- Grzeczny Szaima, ładny Szaima... ! – przemawiała słodko do tygrysa, cofając się przed nim ukradkiem. – Grzeczny cicik!... Dobry kicia!... Ładny drow, miły drow.... Aaaaaaa !!! – rzuciła się do ucieczki.
- Zostaw mnie, Aaaaaaaaaaaa odejdź odejdź odejdź!!! Na pomoc !!! Almanakh, spuść fortepian na niego!!! Hilfe! Ajuta!!! Na pomość!!! Heeeelp!!! Odejdź odejdź odejdź!!! Wilki są niesmaczne!!! Żylaste i w ogóle!!! A tego włochate, potem ci kłaczek utknie w gardle!!! Będziesz miał niestrawności i chore nerki!!! Ratunku!!!
Struś pędziwiatr był zawstydzony, tak szybko Kiti wiała przez dżunglę ! Niedowierzała, ale po chwili porykiwania za jej plecami ucichły! Nadal uciekając obejrzała się kątem oka. Tygrysa nie było!! Nie było nie było nie było!!!
– Chwał ci najświętsza Bieliiiiii !!! – ziemia zapadła sie nagle i Kiti poleciała w dół.
Wokół było ciemno. Ciemno ciemno ciemno!!!
- Bieli oświetlaj mi drogę! – zaskomlała cicho.
Wymacała łapą ścianę i szła po omacku wzdłuż ściany. Szła i szła... Zwęszyła nagle znajomy zapach! To Barelard!!! Idąc tropem wkrótce zobaczyła że tunel się rozjaśnia. Mag miał pochodnie czy magiczne światło! Kiedy dotarła bliżej, usłyszała dziwne posykiwania. Przyspieszyła i szybko dogoniła Barelarda.
- Barelard! – przywiała się z ulgą, ale w miarę cicho, nie wiadomo co to syczy! – Jak dobrze że jesteś! Jesteś cały!? – fachowym okiem kleryka obejrzała maga, ale doktor Voodoo dobrze go poskładał. – Musimy się stąd wydostać, wiesz może którędy!?