Była to nie tyle walka, co zwykła egzekucja, ale Gottwin nie miał najmniejszych nawet wyrzutów sumienia posyłając jednego ze zdrajców w objęcia Morra. Było wielce prawdopodobne, że zaoszczędził mu gorszej śmierci. Na miejscu von Waltera nakazałby nawlekanie na pal, rozrywanie końmi czy też inne nieco spektakularne rozrywki, poprzedzone łamaniem kołem. W porównaniu z takimi przyjemnościami śmierć od miecza powinna być czystą przyjemnością. No, chyba że wysłany na tamten świat strażnik miał inne nieco gusta niż Gottwin. Było jednak za późno, by pytać o takie sprawy.
Z drugim poszło równie łatwo i wnet okazało się, że przeciwnicy nagle się skończyli.
- Świetnie się spisałaś, Katarzyno. - Gottwin pogratulował Kislevitce świetnego strzału.
Teraz była wyśmienita okazja, by zabrać dziewczynę, butlę wina i uczcić w odpowiedni sposób zwycięstwo. Tylko we dwoje. Jednak instynkt i fakty twardo stały na stanowisku, że to nie koniec kłopotów.
- Ubieraj się w to, szybko! - powiedział Gottwin, zdzierając zbroję z jednego z niższych strażników. - W tym będziesz bezpieczniejsza.
Katarzyna spojrzała na niego zaskoczonym wzrokiem, ale szybko skinęła głową i zaczęła się ubierać, nie zwracając uwagi na widniejące tu i ówdzie plamy krwi. Córka rycerza wiedziała aż za dobrze, że taki drobiazg jak kolczuga może ocalić życie.
- Jest tu jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy stawić czoła tym, co nadbiegają? - spytał Gottwin, zabierając jednemu z leżących kuszę i pojemnik z bełtami. Na szczęście von Walter zadbał o to, by jego strażnicy nie biegali z gołymi rękami, tylko byli zaopatrzeni w różne śmiercionośne narzędzia. - Albo wylać im pod nogi beczkę alkoholu i podpalić?
Lepiej spalić kawałek zamku, niż dać się zabić. Poza tym zamek wyglądał na kamienny, a ten materiał się dość kiepsko pali... |