Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2012, 13:48   #11
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Ragnar Bjorn

-Hm…. Hubka I krzesiwo, żyłka z rybich wnętrzności, bardzo dobra… Gorzałkę też panu przyniosłem, taniej panu podliczę za wszystko, a jeszcze wnyki pan szanowny chciał.- Talabheimski kupiec położył wnyki na stole obok pozostałych towarów.-Prowiant przyniesie panu młody chłopak, do karczmy, jeszcze zanim pan wyruszy. Mam znajomego kupca z Kislevskich stepów. Twierdzi że na prowiant najlepiej nadaje się suszona wołowina. Wystarczy zalać wodą i jest zupa! Albo jeść z chlebem. Trzydniowa porcja będzie, ale radzę oszczędzać bo to się nie psuje. Hm… coś jeszcze?
Ragnar pokazał topór.
-A tak, skórzaną kurtkę też mam. Zapomniałbym. Dobrze to podliczam. Topór jest dobrej jakości ale trochę zużyty. No ale pójdzie na pewno, tutaj wszystko idzie jak się dobrze poszuka. Zostaną panu dwie złote korony.- Kupiec podał szeleszczącą sakwę pełną srebrników.


Gunter Meinhart


W karczmie

-Piraci? Hm... panie, ta cała sprawa ze statkami to śmierdzi diabłem a nie piratami. Ale ja panu nic więcej nie powiem. I pan też mi tutaj nie szwędaj się z pytaniami bo mi gości wystraszysz…

W porcie…

-O panie! Wy przyjezdni ale nie wiecie bo radni każą mówić że to piraty. A to bestia napada na statki. Ta bestia to legendarny Kraken znany z północnych legend. A on tylko atakuje te statki handlowe z gildyjni altdorfskiej, żadne inne. Czai się gdzieś w zatoce na samym dnie, wychodzi na łów aby nocą, albo lepiej nad rankiem jak mgła się utrzymuje. Ale jakem kłamie to niech mnie kuśke odejmie Kraken jakem żyw. Żywi się ludzkim mięsem. Zakrada się na statek i tam ucztuje. Jużci to mało on zostawił tych kryp że aby członki i wnętrzności się ostały. Dajcie spokój temu…

Z kolei bardziej bystry maszop, zdawał był lepiej zorientowany w temacie.

-No cóż. Jeśli chcecie dokładniejszych informacji niż te gusła to macie najogólniej problem. Kapitan straży miejskiej gówno wam powie. Powiem wam tak. To się zaczęło jakieś dwa miesiące temu. Statek handlowy kupców altdorfwskich wypłynął jak zwykle z portu w zatoczce w Guilderveld. Po trzech dniach jakiś inny statek… ech nie pamiętam ale jakiś miejski tutejszy, czy to maszopi z Broekwater go przycumowali. Wyglądał jak statek widmo. Poszarpane żagle, białe i okrwawione. Naraz się zleciało pospólstwa a jak jeden z portowych wszedł to zwymiotował za burte. Tu mało kto w Marienburgu miał żołądek żeby to spokojnie oglądać. Opisów oszczędze. Jam nie widział na własne oczy z resztą. Ale powiem że… sześć czy siedem statków już tak wróciło. Co najciekawsze z prawie nie naruszonym załadunkiem. Niby strata mała, choć ja wiem… to handlarze, jak nie sprzedadzą to nie zarobią. Cóż tu rzec. Mówią że ta bestyjka to nad ranem we mgle atakuje. Ja myślę że w nocy bardziej. I podobnież to na wysokości tak mniej więcej między Aldshoven a Broekwater. Tamtejsi rybacy różne wieści tu przynosili, choć te ich paplanine to trzeba przez sito jakie przesypać żeby wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Jeśli o mnie chodzi to ja sam nie wiem co o tym myśleć. Ale nie pociesze was wiadomością że wielu próbowało, ale nikt nie wrócił…

Erwin Rietdijk

Erwin poszedł na targ kupić jakąś broń. U jednego kowala znalazł całkiem przyzwoicie wyglądający sztylet, który właśnie oglądał. Była to kuźnia w dzielnicy altdorwskiej gildii. Sam kowal wyglądał na przyzwoitego i dobrze mu z oczu patrzyło. Nawet raz przybiegła do niego dziewczynka, zapewne córka, która przyszłą otrzeć ojcu czoło. Sam kowal okazał się sympatyczny i zagadał Erwina o kilka rzeczy. Kiedy usłyszał że Rietdijk pracuje dla gildii i wypływa nazajutrz polować na piratów, pobladł i odszedł do kowadła. Rzekł tylko jeszcze…



-Ma pan rodzinę?
…lecz nic więcej nie powiedział, oprócz ceny za broń. Trzy złote korony, za krótki miecz. Lekki i poręczny.

Fred Sari

Gdzieś w karczmie

-Widzisz pan. To z tymi gildiami to jest tak. Odkąd pamiętam, kupcy z Talabheim zwozili na barkach skóry, futra i różne takie wyroby. Tamtejsze wyroby słynęły zawsze ze znakomitej jakości bo tamtejszy cech to ma tradycje. I nic by nie było, ale ktoś w Altdrofie stwierdził że też może sprzedawać skóry. I rozumiesz pan. Trzeba było wygryźć konkurencję. Ja tam się na polityce nie znam ale to kura nawet panu powie na zdrowy rozsądek. Dowalili większe cło na towary z Talabheim. Nie wiem za co. Ale najlepsze jest to że celnicy dokładnie przeszukują barki płynące z tymi towarami, a te z Altdorfu puszczają prawie od razu. A idź pan na targ pogadaj z kupcem altdorfskim. To się dowiesz ciekawych rzeczy…

Na targu w strefie gildii z Altdorfu.



-Może mógłbym pomóc coś wybrać? Futra z serca lasów Imperium. Najlepsze bo ręki altdorfskich kuśnierzy. Czy wiecie że futra z Talabheimu podlegają inspekcji przy każdej dostawie, czy aby nie są ze skór skavenów albo innego paskudztwa? Kto by pomyślał, czego jak czego ale po tych szelmach wszystkiego można się spodziewać. To jak robimy hande? Hm… co do ataków to nie dajcie się zwieść gusłom i marynarskim zabobonom. To jakaś sztuczka, podstęp. Tu pospólstwo mówi o bestyji morskiej, tyle że nikt jej nie widział. Choć przyznam szczerze że i mi ciężko oprzeć się temu wrażeniu. Istną jatke urządzono na pokładach naszych statków. Ktoś chce wykończyć nasz handel i nas, kupców.

Na targu w strefie kupców z Talabheim



-Ludzie tutejsi mówią o czartach i morskich demonach. Ja tam w takie rzeczy nie wierze ale nigdy nie wiadomo w sumie. Na robote ludzką to nie wygląda. Przecie kto by tak tych nieszczęśników urządził. Ciała rozczłonkowane. Ślady pazurów na deskach. A jak pójdziecie do portu jakiegoś to może zobaczycie, ale nie wiem, gildia tych altdorfskich psów od razu chowa ślady, bo tu wszyscy mówią że to na nich klątwa wisi. Klątwa? Heh, a kto wie? Tylko ich statki wracają jako krwawe łaźnie. A wy nie tutejsi jak widzę. Zimno tu bo od północy wieje. Może rozejrzycie się w moim asortymencie? Przednie ciepłe futra, najlepszej jakości, a z resztą takie cło płacimy za dostarczenie ich tutaj że głowa mała. No ale cło od jakości naliczane jest, proszę spojrzeć.

Tirana Blastron

Tirana udała się do świątyni Morra. O wyglądzie świątyni i tym kogo można tam spotkać można wnioskować po tym jakie bóstwo się czci. Bogowie świadczą o wyznawcach a wyznawcy o bogach. Taki to już porządek. Kto by się jednak spodziewał tylu kobiet. Normalne że żony marynarzy opłakują mężów, ale tego dnia świątynia była zatłoczona jakby przez morze przechodziła nawałnica, dzień w dzień, noc w noc. Wytężając słuch można było usłyszeć niepokojące fragmenty zdań. Rozmowy z kapłanami, ciche modły.

-Ależ czy Morr doprowadzi tych co spoczęli w żołądku lewiatana?
-Córko… nie obawiaj się. Poza tym czy nie słuchałaś mężów miasta? Straż czy choćby nasi kapłani nie wieżą w bestie. A Manann na szkuner do Morra zawiezie twego męża wraz z innymi co spoczęli na dnie. Składaj ofiary w obydwu świątyniach moje dziecko i módl się.

Tirana udała się na targ. Być może przypadkowo trafiła do strefy Talabheim. Przechodząc obok jednego stoiska usłyszała.

-Już południe dochodzi. Jak nie byłeś pewien to trzeba było dać w łape. Co ja gadam. Im zawsze trzeba dawać w łape, najlepiej zanim zejdą do ładowni. I jeszcze skonfiskowali część towaru do dokładnej inspekcji. Po prostu mam ochotę zajebać i radnych i kupców z Altdorfu. Co za ścierwo, oby ten lewiatan był prawdziwy. Oby ich wszystkich zeżarł a potem wysrał w morską otchłań.

-Już zamknij się. .. Odbijesz sobie jutro na tym. Z resztą, coś ostatnio cicho było na morzu i nawet jakieś statki popłynęły z towarem. Przewiduję że niedługo będziesz mógł wypić za kolejne straty altdorfskiej gildii.

Potem zakupiła najpotrzebniejsze rzeczy. Udało jej się trafić do młodego kupca, który zdawał się rzadko widzieć w życiu kobiety, albo Tirana wpasowywała się całkowicie w jego gust. Mogłaby mu zostawić woreczek muszelek zamiast monet i by nie zauważył…



Nastawał dzień, w którym kompania miała spotkać się w porcie z Hermanem Jostem. Słońce jeszcze nie wstało a bosman już przygotowywał szkuner do morskiej eskapady. Łajba byłą solidna, dwumasztowa z fokiem. Pod pokładem było dziesięć koi. Był to typowy typ łodzi jakie budowano w Marienburgu. Mniejszy od przeciętnego statku handlowego ale przypuszczano że piraci właśnie takim szkunerem napadają. Z resztą na tych wodach nie widziano nigdy większej jednostki pod piracką banderą. Herman sprawdził jeszcze czy ma dokumenty dla załogantów. Na pokładzie były dodatkowe liny, nawet drugi zestaw żagli, prowiant, sieć rybacka. Była też kusza z harpunem. Najwyraźniej gildia wierzyła jeszcze że da się ten problem rozwiązać i dawała środki na eskapadę. Z drugiej strony żadnej ekipie jeszcze nie wypłacono pieniędzy za wykonanie zlecenia.
Jost usiadł na rufie i odpalił fajkę czekając na przybycie kompanii. Obok siedział młody chłopak, który wcześniej był z Gustavem Ramuzem w karczmie.
 
__________________
Sesja WHFR "Latem w Marienburgu" Czyli poszukiwania lewiatana, marienburskiej bestyji morskiej...
chaoelros jest offline