Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2012, 20:21   #99
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post Mg

Silverymoon

2 Ches(Marzec)
noc

Saebrineth Siedziała na parapecie okna gospody, w której to przyszło jej spędzić ostatnie dni. Bawiła się błyskotką na łańcuszku.


Amuletem, a jakże. Magicznym amuletem, który dostała wraz ze zleceniem w Waterdeep.
Zleceniodawca Saebrineth był bogaty, sądząc po szatach. Oraz znany i ceniący sobie prywatność jednocześnie, sądząc po masce którą założył na spotkanie z Saebrineth.
Zadanie z początku wydawało się proste dla tak zaradnej dziewczyny jak ona. Odnaleźć pewną osobę i ukraść jej błyskotkę, przy możliwie jak najmniejszym rozgłosie.
Wynagrodzenie za tą robótkę było spore, a zaliczka uwiarygodniła możliwości finansowe klienta.
W dodatku otrzymała amulet, który miał jej znacznie ułatwić zadanie. Bowiem potrafił zlokalizować przedmiot, którego szukała. Naszyjnik ze smoczych pazurów.
Problem w tym, że niedoszła ofiara zamiast siedzieć w miejscu wyruszyła w podróż klucząc i często zmieniając kierunek swych wojaży. Zupełnie jakby wiedziała, że ona jest na jego tropie. Albo próbowała zgubić pościg.
Dopadła ją dopiero w Silverymoon, na kilka godzin przed atakiem. Mężczyzna rzeczywiście zachowywał się jak ścigane zwierzę. Kluczył, krył się, zmieniał postać.
Ale nie tak łatwo było ją zgubić. Już zaczęła planować jak mu ukradnie ów naszyjnik, gdy Silverymoon zostało zaatakowane!

A gdy sytuacja w mieście została opanowana, naszyjnik wraz z właścicielem zniknął. I zgodnie z tym co twierdził ten amulet, byli teraz wiele kilometrów stąd!
Łatwa misja, przestała być już taka łatwa. Za to stała się frustrująca.

Rozmyślania elfki, przerwały dźwięki rogów. Orki nacierały ponownie!
Spokój w mieście bowiem nie trwał długo. Kilka godzin po opanowaniu sytuacji, zielonoskórzy znów ruszali do boju.
Obecny ich atak różnił się od zwykłych orczych wypraw wojennych. Armia była bardziej zdyscyplinowana, uzbrojona, i wyposażona w maszyny oblężnicze.



A dowodzona przez naznaczone piekielnym pochodzeniem Tannaruki


Orcza armia zamierzała tym razem zdobyć Silverymoon. A w interesie Saebrineth było wydostanie się z miasta jak najszybciej, tym bardziej że osobnik dla którego tu przybyła, już to uczynił.




~


Świątynia Sune w Silverymoon była relatywnie nowym przybytkiem w tym mieście. Dlatego też nie była ani duża, ani bogato zdobiona. Choć urodą deklasowała sąsiednie świątynie bóstw. Była dowodem, że piękno nie wymaga ni bogactwa ni potęgi.
Aislin właśnie wznosiła modły przed obliczem Ognistowłosej Pani.


Będącej jednocześnie symbolem jej bogini.

Nagle świątynia zatrzęsła się w posadach. Znaczyło to, że gdzieś w pobliżu spadł głaz.
Czyli że orki ponowiły natarcie na Silverymoon.
Gdy zadrżały mury, ranni zgromadzeni w świątyni wydali z siebie okrzyki przerażenia. Głaz spadł zapewne blisko. A co jeśli trafi w świątynię? To wszak nie przybytek Tempusa czy Helma, oparta na łukach ażurowa konstrukcja świątyni nie miała stawiać czoła takim zagrożeniom jak oblężenie.
Kolejny wstrząs. Kolejne okrzyki strachu.
Modły jednak zostały ukończone, a Aislin mogła dalej nieść pomóc potrzebującym.
Zanim jednak wstała, usłyszała za sobą znajomy głos. Ciepły w brzmieniu i miły.
-Nie przemęczaj się moja droga. Nikomu nie pomożesz, jeśli padniesz z wyczerpania.- głos cioteczki Mirimę. Będącej arcykapłanką tej świątyni.



Mirima miała już swoje lata i wiek nieubłaganie wyciskał piętno na jej twarzy. Nie ukrywała tego jak niektóre kapłanki Sune. Wprost przeciwnie. Z dumą obnosiła się ze śladami czasu na swej twarzy udowadniając, że kobieta może być piękna bez względu na to ile ma lat.
-Szkoda, że utknęłaś tu z nami w tych ciężkich czasach. Wolałabym abyś zachowała milsze wspomnienia o tym mieście. I mogła w pełni docenić jego piękno.- rzekła Mirima nieco melancholijnie. Po czym dodała z ciepłym uśmiechem.- I doceniam twoje poświęcenie dla innych Aislin, ale jesteś tylko aasimarką. I od czasu do czasu powinnaś poświęcić parę godzin na sen i posiłki.
Okraszając kolejne słowa nieco łobuzerską nutą rzekła.- W refektarzu wydają właśnie posiłek. Bułki z miodem roboty pana Blugggerfoota, to po prostu niebo w gębie, zwłaszcza popijane wybornym winem. Może skusisz się na parę?


Wysoki Las

2 Ches(Marzec)
wczesny ranek

Orcze mordy panoszyły się w chwili obecnej nie tylko w okolicach Silverymoon. W samym Wysokim Lesie również zaroiło się od nich całkiem licznie, tu jednak one nie wlazły, nie... tu Orki po prostu się nagle pojawiły, rozprzestrzeniając od północno-wschodniego krańca na wiele kilometrów w głębię borów, zabijając każdą napotkaną istotę i zwierzę, oraz niszcząc sam las toporami i ogniem.


Zielona plaga zdawała się wprost nie mieć końca, i nie były to zwyczajowe, tępe Orki, lecz dosyć mocne, przebiegłe, i rogate gbury. W Wysokim Lesie zapanowało więc spore poruszenie, a dotychczas konkurujące ze sobą w nim frakcje zaczęły nagle poważnie zastanawiać się nad połączeniem sił w chwili zagrożenia. Jednak od rozmyślań do działania daleka często droga, póki więc co, Elfy, Centaury i Drzewce jedynie między sobą debatowały...

Yasumrae Tilven nie należała jednak do "wolnomyślicieli", podobnie jak i nie należała do żadnego plemienia. Elfia Druidka przemierzała knieje jedynie w towarzystwie swej imponującej tygrysicy, będąc mocno poddenerwowaną tak parszywym zachowaniem Orczych gnid, względem tak wielce przez nią szanowanej przyrody.

Nadszedł czas działania, nie debatowania.

Podchodziła więc właśnie ostrożnie pół tuzina takowych intruzów, rechoczących sobie przy ognisku. Zajadali się zaś oni trzema sarnami, które najwyraźniej całkiem nie tak dawno upolowali, nie wystawiając na czas obozu żadnej straży. Na jednej z ich wbitych w ziemię włóczni sterczała z kolei głowa jakiegoś nieszczęsnego Elfa, który miał pecha na nich się natknąć. Jego szeroko rozwarte z przerażenia oczy świadczyły zaś o wyjątkowo strasznych, ostatnich chwilach... a Druidka była przez to wszystko dosyć wściekła, co nie zdarzało jej się często, i w chwili obecnej w jej sercu płonęła chęć zemsty.


Skradając się wraz z Sarchie od strony dosyć gęstych zarośli, miała całkiem dobry widok na owe niewielkie obozowisko, i już ledwie jakieś piętnaście kroków do rogaczy...




~


Tymczasem, w innej części Wysokiego Lasu.

- No nie wiem, nie dasz rady - Cob uśmiechnął się zadziornie do Vestigi, ta jednak, skupiając, nie odezwała się ani słowem.
- A co jak da? - Spytał elf Iriel, ona zaś spokojnie mierzyła już w cel.
- To zeżrę te wasze chlebowe... - Wojak nie dokończył, tropicielka bowiem zwolniła cięciwę, a strzała pomknęła w sam środek prowizorycznej tarczy. Wśród wiwatów paru innych mężczyzn dopiero po chwili elfka spojrzała na Coba, i tym razem ona uśmiechnęła się do niego wyjątkowo szeroko.



~

Nudziła się cholernie, siedząc na tyłach wyjątkowo wolno jadącego wozu. Droga była wszak nierówna, będąca niemalże ścieżką, pełną przeszkód, kupiec złorzeczył co chwilę, a jego żona kłapała buźką bez ustanku. To pewnie z nerwów, przemierzając po raz pierwszy tak gęsty, tajemniczy las. Dla Vestigi była to z kolei rutyna, choć zmysły miała wyczulone na wszelkie niebezpieczeństwa, których w nim było co nie miara.

Tym razem jednak obeszło się bez jakichkolwiek problemów, wóz dotarł na miejsce, lud osady zbiegł się przy nim czym prędzej, doprowadzając do sporego jazgotu, kupiec zachwalał swoje wyroby, a ona... ona chciała ciszy i spokoju. Z ulgą przyjęła więc fakt, iż ich kolejne zadanie dobiegło końca, i mogła wraz z resztą niewielkiego oddziału udać się własną drogą.

~

Zwyczajne polowanie na dziczyznę przybrało dosyć niespodziewany przebieg. Vestigia, skradając się cicho wśród drzew, widziała już swój cel. Naciągnęła cięciwę, wymierzyła... wtedy też gdzieś z lewej strony rozległ się jakiś męski krzyk, a właściwie nawoływanie o pomoc. Spłoszony dzik czmychnął czym prędzej, Elfka z kolei zmarszczyła nos. Takie amatorstwo nie mogło mieć miejsca w oddziale, musiało więc stać się coś naprawdę wyjątkowego.

I stało.

Darsaadi, jedyna poza nią Elfka wśród mężczyzn, zniknęła w trakcie polowania. Rozproszyli się po terenie, ledwie kilkanaście metrów od siebie, zachodząc w ten sposób dzika, a kobieta nagle zniknęła bez najmniejszego piśnięcia. Pozostał po niej jedynie leżący bezpańsko łuk, oraz odrobina krwi...


W milczeniu przypatrywali się znalezisku, a wśród drzew zerwał się nagle lekki wietrzyk, a okoliczny szum przyrody podkreślił jakby powagę sytuacji. Czyżby nagle z myśliwych stali się zwierzyną?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-02-2012 o 13:22. Powód: zmiana imienia i poprawki ;)
abishai jest offline