Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2012, 10:23   #92
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Stuk, stuk!
- Stuk!

Stuknięcia były trzy, ale świadczyły o tym, że Detlef nie był pozbawiony poczucia humoru.
Czas, który zajęło Arabelli otworzenie drzwi, wskazywał zaś na to, że bez dwóch zdań oczekiwała go z niecierpliwością. Gestem dłoni zaprosiła go do środka. Pokój nie był duży, właściwie musiał należeć do jednych z mniejszych w tym przybytku. Mebli nie było wiele, z oczywistych powodów. Łóżko, obecnie starannie zasłane, szafa, stolik i dwa krzesła pod oknem. W samym rogu stał niewielki, metalowy piecyk. Zasłony były starannie zaciągnięte, a jedyne źródło światła stanowiła samotna lampka oliwna. Na stoliku poza nią leżały równo ułożone kartki papieru i przybory do pisania. Arabella wskazała jedno z krzeseł, po czym starannie zamknęła za nim drzwi.
Detlef usiadł, a potem spojrzał na Arabellę.
- Tu nikt nas nie podsłucha - powiedział cicho. I nie podejrzy, jeśli się weźmie pod uwagę sposób, w jaki Arabella przekazywała światu swoje myśli. - Konrad o nas opowiadał? Jak? Kiedy?
Skinęła głową i zaczęła pisać.
* Podał wasz opis i liczbę. Nie było to dawniej niż pięć dni temu. Czekam na was od czterech.*
- Pięć dni? Żartujesz sobie... W gruncie rzeczy poznaliśmy go dwa dni temu.
- Spoglądał na nią z zaskoczeniem.
Wzruszyła ramionami.
* Widocznie wiedział, że się zbliżacie. Nie rozmawiałam z nim długo, a on w trakcie tej rozmowy nie zdradził mi swoich źródeł. *
Nie było o czym dyskutować. Konrad najwyraźniej miał swoje źródła informacji, a o nich wiedział zapewne więcej, niż cała ich szóstka o sobie.
- Wróćmy zatem do ważniejszych spraw, Arabello. Co możesz powiedzieć mi o kultystach?
Musiałą się chwilę zastanowić, mimo iż miała na to całkiem sporo czasu nim przyszedł.
* Mam tylko to co powiedział Konrad i własne podejrzenia. Jak to tej pory z całą pewnością mogę powiedzieć o spotkaniu jednej osoby, która bez wątpienia była kultystą. Pozostali sprawiają wrażenie zwyczajnych wieśniaków. Tutejsza świątynia Morra stanowi ich dumę, jednak ośmielę się wątpić w to, że to właśnie ten kult się tu zagnieździł. Oczywiście o ile takowy istnieje. Sama karczma nie daje specjalnego punktu zaczepienia. Odwiedzają ją wszyscy, podobnie jak świątynię. Thomas zawsze jest uprzejmy, nie przyłapałam go jeszcze na podejrzanym zachowaniu. Prawdę mówiąc nie licząc wisielców i tego jednego wyjątku, jest tu dość spokojnie. *
- A ten jeden, jedyny wyjątek?
- spytał Detlef.
W spojrzeniu Arabelli pojawił się strach. Pokręciła głową jakby chciała zaprzeczyć wcześniej napisanym słowom, po czym z dużym wahaniem napisała trzy słowa.
* Ona nie żyje*
- Ona? Kto? Co to za ona?
- spytał Detlef, zaskoczony zarówno wyrazem twarzy dziewczyny, jak i jej nagłą małomównością.
Widać było jak strach walczy w niej z chęcią wyjawienia posiadanych informacji. W końcu jednak wygrał co zaowocowało kolejnymi dwoma słowami i wyraźną nieufnością w postawie dziewczyny.
* To nieistotne *
Detlef cofnął się, oparł, a potem uniósł obie ręce, odwracając wnętrze dłoni w jej stronę.
- Nie chcesz, to nie mów - powiedział. Skoro mi nie wierzysz - oznajmiał jego wzrok.
* Chcę * napisała po chwili, po czym dodała: * Jednak nie mogę. Jeżeli powiem on mnie zabije.*
- Zdaje się, że nie mówisz
- z ponurą ironią powiedział Detlef. - Czyli ona ma wspólnika?
* Możliwe, nie wiem *
odpisała tuż po tym jak zmierzyła go gniewnym spojrzeniem.
- Tego, kto ci grozi, też mi się nie dowiem? - spytał,
* Nie mogę *
odpisała, a wcześniejszy gniew jakby całkiem z niej wyparował pozostawiając zmęczenie i wciąż widoczny strach.
- Ty znasz jego, a on ciebie... Ktoś jeszcze go zna? - spytał.
Skinęła głową, jednak nie dopisała do tego żadnego słowa. Dopiero po dłuższej chwili zadała mu pytanie: * Gdzie są pozostali?*
- Jedzą, piją, prowadzą rozmowy. A reszta? Nie wiem. Może się... Może spacerują
- poprawił się.
* Kobieta i młody mężczyzna. Czy * zawahała się nim dopisała resztę * łączy ich coś bliższego?*
- Poza łóżkiem?
- spytał Detlef. - Nie mam pojęcia. Nie umiem czytać w ludzkich sercach.
Arabelli ta wiadomość w zupełności wystarczyła by pododawać do siebie niektóre fakty i osiągnąć jaką taką całość. Odruchowo zaczęła bawić się jednym ze swoich noży, która to czynność zazwyczaj pozwala się jej skupić.
* Kim jest mężczyzna?* zdecydowała się w końcu na kolejne pytanie.
- Chodzi ci o imię? - spytał.
* Również * padła odpowiedź.
- Zebedeusz Archibald Lienz - odrzekł Detlef.
* Jaki jest? * padło kolejne pytanie. Temat najwyraźniej bardzo interesował cyrkówkę gdyż nie spuszczała wzroku z Detlefa.
- Dziwny - odparł. - Nie do końca potrafię go zrozumieć. Ale może to o mnie źle świadczy.
* W jaki sposób dziwny? *
nie dawała za wygraną.
Detlef uśmiechem pominął pytanie.
- Podobno jest żakiem. Przynajmniej tak mówi. Niekiedy wstępuje w niego demon walki. Zdecydowanie się zmienił po historii z fontanną. Może to jej wpływ. Nie wiem, czy na pewno dobry. Czasami mam wrażenie, że oszalał na jej punkcie i jest całkowicie zaślepiony. Głupiec. Zakochany głupiec.
Nie było tego zbyt wiele. Pomyślałby kto, że towarzysze podróżujący ze sobą od takiego czasu i przeżywający wspólnie niebezpieczeństwo powinni się nieco lepiej znać. Jeżeli pozostali traktują siebie nawzajem w podobny sposób to właściwie nie mogła powiedzieć, że miała do czynienia z drużyną. Z drugiej jednak strony szansa na to, że współpracowali z Francescą znacznie zmalała. O ile oczywiście Detlef mówił prawdę. Miała nadzieję, że tak. Nie wyjaśniało to jednak miejsca Zebedeusza w całym tym zamieszaniu.
* Zakochany w pani d’Embrun? To faktycznie niezbyt mądre biorąc pod uwagę pozycję jej męża.* Napisała próbując zebrać nieco więcej informacji. Dla przykładu dlaczego szlachcianka podróżowała samotnie.
- W kim zakochany? - Detlef spojrzał na nią zaskoczony.
Odpowiedziała takim samym spojrzeniem.
* W pani d’Embrun. Właściwie Francesce d’Embrun de Morhban, małżonce Jeana d’Embrun, syna diuka Leonarda de Carcassonne. * wyjaśniła podając całą listę nazwisk które zapamiętała w związku z tą kobietą. * Sam przed chwilą rzekłeś panie, że oszalał na jej punkcie. *
Ta długa lista nazwisk nic Detlefowi nie mówiła. Przynajmniej w odniesieniu do Melissandry.
- Ciekawe... - powiedział cicho Detlef. - Masz na myśli wysoką, smukłą brunetkę, o długich włosach, sięgających połowy pleców i brązowych oczach? - spytał.
Skinęła głową na potwierdzenie jego słów. Nie rozumiała jednak dlaczego musiał się upewnić.
- Widać wolała podać inne nazwisko, bowiem przedstawiła się jako Melissandra Stragazza - wyjaśnił Detlef. - Ale jak się z nią zobaczymy to się wyjaśni, czy to ta sama osoba.
Arabella zbladła. Co jak co, ale z Francescą wolałaby się jednak już nie spotykać. Najlepiej ani w tym życiu, ani po nim.
- Co się stało? - spytał Detlef, widząc nagłą zmianę na twarzy rozmówczyni. - Źle się poczułaś?
Pokręciła przecząco głową. Przed jej oczami na powrót stanął obraz szlachcianki wymalowanej krwią z mieczem wciąż tkwiącym w jej ciele. Szybko jednak został zastąpiony przez twarz Zebedeusza i jego wzrok gdy jej groził. Bynajmniej nie pomogło jej to się opanować.
* Wybacz panie, najwyraźniej jestem już zmęczona. Czy moglibyśmy przełożyć tą rozmowę na jutro?*- Zdołała napisać, aczkolwiek jej ręka drżała na tyle, że część liter nie była tak równa jak być powinna.
Coś tu było nie w porządku, i to nawet bardzo nie w porządku, ale Detlef nie miał zamiaru zmuszać Arabelli do mówienia prawdy. Rozumiał konieczność zachowania czegoś w tajemnicy. Z drugiej strony musiał przyznać, że zdecydowanie bardziej wolał słowa ‘nie mogę powiedzieć’, niż kłamstwo.
Co zaszło między nią a Melissandrą-Francescą, że Arabella nagle straciła władzę w dłoniach, a jej pismo zaczęło przypominać przysłowiową bazgraninę kurzym pazurem?
- Przepraszam, panno Arabello - powiedział, wstając z krzesła. - Nie powinienem był cię tak męczyć. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Dobranoc. - Skinął głową i skierował się do drzwi.
Podążyła za nim mając nadzieję, że go nie uraziła.
- Dobranoc - powiedział raz jeszcze. Trudno było nie zauważyć, że w jego głosie było o wiele mniej ciepła, niż podczas wcześniejszej wymiany zdań. Stał się nagle szalenie oficjalny. - Życzę pani spokojnych snów, panno Arabello.
Jeszcze raz skinął głową i wyszedł.
Skierował się do swego pokoju. Miał teraz kilka rzeczy do przemyślenia, a do tego lepszy był spokój.
 
Kerm jest offline