Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2012, 20:28   #89
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wydarzenia wieczora nie dawały Arabelli spokoju. Kobieta taka jak Francesca nie mogła po prostu zniknąć. To było nie do pomyślenia. Dziewczyna bała się jednak groźby Zebedeusza. Uwierzyła mu, w jego spojrzeniu nie było wahania, był gotowy ją zabić. Przystanęła w cieniu jednego z domów by uspokoić oddech i skryć swoje jasne włosy w cieniu kaptura. Nie chciała zostać zauważona, szczególnie teraz gdy potrzebowała chwili do namysłu.
Jej dłoń powędrowała do kieszeni płaszcza w którym kryła się mała pamiątka po szlachciance. Zastanawiała się czy była tu sama. Gdzie był jej małżonek? Informacje które dostała wspominały o parze szlacheckiej, a opis wyglądu mężczyzny mniej więcej się zgadzał. W końcu w ciągu tych miesięcy od ostatniej wizyty w ich rezydencji trochę mogło się zmienić. Mógł ściąć włosy, tak dla przykładu. Skoro jednak ona została zarażona chaosem, to czy on również? Jeżeli oni, to czy drużyna także? Kupiec nie wspominał nic o zaufaniu, tylko że przybędą i po co przybędą.
Potrząsnęła głową by pozbyć się myśli i pytań, które mogły zaczekać. Właściwie nie mogły, jednak bez spotkania z nimi wprowadzały jedynie niepotrzebny zamęt w jej głowie. Nawet po spotkaniu zapewne nie uzyska odpowiedzi na chociażby jedno z nich, zamiast tego dojdą kolejne wątpliwości. Jakże prostsze było jej życie gdy po prostu wędrowała z przyjaciółmi ciesząc się z każdej chwili.
Ruszyła w dalszą drogę mając nadzieję, że nie spotka na niej Zebedeusza. Nienawidziła siebie za ten strach, a jego za to, że go w niej wywołał.
Karczma była nieco bardziej zatłoczona niż w chwili, w której ją opuściła. Odrzuciła kaptur do tyłu, po czym niemal natychmiast tego pożałowała. Wiedziała, że jej twarz w momentach gdy się nie kontrolowała, potrafiła wyrażać każdą z emocji, jakie właśnie odczuwała. Teraz nastąpił jeden z takich momentów. Roztrzęsiona po spotkaniu z kultystką i Zebem nie byłą w stanie w porę nad sobą zapanować. Zaskoczenie było pierwsze. Po nim nastąpił strach, tym większy, że już wcześniej odczuwany. Na koniec, nim zdołała się opamiętać, jej twarz wyrażała smutek, bo chociaż cieszyła się że go spotkała to jednak pamiętała doskonale, że znał ją zanim utraciła głos. Był żywym wspomnieniem tamtych dni, bolącym wspomnieniem. Skinęła mu głową, po czym uważniej przyjrzała się jego towarzyszom. Nagłe zrozumienie sprawiło, że jej wzrok nabrał czujności. Nie chcąc wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania, odpowiedziała uśmiechem na kilka powitalnych zawołań. Nie była jeszcze gotowa na konfrontację z przeszłością. Zamiast tego podeszła do szynku i zamówiła u Thomasa kolację. W końcu pora była tak w sam raz by zadbać o potrzeby ciała. Co prawda nie czuła głodu jednak wiedziała że w końcu się pojawi, a nie chciała męczyć się później całą noc. Jadło na stole było również sposobem na powstrzymanie próśb o pokazanie kilku sztuczek. Nie powstrzymało jednak jej samej od zerkania co chwilę w stronę szlachcica. Wiedziała że prędzej czy później będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Była jednak gotowa odkładać ten moment w nieskończoność.

- Arabella, prawda? - Chociaż co jakiś czas spoglądała w tamtą stronę, nie zauważyła nawet, kiedy szlachcic wstał i podszedł.
Drgnęła, przez co o mały włos nie rozlała wina. Zaskoczył ją mimo iż była pewna, że dopiero co sprawdzała co robił i bez dwóch zdań siedział przy swoim stoliku. Tak właśnie się kończy pozwalanie by myśli płynęły swobodnie. Kiedyś przez takie coś jak nic zaliczy sztylet w plecy.
Skinęła głową w odpowiedzi na jego pytanie. Co innego miała zrobić? Odpowiedź nadeszła w następnej sekundzie. Oczywiście... Kryjąc zdenerwowanie za uśmiechem, wskazała mu krzesło. Miała niejasne wrażenie, że powinna wstać ale... Siedzenie było pewniejsze, a najpewniejsze byłoby wzięcie nóg za pas i zwianie do pokoju. Tylko co by jej to dało? Nic, poza niesmakiem i wstydem dnia następnego... I pewnie kilku kolejnych.
Zaskoczony nieco milczącym powitaniem Detlef zajął wskazane miejsce.
- Dzień dobry - powiedział. - Miło cię zobaczyć. - Standardowa formuła, idealna na niespodziewane spotkania. - Czy to właśnie ty zostałaś zaproszona na przyjęcie przez panią Roeger? - spytał. - Imię od razu wydało mi się znajome.
W zasadzie chciał się dowiedzieć, co cyrkówka robi na tym zadupiu, zamiast zgarniać oklaski i srebro w jakimś wielkim mieście, ale nie wypadało od czegoś takiego zaczynać rozmowy.
Ponownie skinęła głową, zastanawiając się jednocześnie skąd wie o zaproszeniu. Albo plotki szybko się rozchodziły albo przedsiębiorcza i dumna kobieta zdążyła się do niego dobrać. W końcu szlachcic na przyjęciu znacznie podnosił jego rangę. To, że pamiętał jej imię jednocześnie mile ją połechtało i całkiem pogrzebało nadzieję na to, że jednak mógł jej nie rozpoznać. Czekała na jego kolejne słowa, zastanawiając się jednocześnie czy na kartkach wystarczy miejsca, by móc przeprowadzić rozmowę bez wyprawy do pokoju. Aczkolwiek ta ostatnia wcale nie wydawała się takim złym pomysłem. W jej głowie zrodził się pomysł by go do siebie zaprosić, jednak szybko go odrzuciła. Zresztą, on zapewne zrobiłby to samo. Mężczyźni i kobiety znajdujący się na takich pozycjach społecznych jak oni oboje odwiedzali swe pokoje tylko w jednym celu. Zdawała sobie sprawę z tego równie dobrze, jak siedzący naprzeciw niej mężczyzna.
- Stało się coś, panno Arabello? - spytał Detlef. Nigdy nie uznawał się za znawcę kobiet, ale co leżało u podstaw dziwnego milczenia młodej niewiasty.
Tchórz, tchórz, tchórz... To jedno słowo brzęczało w jej głowie niczym uciążliwa mucha. Dajcie jej uzbrojonego przeciwnika to stanie z nim do walki, ale powiedzieć komuś kto ją znał wcześniej, słyszał jej głos i bił brawo, że nie jest w stanie wydobyć z siebie jednego słowa napawało ją zwyczajnym, głupim strachem. Na dodatek był to niemal zupełnie nieznany jej człowiek.
Pokręciła przecząco głową, gestem który był jednym wielkim kłamstwem. Powoli, jakby jej dłoń ważyła więcej niż była w stanie unieść, uniosła ją najpierw do gardła, a później zakryła nią usta. Gdy odłożyła ją z powrotem na stół, nawet lekko się uśmiechała. No i proszę, dwa gesty i po krzyku, gdyby oczywiście mogła krzyczeć...
Raczej nie wyglądało na to, żeby radość ze spotkania odebrała Arabelli głos, zaciskając jej gardło ze wzruszenia.
- Nie chcesz, czy nie możesz mówić? - spytał.
Przynajmniej odpowiedź na to pytanie była już prostsza. Uniosła dłoń, po czym zgięła trzy palce, pozostawiając dwa, mające oznaczać drugą opcję, z tych, które przedstawił. Oczywiście mogłaby mu pokazać dlaczego, jednak zdjęcie kołnierza chroniącego jej szyję w miejscu publicznym było dla niej niemal jak pozowanie bez reszty ubrania. Sala jadalna karczmy zdecydowanie się do tego nie nadawała.
W oczach Detlefa pojawił się błysk żalu. W końcu pamiętał jej głos, zdecydowanie bardziej, niż jej umiejętności akrobatyczne.
- Od dawna? - spytał. - I jak to się stało? - dodał. - Nie, nie mów, jeśli nie chcesz - powiedział szybko.
I to by w sumie było tyle jeżeli chodziło o oszczędzanie papieru. Odpowiedź na jego pytania nie dała się pokazać, trzeba ją było napisać. Może i nie chciała mu odpowiadać, jednak napięcie powoli z niej schodziło, a to w końcu nie była wielka tajemnica. Wyjęła obie kartki, po czym na powrót schowała tą z groźbą, lekko się przy tym wzdrygnąwszy. Niemal zapomniała, że Detlef nie był jedynym powodem jej strachu.
Odwróciwszy papier tak by nie było widać jej zamówienia u Thomasa, w końcu nie o to chodziło szlachcicowi, zaczęła pisać by po chwili przesunąć informację w jego stronę.
* Parę miesięcy temu, w Montfort. Karczmę, w której występowałam zaatakowali wyznawcy Khorna. Miałam pecha, lub jak rzekła kapłanka Shallyi, szczęście i przeżyłam. *
Detlef skinął powoli głową. Przeżycie spotkania z kultystami świadczyło o szczęściu. Poniesione koszty - o czymś całkiem przeciwnym.
- A jak trafiłaś tutaj, do Heisenbergu? - spytał.
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Tak, opis się zgadzał podobnie jak w przypadku Zebedeusza, aczkolwiek co do tego ostatniego z początku nie miała pewności. Uśmiechnęła się radośniej, upiła nieco wina, zupełnie jakby prowadzili przyjemną rozmowę, po czym napisała jedno słowo.
* Skrzynia *
Detlef spojrzał na nią zaskoczony. Nie do końca wiedział, czy wierzyć własnym oczom.
- Skąd wiedziałaś? - spytał.
Zawahała się nim napisała kolejne słowo. Wyraźnie nie czuła się pewnie rozmawiając o tym w karczmie.
*kupiec*
- Wiesz coś o kultystach w Heisenbergu? -
spytał cicho, pochylając się ku niej. Nie chciał, by ktokolwiek inny usłyszał z tego choćby słowo.
Skinęła głową, po czym posłała mu długie, zalotne spojrzenie przeznaczone bardziej dla postronnych niż Detlefa jako takiego. Pospiesznie skreśliła kilka słów.
* Trzeci pokój po prawej stronie korytarza licząc od schodów. Będę czekała. Zapukaj trzy razy.*
Odczekała aż przeczyta po czym zabrała kartkę i wstała. Odwróciła się w stronę karczmarza i skłoniła głową jak zwykle przed udaniem się na spoczynek. Gdy ponownie spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę, nadal miała na ustach wesoły uśmiech. Pożegnała go tak samo jak Thomasa, pomachała wesoło jeszcze paru osobom, po czym ruszyła w stronę schodów by wedle tego co napisała, czekać na wizytę “jej” szlachcica.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline