Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2012, 13:25   #93
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusza obudziły pierwsze promienie słońca, rażąc go nie miłosiernie w oczy. Cuchnął. Głowa pękała mu na setki tysięcy kawałeczków. Coś zabrzęczało koło niego. To była pusta butelka..czegoś. Żak ziewnął i przeciągnął się. Czuł każdy kawałek swojego ciała. Wszystko go bolało. Wstał powoli i ruszył ku karczmie. Zatrzymał się po drodze, oparł ręką o płot i zdrowo rzygnął.
- W końcu lepiej - mruknął do siebie
Żak udał się w końcu do karczmy, gdzie karczmarz mimo iż młodzian wyglądał jak żul bądź bezdomny poznał go i sztucznie uśmiechając się przywitał go.
- Kubek wina.. - rzekł Zebedeusz
Karczmarz podał zamówienie a Archibald wychylił duszkiem trunek i zdrowo beknął.
“Detlef. Trzeba z nim pogadać” - pojawiła się błyskotliwa myśl w głowie Zebedeusza
Licząc na łut szczęścia, zaczął rozmawiać z karczmarzem. Podał mu rysopis jego towarzyszy, skupiając się na szlachcicu. Karczmarz szczęściem zrozumiał coś z bełkotu chłopaka, i podam mu numer pokoju. Zebedeusz więc, zapomniawszy że wygląda jak przybłęda bowiem oczy jego były mocno podkrążone, włosy lepiły się a z mordy waliło gorzelnią, ruszył w stronę pokoju Detlefa. Gdy dotarł, co trwało chwilę bowiem żak nie porażał ani szybkością ani refleksem, zapukał mocno do drzwi.

“Puk puk puk..bach bach”

Walenie do drzwi skojarzyło się Detlefowi raczej z żadnym krwi łowcą, niż z wizytą towarzyską. Na dodatek o tej porze nie wypadało jeszcze składać żadnych wizyt, bez względu na ich charakter. Chyba że się było nadobną panienką, a tego siła uderzeń raczej nie sugerowała.
Z dłonią na rękojeści rapiera Detlef uchylił lekko drzwi. Widok zdecydowanie nie był zachęcający do szerszego ich otworzenia.

- Czego sobie życzysz? - spytał Detlef, zdecydowanie nie wykazując się gościnnością i nie zapraszając nieproszonego gościa do środka. Jedna taka wizyta może człowiekowi zepsuć nie tylko humor, ale i reputację.

Zebedeusz spojrzał przekrwionymi oczami na szlachcica. Mial milion zdań, setki wariantów lecz musiał zaryzykować:

- Mel nie żyje. Muszę pogadać z Tobą.. - głos był słaby i cichy

Idź się prześpij, wytrzeźwiej, a potem wróć, pomyślał Detlef. Potem wróć.

- Co piłeś, że gadasz takie bzdury? - spytał. Mimo tego odsunął się na bok pozwalając Zebowi wejść.

Żak widząc iż szlachcic odsunął się wszedł do środka. Poczekał aż ten zamknie drzwi i wtedy powiedział:
- Piłem.. ale to nie ważne. Mel nie żyje.. Ona.. - zastanawiał się jakich słów tu użyć - postanowiła sobie..urządzić prywatne przyjęcie z atrakcjami wieczoru jak składanie ofiar z ludzi.. czyli pewnej kobiety i jej dziecka.. Melissandra.. - żak zaczął szukać wzrokiem jakiegoś krzesła by móc usiąść - wyznawała Khaine’a.

Zebedeusz spojrzał na Detlefa, nie wiedząc co ma zrobić.. nie wiedząc czy płakać z bólu, czy zamilknąć ale czuł i wiedział jedno.. musi to z siebie wyrzucić. Może wtedy ból ustąpi i zaczął Zebedeusz mówić:

- Gdy przybyliśmy tutaj rozdzieliłem się z nią. Poszedłem szukać skrzynki, lecz w miejscu gdzie powinna być nie znalazłem jej. Za to znalazłem wbity symbol Sigmara. Wracałem szwendając się po tej dziurze, gdy dostrzegłem światło w jakimś domu. Usłyszałem hałasy więc ruszyłem by zobaczyć co się stało. Gdy dotarłem było po wszystkim, jakiś .. no ktoś.. nie pamiętam imienia.. powstrzymał masakrę. W środku tego domu.. wszędzie była krew..symbole dziwne.. i Mel..Naga, cała we krwi, w dziwnych symbolach.. i z mieczem w brzuchu. Jeszcze żyła, gdy tam dotarłem. Kazałem rodzinie przysiąc że nie będą informować o tym nikogo. Zapłaciłem im z pieniędzy Melissandry. Dom wraz z taką jedną..Arbell..Arnabell..a nie...Arabell.. umyliśmy. Wyjąłem miecz z ciała Mel by mogła umrzeć. Ciało pochowałem w ziemi.

Zamilkł, bowiem nie wiedział co miał powiedzieć więcej. O tym co czuł? Nie miało to sensu. Teraz jednak nie czuł niczego. Pustka, i jakiś wewnętrzny żal.

Detlef w milczeniu wysłuchiwał tego, co w pierwszej chwili uznał za bredzenie pijaka. Powoli jednak dochodził do wniosku, że w słowach Zebedeusza może być nieco więcej prawy, niż można by sądzić na pierwszy rzut oka. No i zachowanie Arabelli stało się bardziej zrozumiałe.

- Od dawna wiedziałeś, że ona jest wyznawczynią Khaine’a? - spytał.

Zebedeusz spojrzał prosto w oczy Detlefowi i rzekł:
- Nie. Dowiedziałem się wczoraj.
- Wczoraj ci powiedziała? Przed śmiercią? - spytał Detlef.
- Tak, wczoraj mi powiedziała - przyznał Zebedeusz
- Nie po śmierci mi się przyznała - odpowiedział ironicznie żak - Co powiemy reszcie? Czego wy się dowiedzieliście wczoraj?

- Reszcie powiesz mniej więcej to samo, co mi - opowiedział Detlef. Zastanawiał się, jak długo Zebedeusz raczył ukrywać tę tajemnicę. W wyznanie na łożu śmierci jakoś nie bardzo wierzył. A to rzucało pewien cień na żaka. Czy gdyby Melissandra żyła, to Zebedeusz również podzieliłby się swoją wiedzą z pozostałymi członkami drużyny? W to Detlef ośmielał się wątpić. - Powiesz, że była kultystką i zginęła, nim zdążyła zrobić komuś krzywdę. To powinno wystarczyć.
Oczywiście otwarte pozostawało pytanie, jak długo Melissandra była gorliwą wyznawczynią boga wojny i mordu. Bo trudno było sądzić, by stała się nią na drodze pomiędzy Meisen a Heisenbergiem. I dlaczego trzymała się z nimi? Miała jakieś ciekawe, specjalne plany z nimi związane? Nawet jeśli nie, to lepiej że nie żyje. I niech jej dusza zazna takiej radości, jaką szykowała dla swych ofiar.

- Nie możesz zataić przed nimi tego faktu - dodał.

- Powiem im.. chyba że Ty wolisz.. ja i tak muszę się przespać, wykąpać. Łeb mnie napierdala.. Zdradzisz mi co wczoraj robiliście, czy mam się reszty dopytywać ? - zapytał ponownie Zeb

- Porozmawialiśmy sobie z łowcą nagród o kulcie, jaki się objawił w Heisenbergu - powiedział Detlef. - Na szczęście skończyło się polubownie. Mam tylko nadzieję, że prawda o Melissandrze nie wyjdzie na jaw. A jak się wyśpisz to pomyślimy, co dalej z tą skrzynią.

- Jeśli wyjdzie - nie dokończył - mam nadzieję że nie dojdzie do tego. Nie wiem ale ja nie ufam Konradowi, coś mi tu nie gra..od samego początku - rzekł Zebedeusz

Po tych słowach wstał i skierował się do wyjścia:

- Jeśli pozwolisz udam się do siebie, muszę to poukładać.. włącznie z samym sobą - powiedział a w jego słowach wyczuć można było ból

Detlef w milczeniu skinął głową. Rozumiał żal, jaki opanował Zebedeusza, ale sam nie był w stanie ocenić, czy na jego miejscu też by się tak zachował. Zaślepiony głupiec i tyle.

- Jak się trochę otrząśniesz, zbierzesz do kupy, to wtedy porozmawiasz z innymi - powiedział. Miał nadzieję, że Zebedeusz w miarę szybko się otrząśnie. Sam jakoś, mimo wszystko, nie odczuwał żalu. Bogowie go strzegli przed Melissandrą. Wypadało im podziękować przy najbliższej okazji za takie a nie inne zakończenie sprawy.

Zebedeusz skinął głową i wyszedł. Gdy tylko zamknął drzwi, zrobiło mu się lżej na duchu, bowiem czuł jakby spadł mu ciężar z ramion. Zmyślony ruszył do swojego pokoju. Musiał to bowiem sobie wszystko przeanalizować i doprowadzić się do porządku. Ból minie, wiedział o tym. Chciał się skupić na czymś innym, odciąć się od wpomnień. Potrzebował do tego spokoju. Żałoba przecież nie może trwać wiecznie. Czuł jak ogarnia go złość, był zły na siebie i Mel, i musiał sobie z tym poradzić.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline