To było jak w chorym śnie. Gurnes zdecydowanie wolał oglądać zombie, bezmyślnie sunące aby ich zeżreć, niż zombie "tańczące" w grocie dla małej gówniary z wymalowaną twarzą. Sceny erotyczne były jeszcze gorsze. Tych wolał nawet nie oglądać, co by się jakiegoś wstrętu nie nabawić.
W końcu gówniara odezwała się, jeszcze bardziej denerwując krasnoluda. Nie przepadał za dziećmi, a zwłaszcza tego typu. Rozpieszczony bachor, któremu co gorsza wszystko wolno, gdyż jakimś cudem wydawała się panować nad całym tym tałatajstwem. Kiedy zaczęła mówić o brodzie, ledwie powstrzymał odpowiedź w gardle. Wolał jednak jej nie denerwować. Nie po to zadawał się z robakami, żeby teraz ocalone życie tak łatwo stracić. Sczęśliwie zaklinacz szybko wyciągnął go dalej.
Szli tunelem, docierając w końcu do jaskini, gdzie znajdował się przykuty do skały elf. Wyglądał żałośnie. Bity i głodzony musiał tutaj siedzieć już dłuższy czas. Brodacz słyszał kiedyś o zatargach między krasnoludami i drowami, ale sam miał to gdzieś. Kiedy usłyszał o swoim zadaniu i piciu krwi, na samą myśl wzięły go mdłości. Niestety nie miał wyjścia. Chciał ocalić życie, dlatego powstrzymał mdłości i ze sztyletem w ręku ruszył w kierunku jeńca.
Przerwał mu znajomy głos, poprzedzający pojawienie się sylwetki kobiety - Yangula? To ty? Nie to niemożliwe... to tylko kolejny omam tego przeklętego miasta. - rzucił zaskoczony krasnolud. -Ale to co ty chcesz uczynić, nie jest omamem, prawda Drogbarze?- spytało widmo kobiety uśmiechając się smutnie. A Erazm wyraźnie się niecierpliwiąc rzekł.- Weź się w garść i ubij wreszcie tego drowa. Gdyby to miasto nie robiło tego z moją głową, to by było szybciej! - warknął na zaklinacza - Może i nie jest, ale to jedyne co mogę zrobić. Inaczej zginę. Albo on, albo ja... - mimowolnie kontynuował rozmowę z krasnoludką[/i] -A jeśli go zabijesz? To czy też nie będziesz martwy w środku, Drogbarze? Ile z ciebie zostanie w tym ciele. Ile z dawnego Drogbara, którego...-nie dokończyła spoglądając to na krasnoluda, to na sztylet w jego dłoni. Zaklinacz zaś mruknął pod nosem.-Mięczak.- I już się nie odzywał. - Dam sobie radę. Zawsze dawałem. Nawet kiedy mnie zostawiłaś. Jeśli nie ja go zabije to zrobi to ktoś inny, a do tej pory się będzie męczył. Tak to chociaż oszczędzę mu cierpienia. I nie stanę się taki jak oni. Kiedy tylko się stąd wyrwę, znów będę dawnym Drogbarem. A ciebie i tak już nie ma! - zdenerwowany krasnal z rozmachem wbił sztylet w serce drowa. -Nie Drogbarze. Jest na odwrót. Ja istnieję, a ty umierasz z każdą kolejną decyzją.- szepnęło widmo smutnie, rozpływając się niczym mgła.
To z czym zdążył się już pogodzić, wróciło do niego i to w takim momencie. Mimo słów ukochanej, alchemik musiał to odreagować. A przy okazji połączył to z ratowaniem siebie. Zostawił sztylet w ciele ofiary i zwrócił się do zaklinacza: - Zadowolony? -Nie. Ani trochę.- stwierdził w odpowiedzi Erazm zimnym tonem głosu.-Zawiodłeś, a co za tym idzie. Nie będziesz mógł liczyć na wsparcie w kolejnych misjach.
Naciągnął ręką kaptur bardziej na głowę mówiąc.-W tym rzecz Drogbarze. Jesteś słaby. Zawsze byłeś. Nigdy nie potrafiłeś sięgnąć po to, co chciałeś. Boisz się ubrudzić paluszki w dążeniu do potęgi. - Czego ty jeszcze chcesz? Ubiłem go? Ubiłem... aaa zresztą. Ty jesteś tutaj tylko pionkiem tak jak i ja. Zaprowadź mnie do tego, który kieruje robakami! - odrzekł niemalże wściekły Gurnes. -Tak. Może i jestem pionkiem, ale nadal wyżej w hierarchii od ciebie. A ty...- uśmiechnął się ironicznie zaklinacz.-Nie jesteś w pozycji pozwalającej ci żądać czegokolwiek. Zresztą... dokąd wrócisz? Żołnierzy i wyprawę już porzuciłeś. Nigdzie nie mam zamiaru wracać. Przynajmniej na razie. To nie ty po mnie posłałeś, to i nie ty mnie odprawisz. Zrobiłem co chciałeś, teraz zaprowadź mnie do kogoś, z kim mogę rozmawiać... -Będziesz robił co ci każą lub zginiesz. Wybieraj.- odparł zaklinacz wychodząc z komnaty. Nie raczył nawet spojrzeć na krasnoluda, gdy mówił.-Nie zabiłeś drowa dla mej rozrywki. To była próba, a ty jej nie przeszedłeś. - Masz rację, co ONI każą, nie ty. I niby dlaczego nie przeszedłem skoro leży ubity? -Nie tak brzmiało polecenie. Miałeś mu żywcem wyciąć serce i wypić krew z bijącego organu na oczach umierającego drowa.- odparł zaklinacz i dodał drwiąco. -Ale ty... stchórzyłeś. Pozwoliłeś, by odezwały się w tobie skrupuły. - Żadne skrupuły, tylko te wasze zasrane halucynacje. Gdybyście mi je wyłączyli to by było łatwiej... -Na halucynacje... jest tylko jeden sposób... przebudzenie śpiącego.- odparł zaklinacz i warknął.-Złudzeniami się przejmujesz? Mięczak z ciebie. - No to go obudźmy i kończmy te cyrki. Co trzeba zrobić? -Chodź za mną.- mruknął w odpowiedzi zaklinacz.
Alchemik ruszył jego śladem. |