Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-02-2012, 13:01   #81
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Knutowi minął pomysł zabicia łowcy czarownic. Głupia myśl – no bo jak to? Po co? Co by tym osiągnął? Obicie inkwizytorskiej gęby – to co innego, może by go nauczyło rezonu, a i Knutowi poprawiło humor. Zajęty tymi myślami żołnierz nagle usłyszał, że stał się obiektem przesłuchania. Zmieszał się – nie przywykł do rozmów z przedstawicielami władzy. Zaś nad zawiłości gier słownych zwykł przedkładać prostotę fizycznej konfrontacji.

- Panie łowca – zaczął – Kompanów moich gadulstwo tak panu zbrzydło, że ja powiem prosto. My poszukiwacze przygód – po świecie jeździm, zarobku przy trudnej i niebezpiecznej pracy szukając. Jako i wielu w tych ciężkich czasach. Zbrojni jesteśmy, odważni i nie dajemy sobie w kaszę dmuchać – to nasze atuty. A czemu obrońcy Imperium? No bo zdarzyło nam się czarnoksiężnika, co demona przyzywał o łeb skrócić i jesteśmy z tego dumni. I myśmy sobie z kolegą takie przyrzeczenie dali, co by chaos i jego sługi tępić. Może się pan śmiać, samozwańczymi bohaterami przezywać, ale dla nas to ważne. Bo nam zależy. A co my tu robimy? Ano jedziemy wozem, od miasta do miasta, od sioła do sioła. Jak to poszukiwacze przygód, ludzie luźni, pracy po kraju szukający. Do wioski żeśmy zdążali, co by przed nocą w karczmie zasnąć. Patrzymy – a tu pod wioską demony plugawe kogoś napastują. No to my dawaj – oręż w dłoń i lać plugawe pomioty. A tu one znikają i przybiega pan łowca. I na nas krzyczy. Czemu broni nie oddajemy? Bo my nie hreczkosieje bojaźliwi, ino ludzie zbrojni, dzielni i nie dający sobie w kaszę dmuchać – co w naszym fachu konieczne. Dla nas broń jest obroną, chlebem powszednim i narzędziem pracy. I nie na pana inkwizytora broń wyciągaliśmy, ino na demony, co kogoś pod bramą biły. Czemu więc pan na nas palec oskarżycielsko wyciąga – na tych, co demony bili – a nie na tego, co je przyzwał, kimkolwiek jest? Pokaż nam skąd się demony w twojej wiosce wzięły – a sami je porąbiemy. Oskarżaj nas – a tylko większy opór napotkasz. I nie dlatego, że my jakieś winne zbiry, ale że my ludzie twardzi, swej niewinności gotowi bronić.

Knut nie rozgadał się tak… chyba od czasu uwolnienia kapłanek w Taugegebergu. Zupełnie nie wiedział, jak łowca zareaguje na jego tyradę. Chciał zacząć prosto, mówić prawdę, najwyżej przemilczając niewygodne szczegóły. Końcowo jednak duma wzięła górę i zamknął wypowiedź butną groźbą. Może i dobrze… niech sobie inkwizytor nie myśli.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 25-02-2012, 14:22   #82
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Albert, Detlef, Knut, Mordrin ***

Łowca wysłuchał słowotoku Knuta z wyraźnym zainteresowaniem. - No i widzisz panie niemowa, rozgadałeś się pan. I czuje, że się szczerze rozgadałeś. Takich jak pan, to ja lubię, panie poszukiwacz przygód. Prosto, bez owijania w bawełnę i na temat. Na to czekałem. – Zwrócił się do Szłomnika, tym razem już złagodzonym, może nawet przyjaznym, tonem.

Po chwili zmierzył jeszcze raz wszystkich wzrokiem - Co chciałem wiedzieć, to się dowiedziałem. Na mutantów i wyznawców Chaosu, to nie wyglądacie więc … Idźcie już, idźcie! A nuż się przydacie, bo coś się niepokojącego tu ostatnio dzieje. – ostanie zdanie powiedział zdecydowanie ciszej – Ale pamiętajcie, obserwować to ja was będę, więc oby me zaufanie do pańskich słów się potwierdziło! Hans wyprowadź ich, póki się nie rozmyśliłem i pomóż przyprowadzić tu Martina - wydał komendę swemu pomocnikowi, po czym odwrócił się i ruszył do piwnicznego pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 25-02-2012 o 14:26.
AJT jest offline  
Stary 25-02-2012, 14:49   #83
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Knut miał ambiwalentne uczucia. Był wszak już przekonany, że dojdzie do mordobicia, a tu zostali wypuszczeni wolno. I to dzięki jego – Knuta – słowom. Może słowa potrafią być bronią? Może ozorem daje się fechtować tak jak mieczem? Może nie wszystkie konfrontacje trzeba wygrywać siłą mięśni? Żołnierz nigdy nie był dobry w walce na słowa, ale coś w jego szczerej, dumnej wypowiedzi musiało spodobać się łowcy czarownic. Był więc Szłomnik jednocześnie zdziwiony, zaskoczony i w pewien sposób zadowolony z siebie.

- Widzisz, Bert – zwrócił się do towarzysza – Ty to taki światowy człowiek, a koniec końców ja prosto i twardo przegadałam łowcę.

Miał też plan na resztę wieczoru:

- Weźmy wóz i do karczmy chodźta. Odpocząć nam trzeba, piwa się napić – po czym dodał ciszej – Odczekać godzinkę, czy dwie…
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 25-02-2012, 20:03   #84
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Podobno.
Może praktyczniejsze byłoby zakopanie łowcy gdzieś pod jakimś drzewkiem? Z powodów bliżej Detlefowi nieznanych, być może pod wpływem przemowy Knuta, Kreibich zrezygnował z zatrzymania ich. Czy może nawet poddania torturom. A może doszedł do wniosku, że nie warto ryzykować starcia z kimś, kto był uzbrojony i nie przestraszył się magii nazwy przerażającej większość mieszkańców Imperium? Potencjalni podejrzani mieli na czołach wypisane, że nie ulegną bez walki?
Czy należało poważnie traktować obietnicę bacznej obserwacji? Z pewnością. Tak przynajmniej postąpiłby Detlef, a trudno było sądzić, że Kreibich miał lepszy charakter od rozmyślającego nad jego charakterem szlachcica. Mogło to nieco utrudnić odszukanie i zdobycie skrzyni, ale o tym można było pomyśleć później. Jutro na przykład. Nie mówiąc już o tym, że łowca nie mógł być wszędzie.

Skinąwszy głową Kreibichowi Detlef wyszedł na dwór i, nie sprzeciwiając się propozycji Knuta, chwycił konia za uzdę i ruszył w stronę gospody.

Stajnia do najbardziej okazałych nie należała, ale dla dwóch koni miejsce by się znalazło. Detlef zostawił swego wierzchowca pod opieką stajennego, któremu rzucił parę miedziaków. To gwarantowało, że koń będzie mieć jaką taką opiekę. To, że należał do Konrada, a nie do tymczasowego jeźdźca, miał niewielkie znaczenie. A gdy się zadbało o zwierzaka, można było pomyśleć o własnych potrzebach.
- Pokój na noc i jadło - zadysponował, wchodząc do sali jadalnej.
Przy stole, przy pełnej misce, będą sobie mogli podyskutować o planach na przyszłość.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-02-2012, 23:55   #85
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Widzisz Knucie, trochę świata co prawda zwiedziłem, ale z łowcami nie rozmawiałem nigdy jako podejrzany o jakie herezje czy inne niecne plany. Trochę mnie nerwy zżerały... - powiedział Albert tłumacząc nieco swoją wpadkę. Próbowanie znalezienia dobrego wytłumaczenia swojej porażki przerodziło się w łańcuszek E... Y... i temu podobnych ciągów samogłosek. Lynre w końcu zniechęcony powiedział.
- No tak, po prostu trzeba było z nim pogadać jak z równym sobie, a nie owijać w jakieś dziwne gadki, masz u mnie trzy piwa... - wszystko to mówił oczywiście gdy już opuścili posiadłość inkwizytora.
Albert dalej bacznie oglądał ulice, był bardzo ciekawy o co chodziło temu niziołkowi przed miastem... Latarnie... Rozglądał się za latarenkami.

W oberży zamówił posiłek, pokój i poprosił o misę z wodą. Chciał się zająć swoją raną przed pójściem spać.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 27-02-2012, 13:39   #86
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Albert, Detlef, Knut, Mordrin ***

Dotarli w końcu do “Wesołego Kubła” , zamówili pokoje na noc i jadło. Detlef porozmawiał chwilę z karczmarzem Thomasem po czym usiadł przy ławie.

