To dało krasnoludowi czas na uwolnienie kolejnych a wilki zdawały się tylko na to czekać. Żaden nie rzucał się na dzierżącego miecz krasnoluda. Co więcej, kiedy jeden ze zwierzoludzi przedarł się przez szare kłębowisko i zamierzył się na Zabójcę, natychmiast opadły go szare cielska, porzucając swoją dotychczasową zdobycz. Zwierzęta z ostatniej klatki rzucił się na zwierzoludzi, taszczących ich towarzysza w kierunku ołtarza i wspólnie z nim zaatakowały jego oprawców. Polana wypełniła się wilczym wyciem, warczeniem i krzykami zwierzoludzi.
Po początkowej przewadze wynikłej z zaskoczenia, walka szybko się wyrównała. Wilki co prawda zagryzły trzech zwierzoludzi, dwóch kolejnych okaleczyły, ale sam straciły trzech towarzyszy a dwójka zuchwałych basiorów, która rzucała się na wodza została przez niego zmasakrowana. Potężny bastigor rozpłatał jednego wilka niemal na pół, a drugiego złapał gołymi rękami a postawił w kierunku szamana, który podobnie jak poprzednio wyrwał mu serce i wycisnął je nad dziewczyną.
Na polanie zostało osiem wilków, skupionych teraz wokół Duingana. Większość nosiła jakieś ślady walki i wcześniejszej niewoli. Na przeciw niech stanęło ośmiu zwierzoludzi, dwóch kolejnych wciąż pilnowało rzucającego się po klatce białego basiora. W tamtą stronę skierowało się też dwóch rannych potworów.
Duingan na razie zciął się tylko z kilkoma zwierzoludźmi, ale póki co, to wilki mordowały. Krasnolud czuł jak powoli ogarnia go czerwony szał, tak jak przed poprzednią potyczką. Żądza krwi i mordu powoli wypełniała jego umysł. Jeszcze się kontrolował, ale jak długo to potrwa? A przede wszystkim czy warto było się powstrzymywać przed jej nadejściem?
Wielki wódz odszedł od ołtarza i staną na czele swych ludzi, z okrwawionym tropem w dłoniach. Bastigor ryknął potężnie i uderzył się pięścią w pierś. Wyszedł dwa kroki przed szereg i pokazał palcem na Diungana...
__________________ naturalne jak telekineza. |