Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2012, 03:46   #401
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Była skołowana i zdezorientowana. Rozmowa z Winsem zamiast rozwiązać kilka kwestii, tylko pogmatwała sprawy bardziej. Strony konfliktu zamazały się, objawiając wiele odcieni szarości. Odchodząc od ogniska była padnięta i podirytowana. Dobrze, że chociaż udało się im go przekonać by wypuścił chociaż część porwanych. Jedyne pocieszenie. Była apatyczna. Nawet jednoznaczne zachowanie kozaka i przytyki kompani nie poprawiły jej humoru. Właściwie to ledwo je zanotowała. Z obowiązku tylko sprawdziła stan jeńców, zmuszając się przy tym do uśmiechu w stronę dziewczynki. Uśmiech szybko jednak zniknął gdyż przypomniała się jej córka burmistrza oraz jej zmasakrowane truchło. Nie dała po sobie poznać zmartwienia. Szybko odwróciła się od dziecka i ruszyła za swoimi towarzyszami.
Nie wiele pamięta z tamtego okresu. Jedynie fragmenty obrazów. Była jakby w innym stopniu świadomości. Gdyby nie zachowanie towarzyszy, to pewnie przegapiła by też chatę. Rozejrzała się dookoła przed wkroczeniem do niej. Mimo mroku dało radę dojrzeć sylwetkę martwego Linus’a. Kolejne wspomnienia zaatakowały Klarę. Widok mężnego gladiatora, padającego pod ciosami mutanta. Kogoś kogo poznała zaledwie kilka dni wcześniej ale zdążyła polubić jak starego przyjaciela.
Nie okazała żadnego zdziwienia tym, że reszta kompani również akurat znajdowała się w chacie. Oczy właściwie same jej się zamykały. Nie interesowała się zbytnio tym co wydarzyło się u innych. Podzieliła się tylko skromnymi zapasami z uwolnionymi i ułożyła się na podłodze. Zasnęła zanim w ogóle doszli do tematu wart. Sama zresztą nie wie kiedy.

***

Następny dzień nie przyniósł poprawy nastroju. Wstała tak jak wszyscy i zabrała się za jedzenie resztek zapasów na śniadanie. W myślach dziękowała latom nauk w uczelni, które oszczędziły jej bólu karku po spaniu w niewygodnej pozycji na twardych deskach. Kiedyś musiała pomieścić się z dwudziestoma żakami w czteroosobowym pokoju. Trzeba było przyznać, że to była zaiste interesująca i zabawna noc. Teraz jednak nie było jej do śmiechu. Najchętniej udała by się do Ostermark a potem do własnych włości. Marzyła jedynie o tym by odpocząć. Żądza przygody, jaką cieszyła się przybywając do zamku von Antary ulotniła się w niebyt. Załamała się jej wola i ciało, ale nie godność. Dlatego nie narzekała głośno i ze spokojem przyjęła propozycję grupy by udać się do tuneli pod zamkiem von Kytke.
W trakcie podróży zastanawiała się, co tak naprawdę wprawiło ją w ten beznadziejny humor. Poczucie bezsilności? Błądzenie w mgle? A może uczucie bycia piątym kołem u wozu? Nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale przynajmniej czymś ją zajmowało.
Pomysł z groblą wyraźnie ją zaintrygował. Ekscytacja i adrenalina sprawiły, że znowu poczuła że żyje. Szybko pojawiła się też złość bo zanim dotarła na drugi bieg, była już cała mokra. Fakt odsłonięcia, zagrożenia odstrzeleniem i nieznajomość terenu, sprawiły że pokonywali groblę w dużym pośpiechu co skończyło się jej wielokrotnym osunięciem się w wodę. Równie dobrze mogła by przepłynąć to jezioro.
W jaskiniach nie było lepiej. Wilgotno, wietrznie i ponuro. Przez moment martwiła się czy przez to wszystko nie złapie kataru, dopiero później śmiejąc się z siebie, że w tej sytuacji katar był jej najmniejszym problemem. Podążała mniej więcej w środku korowodu, polegając na towarzyszach. Miecz wyciągnęła jeszcze na plaży. Te ułamki sekund mogą później uratować jej życie albo przynajmniej przedłużyć na jakiś czas. Wkrótce też napotkali pierwsze trupy. Podświadomość szeptała jej, że powinna zrobić to co pierwszy z napotkanych truposzy i uciekać gdzie pieprz rośnie, ale zagłuszyła pierwsze oznaki paniki. Czuła jak włosy jeżą się jej na całej skórze, a nawet jeszcze nie usłyszała Bestii.
Ciał było coraz więcej. Przy dwunastym przestała liczyć, to nie miało najmniejszego sensu.

***

Właściwie mogła to przewidzieć…
Odkąd dotarli do Ostermark, nic nie szło zgodnie z planem. Tak było też teraz. Dość szybko zostali pochwyceni. Nici z elementu zaskoczenia. Pozostało jedynie iść razem z Wins’em i nie robić żadnych głupot. Chociaż w głębi serca liczyła że ktoś wpadnie na cudowny pomysł, ratując ich od niechybnej śmierci jakiej się spodziewała.
Zamiast tego zaprowadzono ich do umierającego starca. Zupełnie nie przypominał tego pewnego siebie kapelusznika, próbującego się z nimi pertraktować. Teraz zostały mu już tylko godziny życia, sama dokonała oględzin, więc i ton rozmów się zmienił. To już nie były rozkazy podyktowane lepszą sytuacją. Teraz była to wymiana argumentów, próby podejścia do ich rozsądku aż wreszcie prośby. Klara nie brała w nich udziału. Wizja czaszki Gustava rozlatującej się od wystrzału z odległości ramienia sprawiła, że całą swoją wolę przeznaczyła na powstrzymanie się przed wyszarpnięciem miecza i skończeniem życia tego mordercy tu i teraz. Pojawienie się Bestii nie polepszyło sytuacji. Znowu pojawiły się wizje rozpłatanego dziecka. Odezwała się jednak dopiero na końcu.
- Elf zwrócił uwagę na ważną sprawę – odezwała się, starając się utrzymać równy ton, chociaż gardło drżało jej z furii. – To… ta Bestia zabiła dziecko. Niewinną istotę. Nie mnie oceniać wagę twojego odkrycia. Nie jestem uczoną. Zajmuje się tym co się wydarzyło, pomagając jak potrafię. Leczyłam też rany twojej Bestii i widziałam efekty jej umiejętności. Jednak po tym co wydarzyło się w domu burmistrza, przysięgłam sobie na Sigmara, że ją zabije albo zginę próbując.
Ruszyła w stronę rannego, powoli stawiają kroki. Jej głos był coraz bardziej rozdygotany. Stworzenie warknęło cicho, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Zrobiła to na co nie odważyło by się wielu facetów „z jajami”. Podeszła do doktora i złapała go za szatę na piersi unosząc go delikatnie do góry i usta do jego ucha:
- Mam jej pozwolić oddalić się na południe? Nie. Mam ochotę ją zabić. Zrobić jej to samo, co ona zrobiła Agnes. Wysłałeś ją na mnie, więc ty powiesz mi jak to zrobić. Okaż chociaż tyle przyzwoitości na łożu śmierci, a może Morr lepiej cię przyjmie. Kto wie, może i ona znajdzie tam spokój u Twojego boku – wyszeptała mu spokojnie, starając się by nikt poza ich dwójką tego nie usłyszał.

Tak jak i u starego von Antary tak też w zbrojowni mutantów nie zabawiła długo. Wzięła tylko dwa pistolety załadowane akurat do jednego strzału. Strzelcem była beznadziejnym ale w ciżbie walczących nawet ona byłaby wstanie kogoś trafić. Tak czy siak dwie dodatkowe bronie z pewnością nie zaszkodzą. Gdy byli już na zewnątrz, Klara spojrzała na Bestię. Myśli, która ją teraz nawiedziła, nie powstydziłby się największy szaleniec. Mimo obrzydzenia do tego stworzenia, zrozumiała że pomysł, rzucony mimochodem lub wręcz żartem, znacznie zwiększał ich szansę.
- Ja to zrobię – powiedziała, zanim resztki strachu spowodowały u niej szczękościsk.
Dopiero kiedy została przypięta do swoistego siodła i spoczywała na potworze, ogarnęła ją panika. Notowała w myślach wszystko co radził jej Wins, wodząc wzrokiem dookoła, licząc że ktoś będzie miał jednak coś lepszego do zaproponowania. Nie miał.
Spokojnie, dasz sobie radę. To tylko taki trochę mniejszy i szybszy koń. Nie powinno być tak strasznieeee…”
- …EEEAAAAAAAAAA!
Jej krzyk był ostatnią rzeczą jaka po niej pozostała, kiedy Bestia zanurzyła się w las pędząc jak oszalała.

Mimo słów Wins’a już po kilku chwilach zrozumiała, że stanęła wobec niemożliwego. Mięśnie jej omdlewały od kurczowego trzymania się czegokolwiek co nie ruszyło się w takt kroków stworzenia. Zdawało się, jakby łamali prawa fizyki poruszając się z nadzwyczajną prędkością. Klara zacisnęła powieki, czując łzy płynące jej po powiekach od pędu powietrza. W myślach powtarzała jak mantrę by trzymać głowę nisko i ściskać co sił, a mimo to cała była poharatana od gałęzi i liści. Cud, że wytrzymała do rzeki. Gdy już myślała, że najgorsze już minęło, rozpoczął się taniec śmierci. Zanim dziewczyna się zorientowała, przeciwny nie żyli, a ona trzymała głowę jednego z nich na kolanach.

Obudził ją chłód i wilgotność. Musiała zemdleć od nadmiaru wrażeń. Reszta drogi minęła niczym sen. Zanim się obejrzała, znajdowała się przy mieście. Bestia warknęła na nią i zatrzęsła tułowiem. Przekaz był wyraźny. Drżącymi palcami namacała klamry, rozpinając je po kolei. Nie można powiedzieć, że zeszła z siodła o własnych siłach. Ba, ciężko nawet powiedzieć że się zsunęła. Została zrzucona, niczym niepotrzebny bagaż, prosto na ziemię. Gwiazdy na niebie wirowały w opętańczym tańcu. Nie wiedziała ile tak leżała, ale miała nadzieje że niedługo. Cała była w czymś umazana. Wolała sama nie wiedzieć w czym dokładnie. Zrobiła kilka chwiejnych kroków, ale świat zawirował i upadła prosto w kolejne gówno. Niczym innym nie można było nazwać wybebeszonych zwłok kolejnej z ofiar Bestii. Niczym oparzona wyskoczyła z krzaków, próbując uwolnić się z oplątujących ją jelit i trzewi. Balansując na granicy szaleństwa ruszyła przed siebie. Jedyne o czym teraz myślała to wypełnić zadanie i ostrzec ludność miasta. Nawet jeżeli ktoś ją rozpoznał, to z pewnością nie chciał wchodzić w drogę. Ludzie rozstępowali się przed nią, jak przed zarażoną. Nic dziwnego. Bardziej przypominała teraz jakąś demonicę z odmętów Chaosu niż człowieka. Nie zatrzymywana przez nikogo przeszła przez bramę, wpadając niemalże na Gislan’a.
- ...ara?! Co cię się stało na bogów?! Klara?! – podbiegł w jej kierunku. Również wyglądał na zmęczonego.
- Gislan? To Ty? Czyli udało się? Udało się... – uśmiechnęła się. Dopiero teraz poczuła olbrzymie zmęczenie w kończynach. Nogi nie utrzymały jej ciężaru. Opadła ciężko na bruk, podtrzymując się rękoma. Krasnolud pochylił się nad nią.
- Co do cholery miało się udać!? Skup się i mów kobito!
Normalnie zareagowała by na taki ton. Teraz jednak brakowało jej sił i czasu.
- Von Kytke… - wysapała, próbując sklecić zdania w logiczny sposób. – barbarzyńcy… atak… mutanci i reszta… trzeba ostrzec… trzeba…
Zamiast kolejnych słów, z ust kobiety wyleciały resztki dzisiejszego śniadania wymieszane z żółcią. Gislan odskoczył w ostatniej chwili, ratując swoje buty od śmierdzącej breji. Klarze zawirowało się w głowie, ale jednocześnie rozjaśniło umysł. „Nie ma to jak dobry rzyg na koncentracje” powiedział jej kiedyś znajomy żak. Najwyraźniej miał racje.
Z trudem podniosła się na równe nogi. Mimo trzęsących się kolan, dawała radę jako tako stać.
- Von Kytke – powtórzyła swój poprzedni wywód. – chce zdobyć miasto siłą i podstępem. Wynajął barbarzyńców. Reszta drużyny już tutaj zmierza, w towarzystwie dość… awangardowym. Nie pytaj, nie ma na to teraz czasu – dodała widząc zdziwioną minę krasnoluda. - Trzeba zamknąć i zaryglować bramy oraz ostrzec ludzi. Musimy poinformować Larsa, burmistrza i Bruna. Gdzie oni są?

W szczegóły postanowiła krasnoluda wprowadzić przy okazji, zmierzając do rządzących i przygotowując obronę. Najpierw skupiała się na tym kto, z kim i kiedy, dopiero później wyjaśniając dlaczego i w jaki sposób. Jedno było pewne. Mina krasnoluda, gdy usłyszy o nowych sojusznikach z pewnością będzie bezcenna.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 02-03-2012 o 02:35.
Noraku jest offline