Mimo późnej pory, karczma tętniła życiem. Było gwarno i nawet tłoczno. Karczmarz wydawał się bardzo przyjemny, był on niziołkiem imieniem Thomas. Sama karczma tętniła życiem, patrząc na ilość osób będącą tu w środku, widać było, że była ona centrum wszelkich spotkań mieszkańców Heisenburgu. Widać sukces karczmy, oczywiście poza tym, że była jedyna w okolicy, zapewniał jej właściciel. Niziołek, był bardzo towarzyskim i lubiany, a ceny panujące w jego dobytku były bardzo przyjazne. Można było się porządnie najeść, umyć i wyspać. Sprawne oko Knuta, pozwoliło mu dostrzec zawieszony na szyi karczmarza rzemyk. Z pewnością niziołek nosił jakiś amulet. Był on jednak schowany pod ubraniem, więc Szłomnik nie miał pojęcia co on przedstawia.

Widać, że karczma stanowiła główne centrum plotek i opowieści. Nad wszystkimi tematami górował, zbliżający się wielkimi krokami, przyjazd elektorki. Jednak dało się też usłyszeć rozmowy o spalonym domu, czy też działaniach łowcy. Ogólnie o wszystkim co działo się w okolicy, można było usłyszeć opowieść. Jak i zarówno samemu coś opowiedzieć, co znowu wiązało się z sympatią i zainteresowaniem tu obecnych. Bohaterom doszło chociażby do uszu, że niedawno przejeżdżał przez wioskę człowiek, ukrywający w wozie skavena. Czy też opowieść o pewnym elfie, który po wypiciu krasnoludzkiego piwa zamienił się parszywego, wstrętnego zwierzoczłeka.


*** Detlef***

Do szlachcia przysiadła się, w jednym momencie, pewna dama. Przedstawiła się imieniem Greta , Greta Roeger. Zainteresował ją powód przybycia do wioski von Halbacha. Zaprosiła go na zapoznawczy obiad, który miała wystawiać w następny dzień. Greta była bardzo towarzyską, ciekawską kobietą. Opowiedziała, że jej brat bliźniak właśnie zakończył kształcenie w Altdorfie i wraca właśnie do wioski. Miał już być dzisiaj, ale widocznie coś zatrzymało go po drodze. Na obiedzie miało być obecnym wielu interesujących ludzi z okolicy, z którymi szlachcic mógł się zapoznać. Między innymi cyrkówka Arabella, która już wcześniej otrzymała zaproszenie.


***Arabella***

Wściekła, wciąż zszokowana , a najbardziej to przestraszona dziewczyna w końcu dotarła do szynku. Ten krótki spacer powrotny pozwolił jej nieco się uspokoić, jednak z pewnością wciąż targały nią nerwy. Weszła do znajomej gospody. Jakże się zdziwiła, gdy od razu po przekroczeni progu, jej oczom ukazał się … Detlef.


***Zebedeusz***

Zebedeusz pozostawił rodzinie cały majątek Melissandry, co dodatkowo miało ich przekonać o milczeniu. Całe osiemdziesiąt złotych koron, było dodatkowym motywatorem ku temu. W zamian za to wziął z rodzinnego barku samogon oraz wino i zamiarem ostrego znieczulenia się i pozbawienia myśli ruszył na pole. Gdy znalazł ustronne miejsce rozpoczął wypróżnianie butelek…prędko pewnie nie zakończy.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 27-02-2012 o 16:28.
AJT jest offline  
Stary 27-02-2012, 16:43   #87
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Mordrin walnął dziarsko Alberta w bark.
-No widzisz. Nas nie ruszy byle wiedźmołap. Panowie ja będę siedział karczmie zapewne. Nie chce mi się spać, na wozie spałem.
Krasnolud chwycił kufel piwa i dosiadł się do jakieś grupy. Po chwili zasięgnął języka. Liczył że zyska sobie niebawem uznanie tłuszczy i postawią mu kilka kolejek byle dalej opowiadał. Być może dowie się czegoś więcej.
-Gość mu mówi. To wspaniałe khazadzkie piwo. Wiozłem je tutaj w tajemnicy. To elf sie pyta: "a skąd je masz?". To to ten mówi mu że kupił je od jakiegoś kupca co wracał od krasnoludów. W sumie to pomijając te kupiecką gadkę jak się targowali, ale najważniejsze że facet koniecznie chciał to sprzedać. W końcu zaoferował elfowi łyk, tak żeby poznać towar. Elf łyk do gardła. Stoi. Rozgląda się. Jeszcze jeden łyk... Puff! Obrósł nagle futrem na nogach, które zaraz stały się kopytami, wstał od krzesła. Stał się zwierzoczłekiem jakem żyw.
Mordrin zakrztusił się od śmiechu.
-Zamiast spiczastych uszu dostał rogów. Od khazadzkiego piwa!
-No wątpie żeby to było piwo i nie khazadzkie ale khuzdulskie.
-Panie Khazad ja tylko relacjonuję. A co tam słychać u was. Zabiliście wy jakiego trolla.
Mordrin się zaśmiał cicho.
-Na co polujecie?
-Na demony chłopie. Na demony. Ech... sucho w tym kuflu...
 
__________________
Sesja WHFR "Latem w Marienburgu" Czyli poszukiwania lewiatana, marienburskiej bestyji morskiej...
chaoelros jest offline  
Stary 27-02-2012, 20:27   #88
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ci dwaj? - karczmarz jakby odrobinę się skrzywił na pytanie o wisielców. - Zostali skazani przez pana Kreibicha za pomoc kultowi, który, jak twierdzi łowca, działa w Heisenburgu. Wiszą ku przestrodze innym - dodał. - Takie są metody działania łowcy. Podobno - odrobinę ściszył głos - ma zostać powieszona jeszcze jedna osoba, ale nikt nic o niej nie wie. Znaczy, kto to jest.
Detlef podziękował za informacje, po czym wrócił do stołu. Cóż, niezbyt długo dane mu było cieszyć się samotnością.

Szlachectwo zobowiązuje. Podobno. Szlachectwo ma zarówno dobre, jak i złe strony, a Detlef nie potrafił tak od razu zdecydować, do jakiej kategorii należy zaliczyć zaproszenie na przyjęcie zorganizowane przez Gretę Roeger. Że nie odmówi, to było jasne. W końcu nawet jeśli odzyskają skrzynię tego wieczora, to raczej niemożliwością było natychmiastowe ruszenie w drogę. Mieliby natychmiast łowcę na karku. A co szkodziło zapoznanie się z miejscową śmietanką towarzyską. Co prawda nikt nie będzie miał na czole napisane “kultysta”, ale nie o to wszak chodziło. Można będzie coś zjeść, wymienić się informacjami z życia okolicy i wyższych sfer. I odpowiadać na niedyskretne pytania, na przykład o powód przybycia.
- Skoro jej wysokość elektorka Emanuelle von Liebowitz, może tu przyjechać, to tym bardziej może to zrobić skromny szlachcic von Halbach - odpowiedział.
To wystarczyło. Zapewne Greta Roeger sama sobie dośpiewała resztę.

Gdyby nie rozmowa z panią Roeger raczej by sobie nie przypomniał, kim jest młoda kobieta, która od czasu do czasu spoglądała w jego stronę. Twarz była mu znajoma, ale imię? Skojarzył tylko i wyłącznie dzięki temu, że jego jutrzejsza gospodyni wspomniała o cyrkówce Arabelli. A ona? Usiłowała go sobie przypomnieć, czy też coś od niego chciała? W zasadzie... co mu szkodziło sprawdzić.
Wstał i ruszył w stronę stołu, przy którym siedziała Arabella.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-02-2012, 20:28   #89
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wydarzenia wieczora nie dawały Arabelli spokoju. Kobieta taka jak Francesca nie mogła po prostu zniknąć. To było nie do pomyślenia. Dziewczyna bała się jednak groźby Zebedeusza. Uwierzyła mu, w jego spojrzeniu nie było wahania, był gotowy ją zabić. Przystanęła w cieniu jednego z domów by uspokoić oddech i skryć swoje jasne włosy w cieniu kaptura. Nie chciała zostać zauważona, szczególnie teraz gdy potrzebowała chwili do namysłu.
Jej dłoń powędrowała do kieszeni płaszcza w którym kryła się mała pamiątka po szlachciance. Zastanawiała się czy była tu sama. Gdzie był jej małżonek? Informacje które dostała wspominały o parze szlacheckiej, a opis wyglądu mężczyzny mniej więcej się zgadzał. W końcu w ciągu tych miesięcy od ostatniej wizyty w ich rezydencji trochę mogło się zmienić. Mógł ściąć włosy, tak dla przykładu. Skoro jednak ona została zarażona chaosem, to czy on również? Jeżeli oni, to czy drużyna także? Kupiec nie wspominał nic o zaufaniu, tylko że przybędą i po co przybędą.
Potrząsnęła głową by pozbyć się myśli i pytań, które mogły zaczekać. Właściwie nie mogły, jednak bez spotkania z nimi wprowadzały jedynie niepotrzebny zamęt w jej głowie. Nawet po spotkaniu zapewne nie uzyska odpowiedzi na chociażby jedno z nich, zamiast tego dojdą kolejne wątpliwości. Jakże prostsze było jej życie gdy po prostu wędrowała z przyjaciółmi ciesząc się z każdej chwili.
Ruszyła w dalszą drogę mając nadzieję, że nie spotka na niej Zebedeusza. Nienawidziła siebie za ten strach, a jego za to, że go w niej wywołał.
Karczma była nieco bardziej zatłoczona niż w chwili, w której ją opuściła. Odrzuciła kaptur do tyłu, po czym niemal natychmiast tego pożałowała. Wiedziała, że jej twarz w momentach gdy się nie kontrolowała, potrafiła wyrażać każdą z emocji, jakie właśnie odczuwała. Teraz nastąpił jeden z takich momentów. Roztrzęsiona po spotkaniu z kultystką i Zebem nie byłą w stanie w porę nad sobą zapanować. Zaskoczenie było pierwsze. Po nim nastąpił strach, tym większy, że już wcześniej odczuwany. Na koniec, nim zdołała się opamiętać, jej twarz wyrażała smutek, bo chociaż cieszyła się że go spotkała to jednak pamiętała doskonale, że znał ją zanim utraciła głos. Był żywym wspomnieniem tamtych dni, bolącym wspomnieniem. Skinęła mu głową, po czym uważniej przyjrzała się jego towarzyszom. Nagłe zrozumienie sprawiło, że jej wzrok nabrał czujności. Nie chcąc wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania, odpowiedziała uśmiechem na kilka powitalnych zawołań. Nie była jeszcze gotowa na konfrontację z przeszłością. Zamiast tego podeszła do szynku i zamówiła u Thomasa kolację. W końcu pora była tak w sam raz by zadbać o potrzeby ciała. Co prawda nie czuła głodu jednak wiedziała że w końcu się pojawi, a nie chciała męczyć się później całą noc. Jadło na stole było również sposobem na powstrzymanie próśb o pokazanie kilku sztuczek. Nie powstrzymało jednak jej samej od zerkania co chwilę w stronę szlachcica. Wiedziała że prędzej czy później będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Była jednak gotowa odkładać ten moment w nieskończoność.

- Arabella, prawda? - Chociaż co jakiś czas spoglądała w tamtą stronę, nie zauważyła nawet, kiedy szlachcic wstał i podszedł.
Drgnęła, przez co o mały włos nie rozlała wina. Zaskoczył ją mimo iż była pewna, że dopiero co sprawdzała co robił i bez dwóch zdań siedział przy swoim stoliku. Tak właśnie się kończy pozwalanie by myśli płynęły swobodnie. Kiedyś przez takie coś jak nic zaliczy sztylet w plecy.
Skinęła głową w odpowiedzi na jego pytanie. Co innego miała zrobić? Odpowiedź nadeszła w następnej sekundzie. Oczywiście... Kryjąc zdenerwowanie za uśmiechem, wskazała mu krzesło. Miała niejasne wrażenie, że powinna wstać ale... Siedzenie było pewniejsze, a najpewniejsze byłoby wzięcie nóg za pas i zwianie do pokoju. Tylko co by jej to dało? Nic, poza niesmakiem i wstydem dnia następnego... I pewnie kilku kolejnych.
Zaskoczony nieco milczącym powitaniem Detlef zajął wskazane miejsce.
- Dzień dobry - powiedział. - Miło cię zobaczyć. - Standardowa formuła, idealna na niespodziewane spotkania. - Czy to właśnie ty zostałaś zaproszona na przyjęcie przez panią Roeger? - spytał. - Imię od razu wydało mi się znajome.
W zasadzie chciał się dowiedzieć, co cyrkówka robi na tym zadupiu, zamiast zgarniać oklaski i srebro w jakimś wielkim mieście, ale nie wypadało od czegoś takiego zaczynać rozmowy.
Ponownie skinęła głową, zastanawiając się jednocześnie skąd wie o zaproszeniu. Albo plotki szybko się rozchodziły albo przedsiębiorcza i dumna kobieta zdążyła się do niego dobrać. W końcu szlachcic na przyjęciu znacznie podnosił jego rangę. To, że pamiętał jej imię jednocześnie mile ją połechtało i całkiem pogrzebało nadzieję na to, że jednak mógł jej nie rozpoznać. Czekała na jego kolejne słowa, zastanawiając się jednocześnie czy na kartkach wystarczy miejsca, by móc przeprowadzić rozmowę bez wyprawy do pokoju. Aczkolwiek ta ostatnia wcale nie wydawała się takim złym pomysłem. W jej głowie zrodził się pomysł by go do siebie zaprosić, jednak szybko go odrzuciła. Zresztą, on zapewne zrobiłby to samo. Mężczyźni i kobiety znajdujący się na takich pozycjach społecznych jak oni oboje odwiedzali swe pokoje tylko w jednym celu. Zdawała sobie sprawę z tego równie dobrze, jak siedzący naprzeciw niej mężczyzna.
- Stało się coś, panno Arabello? - spytał Detlef. Nigdy nie uznawał się za znawcę kobiet, ale co leżało u podstaw dziwnego milczenia młodej niewiasty.
Tchórz, tchórz, tchórz... To jedno słowo brzęczało w jej głowie niczym uciążliwa mucha. Dajcie jej uzbrojonego przeciwnika to stanie z nim do walki, ale powiedzieć komuś kto ją znał wcześniej, słyszał jej głos i bił brawo, że nie jest w stanie wydobyć z siebie jednego słowa napawało ją zwyczajnym, głupim strachem. Na dodatek był to niemal zupełnie nieznany jej człowiek.
Pokręciła przecząco głową, gestem który był jednym wielkim kłamstwem. Powoli, jakby jej dłoń ważyła więcej niż była w stanie unieść, uniosła ją najpierw do gardła, a później zakryła nią usta. Gdy odłożyła ją z powrotem na stół, nawet lekko się uśmiechała. No i proszę, dwa gesty i po krzyku, gdyby oczywiście mogła krzyczeć...
Raczej nie wyglądało na to, żeby radość ze spotkania odebrała Arabelli głos, zaciskając jej gardło ze wzruszenia.
- Nie chcesz, czy nie możesz mówić? - spytał.
Przynajmniej odpowiedź na to pytanie była już prostsza. Uniosła dłoń, po czym zgięła trzy palce, pozostawiając dwa, mające oznaczać drugą opcję, z tych, które przedstawił. Oczywiście mogłaby mu pokazać dlaczego, jednak zdjęcie kołnierza chroniącego jej szyję w miejscu publicznym było dla niej niemal jak pozowanie bez reszty ubrania. Sala jadalna karczmy zdecydowanie się do tego nie nadawała.
W oczach Detlefa pojawił się błysk żalu. W końcu pamiętał jej głos, zdecydowanie bardziej, niż jej umiejętności akrobatyczne.
- Od dawna? - spytał. - I jak to się stało? - dodał. - Nie, nie mów, jeśli nie chcesz - powiedział szybko.
I to by w sumie było tyle jeżeli chodziło o oszczędzanie papieru. Odpowiedź na jego pytania nie dała się pokazać, trzeba ją było napisać. Może i nie chciała mu odpowiadać, jednak napięcie powoli z niej schodziło, a to w końcu nie była wielka tajemnica. Wyjęła obie kartki, po czym na powrót schowała tą z groźbą, lekko się przy tym wzdrygnąwszy. Niemal zapomniała, że Detlef nie był jedynym powodem jej strachu.
Odwróciwszy papier tak by nie było widać jej zamówienia u Thomasa, w końcu nie o to chodziło szlachcicowi, zaczęła pisać by po chwili przesunąć informację w jego stronę.
* Parę miesięcy temu, w Montfort. Karczmę, w której występowałam zaatakowali wyznawcy Khorna. Miałam pecha, lub jak rzekła kapłanka Shallyi, szczęście i przeżyłam. *
Detlef skinął powoli głową. Przeżycie spotkania z kultystami świadczyło o szczęściu. Poniesione koszty - o czymś całkiem przeciwnym.
- A jak trafiłaś tutaj, do Heisenbergu? - spytał.
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Tak, opis się zgadzał podobnie jak w przypadku Zebedeusza, aczkolwiek co do tego ostatniego z początku nie miała pewności. Uśmiechnęła się radośniej, upiła nieco wina, zupełnie jakby prowadzili przyjemną rozmowę, po czym napisała jedno słowo.
* Skrzynia *
Detlef spojrzał na nią zaskoczony. Nie do końca wiedział, czy wierzyć własnym oczom.
- Skąd wiedziałaś? - spytał.
Zawahała się nim napisała kolejne słowo. Wyraźnie nie czuła się pewnie rozmawiając o tym w karczmie.
*kupiec*
- Wiesz coś o kultystach w Heisenbergu? -
spytał cicho, pochylając się ku niej. Nie chciał, by ktokolwiek inny usłyszał z tego choćby słowo.
Skinęła głową, po czym posłała mu długie, zalotne spojrzenie przeznaczone bardziej dla postronnych niż Detlefa jako takiego. Pospiesznie skreśliła kilka słów.
* Trzeci pokój po prawej stronie korytarza licząc od schodów. Będę czekała. Zapukaj trzy razy.*
Odczekała aż przeczyta po czym zabrała kartkę i wstała. Odwróciła się w stronę karczmarza i skłoniła głową jak zwykle przed udaniem się na spoczynek. Gdy ponownie spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę, nadal miała na ustach wesoły uśmiech. Pożegnała go tak samo jak Thomasa, pomachała wesoło jeszcze paru osobom, po czym ruszyła w stronę schodów by wedle tego co napisała, czekać na wizytę “jej” szlachcica.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 27-02-2012, 20:53   #90
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Knut był w wyśmienitym nastroju. Wygrana utarczka słowna wypełniła go poczuciem siły. Zaś w towarzystwie prostego ludu zniknęła niepewność. Odeszły mroczne myśli, chłopak był zadowolony i gotów do przygody.

Pił i jadł, obserwował ludzi. Zaś w pewnym momencie nachylił się znad kufla i konfidencjonalnie szepnął do Alberta:
- Ej, pamiętasz co miał tamten nizioł przywiązane przy kluczach?
- No miał dwie monety. No i ten kluczyk co mam w kieszeni - szepnął włóczęga do Knuta także pochylając się delikatnie.
- Ano dwie monety na rzemyku. To powiem ci, Bert, że za milicyjnych czasów, ze służby strażniczej, został mi nawyk przypatrywania się, co inni mają schowane. No i ten nizioł karczmarz też ma coś na rzemyku, ino nie widać, co.
- Hm... amulecik jaki?
- Mhm. Patrz na to...

Albert podniósł brwi i przyglądał się poczynaniom Knuta. Miał przy tym dość... specyficzną minę. Zaś Knut, który zdążył już wypić dwa piwa, udał bardziej pijanego niż w rzeczywistości. Pochylony nad stołem wesoło klepnął kompana i roześmiał się. Raźno podszedł do kontuaru i halflinga Tomasa.

- Ha! Ja tu ze Stirlandu przyjechał, a jak mówią „W Stirlandzie z halflingami się bratają, dobrze zatem podjadają!” Jakem rad widzieć jednego z was, niziołów! Bo to o was w tych stronach trudno, hę? Dużo was tu nie ma? – próbował dowiedzieć się, czy bywają tu inne halflingi, na przykład pasujące do znalezionego na trakcie.

- Niech cię, mały bratku uścisnę, nasz gospodarzu kochanieńki! – siarczyście klepnął Tomasa w ramię, zataczają się przy tym lekko – Jak ja was lubię, małe gagatki! Hehe! Jeszcze piwa! Przednia karczma, dawno tak nie pojadłem. Zdrowie Tomasa! Gul-gul-gul… Aaa, dawaj, Tomas, zatańczymy po halflińsku! Tupanego! No co, ze mną nie zatańczysz?

I Szłomnik zrzucił buty i bosymi stopami wskoczył na kontuar, ciągnąc ze sobą karczmarza. Zabierał się do tańczenia radosnego i skocznego tupanego – w nadziei, że wśród pląsów i podskoków spod koszuli niziołka wysunie się schowany medalik. A gdyby proszony do tańca odmawiał, to odrobina pijackiej szarpaniny i tak powinna odkryć schowany symbol.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rIvZ8qXxH5s[/MEDIA]
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172