Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2012, 06:28   #147
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Niebo malowało się malowniczymi barwami. Już nie czarne i tylko przetykane maleńkimi punkcikami gwiazd oraz spoglądającym z niego cyklopicznym okiem księżyca. Jeszcze nie jasne, ale blade, szarawe.. rozjaśniane zaledwie brzaskiem wznoszącym się powoli na horyzoncie. Mieniący się tam cienki pas łuny o płomienistym blasku obwieszczał najwcześniejszą porę dnia lub, jak kto wolał na to patrzeć, najpóźniejszą porę nocy, gdy księżyc odchodził do swego pałacu i na niebo wstępowała panować Amaterasu.

Łowczyni stojąca przy ruinach świątyni poczuła drobny dreszcz przechodzący po jej odsłoniętej skórze. Jedną dłonią ciągle trzymając Kojiro za rękę, drugą sięgnęła ku ramom kimona tworzącym dekolt. Naciągnęła je bardziej ku sobie, by skryć skórę przed chłodnym powietrzem pamiętającym jeszcze niedawną zimę.
-Czy nadal zamierzasz się udać w tym samym kierunku co ja? Skoro już wiesz gdzie szukać swej siostry, to czyż nie powinieneś ruszyć ku ziemiom Dasate, mój tygrysie? - zapytała spoglądając z melancholią na majaczące nieopodal pozostałości z jego dawnego domu, a obecnie służące za obóz dla niej i dwóch strażników.
-Iye. Jeśli udam się tam teraz, to będzie to chodzenie od domostwa do domostwa. Zwrócę na siebie uwagę i...-Kojiro potarł kark i uśmiechnął do Leiko.- Wiem, że moja siostra jest bezpieczna. I to jest najważniejsze. Odnalezienie jej jest moim celem, ale nie mogę swymi pochopnymi działaniami podczas poszukiwań, narazić jej na niebezpieczeństwo. Na razie udaję się tam gdzie ty. Spróbuję dotrzeć do ludzi, którzy mi pomogą. Choć możliwe, że potem będę musiał udać się na ziemie w pobliżu klasztoru.
-Aby odnaleźć tamtejszych buntowników, o których mi kiedyś wspominałeś? Tak blisko michów i być może tego potwora, Ishikiego?- czarne smugi brwi Leiko uniosły się w reakcji na pomysł zbliżenia się z własnej woli do legowiska tych tajemniczych Chińczyków -Niebezpiecznie sobie igrasz, Kojiro-san.. Ale wszak nie dla nas jest spokojne życie, ne?

Ciepły uśmiech jakim obdarowała mężczyznę w tym chłodzie poranka, złagodził drapieżność rysów twarzy łowczyni. I przez cały czas czaił się w kącikach jej ust, kiedy leniwie powiodła spojrzeniem po roztaczającym się przed nimi, mało zachęcającym krajobrazie -A Twoje ziemie, młody lordzie? Czarownika już nie ma, ninja pewnie też niedługo odejdą lub zostaną przegonieni przez Gōsuto tora. Myślisz, że będziesz mógł tu kiedyś wrócić w bardziej sprzyjających temu czasach i odbudować swój dom?
-W sprzyjających czasach... może? Ale czasy nie zapowiadają się sprzyjająco. Nawet jeśli ninja odejdą, to są to nadal ziemie klanu Hachisuka. Należą do daimyo, dla którego moja rodzina jest martwa.- odparł w zadumie ronin. Po czym pieszczotliwie musnął policzek Leiko palcami.-Hmm... Ja zaś za bardzo polubiłem obecną wolność. Iye. Jeszcze nie zamierzam się osiedlać, a przyszłość ziem Sasaki zostawię w rękach mojej siostry.
-Chciałbyś, abym podpytała odrobinę o nią Yasuro-san? Być może młody samuraj będzie coś wiedział, a czym z przyjemnością się ze mną podzieli.. - pewna niezbyt subtelna nutka w głosie kobiety dawała swym brzmieniem sugestię tego, jak bardzo tamten młodzian był gorliwy do dzielenia się z Leiko swoją wiedzą.. naturalnie, po odpowiednich zachętach przywołujących rumieniec na jego lica i przyprawiających o szybsze bicie serca.

