Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2012, 16:19   #36
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Skądże to pani przyszło do głowy! - wyrzucił z siebie oburzony pan Etherington mierząc Julię pełnym nagany spojrzeniem.
- Po prostu chciałam się upewnić – wzruszyła niewinnie ramionami. - Nie twierdzę przecież, że ma jakieś zdolności.
- Mój syn nie ma „żadnych zdolności”!
- Doskonale – pokiwała grzecznie główką przygryzając wargę jak mała zmanierowana dziewczynka. - I nie rozumiem dlaczego się pan tak denerwuje. To było tylko pytanie. Wie pan, co mówią o pytaniach? Głupie nie istnieją.
- To ta Irlandka, prawda? - lord uniósł krzaczaste brwi. - Nawciskała pani do głowy bzdur. To zło wcielone, rozumiecie? - przeniósł wymownie wzrok na Jamesa, który wydawał się tą rozmową lekko zażenowany a lekko rozbawiony. Zakrywał dłonią usta i wypatrywał czegoś za oknem ostentacyjnie nie włączając się do dyskusji.
- Aoife jest może odrobinę wulgarna – Julia wywróciła oczami - ale w granicach uroczej autentyczności. Nie widzę powodu żeby pan źle o niej mówił, sir.
- Uroczej? Ba! - starszy pan zaśmiał się gardłowo i dodał szeptem. - W niej nie ma nic uroczego. To Nephandi...
- Panie Etherington! - tym razem to Julia się uniosła. Zaraz jednak zmarszczka biegnąca przez środek jej czoła się wygładziła a kobieta dodała już spokojnie. - Skąd pan zna Aoife, sir?
- Jej matka była pokojówką w Oakspark a jej reputacja... daleka była od nienagannej. Jeśli wiedzą państwo co mam na myśli.
- Domyślamy się – dodał James, który nadal zasłaniał usta wierzchem dłoni jakby bał się, że za moment zacznie kichać. Albo, co gorsza, wybuchnie śmiechem. Julia znała go na wylot i od razu dostrzegła drobne zmarszczki w kącikach oczu, które zdradzały jego rozbawienie.
- Otóż kiedy okazało się, że pokojówka spodziewa się dziecka została odprawiona z Oakspark a ja obiecałem wesprzeć ją finansowo.
- Z czystej dobroduszności? - wtrąciła sceptycznie Julia.
- Owszem, z czystej dobroduszności! - przyznał lord Etherington ale Julia ani przez chwilę mu nie uwierzyła.
- A kto właściwie jest ojcem Aoife? - zapytała wprost.
Pan Etherington chyba najpierw przybladł aby zaraz poczerwienieć na policzkach.
- Nie mam pojęcia! I cóż to w ogóle za niestosowne pytanie!
Kłamał jak z nut. Julia była niemal pewna, że to on przyczynił się w dużej mierze do zepsucia reputacji byłej pokojówki.

- Tak czy inaczej, to, że jej matka była rozwiązła i nie wiadomo, kto jest jej ojcem nie oznacza, że Aoife zboczyła na ciemne ścieżki. A już na pewno nie dowodzi, że jest Nephandi. To bardzo poważne oskarżenie, sir. Mogę zapytać na czym pan opiera te domysły?
- Powiedzmy, że podpowiada mi to moja intuicja – odparł dumnie unosząc podbródek. - A ta mnie nigdy nie zawodzi.

Uparty, zaślepiony nienawiścią staruch - tak o nim wtedy pomyślała.
Niemniej postanowiła się już nie kłócić bo lord gotów zmienić zdanie co do powierzenia pod jej skrzydła swojej drogocennej latorośli. Pożegnała się już bez zbędnej zwłoki dając lordowi czas na ochłonięcie. Na tą chwilę wyglądał tak jakby wisiało nad nim widmo rychłego zawału.


* * *

Wyjątkowo to James prowadził automobil. Julia uznała, że bardziej komfortowo będzie jej się rozmawiało z młodym paniczem Etheringtonem gdy nie będzie miała rąk przyklejonych do kierownicy. Poza tym chciała patrzeć mu w oczy ponieważ to one często zdradzały więcej niż słowa.
Samochód podskoczył na wyboju co przywiodło na twarz Lloyda uśmiech ekscytacji.
- Co sądzisz o wypadku? Słyszałam, że na powozie znaleziono głębokie regularne wgłębienia – Julia ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu. - Mówią, że to po szponach.

- Szponach? Powóz wpadł w poślizg, przewrócił się. Ot, cała historia – odparł młody panicz, który nie odwzajemniał jej spojrzeń prosto w oczy. Jego wzrok raz za razem zsuwał się na subtelne krągłości panny Darlington co ta odebrała jako niegroźny i zdrowy odruch dorastającego chłopca. Wcześniej Lloyd wyjaśnił jej, że w domu bywa rzadko a większą część roku przebywa w wojskowej szkole z internatem. Może stąd ta heca z żołnierzykami? Bynajmniej nie jest infantylny a to wyłącznie część jakiś ćwiczeń ze strategi i taktyki wojennej? Rodzaj pomocy naukowych?

- Oj, spłycasz temat mój drogi młodzieńcze - Julia zaśmiała się perliście ściągając z szyi jedwabny szal, który objawił jej może nie do końca przyzwoity dekolt i porcelanową biel skóry. - Ja wolę wersje bardziej tajemnicze. Sceptycyzm jest może praktyczny ale jakże nudny. Nie przydarzyło ci się nigdy nic niezwykłego drogi Lloydzie? Coś co ciężko wyjaśnić racjonalnie a jednak powoduje pewną fascynację i skurcz żołądka? Uwielbiam takie historie! - klasnęła w dłonie zachęcając go do zwierzeń. - Wydaje mi się, że jako dzieci jesteśmy bardziej wrażliwi na to co niewidoczne dla oczu ale później zatracamy tą intuicję. Czy przydarzyło ci się kiedyś coś nieprawdopodobnego? No dalej, dżentelmenie. Nie zawiedź oczekiwań głodnej wrażeń damy - jej uśmiech niósł z sobą jakąś niepokorną obietnicę.

- Coś tajemniczego? - Lloyd powtórzył za Julią. - Coś nieprawdopodobnego?? - Przez chwilę zdawać się mogło, że chłopak rozpocznie opowieść na jaką Julia Darlington czekała. Jego głos był rozparzony, wzrok skupiony w jednym punkcie.
Problem w tym, że tym punktem była odsłonięta część piersi kobiety. Chłopak mógł być teraz w świecie marzeń, ale nie takich jak dziedziczka fortuny Darlingtonów mogłaby chcieć, żeby był.

- Loyd, skup się - Julia strzeliła palcami na wysokości własnych oczu zmuszając by chłopak tam przeniósł spojrzenie. - Pytam nie bez powodu. Powiedzmy, że czasem miewam... sny - zaśmiała się w pewien sposób bagatelizując temat. - Myślę, że mam jakieś dalekie cygańskie korzenie, to szalenie romantyczne, nie uważasz? W każdym razie tak się składa - postanowiła zagrać w otwarte karty bo młodzieniec był dość nieczuły na wszelkie aluzje poza oczywiście nieprzyzwoitymi - że miałam sen. Był w nim las i ty Loydzie. Tyle, że prezentowałeś się dużo młodziej niż obecnie. Wzywałeś pomocy. Prawdę mówiąc... chyba byłeś przerażony. Chciałabym byś się nad tym zastanowił. Czy ta sytuacja coś ci mówi? - pochyliła się nad nim kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Lllas?? - Młodzieniec zająknął się. Rozejrzał się podejrzliwie po pojeździe, jakby szukał kogoś kto mógłby ich podsłuchać. - Ojciec zabronił o tym mówić. - Ściszył głos. - Kiedyś zgubiłem się w lesie przylegającym do domu. Zgubiłem się, to źle powiedziane. Wyszedłem z domu, we śnie chyba, bo tego nie pamiętam. W zasadzie to niewiele z tego pamiętam. Obudziłem się gdy ktoś, jakiś policjant, zaświecił mi latarką w oczy. Byłem cały brudny. Miałem podarte ubranie i poranione stopy.

- To... - Julia nie kryła zaciekawienia. Szukała właściwego słowa i w końcu poprzestała na powściągliwym - interesujące. Czy kiedykolwiek później przytrafiło ci się coś podobnego? I ile wówczas miałeś lat mój drogi? I nie martw się swoim ojcem. Jestem pewna, że miałby nic przeciwko tej rozmowie gdyby wiedział, że przyświeca nam jedynie troska o twoją osobę.


- Miałem wtedy jakieś sześć lat. - Odparł cicho. Potem nastało niezręczne milczenie. Widać było, że chłopak rozważa jakieś za i przeciw.
Droga, którą już raz jechali, ale w nocy, była całkiem, całkiem. Drzewa z obu stron. Trawa, zielona i soczysta. Piękna okolica. A gdy wjechali na szosę prowadząca do samego Bath widoki stały się jeszcze piękniejsze. Istna sielanka.
- To samo powiedział ojciec. - W końcu młody Etherington przerwał ciszę. - Że to z troski o moja osobą. Lepiej, żeby się nigdy nie dowiedział. - Coś w tonie jego głosu mówił rodzeństwu Darlington, że chłopak wolałby żeby to był ich mały sekret.


- Nie martw się skarbie – w geście fatygi nakryła jego dłoń swoją własną. - Twoje tajemnice są ze mną bezpieczne...

Więcej nie naciskała, chłopak i tak powiedział dość. Resztę wyzna jej wieczorem zielona wróżka. Musi zobaczyć co wydarzyło się owego wieczora kiedy Lloyd doznał jednorazowej amnezji. Poranione stopy i potargane ubranie? Wielkie nieba, to brzmiało jak cytaty z mrożącej krew w żyłach powieści o wilkołakach.
Julia odwróciła głowę aby chłopiec nie dostrzegł jej żywego od uniesienia rozedrganego uśmiechu.
Jakie to fascynujące!

* * *

Pracownia mistrza Aakena zrobiła na Julii piorunujące wrażenie. Szum tysiąca wskazówek odbijał się echem od ścian tworząc melodię piękniejszą niż jakikolwiek twór matki natury. Serce drżało z euforii kiedy przysłuchiwała się tym magicznym dźwiękom przemijania.
Powitała właściciela wręczając mu zawiniątko przygotowane przez Irlandkę.
- Aoife przesyła pozdrowienia, sir.

Po czym ujęła pod jedno ramię Jamesa, pod drugie Lloyda i z lubością poczęła przechadzać się po zakładzie. Nie widziała powodu aby nie sprawić sobie jakiegoś urzekającego drobiazgu skoro już trafiła do tego królestwa zębatych kółek, ręcznie malowanych tarcz i wskazówek z giętego mosiądzu. Może była magiem, a obecnie również domorosłym detektywem ale koniec końców – i to przede wszystkim – była po prostu kobietą. A jako taka uwielbiała wydawać pieniądze. Najbardziej zaś nie swoje.
 
liliel jest offline