-Trzeba nam zniszczyć ten plugawy przedmiot przy pierwszej możliwej okazji. Miej baczenie gołowąsie, jeśli wyczujesz cokolwiek od tego sztyletu mów czym prędzej. Najlepiej byłoby w ogóle nie taszczyć tego cholerstwa ze sobą...- rzekł do Gracjana po czym ruszył korytarzem prowadzącym do zamku.
Widok zwierzoludzi nie zdziwił go za nadto, bardziej zastanawiało go, co takiego znajduje się w owej celi skoro banda włochaczy chce się dostać do środka i z tego powodu odłączyła się od grupy porzucając szansę uczestniczenia w rzezi domowników. Nie podobał mu się plan Teodora, ale na razie postanowił wstrzymać się z narzekaniami. Zdawał sobie sprawę z własnego stanu, a śmierć od przypadkowego ciosu zardzewiałej broni nie niosła ze sobą honoru.
-Dobra...czyli zwabić ich tutaj..?- zapytał kompanów.
Wyszedł więc na środek korytarza, nabrał powietrza w płuca mimo bólu i ryknął do zwierzoludzi -Do nogi psy! Tacyście słabi i ślepi, że mylicie kratę z przeciwnikiem? Ha! Do nogi mówię, poznajcie prawdziwego wojownika!- po tych słowach uderzył parę razy prowokacyjnie młotem w tarczę. Obserwował przeciwników z uwagą, szczególnie tego, który wspierał się na drewnianym kosturze. Ragnarowi coś się wydawało, że ta paskuda może znać odrobinę magii, a to mogło przysporzyć nie lada problemów. Rozstawił szerzej nogi nadstawiając tarczę i przygotowując się na szarżę wroga. Stał rzecz jasna tak, aby pędzący przeciwnik wpadł w zastawioną przez Teodora pułapkę. |