Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-02-2012, 09:34   #91
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
***Mordrin***

- Na demony? – chłop rozdziawił z zaciekawieniem twarz. Zaciekawienie po momencie jednak zmieniło się w przerażenie. - Ale…ale chyba nie de…demony tu…tu u nas? .
Mordrin popatrzył na wieśniaka, jeszcze raz sugestywnie podnosząc kufel. Wyraźnie dając kolejny raz znać, że jego stan ilościowy jest dla niego niezadowalający. Póki też ten stan się nie zmieni na wiele więcej pytań nie odpowie, bo któż by o suchym gardle tyle opowiadał. Chłop zrozumiał tą delikatną aluzję i po momencie wrócił do Mordrina z pełnym kuflem, a nawet dwoma. Po momencie zasiadł przy nich kolejny, a następne dwa, pełne procentowego trunku dzbany opadły na stół. Krasnolud został otoczony gawiedzią, chętną by wysłuchać jego opowieści.


***Albert, Knut***

Thomasa nie trzeba było namawiać. Taki ruch, zabawa, tańce i hulanki zdecydowanie mu się podobały. Ta karczma miała żyć i nowi przybysze mieli być zadowoleni. Tak, to pomoże, by Karle znalazły swojego nowego, odpowiedniego właściciela.

- A no dużo, nie dużo. Trochę jest, ale mniej niż ludzi i krasnoludów. Przez to, takich wesołków jak ty tu w Wissenlandzie wielu nie zastaniesz. Dużo ponuraków, nie ukazujących emocji, unikający zbędnych słów. Nie tacy wodzireje jak pan. Choć całe szczęście, gdy są podchmieleni, to stają się nieco żywsi i też coś pośpiewają. A i karli na te procenty nie szczędzą. – zakończył z uśmiechem.

- Tupanego? Ile czasu, ja tupanego nie tańczyłem! Pewnie! – niziołek powtórował za Knutem, zaczynając w rytm muzyki podskakiwać i podśpiewywać. W trakcie tych pląsów Szłomnik starał się zwracać uwagę na rzemyk. I choć patrzył z góry, zawieszka, jak uparta nie chciała się ukazać. Wciąż pozostawała za koszulą. Gdy Knut ujrzał, że to nie skutkuje, chwycił niziołka za szyję i podpierając się na nim zeskoczył na karczemne dechy. Ruch ten wykonał tak sprawnie, że przy podparciu o kark, chwycił rzemyk i pociągnął go ze sobą. Przy tym gwałtownym ruchu, niemalże poddusił Thomasa, ale zamierzenie swe spełnił .‘Amulet’ wydostał się spod koszuli, a Knut ujrzał to, czego się spodziewał, gdyż na rzemyku dyndały dwa szylingi.

W tym momencie śpiewy swe zakończył i karczmarz, spojrzał bardzo podejrzanie na Knuta. Zeskoczył na dół i spokojnie, bez żadnych nerwów schował wisiorek z powrotem za koszulę.
- Co jest panie? Już za dużo tego harcowania i miesza się w żołądku? Widać jednak nieprzyzwyczajony do takiego podskakiwania? Co? – zapytał, mimo całej sytuacji, wciąż się uśmiechając
 
AJT jest offline  
Stary 28-02-2012, 10:23   #92
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Stuk, stuk!
- Stuk!

Stuknięcia były trzy, ale świadczyły o tym, że Detlef nie był pozbawiony poczucia humoru.
Czas, który zajęło Arabelli otworzenie drzwi, wskazywał zaś na to, że bez dwóch zdań oczekiwała go z niecierpliwością. Gestem dłoni zaprosiła go do środka. Pokój nie był duży, właściwie musiał należeć do jednych z mniejszych w tym przybytku. Mebli nie było wiele, z oczywistych powodów. Łóżko, obecnie starannie zasłane, szafa, stolik i dwa krzesła pod oknem. W samym rogu stał niewielki, metalowy piecyk. Zasłony były starannie zaciągnięte, a jedyne źródło światła stanowiła samotna lampka oliwna. Na stoliku poza nią leżały równo ułożone kartki papieru i przybory do pisania. Arabella wskazała jedno z krzeseł, po czym starannie zamknęła za nim drzwi.
Detlef usiadł, a potem spojrzał na Arabellę.
- Tu nikt nas nie podsłucha - powiedział cicho. I nie podejrzy, jeśli się weźmie pod uwagę sposób, w jaki Arabella przekazywała światu swoje myśli. - Konrad o nas opowiadał? Jak? Kiedy?
Skinęła głową i zaczęła pisać.
* Podał wasz opis i liczbę. Nie było to dawniej niż pięć dni temu. Czekam na was od czterech.*
- Pięć dni? Żartujesz sobie... W gruncie rzeczy poznaliśmy go dwa dni temu.
- Spoglądał na nią z zaskoczeniem.
Wzruszyła ramionami.
* Widocznie wiedział, że się zbliżacie. Nie rozmawiałam z nim długo, a on w trakcie tej rozmowy nie zdradził mi swoich źródeł. *
Nie było o czym dyskutować. Konrad najwyraźniej miał swoje źródła informacji, a o nich wiedział zapewne więcej, niż cała ich szóstka o sobie.
- Wróćmy zatem do ważniejszych spraw, Arabello. Co możesz powiedzieć mi o kultystach?
Musiałą się chwilę zastanowić, mimo iż miała na to całkiem sporo czasu nim przyszedł.
* Mam tylko to co powiedział Konrad i własne podejrzenia. Jak to tej pory z całą pewnością mogę powiedzieć o spotkaniu jednej osoby, która bez wątpienia była kultystą. Pozostali sprawiają wrażenie zwyczajnych wieśniaków. Tutejsza świątynia Morra stanowi ich dumę, jednak ośmielę się wątpić w to, że to właśnie ten kult się tu zagnieździł. Oczywiście o ile takowy istnieje. Sama karczma nie daje specjalnego punktu zaczepienia. Odwiedzają ją wszyscy, podobnie jak świątynię. Thomas zawsze jest uprzejmy, nie przyłapałam go jeszcze na podejrzanym zachowaniu. Prawdę mówiąc nie licząc wisielców i tego jednego wyjątku, jest tu dość spokojnie. *
- A ten jeden, jedyny wyjątek?
- spytał Detlef.
W spojrzeniu Arabelli pojawił się strach. Pokręciła głową jakby chciała zaprzeczyć wcześniej napisanym słowom, po czym z dużym wahaniem napisała trzy słowa.
* Ona nie żyje*
- Ona? Kto? Co to za ona?
- spytał Detlef, zaskoczony zarówno wyrazem twarzy dziewczyny, jak i jej nagłą małomównością.
Widać było jak strach walczy w niej z chęcią wyjawienia posiadanych informacji. W końcu jednak wygrał co zaowocowało kolejnymi dwoma słowami i wyraźną nieufnością w postawie dziewczyny.
* To nieistotne *
Detlef cofnął się, oparł, a potem uniósł obie ręce, odwracając wnętrze dłoni w jej stronę.
- Nie chcesz, to nie mów - powiedział. Skoro mi nie wierzysz - oznajmiał jego wzrok.
* Chcę * napisała po chwili, po czym dodała: * Jednak nie mogę. Jeżeli powiem on mnie zabije.*
- Zdaje się, że nie mówisz
- z ponurą ironią powiedział Detlef. - Czyli ona ma wspólnika?
* Możliwe, nie wiem *
odpisała tuż po tym jak zmierzyła go gniewnym spojrzeniem.
- Tego, kto ci grozi, też mi się nie dowiem? - spytał,
* Nie mogę *
odpisała, a wcześniejszy gniew jakby całkiem z niej wyparował pozostawiając zmęczenie i wciąż widoczny strach.
- Ty znasz jego, a on ciebie... Ktoś jeszcze go zna? - spytał.
Skinęła głową, jednak nie dopisała do tego żadnego słowa. Dopiero po dłuższej chwili zadała mu pytanie: * Gdzie są pozostali?*
- Jedzą, piją, prowadzą rozmowy. A reszta? Nie wiem. Może się... Może spacerują
- poprawił się.
* Kobieta i młody mężczyzna. Czy * zawahała się nim dopisała resztę * łączy ich coś bliższego?*
- Poza łóżkiem?
- spytał Detlef. - Nie mam pojęcia. Nie umiem czytać w ludzkich sercach.
Arabelli ta wiadomość w zupełności wystarczyła by pododawać do siebie niektóre fakty i osiągnąć jaką taką całość. Odruchowo zaczęła bawić się jednym ze swoich noży, która to czynność zazwyczaj pozwala się jej skupić.
* Kim jest mężczyzna?* zdecydowała się w końcu na kolejne pytanie.
- Chodzi ci o imię? - spytał.
* Również * padła odpowiedź.
- Zebedeusz Archibald Lienz - odrzekł Detlef.
* Jaki jest? * padło kolejne pytanie. Temat najwyraźniej bardzo interesował cyrkówkę gdyż nie spuszczała wzroku z Detlefa.
- Dziwny - odparł. - Nie do końca potrafię go zrozumieć. Ale może to o mnie źle świadczy.
* W jaki sposób dziwny? *
nie dawała za wygraną.
Detlef uśmiechem pominął pytanie.
- Podobno jest żakiem. Przynajmniej tak mówi. Niekiedy wstępuje w niego demon walki. Zdecydowanie się zmienił po historii z fontanną. Może to jej wpływ. Nie wiem, czy na pewno dobry. Czasami mam wrażenie, że oszalał na jej punkcie i jest całkowicie zaślepiony. Głupiec. Zakochany głupiec.
Nie było tego zbyt wiele. Pomyślałby kto, że towarzysze podróżujący ze sobą od takiego czasu i przeżywający wspólnie niebezpieczeństwo powinni się nieco lepiej znać. Jeżeli pozostali traktują siebie nawzajem w podobny sposób to właściwie nie mogła powiedzieć, że miała do czynienia z drużyną. Z drugiej jednak strony szansa na to, że współpracowali z Francescą znacznie zmalała. O ile oczywiście Detlef mówił prawdę. Miała nadzieję, że tak. Nie wyjaśniało to jednak miejsca Zebedeusza w całym tym zamieszaniu.
* Zakochany w pani d’Embrun? To faktycznie niezbyt mądre biorąc pod uwagę pozycję jej męża.* Napisała próbując zebrać nieco więcej informacji. Dla przykładu dlaczego szlachcianka podróżowała samotnie.
- W kim zakochany? - Detlef spojrzał na nią zaskoczony.
Odpowiedziała takim samym spojrzeniem.
* W pani d’Embrun. Właściwie Francesce d’Embrun de Morhban, małżonce Jeana d’Embrun, syna diuka Leonarda de Carcassonne. * wyjaśniła podając całą listę nazwisk które zapamiętała w związku z tą kobietą. * Sam przed chwilą rzekłeś panie, że oszalał na jej punkcie. *
Ta długa lista nazwisk nic Detlefowi nie mówiła. Przynajmniej w odniesieniu do Melissandry.
- Ciekawe... - powiedział cicho Detlef. - Masz na myśli wysoką, smukłą brunetkę, o długich włosach, sięgających połowy pleców i brązowych oczach? - spytał.
Skinęła głową na potwierdzenie jego słów. Nie rozumiała jednak dlaczego musiał się upewnić.
- Widać wolała podać inne nazwisko, bowiem przedstawiła się jako Melissandra Stragazza - wyjaśnił Detlef. - Ale jak się z nią zobaczymy to się wyjaśni, czy to ta sama osoba.
Arabella zbladła. Co jak co, ale z Francescą wolałaby się jednak już nie spotykać. Najlepiej ani w tym życiu, ani po nim.
- Co się stało? - spytał Detlef, widząc nagłą zmianę na twarzy rozmówczyni. - Źle się poczułaś?
Pokręciła przecząco głową. Przed jej oczami na powrót stanął obraz szlachcianki wymalowanej krwią z mieczem wciąż tkwiącym w jej ciele. Szybko jednak został zastąpiony przez twarz Zebedeusza i jego wzrok gdy jej groził. Bynajmniej nie pomogło jej to się opanować.
* Wybacz panie, najwyraźniej jestem już zmęczona. Czy moglibyśmy przełożyć tą rozmowę na jutro?*- Zdołała napisać, aczkolwiek jej ręka drżała na tyle, że część liter nie była tak równa jak być powinna.
Coś tu było nie w porządku, i to nawet bardzo nie w porządku, ale Detlef nie miał zamiaru zmuszać Arabelli do mówienia prawdy. Rozumiał konieczność zachowania czegoś w tajemnicy. Z drugiej strony musiał przyznać, że zdecydowanie bardziej wolał słowa ‘nie mogę powiedzieć’, niż kłamstwo.
Co zaszło między nią a Melissandrą-Francescą, że Arabella nagle straciła władzę w dłoniach, a jej pismo zaczęło przypominać przysłowiową bazgraninę kurzym pazurem?
- Przepraszam, panno Arabello - powiedział, wstając z krzesła. - Nie powinienem był cię tak męczyć. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Dobranoc. - Skinął głową i skierował się do drzwi.
Podążyła za nim mając nadzieję, że go nie uraziła.
- Dobranoc - powiedział raz jeszcze. Trudno było nie zauważyć, że w jego głosie było o wiele mniej ciepła, niż podczas wcześniejszej wymiany zdań. Stał się nagle szalenie oficjalny. - Życzę pani spokojnych snów, panno Arabello.
Jeszcze raz skinął głową i wyszedł.
Skierował się do swego pokoju. Miał teraz kilka rzeczy do przemyślenia, a do tego lepszy był spokój.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-02-2012, 13:25   #93
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusza obudziły pierwsze promienie słońca, rażąc go nie miłosiernie w oczy. Cuchnął. Głowa pękała mu na setki tysięcy kawałeczków. Coś zabrzęczało koło niego. To była pusta butelka..czegoś. Żak ziewnął i przeciągnął się. Czuł każdy kawałek swojego ciała. Wszystko go bolało. Wstał powoli i ruszył ku karczmie. Zatrzymał się po drodze, oparł ręką o płot i zdrowo rzygnął.
- W końcu lepiej - mruknął do siebie
Żak udał się w końcu do karczmy, gdzie karczmarz mimo iż młodzian wyglądał jak żul bądź bezdomny poznał go i sztucznie uśmiechając się przywitał go.
- Kubek wina.. - rzekł Zebedeusz
Karczmarz podał zamówienie a Archibald wychylił duszkiem trunek i zdrowo beknął.
“Detlef. Trzeba z nim pogadać” - pojawiła się błyskotliwa myśl w głowie Zebedeusza
Licząc na łut szczęścia, zaczął rozmawiać z karczmarzem. Podał mu rysopis jego towarzyszy, skupiając się na szlachcicu. Karczmarz szczęściem zrozumiał coś z bełkotu chłopaka, i podam mu numer pokoju. Zebedeusz więc, zapomniawszy że wygląda jak przybłęda bowiem oczy jego były mocno podkrążone, włosy lepiły się a z mordy waliło gorzelnią, ruszył w stronę pokoju Detlefa. Gdy dotarł, co trwało chwilę bowiem żak nie porażał ani szybkością ani refleksem, zapukał mocno do drzwi.

“Puk puk puk..bach bach”

Walenie do drzwi skojarzyło się Detlefowi raczej z żadnym krwi łowcą, niż z wizytą towarzyską. Na dodatek o tej porze nie wypadało jeszcze składać żadnych wizyt, bez względu na ich charakter. Chyba że się było nadobną panienką, a tego siła uderzeń raczej nie sugerowała.
Z dłonią na rękojeści rapiera Detlef uchylił lekko drzwi. Widok zdecydowanie nie był zachęcający do szerszego ich otworzenia.

- Czego sobie życzysz? - spytał Detlef, zdecydowanie nie wykazując się gościnnością i nie zapraszając nieproszonego gościa do środka. Jedna taka wizyta może człowiekowi zepsuć nie tylko humor, ale i reputację.

Zebedeusz spojrzał przekrwionymi oczami na szlachcica. Mial milion zdań, setki wariantów lecz musiał zaryzykować:

- Mel nie żyje. Muszę pogadać z Tobą.. - głos był słaby i cichy

Idź się prześpij, wytrzeźwiej, a potem wróć, pomyślał Detlef. Potem wróć.

- Co piłeś, że gadasz takie bzdury? - spytał. Mimo tego odsunął się na bok pozwalając Zebowi wejść.

Żak widząc iż szlachcic odsunął się wszedł do środka. Poczekał aż ten zamknie drzwi i wtedy powiedział:
- Piłem.. ale to nie ważne. Mel nie żyje.. Ona.. - zastanawiał się jakich słów tu użyć - postanowiła sobie..urządzić prywatne przyjęcie z atrakcjami wieczoru jak składanie ofiar z ludzi.. czyli pewnej kobiety i jej dziecka.. Melissandra.. - żak zaczął szukać wzrokiem jakiegoś krzesła by móc usiąść - wyznawała Khaine’a.

Zebedeusz spojrzał na Detlefa, nie wiedząc co ma zrobić.. nie wiedząc czy płakać z bólu, czy zamilknąć ale czuł i wiedział jedno.. musi to z siebie wyrzucić. Może wtedy ból ustąpi i zaczął Zebedeusz mówić:

- Gdy przybyliśmy tutaj rozdzieliłem się z nią. Poszedłem szukać skrzynki, lecz w miejscu gdzie powinna być nie znalazłem jej. Za to znalazłem wbity symbol Sigmara. Wracałem szwendając się po tej dziurze, gdy dostrzegłem światło w jakimś domu. Usłyszałem hałasy więc ruszyłem by zobaczyć co się stało. Gdy dotarłem było po wszystkim, jakiś .. no ktoś.. nie pamiętam imienia.. powstrzymał masakrę. W środku tego domu.. wszędzie była krew..symbole dziwne.. i Mel..Naga, cała we krwi, w dziwnych symbolach.. i z mieczem w brzuchu. Jeszcze żyła, gdy tam dotarłem. Kazałem rodzinie przysiąc że nie będą informować o tym nikogo. Zapłaciłem im z pieniędzy Melissandry. Dom wraz z taką jedną..Arbell..Arnabell..a nie...Arabell.. umyliśmy. Wyjąłem miecz z ciała Mel by mogła umrzeć. Ciało pochowałem w ziemi.

Zamilkł, bowiem nie wiedział co miał powiedzieć więcej. O tym co czuł? Nie miało to sensu. Teraz jednak nie czuł niczego. Pustka, i jakiś wewnętrzny żal.

Detlef w milczeniu wysłuchiwał tego, co w pierwszej chwili uznał za bredzenie pijaka. Powoli jednak dochodził do wniosku, że w słowach Zebedeusza może być nieco więcej prawy, niż można by sądzić na pierwszy rzut oka. No i zachowanie Arabelli stało się bardziej zrozumiałe.

- Od dawna wiedziałeś, że ona jest wyznawczynią Khaine’a? - spytał.

Zebedeusz spojrzał prosto w oczy Detlefowi i rzekł:
- Nie. Dowiedziałem się wczoraj.
- Wczoraj ci powiedziała? Przed śmiercią? - spytał Detlef.
- Tak, wczoraj mi powiedziała - przyznał Zebedeusz
- Nie po śmierci mi się przyznała - odpowiedział ironicznie żak - Co powiemy reszcie? Czego wy się dowiedzieliście wczoraj?

- Reszcie powiesz mniej więcej to samo, co mi - opowiedział Detlef. Zastanawiał się, jak długo Zebedeusz raczył ukrywać tę tajemnicę. W wyznanie na łożu śmierci jakoś nie bardzo wierzył. A to rzucało pewien cień na żaka. Czy gdyby Melissandra żyła, to Zebedeusz również podzieliłby się swoją wiedzą z pozostałymi członkami drużyny? W to Detlef ośmielał się wątpić. - Powiesz, że była kultystką i zginęła, nim zdążyła zrobić komuś krzywdę. To powinno wystarczyć.
Oczywiście otwarte pozostawało pytanie, jak długo Melissandra była gorliwą wyznawczynią boga wojny i mordu. Bo trudno było sądzić, by stała się nią na drodze pomiędzy Meisen a Heisenbergiem. I dlaczego trzymała się z nimi? Miała jakieś ciekawe, specjalne plany z nimi związane? Nawet jeśli nie, to lepiej że nie żyje. I niech jej dusza zazna takiej radości, jaką szykowała dla swych ofiar.

- Nie możesz zataić przed nimi tego faktu - dodał.

- Powiem im.. chyba że Ty wolisz.. ja i tak muszę się przespać, wykąpać. Łeb mnie napierdala.. Zdradzisz mi co wczoraj robiliście, czy mam się reszty dopytywać ? - zapytał ponownie Zeb

- Porozmawialiśmy sobie z łowcą nagród o kulcie, jaki się objawił w Heisenbergu - powiedział Detlef. - Na szczęście skończyło się polubownie. Mam tylko nadzieję, że prawda o Melissandrze nie wyjdzie na jaw. A jak się wyśpisz to pomyślimy, co dalej z tą skrzynią.

- Jeśli wyjdzie - nie dokończył - mam nadzieję że nie dojdzie do tego. Nie wiem ale ja nie ufam Konradowi, coś mi tu nie gra..od samego początku - rzekł Zebedeusz

Po tych słowach wstał i skierował się do wyjścia:

- Jeśli pozwolisz udam się do siebie, muszę to poukładać.. włącznie z samym sobą - powiedział a w jego słowach wyczuć można było ból

Detlef w milczeniu skinął głową. Rozumiał żal, jaki opanował Zebedeusza, ale sam nie był w stanie ocenić, czy na jego miejscu też by się tak zachował. Zaślepiony głupiec i tyle.

- Jak się trochę otrząśniesz, zbierzesz do kupy, to wtedy porozmawiasz z innymi - powiedział. Miał nadzieję, że Zebedeusz w miarę szybko się otrząśnie. Sam jakoś, mimo wszystko, nie odczuwał żalu. Bogowie go strzegli przed Melissandrą. Wypadało im podziękować przy najbliższej okazji za takie a nie inne zakończenie sprawy.

Zebedeusz skinął głową i wyszedł. Gdy tylko zamknął drzwi, zrobiło mu się lżej na duchu, bowiem czuł jakby spadł mu ciężar z ramion. Zmyślony ruszył do swojego pokoju. Musiał to bowiem sobie wszystko przeanalizować i doprowadzić się do porządku. Ból minie, wiedział o tym. Chciał się skupić na czymś innym, odciąć się od wpomnień. Potrzebował do tego spokoju. Żałoba przecież nie może trwać wiecznie. Czuł jak ogarnia go złość, był zły na siebie i Mel, i musiał sobie z tym poradzić.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 28-02-2012, 14:02   #94
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Mordrin pił kufel za kuflem a gawiedź słuchała mrożącej krew w żyłach opowieści.
-Była taka wioska podobna do waszej. Tam jakiś czarownik otworzył portal. A zrobił to bo chciał się zemścić na wieśniaku co mu córki nie chciał wydać za mąż. No dał byś córkę czarnoksiężnikowi?
-Nie, w życiu...-chłop odpowiedział a zawtórowała mu aprobata gawiedzi.
-No ale czarnoksiężnik się wkurzył i w środku wsi otworzył portal. Dobrze że byłem na miejscu bo całą wieś by wchłonęły demony. Czarownik nie był zbyt mądry. Siły mnóstwo stracił otwierając portal, to tylko takie dwukopytne impy wyskakiwały z niego. Niby nic ale zabić człowieka może. A tego horda wylatywała. A ja stanąłem naprzeciw portalu z mieczem, którego już nie mam w prawdzie, i ciach jednego za drugim.
Mordrin stanął na stole i pokazywał jak odpierał atak hordy demonów.
-Potem to i czarownika ubiłem. Ale był kolejny problem. Ekhem o pusto. Kłaść się trzeba.
Chłop podsunął khazadowi kolejne piwo.
-No to może jeszcze opowiem. No więc czarownik chciał się też zemścić na pewnym młodzieńcu co dużył się w owej wspomnianej córce chłopa i to z wzajemnością. I go zamknął w portalu. Więc zanim ubiłem czarownika to udać się musiałem do portalu, a chłopi z widłami czarownika związanego pod strażą mieli.
Dalsza część powieści dotyczyła kolejnych demonów co mieli z każdym kuflem piwa więcej kutasów i pizd na plecach. W końcu powieść zakończyła się słowami.
-I uradowani młodzi się później pobrali... czarownik ubity... portal zamknąłem i stoi po dziś... ku.... uuuh. Ku przestrodze!
Potem Mordrin próbował iść się gdzieś położyć, choć w obecnym stanie upojenia alkoholowego było to trudne zadanie.
 
__________________
Sesja WHFR "Latem w Marienburgu" Czyli poszukiwania lewiatana, marienburskiej bestyji morskiej...
chaoelros jest offline  
Stary 28-02-2012, 15:17   #95
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
- Oj, nie gniewajcie się, panie Thomas. Ja to niechcący! Hehe! A we łbie to mi się faktycznie miesza od waszego piwa. No to polejcie jeszcze kolejkę!

Knut podochocony alkoholem i tańcami, resztę wieczora spędził na radosnej zabawie. Nie podejmował już śledztwa i nie robił niczego podejrzanego. Raz, musiał utrzymać alibi przybyłego przypadkiem wędrownego poszukiwacza przygód. Dwa, faktycznie był wędrownym poszukiwaczem przygód – młodym i pełnym życia – i karczemna zabawa była mu miła. Tańczył więc, śpiewał, plotkował, potwierdzał historyjki Mordirina („Prawda! Sam widziałem – chuje na plecach!”). Wypił dość, by w głowie zaszumiało, choć nie tyle, by spić się w trupa. Koniec końców pożegnał przygodnych kompanów od kielicha i odnalazł drogę do pokoju. Należało się wyspać przed pracowitym dniem.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 28-02-2012 o 15:20.
JanPolak jest offline  
Stary 28-02-2012, 20:25   #96
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Albert już widząc tajemnicze dwa szylingi na szyi niziołka podszedł, gdy tylko Knut skończył swoje harce z gospodarzem.
- Witajcie karczmarzu. Albert jestem. Największy obieżyświat jakiego zna ta kraina - uśmiechnął się ciepło i podał rękę na znak przywitania.
- Miło poznać, moje imię to Thomas - odpowiedział karczmarz odwzajemniając szczery uśmiech - A cóż sprowadza takiego podróżnika do nas? Sława naszego wina?
- Nie mam prawa zaprzeczyć, że wasze wino jest sławne, a i przyznać muszę, że nie bez powodu. Zwiedziłem na prawdę wielką część naszych i nie naszych ziem. O! Na przykład ten rzemień jest robiony ze skóry niedźwiedzia białego z Norski
- Albert wskazał na kawałek skórzanego paska na jego nadgarstku.
- Tutaj to, to jest Kislevski znak szczęścia -
wyjął spod koszuli jakiś wisiorek.
- No i podczas gdyście gospodarzu tańczyli tupanego, to żem zauważył, że i Wy jaki amulet macie. Chyba nie muszę tłumaczyć, że mnie takie rzeczy ciekawią niezmiernie. Możecie mi powiedzieć co to oznaczają? To są jakieś magiczne znaki ? - pytał Albert spokojnie, jednak na jego twarzy malowało się jakby podniecenie.
- Ooo, na to ciekawe zdobycze posiadasz! Rzeczywiście kawał świata musiałżeś zwiedzić. A mój, jaki tam amulet? Nic w porównaniu do tego, co Ty posiadasz.
- odpowiedział z uśmiechem - Ot dwa szylingi na rzemyku, nic takiego
- Takie dwie monety na czarną godzinę? Ale to jakaś rodzinna pamiątka? Jakaś tradycja związania z zawodem karczmarza? Może przesąd ludowy? Opowiadajcie Herr Thomas bo mnie to bardzo ciekawi!
- ciągle na twarzy włóczęgi malował się uśmiech.
- Tak, tak, na czarną godzinę. To jakby mi nagle goście przystali do karczmy przychodzić. - zaśmiał się - Zawsze lepiej mieć takowe przy sobie. A i sakwy można zapomnieć, a one na miejscu zawsze i wszędzie.
- Ale ja mógłbym przysiąc, że ktoś mi o tym mówił już, albo widziałem takie o kogoś... tylko nie mogę sobie przypomnieć o co z tym chodziło. Karczmarzu, wydaje mi się, że to ma jakieś głębsze przesłanie.
- Albert gestykulował żywo i w momencie, gdy wypowiadał to ostanie zdanie przymrużył oczy i popatrzył na karczmarza, tak jakby właśnie rozszyfrował jakąś zagadkę.
- Ano, jak tak bardzo Cie ciekawi, to niektórzy mogą wierzyć, że taki amulet zapewniający trzymanie się pieniędzy. Ja karczmarz, ważne by monety się mnie trzymały. Może pomoże, może a nie, a nosić z pewnością nie zaszkodzi. A i nawet fajnie wygląda, jak nawet takiego obieżyświata zainteresowały
. - rzekł z uśmiechem
- A kto to jeszcze może takie coś nosić? Na przykład u Was w mieścinie!
- Albercie sam też możesz nosić, jeśli tylko chcesz. Żaden problem, ot nawlecz dwie monety na rzemyk. Rzeczywiście bardzo, bardzo Cię one zainteresowały, a to zwykłe dwie monetki
- tym razem wypowiedź Thomasa miała wybrzmienie już lekko ironiczne
- No dwie monety, ale tak samo jak ze zwyczajem tej koniczynki czterolistnej. Niby taka zwykła roślinka, tylko wody więcej miała i lepiej jej się urosło. To na tej samej zasadzie działa. A to przecie ciekawe, dlaczego akurat takie małe zielone na szczęście przynosić. Wiecie, patrzę, tutaj dwa szylingi na sznurku, myślałem, że tu jakaś intryga! Jakieś ciekawe znaki, znajomości, symbol walki z plugawymi, a tu ot tak zwykłe dwa pieniążki. Wiecie przecież, że nasi obroncy Imperium to różnych znaków rozpoznawczych używają.
- Intryga?
- wyraźnie stwierdzenie zaciekawiło niziołka - Żadny ze mnie obrońca Imperium, zwykły karczmarz Albercie. A Twe amulety cóż oznaczają?
- Hm... To tak... - Albert podciągnął rękawy do wysokości łokci. - Tutaj jak już mówiłem, to to jest skóra niedźwiedzia, tylko białego. Tak o wziąłem, bo Norsmeni mówią, że to daje odporność na zimno i choroby. Wiecie, niedźwiedź potężne zwierzę to i wytrzymałe.

Wskazał następną dziwną bransoletkę na nadgarstku
- To nosi się w Tilei. Wiecie, gdzieś tam na południu jest miasto najemników, ale u nich to pełno takich. Jak się nosi takie coś to znak, że najmita jest bardzo wierny. No... że nie weźmie zapłaty i nie ucieknie na przykład.

Albert kolejno wskazywał różne rzeczy które nosił na sobie lub miał schowane w torbie, przypięte gdzieś na ubraniu.
- A to jest spinka taka, co według legendy pewna królewna wbiła ją w serce nieprawemu królowi, co swego syna powiesił... i z tego serca nie krew wypłynęła, ino ... no... takie jakby żelazo w płynie, cięzkie to cholernie, a lało się jak woda! I tam teraz alchemicy tego używają, nie pamiętam jak się nazywało
- A to, to od mojego serdecznego przyjaciela z Kislevu dostałem, jak się komuś życie uratowało, to oni tam niektórzy właśnie taki amulet z wdzięczności dają...

Przez niemal dwa kwardanse Albert opowiadał o wszystkich pamiątkach z podróży i innych rzeczach jakie miał przy sobie.
- A wracając do intryg karczmarzu, to wiecie, mówi się czasami, że nasi obrońcy Impierum właśnie się ukrywają w taki sposób, a że to oberżysta skromny, a jak przydzie do czego to się okazuje, że on trzy wąpierze już ubił!

Chwile potwało nim karczmarz się ocknął po monologu Alberta - Ulala...Widzę z pasji jaką opowiadasz, że rzeczywiście w magię tych przedmiotów wierzysz – odstwierdził z lekkim uśmiechem – No to teraz możesz wywieźć z Heisenburgu nowy amulet, który zapewni Ci majątek. Najwyraźniej takowego Ci brakuje. A co do tych obrońców. Czy ja Ci wyglądam na pogromcę wąmpierzy? Jeśli tak, to miło mi to słyszeć. Ale bardziej na takowego mi wygląda Twój towarzysz - tu wskazał głową na opowiadajcego historie Mordrina - czy też wodzirej. Ale ja? - zaśmiał się szczerze
- Ha! Karczmarzu! Tutaj to akurat się znam na tym! Właśnie niziołki są podobno najlepszymi pogromcami wąpierzy, bo wasza piękna Kraina Zgromadzenia graczniczy z ponurą Sylvanią i musicie czy chcecie czy nie czasem takiemu wąpierzowi kulką z procy przygrzmocić! - powiedział Albert z uśmiechem wskazując palcem na karczmarza, tak jakby przyłapał go na kłamstwie.
- Ale to dzielni nasi wojownicy, żołnierze, a nie przygrubawy polewacz piwa. A ten twój kolega krasnolud, to coś mi doszło uszu, że demonów tu poszukuje, co? Opowiada opowieści jak gdyby ubijał takowych. Skąd jego tu przywiało...a tak nasze słynne wino. Choć widzę, że bardziej w piwie gustuje, niżli w czerwonym trunku.
- Tak wam w tajemnicy powiem, że to demonów nie trzeba szukać... demony same takich znajdują! A co do jego gustu, to wiecie, dla Khazaldów wino jest napojem elfów, a oni to się nie lubią.
- A jak się w ogóle poznaliście? Też pewnie ciekawy zbieg okoliczności, że tu razem przybyliście...
- A słyszeliście kiedy Legendę o płaczącej gołębicy? -
pochylił się konspiracyjnie.
- Ano
- To wam powiem, że to bujda była! Żadnego cudu nie było ino jacyś kultyści chcieli zaraze rozplenić! Ale znalazło się kilku wielkich wojów co ich poskromili. Myśmy tam też byli, widzieliśmy jak wielki demon wyszedł!
- Żadnych świętości teraz nie ma. Uważać to na każdym kroku trzeba. I ten, ten khazad go ubił?
- No rzucił się w bój! Na szczęście nic się nie stało strasznego, bo tego plugawego maga ktoś z zaskoczenia zabił! Jaka to ulga była! A ten demon to taaaki wielki! Było mu widać wszystko spod skóry, okropny jak sto zwierzoludzi! No, ale może nie mówmy o takich paskudnych scenach. Jest czas na zabawę i wspominanie przyjemniejszych rzeczy.
- Rzeczywiście takie zdarzenie może scemetnować przyjaźń między groźnym khazadem, a podróżnikiem.
- powiedział jakby ironicznie - No ba, dziś z pewnością na zabawę czas. Tu wam, wstrętne, wielkie domony teraz nie grożą!
- A tak jeszcze co do szylingów zapytam, to jest popularny symbl tutaj?
- A ty te szylingi i szylingi. Co poniektóry takowe nosi więc...więc jeśli oryginalny pragniesz być, takowych sobie jednak nie rób -
- Czyli jacyś bankierzy, handlarze na przykład mogli nosić? Kto jeszcze?
- Panie Albert, no każdy
- karczmarza zaczęła juź wyraźnie irytować rozmowa o jego naszyjniku
- No dobrze, rozumiem. Tak jeszcze zapytam... nie jestem w tej prowincji od dłuższego czasu, kto tutaj elektorem jest? Jakoś wyleciało mi z głowy, a o Imperium trzeba wiedzę poszerzać.
- Ufff...już myślałem że znowu o te monety - - Nasza elektorka? Emanuelle von Liebowitz, akurat przybywa w odwiedziny do nas. Wielkie święto dla takiej małej wioski!
- Dobra z niej kobieta? Jak sądzicie, przykładnie rządzi?
- A mi tam daleko od osądzania kogoś. Mi się interes kręci, karle są, więc i mi tu dobrze. Rządzenie to dla takich innych, ja się w to nie mieszam.
- No właśnie, taka mała wioska, a tutaj Inkwizytora macie, tak słyszałem.
- A bo elektorka przyjeżdza, więc trzeba o bezpieczeństwo dbać, czyż nie? Przybył niedawno pilnować,, by nic się tu stać nie mogło. I dobrze, od razu bezpieczniej można się czuć.
- Oczywiście! A to jakieś zbiry albo plugawe pomioty mrocznych tutaj były, że aż Inkwizycję a nie straż lepszą?
- A gdzież tam tu jakieś pomioty?! Przyszedł niech pilnuje, jak ktoś dobry nic mu nie będzie. Paru wisi, ale widocznie winni.
- Wisi? Już kogoś powiesić kazał?! Za co ?!
- zapytał Albert wtrącając się.
Karczmarz na chwilę wyraźnie się zmieszał - Ano, mówił że dla przestrogi, by nic się tu właśnie nie działo. Tamci źli ponoć byli i taki los wszystkich złych tu czeka
- Hm... nie podoba mi się takie coś, nie wiem jak wam karczmarzu, to jak sądzić za to, że komuś źle z oczu patrzy.
- szepnął Albert
- No wiesz jak to Albercie jest, lepiej przy takim cicho siedzieć i nic nie robić - również szeptem odpowiedział - tak jak mówisz, gotów powiesić za złe spojrzenie, albo i nawet takie gadanie jak nasze. Usłyszy, a w następny dzień wisisz. Jutro kolejna egzekucja, ale nawet w karczmie nie ma plotek kto to i za co.
- Jutro? A gdzie i o jakiej porze dnia? Musi przecie wyrok odczytać!
- Tak, tak, czyta. Wieczorem zawsze wszyscy przychodzą by to obejrzeć. Można powiedzieć, że to nie lada rozrywka w takiej wsi jak nasza. W końcu nie każdego dnia wiesza się jakiegoś złoczyńce. Trza zobaczyć kto i jakie niegodziwe czyny robił. Przyjdź jutro i tak wszyscy tam będą.
- A za co czytał? Że za co skazani są? Znaliście kogoś z nich?
- Dopiero przy wieszaniu czyta. Albercie, bo klientela się znowu zbiera.
- niziołek wyraźnie próbował urwać rozmowę
- Dobrze, w razie czego porozmawiamy jutro, albo jak się tłok zrobi mniejszy. Wracam do swoich. Miłego wieczoru Thomasie.
- Miłego Albercie, miłego. Udanej zabawy

Albert skłonił się i wrócił do swojego stolika rozmyślając dalej o szylingach...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 29-02-2012, 10:58   #97
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Grave & Valth

Poranek powitała w marnym humorze. Brak wystarczającej ilości snu nigdy nie wpływał na nią zbyt korzystnie. Marudząc w myślach na niespodziewane spotkania, ubrała się i mniej więcej ogarnęła swój wygląd by nie przerazić klienteli Thomasa i spowodować całej masy plotek. Była niemal pewna że Detlef dodał by je do listy rzeczy przemawiających na jej niekorzyść. Miała nadzieję, że dobre śniadanie wniesie nieco słońca do jej ponurych rozmyślań. Wszak nie uda się jej zyskać sławy i bogactwa strasząc ludzi ponurą miną.
Otwierając drzwi nie spodziewała się zastać nikogo na korytarzu. Odkąd zamieszkała w karczmie nigdy nie zdarzyło się jej spotkać żywego ducha gdy schodziła na dół. Jakież więc było jej zdziwienie gdy usłyszała otwieranie drzwi i kroki. Odwróciła się w tamtą stronę zaciekawiona. Najwyraźniej los chciał ją całkiem pognębić zaczynając od wczesnych godzin porannych. Widok Zebedeusza był na szczycie jej listy rzeczy na które nie miała ochoty. Podobnie jak ponowna z nim rozmowa. By jej uniknąć zrobiła jedyną rzecz która przyszła jej do głowy i wykonała gwałtowny zwrot do tyłu. Wnętrze wynajmowanego przez nią pokoju nagle wydało się jej rajem na ziemi.

Zebedeusz po rozmowie z Detlefem wrócił do swojego pokoju i walnął się na łóżku. Zamknął na chwilę oczy, i zaczął układać sobie wszystko w głowie. Ból, smutek, żal rozrywał go od środka. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł. Łzy popłynęły mu na policzki,a on sam zaczął uderzać rękami w łóżko. Ciche pochlipywanie wydobyło się z gardła żaka. Trwało to chwilę w końcu Zebedeusz się uspokoił. Zamknął oczy i zaczął wszystko układać sobie. Wstał z łóżka i wziął balię z wodą i zaczął się przemywać. Powoli, spokojnie. Delikatny zarost zaczął golić brzytwą, którą kilkakrotnie się zaciął.W końcu doprowadził się do porządku. Z torby wyjął spodnie, czarną koszulę i przebrał się. Spojrzał w lustro, i uśmiechnął się. Chwile spędzone w ciszy pozwoliły mu ułożyć to sobie. Melissandra.. imię, choć tak bliskie stało się nagle tak odległe..nie sprawiało już bólu.
Zebedeusz postanowił zejść na dół i zjeść coś. Gdy tylko otworzył drzwi i wyjrzał przez nie, dostrzegł Arabell, która nagle zmieniłka kierunek ruchu i zawróciła do swojego pokoju.
- Zaczekaj.. proszę - rzekł żak, który chciał chwilę porozmawiać a przynajmniej zostać wysłuchany.

Mogła po prostu trzasnąć drzwiami, jednak się zawahała. Ciągłe uciekanie podobało się jej tak samo jak pomysł rozmowy, a biorąc pod uwagę to, że najpewniej będzie zmuszona spędzić z nim więcej czasu, była to stara czasu. Odwróciła się w jego stronę i czekała gotowa w każdej chwili dobyć któregoś z noży, gdyby spróbował ją zaatakować.

Zebedeusz podszedł do niej, bardzo spokojnie. Zatrzymał się przed nią jakiś metr, by mogła nie czuć się zagrożona i rzekł:
- Chcę porozmawiać.. - po czym dodał - w cztery oczy. Chcę tylko byś mnie wysłuchała. Nic więcej nie oczekuję Arabell. Proszę - uśmiechnął się.
Mogła pokręcić głową i mu odmówić. Przyglądała mu się dłuższą chwilę niezdecydowana co zrobić. Wspomnienia wieczoru wciąż były świeże, podobnie słowa Detlefa. Cofnęła się o krok i wskazała wnętrze pokoju mając wrażenie, że właśnie robi najgłupszą rzecz w swoim życiu.

Gdy tylko Zebedeusz znalazł się w pokoju Arabelli stanął przed nią i rzekł:
- Przepraszam za wczoraj.. Nie powinienem tak Cię traktować. Ty, chciałaś dobrze.. chciałaś pomóc.. - załamał głos na chwilę - a ja Cię potraktowałem..źle. Wybacz, że nie umiałem docenić Ciebie i twojej dobroci. Byłem.. nie byłem sobą. Za dużo się wczoraj wydarzyło. Mam nadzieję, że mi wybaczysz ? - spojrzał się na nią, nie było w nim już żalu, bólu. - Odpowiem na Twoje pytania, jeśli nadal masz jakieś.

Odetchnęła z ulgą. Najwyraźniej nie chciał jej zabić. Jej strach zastąpiło współczucie. Wcale nie wyglądał jak mężczyzna, który jej wczoraj groził. Raczej jak jego cień. Uśmiechnęła się ostrożnie, ciepło, po czym wskazała krzesło przy stoliku, na którym wciąż leżały kartki papieru, które zapomniała schować. Zdając sobie sprawę z tego, że część z nich jest zapisana, wyminęła go i wzięła je do ręki, po czym dołożyła na łóżko niezapisanymi stronami do góry. Następnie wyjęła pisemny dowód jego groźby i położyła go na stole, przesuwając w jego stronę.

Spojrzał na kartkę i poczuł wstyd. Autentyczny, mimo tego co przeszedł nie powinien tak postąpić. Wyciągnął rękę ku niej, by wziąć delikatnie jej dłoń w swoją, i rzekł:
- Zrozumiem jeśli zechcesz to zachować, jeśli chcesz zniszczyć nie będę Ci przeszkadzał - zaśmiał się lekko
- Tak więc, nazywam Zebedeusz Lienz,i tak przysłał mnie tu Herr Konrad. Przyjmij raz jeszcze moje przeprosiny, za me niegodne zachowanie Arabell i dziękuję Ci za wczorajszą pomoc.
Nie wiedział co więcej może ta kobieta chcieć od niego, więc milczał.

Wzruszyła ramionami. Nie chciała tego dowodu. Zamiast zabrać kartkę, użyła nowej by zapytać go o coś, co ją męczyło dokąd dowiedziała się o jego zauroczeniu szlachcianką.
* Wiedziałeś, że miała męża? *

Zebedeusz zaczął szukać we wspomnieniach lecz nie mógł sobie przypomnieć:
- Nie, nie wiedziałem - odparł.
- A ty skąd wiesz, że była mężatką? - zapytał.

Punkt dla niego, kolejny minus dla niej.Nadal nie mogła uwierzyć w taką zmianę.
* Moja trupa była atrakcją na przyjęciu z okazji jej zaślubin * wyjaśniła posyłając mu współczujące spojrzenie.

Zebedeusz wzruszył tylko ramionami, bowiem to że była mężatką nie bolało go ani trochę.
- Opowiedz mi o niej.. to co wiesz przynajmniej.

Arabella zamyśliła się chwilę, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej.
* Była wesoła, dużo się śmiała. Często odwiedzaliśmy ich dom przy okazji różnych przyjęć. Dobrze nas traktowała, tak samo jak służbę. Nie skarżyli się na nią aczkolwiek słyszało się plotki o jej mężu. Pani Francesca zdawała się jednak o nich nie wiedzieć lub je ignorowała. Wydawała się szczęśliwa. *

- Jakie pogłoski? - padło kolejne pytanie z ust żaka, i nie było w nim cienia gniewu czy żalu. Raczej ton był beznamiętny.

Zawahała się, tracąc nieco na świeżo odzyskanej pewności.
* O jego kochankach. *

Zebedeusz uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Ja ją znałem jako Melissandrę, choć nie wiem czy to jej prawdziwe imię. Nie była wesołą, uśmiechniętą i ciepłą kobietą.. Każdy ma jakąś przeszłość - uśmiechnął się
- Wiesz Arabell, są czasem takie sytuacje, które nas przerastają. Wmawiamy sobie, że kogoś kogo spotykamy nie jest tym, z kim chcemy być ale im dłużej rozmawiasz z nim tym bardziej czujesz jak ta osoba Cię zaczyna interesować. Przestajesz myśleć kim była, przestaje mieć to dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie. Zaczynasz spędząc z tym kimś coraz więcej czasu, słuchasz go z zapartym tchem, spoglądasz w te oczy, oczy które Cię hipnotyzują i sprawiają że widzisz w nich coś więcej niż ta osoba pokazuje. Odkrywasz jak coś Cię ciągnie do tej osoby, a im bardziej Cię ciągnię, fascynuje w niej tym więcej chcesz z nią przebywać i to jest tak jakby łączyła was ...niewidzialna więź, która potrafi połączyć dwoje wyjątkowych ludzi. Arabell na pewno wiesz jak to jest gdy ktoś sprawia że twoje życie staje się ciekawsze, ta osoba dostarcza Ci ekscytacji.. przypomnij sobie coś takiego.. - poczekał aż Arabell weźmie wzrok na bok skieruje i wtedy dodał - właśnie. Znałem Mel, jako szlachciankę, pełną gniewu, lubiącą mieć to co czego zapragnie a nasze rozmowy, potyczki słowne doprowadziły do łóżka.. Pożądanie..wiesz na pewno jakie to uczucie pragnąć kogoś..pragnąć jej dotyku, bliskości i czuć się bezpieczna. Wyobraź sobie że odnajdujesz w tym kimś to co sprawia że czujesz się bezpieczna mnie się właśnie tak zdarzyło i to sprawia że odkrywasz to ciepło, którego pragniesz i czujesz że ten mężczyzna jest tym któremu ufasz.naprawdę ufasz i zauważasz że jego obecność, zawsze uspokaja Cię gdy czujesz się zdenerwowana.. a jego dotyk, pocałunek sprawia że cała płoniesz i pragniesz go całego mnie właśnie coś takiego ogarnęło. Teraz już znasz prawdę, zrobisz z nią co zechcesz bo to już nie ważne. Ona nie żyje i trzeba żyć dalej. W W ogrodzie mojej pamięci pielęgnuję różne kwiaty - zakończył swoją wypowiedź.

Gdy słuchała jego słów przed jej oczami stanęła twarz Serilla. Potrafiła zrozumieć uczucie o którym mówił Zebedeusz, podobnie jak stratę, której doświadczył gdyż nie była jej obca. Ona jednak mogła powrócić, ponownie znaleźć się u boku swojego elfa, pozwolić by się nią zaopiekował. Towarzyszący jej mężczyzna nie miał takiej szansy. Musiał być świadkiem śmierci drogiej mu osoby, pożegnać ją na zawsze. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić jak ona zniosłaby coś podobnego.
Czuła jak budzi się w niej gniew i zazdrość, która zawsze w niej tkwiła. Kobieta o której mówił miała wszystko to o czym Arabella marzyła, a jednak odrzuciła to dla czego? Chwili przyjemności, poczucia siły, szaleństwa? Nienawidziła jej za to i wcale nie była z tego powodu dumna.
Wyciągnęła dłoń w stronę Zebedeusza by delikatnym uściskiem dodać mu otuchy.

Zebedeusz przyjął uścisk dłoni lekkim uśmiechem. Spojrzał na Arabell, oceniając ją sobie. Jej oczy, ciało.. powoli tasował ją wzrokiem.Lubił kobiety a coś wewnątrz jego osoby, pragnęło znów się uwolnić. Zebedeusz zamknął drzwi wewnątrz swojej osoby, szczelnie i z hukiem. “Potwór” pozostał w mroku i cieniu.Zebedeusz wstał, pocałował dłoń Arabell i rzekł:
- Dziękuje że mnie zechciałaś wysłuchać. Teraz muszę zejść do towarzyszy, opowiedzieć im o tym co się stało a i Ty zapewne chciałabyś ich poznać.
Dopiero teraz dotarło że musi im powiedzieć co się stało. Detlef miał rację, trzeba było powiedzieć prawdę. Nic wielkego w gruncie rzeczy, przecież i tak to nic już nie zmieni.

- Też znałaś ją pod imieniem Melissandra? - zapytał, nie wiedzieć czemu o to.

Arabella poczuła się źle pod jego spojrzeniem. Było to tym dziwniejsze, że przecież przyzwyczaiła się już do tego, że ją oglądano i oceniano nie tylko pod względem jej umiejętności. Mimo wszystko cieszył ją dotyk jego dłoni oraz pewne podobieństwo ich sytuacji uczuciowej. To dawało jej oparcie i zapewne będzie pomocne gdy dojdzie do spotkania z pozostałymi. Na Detlefa bowiem nie liczyła. Szlachta zwykle dbała tylko o własne dobro, czego przykładem była również ta, którą uważała za uosobienie tego jak winna zachowywać się ta klasa społeczna. Oczywiście nie dzieliła się i nie miała zamiaru dzielić swoimi myślami z nikim, nawet z tymi którym ufała, a w tej chwili nie miała nikogo takiego przy sobie.
Jej odpowiedzią na pocałunek było uprzejme skinienie głową i pocieszający uśmiech. Chciała dać mu do zrozumienia, że jego zachowanie z poprzedniej nocy zostało zapomniane, lub przynajmniej zrozumiane. Z ulgą powitała spokój, żałując nieprzespanych godzin. Skłoniła głowę na jego propozycję poznania pozostałych. Cieszyła się, że nie będzie musiała sama się tym zajmować. Wcześniej liczyła na szlachcica, zrozumiała jednak, że nieco przesadziła z własnymi planami. Pamiętaj swoje miejsce dziewczyno, szeptał głos w jej głowie i zamierzała trzymać się tej rady.

Na jego pytanie odpowiedziała przeczącym ruchem głowy, po czym delikatnie wyswobodziła swoją dłoń by mieć pewniejsze oparcie przy pisaniu.
* Nie, nie znałam tego imienia dopóki nie podał mi go pan Detlef. Nie wiem z jakich powodów go używała. Przez dwa lata, w trakcie których odwiedzaliśmy posiadłość jej męża, nosiła imię Francesca. Francesce d’Embrun de Morhban. *
Wspomnienie tamtych czasów nadał wywoływało w niej ból. Uniosła dłoń do szyi. Chciała zwyczajnie porozmawiać, pośmiać się, chciała móc śpiewać. Spojrzała na Zebedeusza. O tak, znała pojęcie straty. Uśmiechęła się smutno.

Zebedeusz uważnie obserwował reakcję Arabell. Widząc jej smutny uśmiech, dziwny aczkowliek sugestywny dotyk szyi zapytał:
- Czemu się smucisz? Jak to się stało, że pozbawiono Cię głosu, czy urodziłaś się z tym?

Spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby nie wyjaśniła tego poprzedniego wieczoru? Była pewna, że tak uczyniła, aczkolwiek nie pamiętała by wdawali się w szczegóły.
* Rozmowa o niej przypomniała mi dawne czasy. Nie urodziłam się taka. Mój głos został mi odebrany. Teraz zostały mi już tylko one *
Skończyła pisać i sięgnęła po jeden ze swoich noży do rzucania, ukrytych w szerokim rękawie. Pogładziła jego powierzchnię z czułością, po czym przeniosła wzrok na Zebedeusza. Jej oczy zdawały się pytać co jego trzyma na powierzchni, jednak pytanie to nie zostało napisane. Zamiast niego na papierze pojawiło się zaproszenie.
* Jedna z tutejszych kobiet organizuje przyjęcie z okazji powrotu jej brata z akademii. Udaj się tam ze mną.*

Zebedeusz wyglądał na zdziwionego po tej prośbie, lecz kiwnął głową.
- Czemu ja, a nie szlachcic, który lepszą personą jest ? - zapytał.

* To, że jest szlachcicem nie czyni go od razu lepszą personą, nie dla mnie. *

- Dobrze, z chęcią pójdę z Tobą. Dziękuje za zaproszenie a może teraz zejdziemy na śniadanie? Zgłodniałem.

Skinęła głową w odpowiedzi na jego pytanie. Sama również poczuła pustkę, którą bez wątpienia należało zapełnić póki była ku temu okazja. Zeszli więc oboje do sali, w której unosił się już smakowity zapach jajek, boczku i kiełbasy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 29-02-2012, 14:41   #98
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rewelacje o martwej kultystce i jest tajemniczym wspólniku powinny wstrząsnąć Detlefem, uniemożliwić zaśnięcie, albo przynajmniej zesłać hordę koszmarów, dręczących go przez całą noc. Nic z tego. Jakoś dziwnym trafem bardziej się przejął tym, że Arabella straciła głos. Ta strata była dużo większa, niż jakaś anonimowa wyznawczyni zakazanych kultów, oby przez wieki jej dusza nie zaznała spokoju.
Ranek, jak powiadają, jest mądrzejszy od wieczora. I stara ludowa mądrość sprawdziła się, bowiem rankiem okazało się, że kultystka nie była aż taka anonimowa, co nie zmieniło zdania Detlefa o tym, co powinno się stać z duszą Melissandry. Rzuciło to również nieco światła na postać tajemniczego towarzysza kultystki, tego samego, który groził Arabelli śmiercią. Byłoby dość dziwne, gdyby Tileanka posiadała aż dwóch towarzyszy. Tylko co Zebedeusz chciał osiągnąć, strasząc Arabellę, skoro prawie natychmiast, bo już rankiem następnego dnia, przybiegł do Detlefa? Chciał się podzielić przerażającą informacją, zrzucić z siebie ciężar, czy też usiłował odsunąć od siebie podejrzenia o współpracę? Czy gdyby nie śmierć Melissandry, to równie ochoczo podzieliłby się z Detlefem wiedzą o zainteresowaniach swej kochanki? Bo takie zapewne więzy łączyły tę parę. Było to co najmniej wątpliwe, lecz nie do udowodnienia. Wypadało mieć zatem na Zebedeusza oko. A nuż żak zapałał gorącym uczuciem nie tylko do wyznawczyni, ale i do samego boga? Taka zaraza często rozprzestrzeniała się jak pożar w stepie. Problemem było tylko to, że nie można było Zebedeusza oddać w ręce łowcy czarownic... Jednak w razie konieczności można było wszystko załatwić we własnym zakresie.

Ranek, jak się okazało, przyniósł drugą niespodziankę, którą dla jedzącego śniadanie Detlefa był widok Arabelli, schodzącej pod ramię ze swym niedoszłym oprawcą. Implikowało to różne możliwości i nakazywało rozsądne podejście tak do żaka, jak i do cyrkówki. Oczywiście przy zachowaniu wszystkich pozorów wiary we wszystko, co się do tej pory usłyszało. Tudzież z zachowaniem odpowiednich form towarzyskich. Na przykład wstaniem z miejsca i uprzejmym ukłonem, gdy widziało się znajomą kobietę.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-03-2012, 16:23   #99
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Knut uczestniczył w karczemnej naradzie, po czym pożegnał się i ruszył odkrywać mroczne sekrety Heisenburgu. Wyszedł na dwór, wystawiając twarz na jesienne słońce. Poranne promienie rozbudzały i dodawały sił – jakże potrzebnych po hulaszczej nocy. Żołnierz wziął się do działania.

Wpierw udał się przed bramę, na miejsce wczorajszej potyczki z demonami. Jeśli miał szczęście, ludzie jeszcze nie zadeptali śladów walki. Bystre oczy Knuta, przyuczone do przeszukiwania w trakcie służby strażniczej, próbowały znaleźć jakieś wskazówki. Czy demony zostawiały ślady stóp? Czy w pobliżu były tropy kogoś innego? A może podejrzane przedmioty, mogące być pozostałościami mrocznych rytuałów?

Następnie udał się do miejsca, gdzie powinna była znajdować się skrzynka. Chciał je zobaczyć na własne oczy.

Na koniec poprawił swój image. Powiesił ciężki berdysz na ramieniu, pochylił rondo kapalinu na oczy, zrobił minę dumną, dziarską i nierozumną (to ostatnie miał przećwiczone). Na szyi dumnie prezentował sigmarycki medalik oraz - nie widzieć czemu - pęk czosnkowych główek. I tak wyglądając stanął na progu straszliwego łowcy czarownic – Ludwiga Kreibicha. Bił pięścią w drzwi, a gdy się otwarły, wypalił:

- Będziemy demony bić!

Jeśli rozmówca zażąda wyjaśnień, żołnierz rozwinie myśl:

- Pan jesteś łowca, przeciw chaosowi stajesz. No i ja też. Pan mnie możesz nie lubić i ja pana też. Ale sprawa jest ważna i tu nie ma miejsca na obrażenie się jak baby na jarmarku. Idziemy bić chaos! Pokaż pan chaośników, a ja ich zbiję. Tak zrobię.

I pokiwał głową, a jego prosta, chłopska twarz wyrażała upór i zdeterminowanie.

„Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej” – usłyszał kiedyś słowa pewnego oficera. Pamiętał też opowieści o strażnikach, którzy pod przebraniem dołączali do grup banitów, by ich szpiegować i łatwiej pokonać. To się nazywało infiltracja.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 03-03-2012 o 20:00.
JanPolak jest offline  
Stary 03-03-2012, 21:45   #100
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Po długiej porannej dyskusji szemranej podczas śniadania Albert skupił się raczej na symbolach i ich łowcy. Po wypiciu piwka udał się do wychodka. Tam spokojnie oddzielił delikatnie kluczyk od dwóch szylingów. Popatrzył jeszcze raz na te przedmioty. Schował je do kieszeni pod ubraniem i po prostu wyszedł wzdychając. Rozglądnął się po mieście. Gdzie szumi od plotek? Na targu! Tam też się udał. Miał pewien plan. Sprawa śmierdziała. Od czegoś bierze się gówno na podeszwie buta, więc Albert na placu targowym szukał jakiś typków od szemranych interesów. Nie jakiś tam co mordę obiją za parę pensów. Chodziło mu raczej o jakiegoś pasera...

Nie był jakoś szczególnie zżyty z tą grupą społeczną, jednak potrafił czytać niektóre ich znaki. Nie był ekspertem, ale coś tam pamiętał z podróży do Bretonii. Przecież tamtejsze miasta cuchnęły wręcz złodziejaszkami. Na wszelki wypadek umieścił swoje rzeczy gdzieś w głębszych kieszeniach i gdy tylko nadarzyła się okazja do porozmawiania z kimś takim dyskretnie podszedł. oczywiście po upewnieniu się, że nie popełni jakiejś gafy i nie zagada do praworządnego obywatela Imperium:
- Witam. Jestem nietutejszy i mam pewną sprawę do kogoś, kto zna się na wycenie. Mianowicie znalazłem gdzieś niedaleko taki wisiorek... Bardzo charakterystyczny, może znasz kogoś, kto zbiera takie rzeczy?
 
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172