Dotknęła dłoni Kojiro bardziej nakrywając nią swój policzek, który zaraz miękko wtuliła w jej wnętrze. Przymknęła oczy.
-I masz rację, tygrysy powinny być wolne. Dumnie kroczyć swoimi własnym ścieżkami.. - zamruczała cicho muskając opuszkami palce mężczyzny, które przez ostatnich kilka nocy przyprawiała ją umiejętnie o wiele rozkoszy, kiedy niecierpliwie wędrowały po liniach ciała łowczyni.
Lekko przechyliła głowę, by najpierw ciepłym oddechem rozgrzać skórę na wewnętrznej stronie jego dłoni, a dopiero potem złożyć nań czuły pocałunek. Jednocześnie uniosła nieco powieki i pociągłym spojrzeniem spod wachlarzy rzęs zerknęła na ronina -Zatęsknisz za mną jednej z tych wolnych, zimnych nocy, mój tygrysie?
-Zatęsknię każdej nocy. I jeśli będzie okazja, zapoluję. Więc wypatruj wieści od Inusuke.- mruknął jej osobisty tygrys wspominając imię którym podpisał wiersz do niej.

Kojiro nachylił twarz do jej oblicza, nadal pieszczotliwie wodząc dłonią po jej policzku. Po czym pocałował jej usta. Zrazu delikatnie i czule, ale po chwili pożądanie wzięło górę. Pieścił jej wargi językiem, drapieżnie i zachłannie smakując ową słodycz pocałunku. Objął ją wolną ręką w pasie i docisnął do siebie zaborczo.
Ronin całował długo i mocno nim rzekł nadal obejmując ją.- Popytaj, na pewno coś wie. Ale może nie chcieć zdradzić.
-Zatem będę musiała sprawić, aby chciał mi powiedzieć, ne? - odparła psotnie łowczyni.

Nijak nie wzbraniała się przed zamknięciem w ramionach ronina. Przylgnęła do niego swym ciałem, wtuliła się i pod haori skryła się przed chłodem poranka. Zaś pocałunki w jakich połączyły się ich usta na tak długie i namiętne chwile, pozostawiły na porcelanowych licach ślad rozmarzonego zadowolenia i ochoty na więcej, dłużej. Ochoty.. wstrzymanej. Aby ta iskierka zawsze będąca pomiędzy nią i Kojiro, iskierka teraz drobna i ograniczana świadomością czasu przepływającego pomiędzy palcami kochanków, nie wybuchła ogniem pożądania domagającym się natychmiastowego, acz zmysłowego ugaszenia.

-Bądź ostrożny – szepnęła i wsparła swoje czoło o to nachylającego się do niej mężczyzny -Potrzebuję jeszcze okazji do spełnienia Twojego marzenia o kobiecie takiej jak ja tulącej się do Ciebie na futonie..
-Hai. I ty też bądź ostrożna Leiko-san.- delikatnie cmoknięcie w czubek nosa zakończyło tę rozmowę.
Oboje wiedzieli, że kolejne spotkanie ich warg, może się okazać zbyt wielką pokusą.



„Nie płaczcie, owady -
Kochankowie - gwiazdy
Też muszą się rozstać.”

Issa






***







Nie była to najdroższa czy też najbardziej wypełniona przepychem gospoda w mieście.
Nie była też wymagającą najniższej zapłaty lub będącą ostoją dla dzikiej rozpusty, pijaństwa i awanturnictwa. Bo i takie można było znaleźć, ku uciesze wyjątkowo prostych gości i mieszkańców.

Dla Leiko jednak była wystarczająca, chociaż otrzymana z rąk klanu nagroda pozwoliłaby spędzić jej tych kilka dni w przybytku najwyższej klasy. Niekoniecznie w samym Miyaushiro, bowiem aby tam się wślizgnąć potrzebowała czegoś więcej niż podzwaniające monety, ale w jakimś miejscu o luksusach niedostępnych zwyczajnym ludziom. Ona jednak nigdy nie doświadczyła w swym życiu przesadnych wygód, więc nie tęskniła za nimi, a i też nie pożądała. Wystarczyło jej trochę spokoju i prywatności, tych dwóch aspektów, co do których istnienia w innych przybytkach mogłaby mieć wątpliwości. Ale tutejsi goście zapewne mieli ciekawsze plany na spędzenie tak pięknego dnia niż przesiadywanie w gospodzie. Bo i czyż można się było temu dziwić? Miasto było istnym kłębowiskiem barw, zapachów, ludzi, dźwięków... byłoby aż nienaturalnym nie utonąć w jego atrakcjach.

Nie było zaskakującym, że Kirisu niczym wierny psiak nie opuszczał swej partnerki ni na krok. Nie sprzeciwiała się temu ani trochę, nawet kiedy „dziwnym trafem”, „zupełnym zbiegiem okoliczności” pokój Płomyczka okazał się znajdować blisko jej własnego. Radości i nadziei młodziana byłoby co niemiara, gdyby tylko nie ucięła ich łowczyni mówiąca o swej potrzebie odpoczynku po tak wielu trudach polowań. I nie, kogucik nie mógł do niej dołączyć ani w łaźni, ani w jej pokoju. W jego pamięci głównie zapadły jej słowa o tym, jakoby przy nim nie mogła zaznać spokoju, bowiem jego obecność tylko zachęcałaby słabą kobietę do wielu rzeczy, o których nie mówi się głośno, a które pozostawiłyby ją jeszcze bardziej wymęczoną. I jeszcze ten czarujący uśmiech jakim go obdarzyła..




Z przymkniętymi oczami i przechyloną głową Leiko rozczesywała grzebykiem lśniące jak czarny jedwab pasma mokrych włosów, powoli i skwapliwie doprowadzając je do porządku po ekscesach podróży przez ziemie klanu. A każdy jeden ruch ręką prowadził za sobą niewielki deszcz kropelek skapujących na gładkie deski rōka otaczające przybytek od strony ogrodu. Całkowicie oddzielony od zewnętrznego harmidru miasta zachwycał swą kojącą ciszą, jedynie przyjemnie zakłócaną szumem strumyka wijącego się pośród drzew i krzaczków. A te kiedyś musiał ktoś z zamysłem i wyjątkowym pietyzmem zasadzić według misternego planu, aby w przyszłości, która działa się teraz utworzyły ten urzekający zakątek.

Leiko siedziała tuż u szczytu niskich schodków prowadzących do tego małego raju. Ciała jej nie okrywało zwyczajowe kimono, z którym tak wiele przeszła ostatnimi czasy. Iye. Zamiast niego miała na sobie śliczną, lekką yukatę zdobioną kwitnącymi kwiatami w odcieniach różu i fioletu, która zastępowała jej tamtą kreację oddaną tutejszym uczynnym służkom na odświeżenie. Miękki, a przede wszystkim czysty materiał był miłą odmianą. Swą delikatnością otulał skórę poddaną niedawno nie tylko błogiej kąpieli, ale także masażom rozluźniającym napięte mięśnie i wcierającym w nią specyfiki czyniące ją jedwabistą, jędrną i pachnącą. Spomiędzy długich połów odzienia wychylały się smukłe nogi, których stopami łowczyni beztrosko muskała chłodną wodę szemrzącego strumyka. Niczym postać wyjęta z prześlicznego obrazu i wrzucona w ten drobny kawałeczek zieleni pośród miastowej wrzawy.
Leżąca u boku Japonki para wakizashi nie zachęcała za bardzo do zakłócania jej spokoju. Była zatem sama. Jedynymi osobami mogącymi przerwać cieszenie się z tego wytchnienia od walk z oni, byli jej dwaj uroczy strażnicy. Ale żadnego z nich nie było w pobliżu, choć była to tak dobra okazja do pobycia sam na sam z adorowaną przez nich kobietą..

Kirisu nie narzucał się Leiko, pomimo tych smutnych, szczenięcych oczu jakimi spoglądał na nią, gdy znikała za drzwiami swojego pokoju. Być może teraz siedział w głównej izbie otoczony wianuszkiem młodych dziewczątek, złaknionych ekscytujących historii z demonami, a jeszcze bardziej zainteresowania występującego w nich bohaterskiego łowcy, tęskniącego zaś za ciepłem kobiecego ciała. Może nawet ulegnie którejś z nich i ugości w swym pokoju na tych kilka chwil rozkoszy nijak porównywalnych do tamtych spędzonych z łowczynią w Nagoi. A później ciągle nienasycony powróci do roli jej samozwańczego obrońcy i najbardziej żarliwego wielbiciela.

Dasate Yaruso tym nie strzegł jej przed niewątpliwie niecnymi zamiarami kogucika. Zrezygnował ze spędzenia tego czasu w gospodzie na rzecz pobytu w swej rodzinnej posiadłości. Najwyraźniej po tym czego był świadkiem na ziemiach Sasaki młodzian poczuł potrzebę odetchnięcia od łowców na tych kilka dni. Musiało to być dla niego ciężkie, nie tylko walka z powstałymi z martwych robotnikami, ale przede wszystkim odkrycie, że jego drogi klan ma tak paskudne sekrety. Aczkolwiek czyż ona mogła go tak porzucić?
Iye. Jej obowiązkiem było zadbać o swego samuraja po tak wielu zdarzeniach tonącego teraz w ponurych rozmyślaniach. Pocieszyć go swą urokliwą obecnością i opiekuńczością. Zainteresowaniem wykraczającym ponad zwykłe relacje pomiędzy przewodnikiem i łowczynią wprowadzić zamęt pod jego zbroją etykiety i dyscypliny. Uraczyć tak mu obcą, kobiecą troską, której prawdziwym celem ukrytym za pięknym uśmiechem jest tylko zapewnienie sobie dalszej użyteczności Yasuro. A także wykonanie samej sobie zleconego niewielkiego zadania podpytania go o siostrę Kojiro..

Odpoczynek od osobistego tygrysa też był miły. Co prawda odgrywanie przed nim tak drogiej mu Tsuki no Musume nie należało do najtrudniejszych zadań, ale i było o wiele bardziej ekscytujące niż zabawa z dwoma młodzikami. Jednakże ta słodka pokusa jego ramion i ust bywała nazbyt nęcąca, nazbyt oddalająca jej myśli od tego co ważne. Sam był częścią zadania, częścią tej skomplikowanej układanki, którą próbowała poskładać ku uciesze swej Matki, acz za bardzo koncentrował na sobie uwagę. Młody panicz Sasaki naprawdę miał w sobie coś z kuszącej fascynacji umilającej jej podróże. Fascynacji, której atrakcje Leiko musiała sobie ograniczać.

Zadowolona z efektów swych działań, dzięki którym jej włosy opadały nieskazitelnie prostymi pasmami ku ramionom, Japonka odłożyła na bok grzebyczek. Wtedy też potwierdziło się jej trwające od dłuższej chwili wrażenie bycia obserwowaną.
A jednak nie była sama. Spoglądała na nią para ciemnych oczek śledzących każdy jej ruch, jakby była obcym zjawiskiem w ogrodzie. Nie było to spojrzenie strachliwe, ale pochodzące ze szczerego zaintrygowania jakie prezentowały tylko dzieci lub.. małe kotki zdające się dostrzegać niewidoczne. Tak i teraz łowczyni była poddawana takiemu uważnemu lustrowaniu przez puchate zwierzątko skradające się ku niej po rōka.

Był zbyt zadbany na zwykłego przybłędę, musiał zatem być tutejszy, właścicieli gospody lub może opiekowała się nim któraś ze służek. Bardzo ostrożnie stawiał opuszki łapek na deskach, co i rusz zamierając, gdy tylko ona się choćby delikatnie poruszyła. Skradał się, wręcz czyhał na jakieś otwarcie pozwalające mu się zbliżyć i zaatakować. Nie był okaleczony według dość powszechnej tradycji zapewniania szczęścia, więc beztrosko wywijał w powietrzu symbolem pecha jakim był koci ogon.

Zaatakował wściekle.
Bezlitośnie rzucił się na leżący przy kobiecie mieszek. Wpił się w niego swymi szponami, kły zatopił w wiążącym go rzemyczku. Bestia przeraźliwa.

-Oi, oi... to moje – mruknęła ujmując dwoma palcami za wiązanie niewielkiego woreczka. Uniosła go z dala od zasięgu małego rozrabiaki i potrząsnęła lekko ponad jego pyszczkiem. Dobiegające zza materiału ciche pobrzękiwanie świadczyło o tym, że znajduje się tam zaledwie o wiele mniejsza część nagrody za polowanie. Wystarczająca na potrzeby Leiko, a nie na wymyślne pragnienia.

Odłożyła woreczek przy swoim drugim boku, acz to wcale nie zgasiło kociej chęci do psot. Pozbawiony jednego przedmiotu swego zainteresowania szybko zwrócił się ku kolejnemu i kocim zwyczajem zaczął zaczepiać drugi mieszek. Wyraźnie większy, wręcz przyjemnie wypchany monetami również był przewiązany rzemyczkiem, który padł ofiarą ząbków kotka. Podgryzał, szarpał i ze swoją zdobyczą pokładał się na deskach, jak gdyby właśnie pomyślnie zapolował ten drapieżnik krwiożerczy.

-Oi, koneko.. - chociaż głos kobiety pobrzmiewał ostrzeżeniem, to przy tym jednym słówku cień uśmiechu zabłądził na jej wargach. Ponownie ujęła za woreczek, co by oddalić go z zasięgu kocich łapek i ząbków, tłumacząc jednocześnie -To dla mojej Okāsan.
Wolną rękę wyciągnęła ku małemu psotnikowi i z naganą trąciła go koniuszkiem palca prosto w brązowawy nosek.






Jemu jednak nie było dość zabaw, lecz kiedy zaczął zaczepiać kraniec kimona z groźbą pozaciągania drobnych niteczek, to wyczerpał cierpliwość łowczyni. Uniosła go stanowczo za kark i w akcie rezygnacji posadziła na swych kolanach, co przyjął z wyraźną aprobatą. Przepełniony dziecięcą energią wiercił się uporczywie mając w poważaniu delikatny materiał odzienia oraz pracę jaką jakaś kobieta włożyła w wyszycie każdego zdobiącego je kwiatu. Kiedy zaś próbowała go nieco spacyfikować pieszczotą swej dłoni, to leżąc na grzbiecie uczepił się jej swymi małymi łapkami i pazurkami niby drobnymi igiełkami trzymał w swym uścisku długie palce Leiko. Westchnęła tylko i potrząsnęła ręką drażniąc się z rozochoconym kociakiem.

Kątem oka zerknęła na jeden z woreczków.
Ten liścik. To była niespodzianka ukryta wśród błyszczących monet nagrody. Czy wszyscy łowcy dostali informację o tym wieczornym spotkaniu w karczmie? Jeśli tak, to czemu w takim sekrecie? Czyżby jeden doradca nie ufał drugiemu, że aż musiał korzystać z takich sztuczek? Nie byłoby w tym nic aż tak zaskakującego, wszak zaufanie nie było czymś częstym bądź pożądanym pośród dworskich korytarzy.
A może.. tylko ona otrzymała taką karteczkę? I znowu – dlaczego? Dlaczego ona? Nie wyróżniała się niczym na tle innych łowców, pomijając rzecz wiadomą jaką była jej płeć oraz tę skrywaną w postaci demonicznego oka. Nic co, pomijając męskie popędy, mogłoby w niej zainteresować kogoś takiego jak doradca samego daimyo.


Iye..


Nie poświęciła wcześniej temu większej uwagi, ale teraz ten drobiazg, pewne słowa, które ów mężczyzna wypowiedział na tamtym spotkaniu nagle połączyły się w całość z wydarzeniami na ziemiach Sasaki. Powiedział, że powrócił z okolic nawiedzanych przez wodne oni, czy nie tak? A jeśli w swym zamyśle wcale nie odnosił się do wiosek, ale właśnie do samego źródła, które zatruwało i wywoływało gniew w Kami Kisu? Jeśli.. to z jego polecenia Heike rozkopał ziemie Sasaki, a ten potwór Ishiki pilnował, aby nikt się o tym nie dowiedział? A nagle między innymi Leiko sprawiła, że to wszystko zostało zniszczone i co najgorsze – odkryte przez osoby trzecie. Przyczyniła się do zniszczenia planów, nabruździła komuś w rozgrabianiu tego co zostało z ziem rodziny Kojiro, a dodatkowo posiadła coś tak cennego i przeklętego jednocześnie.. wiedzę o tamtejszych paskudnych sekretach.
Wiedzę, która nie powinna się dostać w obce ręce. Wiedzę, za której posiadanie można było zostać zabitym lub.. wysłanym do klasztoru mnichów.
Zatem to spotkanie mogło być pułapką mającą ujawnić jak wiele wie i jak wiele widziała z wyjątkowo brudnych knowań wielmoży.

Jumai Hataro. Pamiętała go ze spotkania z daimyo. Mało dostojny i niezbyt subtelny jak na osobę zasiadającą tak wysoko w hierarchii klanu. Pił za dużo i.. mówił, także za dużo. Co było lekkomyślne z jego strony, ale dla łowczyni warte zapamiętania i późniejszego wykorzystania przeciwko niemu. Bądź co bądź rozmowa być może sam na sam z doradcą daimyo Hachisuka nie nadarzała się zbyt często, mogła to być jedyna taka okazja dla Leiko. Musiała więc wynieść z niej możliwie jak najwięcej, poić go kolejnymi czarkami sake i samą siebie przystroić się w piękne, zwodzące piórka by atakować mężczyznę każdą z jego słabości.

Z rozmyślań o tej wyjątkowo pokrętnej i mrocznej intrydze rozpościerającej swe sieci pośród Hachisuka, wybudziło Leiko głośne mruczenie i przyjemne drżenie wyczuwalne pod palcami. Opuściła spojrzenie i zawiesiła je na małym kłębku zwiniętym na jej kolanach, wtulającym się w bezwolnie gładzącą go dłoń. Gestem równie odruchowym, co muskanie palcami broni w napiętej sytuacji.
Pełne wargi rozchyliły się w delikatnym uśmiechu na tej widok bezbronności.

Odchyliła się, po czym zwiewnie opadła plecami na deski rōka tuż przed rozchylonymi drzwiami do swego pokoju. W trakcie tego ruchu otoczyła troskliwie dłońmi futrzaną kulkę, by leżąc przesunąć ją bezpieczniej na swój brzuch opleciony pasem obi. Spojrzeniem leniwie powiodła po chmurach sunących przez błękitne niebo.

Jumai Hataro
Siostrzyczka
Dasate Yasuro
Miyaushiro

Zapowiadało się kilka pracowitych dni dla zaledwie jednej, drobnej Leiko. Pracowitych i.. pełnych słodkich smaczków do nakarmienia jej wiecznie niezaspokojonej dociekliwości.

 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-03-2012 o 16:44.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem