Wątek: Zabójca Trolli
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2012, 20:18   #19
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Wilki rozstąpiły się przed Duinganem instynktownie wyczuwając jego zamiary. Krasnolud i wódz zwierzoludzi stanęli na przeciw siebie, po czym zaczęli się okrążać w niemej próbie sił przed pojedynkiem. Potwór był dwa razy wyższy od Zabójcy a długie drzewce topora, zapewniało mu przewagę zasięgu. Duingan za to poddawał się czerwonemu szałowi, jaki spowijał jego umysł.

Brodacz zaatakował pierwszy, wykorzystując szybkość swojej broni. Od razu też upuścił krwi przeciwnikowi tnąc go w masywne, pokryte sierścią udo. Bastigor ryknął w odpowiedzi i sam wyprowadził grad ciosów. Duingan szybko znalazł się w sporych kłopotach. Wódz okazał się doświadczonym wojownikiem i szybko wyczul przewagę szybkości jaką miał krasnolud. Dlatego starał się go trzymać na dystans, zmuszając do ciągłego parowania lub unikania kolejnych ciosów potężnego topora. Pomimo ogarniającego go szału Duingan nie mógł przejść do ataku, zmuszony do ciągłej defensywy. Wódz był diabelnie silny i wytrzymały. Pomimo władania ciężką bronią i gradu ciosów, którymi zasypał Zabójcę, nie przejawiał oznak zmęczenia. Szał z jednej strony przysłaniał Zabójcy logiczne myślenie, z drugiej nie była to ta sama niszczycielska furia, która zawładnęła nim w obozie zwierzoludzi.

W końcu krasnolud popełnił błąd. Wódz wykonał niespodziewany manewr uderzając potężnym porożem i wytrącił brodacza z równowagi, jednocześnie uderzył toporem w bok Duingana. Lekki pancerz czyściwo zatrzymała siłę ciosu, ale uderzanie było zbyt potężne, aby całkowicie uchronić brodacza przed jego skutkami. Zabójcę aż odrzuciło kilka metrów w bok, ale nie miał czasu aby się pozbierać, bo bastigor nacierał dalej, idąc za ciosem. Obrona Duingana stała się chaotyczna i coraz bardziej rozpaczliwa. Połamane żebra wrzynały się w płuca, powodując, że każdy oddech okupiony był cierpieniem. Z ust pociekła mu krew, barwiąc brodę na czerwono.

Alfa ze zgrzytem odbiła się od brudnego ostrza topora. Lśniące ostrze zrobiło w powietrzu szeroki łuk a Duingan juz wiedział, że popełnił kolejny błąd. Wódz ciął go z góry, przez udo i poprawiał kopniakiem, posyłając Zabójcę w śnieg. Brodacz odturlał się instynktownie, ale kolejny atak nie nastąpił. Potężny zwierzoczłowiek napawał się swoim sukcesem, unosząc do góry ubabrany w krwi Duingana topór. Jego „ludzie” warczeli i ryczeli, widząc koleiny triumf swego wodza.

Diungana w duchu przyznał mu rację. Nie był wstanie chodzić, z wielkim trudem wspierając się na zranionej nodze. Mógł tylko czekać na kolejny ruch przeciwnika. Spojrzał z wściekłością na zwierzczłeka. Zaiste był godnym przeciwnikiem. Chwalebną śmierć, o której marzył była coraz bliższa, ale jeszcze żył! Wódz tymczasem przestał się pysznić i ruszył jego kierunku, chcąc dokończyć sprawę. Duinganowi został już tylko manewr rozpaczy a że nie miał już nic do stracenia...

Krasnolud wsparł się na rannej nodze, zaciskając zęby z bólu. Nie uniósł nawet miecza, czekając na cios. Potwór zrozumiał jego intencje i podszedł powoli na odległość ciosu i uniósł topór. Katowskie ostrze spadło ze świstem w dół...

Trzymający do tej pory ciężar ciał na rannej nodze zabójca, „puścił” i pozwolił sile ciążenia zadziałać i zaciągnąć się na ziemie. Topór skrócił o połowę irokeza, którego miał na głowie, ale nie uczynił mu żadnej krzywdy. Z chrzęstem zagłębił się w zmarzniętą ziemie obok, unieruchamiając trzymające go ramię. Już z parteru Duingan wyprowadził płaskie cięcie Alfą po nogach zwierzoczłeka, odcinać jedna z nich w kolanie. Strumień gęstej, gorącej, prawie czarnej krwi buchnął na śnieg, błyskawicznie tworząc na nim parującą kałuże.
Wódz upadł na kolana, rycząc z bólu a krasnolud z demonicznym wyrazem twarzy stanął za nim i zamachnął się mieczem po raz kolejny. Ostrze z obleśnym mlaśnięciem zagłębiło się w karku i szyi potwora, tuż powyżej płyt pancerza. Alfa przeszła przez tkankę, mięso i kości, jak rozgrzany nóż przez masło.

Bezgłowe cielsko wodza plemienia, tryskając krwią jak z fontanny opadło na śnieg. Za nim stal cały ubabrany we krwi Duingan, w jednej dłoni trzymając Alfę a w drugiej wyciągniętej ręce, łeb wodza, trzymany za jeden z rogów.

Reszta plemienia widząc straszliwa śmierć ich wodza, rzuciła się do ucieczki. W pościg za nimi rzuciły się wilki, w pierwszej kolejności dopadając w pierwszej kolejności rannych i rozszarpując ich na strzępy.

Na polanie ostał się tylko szaman, ale żaden z wilków nie chciał się do niego zbliżyć. Tylko wciąż zamknięty w klatce biały wilk rzucał się i toczył pianę, wyraźnie mając chęć na skosztowania krwi szamana.

Duingan ledwo stał na nogach. Spojrzał na ostatniego ze zwierzoludzi i z szałem w oczach, kuśtykając ruszył w jego stronę. Szaman spojrzał na niego a raczej na jego miecz, nie przerywając mamrotania. Wyciągnął w kierunku brodacz trzymany w dłoni medalion i cos wymamrotał a Duingan poczuł jak cod uderza go w pierś i dorzuca parę metrów do tylu. Szaman tym czasem uśmiechnął pod nosem i kontynuował zaśpiew na nagą dziewczyną, unosząc wysoko faliste ostrze...
 
malahaj jest offline