Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2012, 09:22   #123
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Krasnolud nie wiedział jak długo podróżowali pod wodą. Ryboludzie wyprowadzili ich z kamiennego pałacu Dagona i poprowadzili w przeciwną stronę od tej, z której przyszli. Szli po płaskim, pokrytym drobnymi kamieniami dnie, aż w końcu stanęli na skraju wielkiego zagłębienia. Otoczone było niewysokim murkiem z kamieni, a jedyna droga na dno prowadziła przez zdobioną muszlami bramkę. Rybopodobne istoty otwarły przejście, a jedna z nich wyciągnęła harpun i zwinnie odpłynęła. Wojownik wrócił po chwili, mając na harpun nabitą sporych rozmiarów rybę.
- Długa droga Was czeka na brzeg – usłyszeli w głowach głos. – Dzięki niemu dotrzecie tam szybciej.

Zostali sprowadzeni na dno zagłębienia, które pokryte było mułem i odpadkami. Dowódca podwodnych wojowników podniósł do ust długą, wykrzywioną muszlę, którą zawieszoną miał u pasa i zadął w nią. Oczywiście nie mogli słyszeć głosu podwodnego rogu, ale istota zamieszkująca zagłębienie usłyszała.


Muł poruszył się i eksplodował na wszystkie strony, gdy gigantyczny morski potwór podniósł się z dna. Miał kilkanaście metrów długości, długi masywny ogon zakończony dwoma kolcami i obłe płetwy. Jego głowę, grzbiet i ogon pokrywał pancerz. Dowódca pochwycił rybę i natychmiast podpłynął do bestii. Znów zadął w róg i cisnął rybę, którą potwór zwinnie pochwycił.

- Wsiadajcie – usłyszeli, a wojownik wskazał na grzbiet bestii. Sam usadowił się tuż za jej głową i delikatnie dźgnął harpunem. Potwór machnął ogonem i pomknął przed siebie. Woda uderzała z dużą siłą w ciała siedzących na grzbiecie jeźdźców, tak że musieli się kurczowo trzymać i kulić, aby nie odpaść i zginąć w podwodnej pustce. W końcu jednak zaczęli się wynurzać, a głębiny z atramentowo-czarnych stawały się coraz bardziej przejrzyste. Podwodny wierzchowiec zatrzymał się, dźgnięty przez wojownika.

- Oto jesteśmy na miejscu. Dalej musicie iść sami. Dziękujemy i powodzenia – zwinnie zawrócili i już po chwili zniknęli w odmętach. Irg wraz z towarzyszami stali na dnie, a nad ich głowami, ponad taflą wody świeciło słońce. Ociekając wodą wyszli na brzeg.

Stali na kamienistej plaży, a przed nimi wznosił się stromy klif. Dalej widać było zbocza gór.
- To jak? Pijemy? – zapytał Gogon wykręcając mokry płaszcz. Cassandra siedziała obok niego wylewając wodę z butów. Pokiwała głową. – Chyba powinniśmy...

Świat zawirował, gdy przełknęli mętny eliksir. Poczuli się niezwykle lekko, zupełnie odmiennie od tego, jak czuli się pod wodą. Wszystko wokoło przybrało odcień szarości i rozmyło się w bezkształtną mgłę. Aby chwilę potem wrócić z oślepiającym błyskiem i potwornym bólem całego ciała. Stali dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio. Na plaży, nad brzegiem... morza ognia. W ich stronę pędził wysoka na kilka metrów fala płomieni. Zbliżała się z zawrotną prędkością...


Argena


Chata stojąca na rozstaju wyglądała na opuszczoną. Ściany, porośnięte bluszczem chyliły się ku upadkowi, a pokryty strzechą dach zapadł się w paru miejscach odsłaniając murszejące deski. Wokoło chaty rosły wysokie na metr chwasty i zdziczałe rośliny, wśród których buszowała wielka jaszczurka. Gad, gdy zobaczył intruzów zawinął ogonem i zniknął w gąszczu. Drzwi, do których Argena zapukała ledwo trzymały się na jednym zawiasie.

Tak, jak się można było spodziewać, nikt nie odpowiedział na pukanie, jednak po chwili ze środka dał się słyszeć jakiś hałas. Coś lub ktoś przewróciło jakiś drewniany przedmiot, który z hukiem upadł na podłogę. Argena nie czekała więcej i popchnęła drzwi. Nie miała problemu z przyzwyczajeniem oczu do panujących wewnątrz ciemności, w związku z czym natychmiast dojrzała pokurczoną sylwetkę, która czmychała przez okno w drugiej izbie. Nim jednak zdążyła zareagować, istota zniknęła.

Stojący na zewnątrz towarzysze demonicy, również musieli zauważyć uciekiniera, gdyż Argena usłyszała krzyki i tupot stóp. Ktoś ruszył w pogoń za nieznajomym. Nie minęło jednak pięć uderzeń serca jak z zewnątrz usłyszała przeszywający krzyk bólu. Wybiegła i zobaczyła wracającego ku chacie Dergo. Jego włosy, skóra nosiły ślady ognia, a ubranie kopciło się w paru miejscach. Za młodzieńcem, w poprzek drogi spostrzegła ścianę ognia.
- Goblin! Uciekł, a ogień nie zrobił mu krzywdy – tłumaczył Dergo z zawiedzioną miną. – Już prawie go miałem na wyciągnięcie ręki, a tu nagle wyrosła przede mną ściana płomieni. W ostatnim momencie się zatrzymałem. Byłbym spłonął...

Dergo wskazał za siebie, ale ściany płomieni już tam nie było. Nie było też widać uciekającego goblina. Droga wiła się pod górę, w stronę widocznych w oddali wzgórz. Dergo podrapał się po nadpalonej czuprynie i zrobił głupią minę, niczego nie rozumiejąc.

Argena wróciła do przeszukiwania chaty. Domostwo było opuszczone już od dawna. Meble były spróchniałe, piec rozpadł się, a sienniki i materace leżące na łóżkach zamieniły się w proch. Jednak mimo tej atmosfery rozkładu i starości, coś się ostało. Na jednej ze ścian Argena zobaczyła wyrytą w drewnie schematyczną mapę. To właśnie tutaj dostrzegła po raz pierwszy kształt goblina. Przyjrzała się bliżej rysunkowi.

Widziała miejsce, w którym się znajdowali. Rysunek domku był wyraźny i prowadziły od niego dwie drogi – jedna w lewo, druga w prawo. Na obu, tuż przy domku wymalowany był płomień, którego Dergo zdążył już doświadczyć. Przy ścieżce prowadzącej w lewo wyryte były symbole dwóch skrzyżowanych kilofów, wieży i rozpadliny. Druga ścieżka opisana była symbolami mauzoleum, kości do gry i wilczego łba. Obie drogi schodziły się przy symbolu wielkiego płomienia.
 
xeper jest offline