Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2012, 06:12   #146
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Powołał je do życia ogień zamknięty w lampionie i pogrążający pomieszczenie przyjemnym półmrokiem. Były dziećmi zrodzonymi ze światła i ciemności, nie mogącymi istnieć bez tych dwóch przeciwieństw.
Ściany były ich sceną, na której wykonywały swój taniec przyjmując najbardziej fantazyjne kształty.

Leiko siedziała skromnie przy swym tygrysie. Milczała. Opuszczonym spojrzeniem spod wachlarzy gęstych rzęs zerkała i na te cienie poruszające się w rytm płomieni, i na troskliwie poukładane w pomieszczeniu pamiątki, w których czasem zamigotały iskierki.
Nie świadczyło to o ignorancji kobiety, czy też znużeniem prowadzoną rozmową. Słuchała uważnie tego co mówili, acz swą obecnością nie była natarczywa. Nie chciała przeszkadzać w spotkaniu Kojiro z ostatnim sługą jego rodziny, jedynym co pozostało z jego domu na tych przeklętych teraz ziemiach. Wszak ona już swoje zlecenie tutaj wypełniła, zapolowała na źródło problemów Hachisuka, a zbytnie dociekanie w historie Sasaki nie leżało w jej gestii..
Czy aby na pewno? Być może nie u łowczyni, której istnienie pielęgnowała w oczach napotykanych osób, ale dla Leiko były ważne dostrzegane powiązania pomiędzy tutejszymi zdarzeniami i klanem będącym środkiem jej zainteresowania. Jeśli coś nie będące złotem i skarbami zdołało tak mocno skusić w te okolice popleczników daimyo, to ona musiała poznać naturę tego pragnienia. Nawet gdyby miał to być zaledwie jeden fragment dołożony do układanki, acz fragment mający ją zbliżyć do rozwiązania. Splecenie się ze sobą karmy jej i Kojiro nie było tylko przyjemnym zbiegiem okoliczności..

-Ah.. to dlatego Gōsuto tora jest przy Tobie tak potulny, Daiji-san? Bo jesteś odpowiedzialny za jego przebudzenie? - zapytała w końcu z nieznacznym uśmiechem. Ten jednak zaraz zniknął równie szybko jak się pojawił, wypchnięty z perliście białych lic kobiety przez bardziej ważkie kwestie przywołujące zadumę -Ale.. sam strażnik nie był wystarczającą siłą przeciwko czarownikowi i jego mrocznej maho, ne? Rozkopał wzgórza, przeorał je długimi tunelami i odnalazł.. sekret?
Ostatnie słowo niepewnie zabrzmiało w ustach malowanych fioletem. Przechyliła delikatnie głowę w pytającym geście, po czym podjęła wędrówkę spojrzeniem od jednego mężczyzny do drugiego w poszukiwaniu potwierdzenia jej myśli.

-Jedyne czego się nauczyłem przy Gōsuto tora to to, że tygrysy nie mają panów.- zaśmiał się Daiji i sięgnął za siebie. Po czarki i buteleczkę z porcelany. Rozlał do nich sake. Odrobinę tylko. -Jest potulny, bo widzi we mnie sojusznika. Tak samo jak i w tobie Sasaki-sama. Ale nie daj się zwieść, gdy uzna, że mu przeszkadzamy... może być wrogi. Na szczęście cele twej rodziny i jego są... zapewne zawsze były zbieżne. Chronić sekrety tych ziem.
-A jakież to sekrety?- spytał cicho Kojiro biorąc czarkę i smakując trunek.
-Na to pytanie, odpowiedzi nie znam. Być może znał je twój ojciec. A być może nawet on.- skinął głową w kierunku Leiko.- Ta piękna lilia roztaczająca tu swój urok, ma rację. Gōsuto tora zawiódł, ja zawiodłem. Obawiam się, że... siły które sprzymierzyły się, by wydrzeć tej ziemi sekret, były zbyt potężne. I nie mówię tu o samych Hachisuka.
-Mnisi?- spytał ronin. A Daiji potwierdził.- Za dużo wiedzieli, za szybko odszukali. A ten ich...pomocnik, za dobrze sobie radził. Dopóki się nie zjawiliście.
-A moja siostra?- spytał Kojiro starając się zachować spokój. Daiji potarł podbródek.- Stary Dasate ukrył ją na swych ziemiach.
-Stary Dasate?- spytał ze zdziwieniem Kojiro.-Ginari-san?
-Możliwe. Nie znam go z imienia. A w tej sytuacji, staraliśmy się zachować dyskrecję.-odparł Daiji.
-Czyż to nie jest wspaniała wiadomość, Kojiro-san? Yasuro-san opowiadał mi o swych rodzinnych ziemiach i podobno nie są bardzo daleko od Twoich. To oznacza, że szybciej i łatwiej będziesz mógł odnaleźć swoją siostrę, ne? - Leiko zwróciła się do ronina mrużąc oczy z zadowolenia na tak dobre wieści dla niego, wręcz cieszyła się z tego uśmiechu jaki właśnie otrzymał od samych Kami. Pojedynczy płomyk nadziei w tych ponurych dniach.
Taktownie wobec ich gospodarza sięgnęła po czarkę, acz nie upiła nawet kropelki, tradycyjnie dla siebie gdy cudza ręka nalewała jej trunku z obcego źródła.

-Ci mnisi.. - zaczęła cichym pomrukiem - Wydają się być wszędzie tam, gdzie przybywam na polowanie. Albo może to ja kroczę tymi samymi ścieżkami co oni aż od Nagoi.
Porcelanowe naczynko umościła czule w dłoniach, a te zaś ułożyła na udach otulonych miękkim materiałem kimona. Opuszkami kciuków delikatnie wodziła po krawędziach, wzrok swój zawieszając na sake i kontynuując spokojnym tonem głosu -Są niepokojący. Mają swoje sposoby odnajdywania tego czego mocno pragną, a ich wiedza o tutejszych sekretach jest.. niezwykła, skoro nawet żaden z was nie wie co kryły wzgórza. Czarownik też nie był skory do wyjawienia tej tajemnicy..
-Hai. Mnisi ci są bardzo tajemniczy. I wydają się być wszędzie. Opletli klan niczym pnącze oplata drzewo.- odparł Daiji, który chyba lubował się w roślinnych porównaniach.

Zaś Kojiro wyraźnie uśmiechnięty spojrzał w oczy Leiko i skinąwszy głową rzekł.- To rzeczywiście ułatwia nieco poszukiwania. A przede wszystkim, cieszy me serce i uspokaja myśli. Niemniej i tak odnalezienie siostry nie staje się łatwym zadaniem. Muszę być ostrożny, by i siebie i jej i... także ciebie nie narazić, moja droga i urocza sojuszniczko.
-Jeśli zaś to nie sekret, chętnie poznałbym imię tak fascynującego kwiatu, a i powody dla których...- przez chwilę Daiji zerkał na Kojiro, zastanawiając się jak dalece może posunąć się w swej ciekawości.-... odwiedziłaś nasze ziemie. Bo gościnność niestety mocno podupadła pod rządami Ishikiego i czarownika.
-Oh.. prawda, nie było okazji do przedstawienia się. Gomenasai, Daiji-san. Tak wiele się działo.. - przeprosiła kobieta wyraźnie skruszona tym swoim niedopatrzeniem. Ze stuknięciem odstawiła czarkę z nietkniętym trunkiem.

Cienie zatańczyły nieco żwawiej na ścianach, gdy pochyliła się przed starszym samurajem. Niezbyt nisko, ale za to z wyjątkową gracją i elegancją, godną kobiet całe życie przebywających na dworze, a nie tak prostej służki czasem umorusanej krwią demonów.
Opuściła dłonie, po czym złączając ze sobą palce musnęła ich opuszkami podłogę.




-Maruiken Leiko, łowczyni oni – pomimo mało zjawiskowego miejsca w którym przebywali, ona przedstawiła się wytwornie, tak jak wypadało bliskiej towarzyszce młodego lorda.
-Daimyo Hachisuka w swym zmartwieniu demonami pustoszącymi ziemie jego klanu, najął mnie i kilku innych łowców byśmy sprostali temu paskudnemu problemowi nawiedzającemu wioski – tłumaczyła trwając w ciągłym ukłonie szacunku przed mężczyzną. Pokręciła lekko głową -Nie oczekiwałam gościnności. Powód mego pojawienia się tutaj jest związany z mym zleceniem. Ślady, intuicja i odrobina szczęścia doprowadziły mnie na te ziemi, gdy szukałam źródła złości Kami Kisu. A potem w kaprysie zwróciły mnie przeciwko słudze tego samego klanu, bym nade wszystko mogła wypełnić swój obowiązek i ukoić jej gniew.

-Hachisuka? Zabawne przecież oni..-zdziwił się Daiji. Potarł podbródek wyraźnie zaskoczony.- Po co daimyo wynajmuje łowców, Sasaki Kojiro-dono? Przecież ci mnisi potrafią pętać Oni. Sam widziałem.
-Ziemie naszego klanu są nawiedzone Daiji-san. Nie bywałeś poza ziemiami mej rodziny?- zdziwił się Kojiro.
-Obowiązki, obowiązki, obowiązki... Nigdy się do nich nie przykładałeś. Taka już natura nadmiernie utalentowanych chłopców.- odparł Daiji tonem mentora narzekającego na swego ulubionego ucznia.
-Widać mając inne sprawy na głowie i wolą wynajmować tutejszych łowców, zamiast zabrać się za to samemu.- odparł Sasaki popijając odrobinę sake z czarki.- Na przykład klasztor.
-A więc... to prawda? Zniszczyli czterdziestu i czterech. Nie sądziłem, że ktokolwiek się poważy na takie świętokradztwo.- westchnął Daiji ze smutkiem. Po czym zwrócił się do Leiko.- Wybacz pani, że zanudzamy cię tak nieciekawymi dla ciebie tematami.
Zaś Kojiro rzekł z uśmiechem .- Iye. Nie daj się zwieść Daiji-san. Leiko-san wygląda co prawda jak kwiat, ale to łowczyni. I kobieta szerokich zainteresowań.

Leiko wyprostowała się płynnym, wężowym ruchem wprawiającym odzienie w zafalowanie na jej ciele i posłała swemu tygrysowi przeznaczony tylko dla niego uśmiech z ukrytą za nim psotą.
-Może tylko trochę szerszych od innych kobiet, które zwykłeś porywać, Kojiro-san – zripostowała z rozbawieniem tym większym, że słowa swe specjalnie upodobniła do tak dawnej wypowiedzi ronina, którą ostatnio wspominała.
-Klasztor Czterdziestu i Czterech.. opowiadałeś mi o nim kiedyś. A dzisiaj znowu usłyszałam tę nazwę – dodała już w całkiem odmiennym tonie skupiając na nim spojrzenie jeszcze przez kilka chwil - Po tym jak wysłałam Yasuro-san na.. przynętę dla ninja, by móc zakraść się w głąb tamtych wykopalisk, dzisiaj znaleźliśmy go w ruinach Twego domu. Mówił, że napotkał Ishikiego i w wyniku nieprzyjemnych zdarzeń, miał on go odesłać do Klasztoru, by.. mnisi się nim zajęli.
Wzdrygnęła się lekko na to niepozorne stwierdzenie, które jednak podsyciło wyobraźnię co do sposobów chińskich mnichów na zapewne wielce czułe opiekowanie się intruzami -Podobno to właśnie tam wysyłane też były wszystkie skarby jakie znajdował Heike. Zatem też i sekret ziem Sasaki, ne?
-Nie jest to wielką niespodzianką. Wszyscy wiedzą, że chińscy mnisi właśnie z tego miejsca uczynili swoją siedzibę.- stwierdził Kojiro po chwili namysłu.
-Więc i pewnie Gōsuto tora tam będzie się chciał się udać. A i zapewne Ishiki.- stwierdził ich gospodarz.
-To ten sam Ishiki o którym myślę?- spytał Sasaki z lekkim powątpiewaniem.
-Ten sam i nie ten sam. Osiwiał.- stwierdził w odpowiedzi Daiji, a na twarz ronina stężała w ponurym grymasie.- Nie mógł osiwieć, jest wszak niewiele starszy ode mnie. To nie jest... naturalne.

Kobieta zaś zareagowała zapatrzeniem się na jego ciemne kosmyki. Może i w blasku księżyca nabierały niebieskawego odcienia, ale nigdy nie widziała wśród nich choćby jednego siwego. Pomimo braku wątpliwości wpatrywała się w tę gęstwinę, jak gdyby dodatkowo upewniała się zarówno co do ich pełnej naturalności, ale też braku jakiejkolwiek oznaki przedwczesnego starzenia się mężczyzny. Ba, nawet wyciągnęła rękę ku Kojiro i opuszkami palców bardzo delikatnie, ledwie wyczuwalnie musnęła jedno z długich pasm. W międzyczasie tej drobnej pieszczoty, a swoich oględzin barwy włosów ronina, mruknęła potulnie -Mmm... nie słyszałam jeszcze opowieści o tym sławnym Ishikim, którego wszyscy oprócz mnie znają i spotykają..
-Niewiele jest tu do opowiadania.- odparł niezbyt entuzjastycznie Kojiro. Spochmurniał na twarzy i powoli, ważąc słowa zaczął opowiadać.- Wojna jest okrucieństwem samym w sobie, Leiko-san. Należy czasem być bezlitosnym dla wroga, czasem... balansować na ostrzu miecza zwanego bushido. Samuraj musi być posłusznym swemu panu i... nie jestem dumny ze wszystkich moich czynów z czasów ostatnich wojen. Niemniej Ishiki, to co innego. Jego okrucieństwo i bestialstwo przekraczało wszelkie pojęcie. Zostawiał po sobie okaleczone kadłuby zgwałconych kobiet, żywe kadłuby. Odcinał kończyny, wyłupiło oczy, ale rany kazał im opatrzyć. Zostawiał starców patrzących na agonię swych wnuków, których palił żywcem w chatach. Dopuścił się tak straszliwych zbrodni, że...- mężczyzna potarł czoło w zamyśleniu.-... mimo, iż był dobrym wojownikiem, jednym z lepszych jakich znałem, Hachisuka Sonoske-sama słysząc o jego czynach kazał popełnić mu seppuku. Ishiki jednak tego nie zrobił. Tchórzliwie uciekł, więc ja i kilku innych bushi ruszyło zanim w pogoń. Zabił kilku z nas i uciekł poza tereny kontrolowane wówczas przez nas klan. Toczyła się wojna, więc daimyo zadowolił się takim wygnaniem. A ciągnąca się za nim renoma, sprawiła że Ishikiego nie przygarnął żaden klan.

Pobladła. Było to dostrzegalne na jej i tak już wyjątkowo jasnej skórze, ale mimowolna reakcja na to co usłyszała zdołało się przebić nawet przez makijaż podkreślający porcelanową twarz. Uświadomiła to sobie po kilku momentach ciszy, w czasie których mogła tylko wpatrywać się w Kojiro z niedowierzaniem. Potem obróciła od niego swe lica i krańcem rękawa opadającego na dłoń przesłoniła swe wargi w nagłym przypływie wstrętu na zbyt dokładne wyobrażenia sobie jego słów.
Spodziewała się różnych opowieści, różnych zbrodni dokonanych przez Ishikiego, ale nie w aż takim rozmiarze i bestialstwie. Sama zabijała. Od zawsze otaczała się śmiercią zadawaną przez siebie samą, była to codzienna część jej życia, bez której już nie potrafiła sobie wyobrazić istnienia. Nie sprawiało jej to przyjemności, było po prostu.. obowiązkiem wykonywanym z zimną krwią, bez uczuć. Ale cicho i skutecznie. Nie bawiła się życiem swoich ofiar jak kot myszą na tych kilka chwil przed jej zabiciem. Tyle mogła zapewnić swoim celom, szybką i czystą śmierć. Nigdy nawet przez myśl jej nie przemknęło, by móc pastwić się nad drugim człowiekiem i to w tak okrutny sposób jak Ishiki..

-Ale jednak.. znowu służy pod skrzydłami klanu. Dlaczego daimyo akceptuje na swych ziemiach takiego.. - szukała w myślach odpowiedniego określenia dla takiego osobnika. A gdy już je odnalazła, to chociaż było proste, to także dość dobitne w ustach kogoś, kto wszak polował na demony i widział ich paskudne natury -.. potwora..
-I to jest pytanie. Na które trzeba znaleźć odpowiedź.- odparł Kojiro, łyknął nieco sake i dodał.- Wybacz, że zakłóciłem twój wewnętrzny spokój. Niestety jedyne opowieści o Ishikim, jakie znajdziesz na tych ziemiach... na ziemiach klanu, dotyczą właśnie jego bestialstw, w których był gorszy niż niejedno oni, jakie miałaś okazję zabić.
Daiji zaś mruknął.- Ech... Paskudny temat i paskudny człowiek, ten Ishiki. A jak ci się powodziło przez te lata od twego zaginięcia Sasaki-sama? Widzę, że musiało całkiem... dobrze.- przy tych słowach znacząco zerkał na Leiko i kpiarsko się uśmiechnął.
-Różnie bywało. Życie nie rozpieszcza anonimowych roninów.- odparł z uśmiechem Kojiro, acz omijając zgrabnie temat swojego życia pomiędzy"śmiercią, a wskrzeszeniem".
-Ale od teraz Ty Daiji-san będziesz mógł mieć oko na młodego lorda, ne? - zapytała beztrosko Leiko, gdy już zdołała odsunąć od siebie wizje okropieństw jakie pozostawiał za sobą niegdyś Ishiki. Oraz tego, jak bardzo blisko mogła być napotkania tego bezlitosnego zwierzęcia w ludzkiej skórze, kiedy wraz ze swymi strażnikami wędrowała ziemiami Sasaki.
Posłała samurajowi jeszcze nieco blady, ale jakże roztaczający swój czar uśmiech. Uroczy przejaw tego, że nie umknął jej ani ton jego głosu ani też krótkie spojrzenie jakim ją nagrodził. Jednak ani odrobinę nie odsłoniła chociażby krztyny z tego co i jak długo łączyło ją z Kojiro, a czego mężczyzna z pewnością chciał się niezbyt dyskretnie dowiedzieć. Pozostawiła w gestii swego kochanka ile będzie chciał powiedzieć swemu słudze i na ile mu ufał.

-Iye. Honor nakazuje dotrzymać przysięgi. Moja przysięga wiązała mnie z ojcem Sasaki-sama, obecnie wiąże mnie z Gōsuto tora.- stwierdził w odpowiedzi Daiji. Po czym dodał.-Acz... cieszy mnie, że Sasaki-dono jest teraz pod opieką tak ślicznych dłoni.
-Wyjątkowo pięknych dłoni.- potwierdził Kojiro z uśmiechem zerkając na oblicze łowczyni i dodał.- A co do opieki. Czas już na nas Leiko-san. Twoi dwaj strażnicy, pewnie już cię szukają. Tym razem nie mogę im cię ukraść na dłużej. Kto wie, co jeszcze kręci się w okolicy.
Ronin wstał i podał dłoń dziewczynie, by pomóc jej wstać.

-Kojiro-san... ostatnio nie troszczyłeś się tak o ich poszukiwania, a i do oddawania mnie też nie byłeś tak chętny – odpowiedziała mu swym aksamitnym chichotem. Wyciągnęła ku niemu rękę, ale najpierw delikatnie przesunęła palcami po wnętrzu jego dłoń nim skorzystała z pomocy i podniosła się z miejsca.
Wygładziła starannie fałdki na materiale swego kimona, po czym ukłoniła się nisko przed samurajem wraz ze słowami -Sayōnara, Daiji-san. Dziękuję za gościnę. Być może uda nam się jeszcze kiedyś spotkać, może w przyjemniejszych okolicznościach.
-Hai. To prawda Leiko-san, aczkolwiek nie powinnaś mnie rozpieszczać i pozwalać by porywanie ciebie weszło mi w nawyk.- odparł żartobliwym tonem Kojiro, po czym dodał już poważniejszym - Obecnie, wolałbym być pewien, że poszukujący cię yojimbo, nie rozeszli się zanadto od miejsca waszego obozowania. I nie natknęli na sługi Ishikiego. Na pewno nie jest w dobrym humorze, po ostatnich porażkach.
-Sayōnara i... uważajcie na siebie.
- odparł Daiji wstając i skłaniając się na pożegnanie.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem