Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2012, 12:39   #20
Nathias
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Otoczeni przez spore komando elfów, byli całkowicie wystawieni na atak. Szczęśliwie, dowódca nie przejawiał ochoty do przelania krasnoludzkiej krwi. Wręcz przeciwnie. Był nadwyraz spokojny, czego nie można było powiedzieć o niektórych podrostkach, podróżujących w otowarzystwie Vulfura. Krasnolud miał tylko nadzieję, że zwalczą oni swój zapał i uprzedzenia rasowe.
-To nie jest żadną tajemnicą. Władze pobliskiego miasteczka wynajęły nas, abyśmy odnaleźli bandę orków, która rzekomo napadła na karawanę kupiecką, łupiąc wszystkie towary. Mieliśmy nadzieję, że odnaleźliśmy miejsce ataku. Było ono jednak dość osobliwe. Żadnej krwi, Żadnego ognia. Orkowie, których spotkałem w swoich podróżach, nie martwili się o zacieranie śladów, a tym bardziej o to, by puścić wszystkich kupców wolno. Zagłębiliśmy się więc w las i tak oto spotkaliśmy was - Krasnolud wytrząsnął resztkę popiołu z fajki, po czym nabił ją i ponownie odpalił. W tym czasie Ignis zaczęła swoje popisy z lutnią. Vulfur nie bardzo wiedział co o tym sądzić. Możliwość, że bardka urzecze elfów swoją pieśnią, była jak jeden do sta. A i to przypadało na każdego elfa oddzielnie.
- Ale gdzie moje maniery. Jestem Vulfur, sługa Dugmarena Jasnego Płaszcza, to jest Ignis Dębowa Tarcza, Filian Greywords, Delg Glarson, Borgin Szalona Szarża oraz Draug Szybki Topór - zaczął pokolei wskazywać towarzyszy przedstawiając ich.
- Mniemam iż wałęsająca się po okolicy banda orków, nie jest dla was dobrą nowiną. Jestem przekonany, że wiecie coś na ten temat. Myślę, że moglibyśmy sobie pomóc w tej sprawie.
Vulfur bacznie przyglądał się dowódcy komanda. Elf był spokojny, o chłodnym spojrzeniu. Spokojnie wysłuchał tego, co krasnolud ma do powiedzenia, i sprawiał wrażenie jakby ważył to, co chce powiedzieć. Coś tutaj wybitnie nie pasowało krasnoludowi. Całe miejsce, gdzie rozegrał się atak, było po prostu za czyste. Kupcy, którzy powrócili nawet bez zadraśnięcia, te dziwne ślady w lesie no i wreszcie grot, który krasnolud trzymał w dłoni. Elfie strzały nie fruwają bez przyczyny. Coś tu wybitnie było nie tak.

Elf popatrzył lekko zdenerwowany widząc, jak krasnolud wytrzepuje żar na ziemię. Wzrok smukłego mężczyny wbil się w postać starego brodacza, sam elf nie skomentował tego jednak ani słowem. Z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez Vulfura twarz elfa tężniała coraz bardziej. Kiedy kapłan skończył, głos ponownie zabrał szpiczastouchy.
- Nie pomożemy nikomu, kto przybywa z miasta. Nie potrzebujemy waszej pomocy. Wynoście się z lasu. - powtórzy mocno zdenerwowany elf.

- Nie jesteśmy z miasta. Podróżujemy od jakiegoś czasu po świecie. Zatrzymalismy się tutaj, jako jeden z wielu postojów w naszej podróży i nadarzyła się okazja na zarobienie paru groszy. Nic więcej - krasnolud zastanawiał się, czy powiedzieć o znalezionym grocie, powstrzymał się jednak. Ta informacja może się jeszcze przydać.
- Ale to was pewnie nie przekona - kontynuował Vulfur - Widzę, że macie jakiś zatarg z mieszkańcami miasta. Czym tutaj wam miejscowi podpadli?

- Miasto to nasz problem, a nasze problemy to nie wasza sprawa. - odburknął elf, choć nieco mniej agresywnie niż przed momentem.
- A co do orków, to rabują przecież tylko karawany burmistrza, więc o co chodzi? - wypalił jeden z podkomendnych elfa stojący po prawej stronie Vulfura. Jego dowódca rozmawiający z krasnoludami skarcił go wzrokiem.

-Rozumiem. W takim razie myślę, że najlepiej będzie, jak pójdziemy każdy w swoją stronę - powiedział krasnolud czekając na jakąś reakcję elfa.

- Kto was tutaj wysłał? - spytał po chwili milczenia czarnowłosy elf.

Krasnolud zaciągnął się pachnącą fajką po czym odrzekł
- Niejaki Menner Świński Zad. Z tego co wiem, to jakiś przydupas burmistrza miasta. Widać było, że bardzo go zabolała strata tej karawany, bo miotał kurwami na lewo i prawo. - krasnolud beztrosko pykał fajkę, jednak widać było, że sprawa jest bardziej skomplikowana. Fakt, że łupem padają tylko karawany należące do burmistrza też nie uszedł jego uwadze. Krasnolud miał już pewną teorię, jednak lepiej było wstrzymać się z jakimikolwiek osądami.

- I wynajął do tego bandę krasnoludów? Przecież to rasista pełną gębą! - skomentował wypowiedź brodacza elf.

- Też mnie to zdziwiło. Może uznał, że do eksterminacji orków krasnoludy nadają się najlepiej. Albo stwierdził, że jeśli coś pójdzie nie tak, to nikt się krasnoludami nie przejmie, lub też będzie mógł zwalić winę za brudną robotę na nas. A może po prostu potrzebuje swoich goryli do utrzymania w ryzach miasta. Zaczniemy się tym martwić, gdy będzie chciał nas wycyckać, czego na pewno spróbuje. A jak znam moich towarzyszy, to dobrze się to dla niego nie skończy.

- Chciałbym to zobaczyć. - odpowiedział z uśmiechem elf. Atmosfera wyraźnie się rozluźniała. Wszystko zmierzało ku dobremu, acz droga jeszcze była długa.

- Jak każdy naszego pokroju - odparł krasnolud gładząc się po siwej brodzie - Dobrze, że wyjaśniliśmy sobie to i owo. Ciekaw tylko jestem, co takiego skradziono, że posunęli się do tego stopnia. No nic, trzeba się będzie do tego zabrać od innej strony. Jeśli nie macie do nas żadnej sprawy, to udamy się w swoją stronę.

Przez chwilę elf nie odezwał się ani słowem. Kiedy jednak prawie wszystkie brodate postacie ruszyły z powrotem w stronę drogi, przemówił ponownie.
- Vulfurze, mniemam iż jako krasnolud mogę liczyć na twój honor i to, czego dowiesz się teraz pozostanie między nami. To samo tyczy się twoich towarzyszy. - przerwał, czekając na odpowiedź wiekowego krasnoluda.

Krasnolud z zaciekawieniem popatrzył na elfa.
- Czego jak czego, ale honoru krasnoludom odmówić nie można. A na pewno nie tej kompanii.

- Cieszy mnie to. - bez cienia radości w głosie odparł efl. Popatrzył na każdego z krasnoludów po kolei i powiedział spokojnym, opanowanym głosem.
- Orków nie ma. Wyniosły się stąd kilka dekadni temu. To my napadamy na karawany burmistrza w odwecie za zabicie kilkunastu naszych współplemieńców.

Vulfur uśmiechnął się pod nosem.
- Tak też sądziłem - po czym pokazał grot strzały, który znaleźli na polanie - elfi tropiciele nie wypuszczają strzał daremnie.
- Jednak włodarzy udało wam się skutecznie przekonać, że to faktycznie orkowie napadli na karawanę. Jasny Płaszcz mi świadkiem, że nie znoszę konfliktów rasowych... Same tylko przez to problemy są - krasnolud zamyślił się zaciągając się fajką.
- Co udało wam się zrabować? Jak rozumiem, nie była to pierwsza karawana, ale dopiero po tej, wynajęto nas. Musiało tam być coś niezwykle cennego dla burmistrza.

- Burmistrz to niezwykły chciwiec i skąpiec. Dla niego strata choćby sztuki złota to nieomal jak bankructwo. - z uśmiechem odparł elf.
- W karawanach nie było nic nadzwyczajnego, jeśli o to pytasz. Przedmioty do sklepów prowadzonych przez niego, trochę broni i eliksirów. Nic ponadto.
- Rozumiem. Nie mam pomysłu co z tym zrobić... Choć może jest pewien trop, lecz bardzo nikły. Gdy Menner wypluwał całe śniadanie na moich towarzyszy, postanowiłem się przyjrzeć miasteczku. I dzięki boskiej pomocy Jasnego Płaszcza odkryłem bardzo niepokojącą rzecz. Nasz mocodawca, nosi na szyi dość niezwykły medalion. Nie widziałem go bezpośrednio. Jednak wyczułem. Emanowała z niego bardzo silna, zła aura. Tak silna, ze otumaniła mnie na kilka minut. Od tamtej pory zastanawiam się, gdzie to zaszufladkować. Może ty masz jakieś informacje, które by mogły sprawę rozwiązać?

- Nie jestem wam w stanie pomóc w tej kwestii. - odparł elf, kręcąc głową.
- Jednak jest coś, co może mieć z tym związek. Jak zapewne wiecie, orki nie należą do stworzeń strachliwych, jednak coś, lub ktoś, je przegonił. Żyły w opuszczonej kopalni należącej nigdyś do przedstawicieli waszego ludu, na północnym wschodzie od miasteczka. Wydobywano tam nigdyś złoto. Może tam znajdziecie jakiś trop? - zaproponował szpiczastouchy.

- Niezły pomysł. Jeżeli faktycznie wyniosły się z tąd niecały miesiąc temu, to powinny tam pozostać jeszcze jakieś ślady. Poza tym i tak nie mamy nic lepszego do roboty - uśmiechną się szeroko krasnolud, po czym szybko spoważniał.
- Chciałbym się jeszcze dowiedzieć w jakich okolicznościach zginęli twoi druhowie. Chcę wiedzieć, czy możemy to dodać do długiej listy: “Czemu skopać tyłek Mennerowi”.

Twarz elfa wyraźnie spochmurniała. Przez chwilę milczał, jednak w końcu odpowiedział.
- Pięciu naszych poszło do miasta. To były młodziaki, dopiero dorastali. Poszli się napić do baru twojego rodaka. Po wyjściu z karczmy chcieli od razu wyjść z miasta, ale nie pozwolili im na to strażnicy. Wywiązała się szarpanina, wtedy strażnicy zaatakowali jednego z nich, Merowa. Oni nie mieli broni. Zaszlachtowali ich jak dzikie świnie. - mówiąc to elf wpatrywał się otępiałym wzrokiem w drzewo.

Zapanowała dość długa cisza, której nikt nie ważył się przerwać. Każdy z elfów spóścił głowę i prawdopodobnie wspominał przyjaciół, lub modlił się za spokój ich duszy.
- Nie martw się. Prędzej czy później, zapłacą za wszystkie zbrodnie.

- Bogowie o tym zdecydują. My możemy być co najwyżej narzędziami w ich rękach - dodał.

Po tych słowach elfy w mgnieniu oka zginęły w gęstwinie lasu pozostawiając krasnoludy same sobie. Dowiedzieli się w sumie wszystkiego, czego potrzebowali do wykonania zadania dla miasta. Jednak Vulfur wcale nie miał zamiaru tych informacji przekazywać Mennerowi. Natomiast to, co elf powiedział o kopalni złota... Tak, koniecznie trzeba było to sprawdzić. Szczególnie w przypadku tego, co wyczuł u Mennera. Może przeszukanie kopalni naświetli trochę obraz dziwnego zniknięcia orków i tajemniczego medalionu, o którym do tej pory wiedział tylko on? Czas pokaże.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline