-Śmierdzący pierdolcu... Ścierwo kurwy i kozicy górskiej...- warczał pod nosem ścierając lewicą krew z twarzy. Nie był pewien, czy była jego czy pokonanego przywódcy. Śmierć zaglądała mu w oczy. Wojaczka była jego żywiołem. Stan, w którym się znajdował był niemal idealny, dla duszy. Krwista mgła zasłaniała mu oczy. Kostucha z kosą krążyła wokół Zabójcy szczerząc się do niego pożółkłymi zębiskami. Miał ją gdzieś. Wiedział, że jest wytrzymały ale jeśli będzie mu pisane zdechnąć to zdechnie.
-Myślisz zasrana pokrako, że jakaś żałosna magia wystarczy...- wziął głęboki wdech krzywiąc się przy tym z bólu -By powalić Duingana Foingansona?... Jesteś głupszy niż te twoje przydupasy...- wejrzał kątem oka na zagryzione ścierwa zwierzoludzi. Ruszył kulejąc w stronę klatki, gdzie zamknięty był jego znajomy czworonóg. Zwierz rzucał się gotowy do zadania ostatecznego ciosu a brodaczowi pomoc była niezbędna. Chociażby żeby odwrócić uwagę szamana. Kobieta na ołtarzu średnio go interesowała. Pragnął zemsty na zwierzoczłeku. Będzie szedł konsekwentnie do celu nawet po trupach.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |