Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2012, 21:21   #81
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
To było jak w chorym śnie. Gurnes zdecydowanie wolał oglądać zombie, bezmyślnie sunące aby ich zeżreć, niż zombie "tańczące" w grocie dla małej gówniary z wymalowaną twarzą. Sceny erotyczne były jeszcze gorsze. Tych wolał nawet nie oglądać, co by się jakiegoś wstrętu nie nabawić.

W końcu gówniara odezwała się, jeszcze bardziej denerwując krasnoluda. Nie przepadał za dziećmi, a zwłaszcza tego typu. Rozpieszczony bachor, któremu co gorsza wszystko wolno, gdyż jakimś cudem wydawała się panować nad całym tym tałatajstwem. Kiedy zaczęła mówić o brodzie, ledwie powstrzymał odpowiedź w gardle. Wolał jednak jej nie denerwować. Nie po to zadawał się z robakami, żeby teraz ocalone życie tak łatwo stracić. Sczęśliwie zaklinacz szybko wyciągnął go dalej.

Szli tunelem, docierając w końcu do jaskini, gdzie znajdował się przykuty do skały elf. Wyglądał żałośnie. Bity i głodzony musiał tutaj siedzieć już dłuższy czas. Brodacz słyszał kiedyś o zatargach między krasnoludami i drowami, ale sam miał to gdzieś. Kiedy usłyszał o swoim zadaniu i piciu krwi, na samą myśl wzięły go mdłości. Niestety nie miał wyjścia. Chciał ocalić życie, dlatego powstrzymał mdłości i ze sztyletem w ręku ruszył w kierunku jeńca.

Przerwał mu znajomy głos, poprzedzający pojawienie się sylwetki kobiety

- Yangula? To ty? Nie to niemożliwe... to tylko kolejny omam tego przeklętego miasta. - rzucił zaskoczony krasnolud.
-Ale to co ty chcesz uczynić, nie jest omamem, prawda Drogbarze?- spytało widmo kobiety uśmiechając się smutnie. A Erazm wyraźnie się niecierpliwiąc rzekł.- Weź się w garść i ubij wreszcie tego drowa.
Gdyby to miasto nie robiło tego z moją głową, to by było szybciej! - warknął na zaklinacza - Może i nie jest, ale to jedyne co mogę zrobić. Inaczej zginę. Albo on, albo ja... - mimowolnie kontynuował rozmowę z krasnoludką[/i]
-A jeśli go zabijesz? To czy też nie będziesz martwy w środku, Drogbarze? Ile z ciebie zostanie w tym ciele. Ile z dawnego Drogbara, którego...-nie dokończyła spoglądając to na krasnoluda, to na sztylet w jego dłoni. Zaklinacz zaś mruknął pod nosem.-Mięczak.- I już się nie odzywał.
- Dam sobie radę. Zawsze dawałem. Nawet kiedy mnie zostawiłaś. Jeśli nie ja go zabije to zrobi to ktoś inny, a do tej pory się będzie męczył. Tak to chociaż oszczędzę mu cierpienia. I nie stanę się taki jak oni. Kiedy tylko się stąd wyrwę, znów będę dawnym Drogbarem. A ciebie i tak już nie ma! - zdenerwowany krasnal z rozmachem wbił sztylet w serce drowa.
-Nie Drogbarze. Jest na odwrót. Ja istnieję, a ty umierasz z każdą kolejną decyzją.- szepnęło widmo smutnie, rozpływając się niczym mgła.

To z czym zdążył się już pogodzić, wróciło do niego i to w takim momencie. Mimo słów ukochanej, alchemik musiał to odreagować. A przy okazji połączył to z ratowaniem siebie. Zostawił sztylet w ciele ofiary i zwrócił się do zaklinacza:

- Zadowolony?
-Nie. Ani trochę.- stwierdził w odpowiedzi Erazm zimnym tonem głosu.-Zawiodłeś, a co za tym idzie. Nie będziesz mógł liczyć na wsparcie w kolejnych misjach.
Naciągnął ręką kaptur bardziej na głowę mówiąc.-W tym rzecz Drogbarze. Jesteś słaby. Zawsze byłeś. Nigdy nie potrafiłeś sięgnąć po to, co chciałeś. Boisz się ubrudzić paluszki w dążeniu do potęgi.
- Czego ty jeszcze chcesz? Ubiłem go? Ubiłem... aaa zresztą. Ty jesteś tutaj tylko pionkiem tak jak i ja. Zaprowadź mnie do tego, który kieruje robakami! - odrzekł niemalże wściekły Gurnes.
-Tak. Może i jestem pionkiem, ale nadal wyżej w hierarchii od ciebie. A ty...- uśmiechnął się ironicznie zaklinacz.-Nie jesteś w pozycji pozwalającej ci żądać czegokolwiek. Zresztą... dokąd wrócisz? Żołnierzy i wyprawę już porzuciłeś.
Nigdzie nie mam zamiaru wracać. Przynajmniej na razie. To nie ty po mnie posłałeś, to i nie ty mnie odprawisz. Zrobiłem co chciałeś, teraz zaprowadź mnie do kogoś, z kim mogę rozmawiać...
-Będziesz robił co ci każą lub zginiesz. Wybieraj.- odparł zaklinacz wychodząc z komnaty. Nie raczył nawet spojrzeć na krasnoluda, gdy mówił.-Nie zabiłeś drowa dla mej rozrywki. To była próba, a ty jej nie przeszedłeś.
- Masz rację, co ONI każą, nie ty. I niby dlaczego nie przeszedłem skoro leży ubity?
-Nie tak brzmiało polecenie. Miałeś mu żywcem wyciąć serce i wypić krew z bijącego organu na oczach umierającego drowa.- odparł zaklinacz i dodał drwiąco. -Ale ty... stchórzyłeś. Pozwoliłeś, by odezwały się w tobie skrupuły.
- Żadne skrupuły, tylko te wasze zasrane halucynacje. Gdybyście mi je wyłączyli to by było łatwiej...
-Na halucynacje... jest tylko jeden sposób... przebudzenie śpiącego.- odparł zaklinacz i warknął.-Złudzeniami się przejmujesz? Mięczak z ciebie.
- No to go obudźmy i kończmy te cyrki. Co trzeba zrobić?
-Chodź za mną.- mruknął w odpowiedzi zaklinacz.

Alchemik ruszył jego śladem.
 
Radioaktywny jest offline  
Stary 01-03-2012, 21:59   #82
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Chyba sobie jaja robisz - Furknęła na niego, nie wierząc, co właśnie wyprawiał Tarnus, w końcu bowiem należało najpierw... Corella rzuciła swoją tarczą przez dziurę, niemal trafiając nią Viltisa. Następnie to samo uczyniła ze swoją torbą (“Viltis łap ją, łap, bo się rzeczy potłuką dzielny smoku”), a na końcu ściągnęła z siebie napierśnik, który również drogą powietrzną osiągnął drugi kraniec dziurska.

- I co teraz szefie, mam skakać? - Łypnęła krytycznie na mężczyznę.

Tarnus obwiązał się liną i dla pewności przywiązał jej końcówkę do jednej z pochodni.-Tak. A potem...cóż... przeciągniemy Evelyn. I spieszmy się.

Evelyn w tym czasie próbowała się unieść, by samej spróbować przedostać się za pomocą liny na drugą stronę. Słysząc słowa rycerza syknęła ze złością przez zęby, zarówno na to co rzekł jak i na siebie, gdy poczuła ból w nogach i ich niemoc.

Paladynka rozpędziła się i skoczyła. Prawie jej się nie udało, ale Viltis w ostatniej chwili chwycił ją za dłonie, swymi szponiastymi łapami i wciagnął na górę.

-Teraz twoja kolej.- zwrócił się do Evelyn rycerz, obwiązując ją pasie. A tymczasem, znajdujące się na obu krańcach korytarza głowy zaczęły się zapalać, jedna po drugiej. Ja pochodnie. Ubrania zaczęły lepić się do ciał.

Tarnus pomógł się Evelyn zawiesić na napiętej linie i z paladynką asekurowały ją drugą liną.

Zagryzając zęby przyzywaczka starała się jak najszybciej przedostać na drugą stronę ziejącej dziury. Czuła spływający pot zarówno po twarzy jak i po całym ciele,nie tylko z gorąca lecz również z wysiłku jaki wkładała w każdy kolejny swój ruch. "Jeszcze kawałek... jeszcze kawałek... jeszcze kawałek i będę po drugiej stronie." - dodawała sobie otuchy w myślach. Jednak dopiero czując podłogę odetchnęła z ulgą pełną piersią. Pospiesznie puściła linę by Tarnus również jak najszybciej zabrał się z tego piekła żaru, które rozpętało się w drugim końcu korytarza.

Dowódca porzucił pancerz, uznając zbroję za nieprzydatny balast w tej wyprawie i zaczął przeprawiać się jako kolejny. Asekurowany przez Corellę i Lilę. Gdy był już w połowie drogi, lina się przepaliła. Żar żelaznych kolców na które nabite były głowy i wokół których zawiązane były liny przepalił je. I Corella i Lila z trudem utrzymały linę i nie zsunęły się z lecącym w dół rycerzem w przepaść. Niemniej udało im się. A Tarnus powoli wspiął się po tej części liny trzymanej przez paladynkę. A którą pochwycili jeszcze Viltis i Evelyn.

Lili wzięła rozbieg i rozpędziwszy się z gracją i bez większego trudu przeskoczyła nad dziurą w podłożu.

Nie było co czekać i rozmawiać o tym, czemu półelfka nie skakała pierwsza. Żar stawał się nieznośny. Tarnus kucnął tyłem do Evelyn i rzekł.-Wdrap mi się na plecy !

- Nigdzie się nie wdrapię - warknęła przyzywaczka próbując stanąć na własnych nogach, podpierając się ręką o smoka.

-On ma rację. Za wolno byśmy szli.”- rzekł telepatycznie, acz z pewną niechęcią, eidolon.

Tarnus się poirytował. Chwycił dziewczynę w ramiona i uniósł w górę.-Nie bądź dziecinna. Nie czas na fochy i głupią dumę.

Po czym ruszył do przodu. Za Lilą, bo półelfka pognała jak strzała nie mając ochoty skończyć jako skwarka.

Evelyn zacisnęła ze złością zęby. Miała chęć wyrwać się z ramion rycerza, ale wiedziała, że jej nogi odmówią posłuszeństwa. Zerknęła na nie ze złością i nic więcej nie rzekła. W myślach tylko posłała Viltisowi krótkie: " Byłeś dzielny, dziękuję... dzięki tobie udało nam się tutaj dostać", a potem spojrzała w kierunku w którym pobiegła Lilia zastanawiając się czemu dziewczyna milczała zamiast zaproponować, że przeskoczy z liną na drugą stronę. Czemu pozwoliła by inni się narażali, kiedy jej przedostanie się nad dziurą nie sprawiło żadnego problemu ni kłopotu.

Vitlis ruszył za nimi rozglądając się uważnie na boki i nasłuchując czy znów się coś niespodziewanego nie pojawi na ich drodze. Powoli miał dość tych niespodzianek jakie ich tu spotykały, a czuł, ze to nie koniec, że na ich drodze pojawi się jeszcze jakaś. Tylko pytanie, kto z tego spotkania wyjdzie zwycięsko. Na samą myśl o tym warknął przez zaciśnięte zęby.

Corella, po udzieleniu pomocy Tarnusowi i Evelyn w trakcie przeprawy poprzez dziurę, odetchnęła z ulgą... właściwie to po raz drugi, bowiem i jej pokonanie przeszkody wymagało nieco wysiłku. Zaczęła szybko zbierać swoje porozrzucane manele, ponownie się ekwipując. Przy napierśniku poprosiła o szybką pomoc szlachcica, w końcu znał się na opancerzeniu, a oprócz tego należało pozapinać jak najszybciej wiele klamr i sprzączek...

-Weź ze sobą.- rzekł nerwowo Tarnus trzymając przyzywaczkę na rękach. I mając je de facto zajęte.-Pomogę ci przy zapinaniu jak już będziemy, poza tym piekielnym korytarzem. Dobrze?

Półelfka pierwsza dotarła do drzwi po przeciwnej stronie. Szarpnęła za nie. Syknęła wściekle. Po czym sięgnęła sztylet i zaczęła majstrować przy zamku poniżej klamki. Przy okazji wypinając zadek, także w kierunku paladynki, której wszystkie działania Lili ostatnio zawsze jednoznacznie się kojarzyły.

Paladynka przewróciła wymownie oczami i pokręciła głową. Swój pancerz i Tarnusa odstawiła chwilowo w kąt, chwytając za swój miecz i tarczę, w końcu cholera wie, co kryło się za drzwiami...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 02-03-2012, 20:31   #83
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niepokój.
To odczuwał właśnie odczuwał Leonidas i Ilisidir przemierzając kolejne komnaty.
Niepokój i niepewność.
Bo co tak naprawdę zaszło w tamtym pokoju? Kim, czym było to dziecko? Nie wyczuł od niego magii.
Czemu ta drowka się nad nim pastwiła?I gdzie są pozostałe ciała? Ilość posoki, którą znajdowali w kolejnych pokojach świadczyła bowiem o straszliwej jatce.
Więc, gdzie są jej uczestnicy?
Grimma i pozostali przybyli na górę, kilkanaście minut po ucieczce drowki. I skupili swe badania na zwłokach dziecka.
Kapłan krasnoludzki przyglądał się im beznamiętnym wzrok, zupełnie jakby przywykł do takich.
Po czym rzekł.- Ten, tego... Jutro mogę wymodlić zaklęcie, które pozwoli mi porozmawiać z tym biedaczkiem.
Zaś Grimma spojrzała podejrzliwie na mnich i Leonidasa, pytając.- Co tu się... właściwie stało?

Gdy sprawa została wyjaśniona w drużynie, Sarabis wspomniała o znalezisku jej i krasnoluda.
O glifie wyrytym na jednej ze ścian piwnicy budynku.
Bardzo ciekawym glifie, bo pełnym mocy. Mordimer od razu zaprzeczył by była to runa krasnoludzkiej roboty.- Ni pismo elfów. Diabli jedynie wiedzą, do czego służy.
Leonidas będący jedyną osobą władającą magią wtajemniczeń zszedł więc z drużyną na dół, by wykorzystać swą wiedzę do jej zidentyfikowania.
Glif był duży i rzeczywiście, pulsował mocą magiczną.


Na jego widok jednak, ciarki przeszły po grzebie. Obarskyr, co prawda nie wiedział, do czego ów glif służy.
Za to jego widok nie był mu obcy.
“Baator... obroża... poniżenie... udręka... laboratorium... świetliste glify na ścianach... takie jak ten. Jeden z nich identyczny z tym."
Wspomnienia udręki, wspomnienia owe koszmaru na jawie sprawiły, że Leonidas zbladł. Nogi się ugięły pod zaklinaczem. Cofnął się i oparł o ścianę łapczywie łapiąc oddech. To wszak niemożliwe, prawda?
Ona nie mogła przeżyć. A nawet jeśli przeżyła, to jakim cudem znalazła się tu przed nim?
To tylko zbieg okoliczności, nic więcej. To musiał być zbieg okoliczności.
-Hej. Dobrze się czujesz?- Sarabis spytała zaklinacza zaniepokojonym tonem głosu.
-Co teraz szefowo? Świątynia?- spytał Gharrok.
-Nie. W świątyni światło zgasło. Mrok zaległ zanim tu przybyliśmy. Gdzie indziej trzeba szukać oporu materii.-odparła półorczyca niezrozumiale dla innych... a może i dla siebie.

Niepokój i strach.
To czuł Drogbar idąc za szalonym zaklinaczem, będąc na usługach szalonych dzieciaków i czczonego przez nich Śpiącego (który, czymkolwiek był na pewno nie był normalny), otoczony przez tunele pełne stworów równie szalonych co krwiożerczych... i co gorsza mu wrogich.
Miejsce do którego zaprowadził go Erazm, nie należało do najpiękniejszych, ale też różniło się od mijanych jaskiń.
Była to świątynia, wykuta i zbudowana przez szalonego twórcę. Głównym motywem jej zdobniczym były oczy.
Małe, duże, średnie, zwierzęce, gadzie, ludzkie, demoniczne. Oczy ryte na ścianach bez składu i ładu..


Był też ołtarz, umieszczony we wnęce, a przed nim leżały kajdany powbijane w ściany i podłogę. Zapewne dla ofiar składanych wyznawanemu tu bóstwu, którego symbol zawieszony na łańcuchach, był pilnowany, przez paskudnego potworka o zębatej paszczy.
-Przybyłeś znów się naigrawać jednoręki?- do uszu obu mężczyzn wchodzących do świątyni dotarł szept wydobywający się z nieruchomych ust posążka bestii.- Ale przecież nie masz z czego. Jesteś zgubiony, jesteś ofiarą składaną na ołtarzu. Wszyscy jesteście. Każdy kto wkroczył do dziedziny, jest obecnie pionkiem w rękach jednej z dwóch sił. I bez względu na to, którą stronę obierze... zginie.
-Dobrze wiesz czemu tu jestem.- rzekł Erazm, a posążek odparł pogardliwie.-A tak. Tylko tu możesz być pewien, że cię nie usłyszą.
-Chcę odpowiedzi.- rzekł zaklinacz z irytacją.-Gdzie się kryją wyznawcy twego plugawego Pana?
-A czemuż miałbym ci powiedzieć? Czemuż miałbym ci pomagać?-syknął posążek bestii.
-Bo znam twe prawdziwe imię. Biały ogniu, który jest ciemniejszy niż noc.- rzekł Erazm triumfującym tonem. A posąg zaśmiał się pogardliwie.-Tylko tyle zdołałeś wyciągnąć ze swego jeńca? Och, już się boję. Nie masz nic co mógłbyś mi ofiarować, czym mógłbyś mnie przestraszyć, lub przekupić do pomocy.
-A on? Za odpowiedź na me pytanie, dostaniesz krasnoluda w ofierze.- rzekł zaklinacz do posągu wskazując ręką na Drogbara.

Niepokój... nie opuszczał ich.
Choć wymknęli się z pułapki żaru, kosztem porzuconej zbroi i płonących obecnie lin. Przebrnęli jednak.
A sztyletem Lila otwarła im przejście do kolejnego korytarza.


Było tu ciemno, wilgotno i zimno. Co było przyjemnym kontrastem w porównaniu z poprzednim miejscem.
Na ścianach wisiały obrazy, stare i brudne... głównie obrazy jakichś osób, których rysy zatarł czas.
Evelyn oparta o ramię Tarnusa z trudem stawiała kroki. Ale i z uporem. Nie chciała być niesiona, ale też i nie mogła iść bez pomocy. Była zależna od mężczyzny. Była... zdezorientowana.
Bowiem po raz pierwszy, ktoś się nią opiekował. Ktoś inny niż Viltis.

Smok szedł na czatach z Lialdą. Paladynka zamykała pochód. I czuła się bardzo niepewnie. Głównie ze względu na wystrój wnętrz. Z pokrytych pleśnią obrazów, patrzyli na nią rycerze. Dla Corelli te twarze nie były niewyraźne...Frugeon Forgedawn, Prulynn Dryadson, Zannan Gellantar, dowódcy, towarzysze broni, młody paladyn i kapłan o bladych obliczach i ze strużką krwi spływającą po podbródku.
Znała każdą twarz z portretów. I każde oblicze ją potępiało. Każde wykrzywiał grymas odrazy.
Każde przypominało jej o starych i nowych grzechach.

Dotarli do drzwi za którymi znajdował się... A właściwie powinien się znajdować gabinet burmistrza.
Też były zamknięte, a w wyryty na ich symbol


który, żadnemu z nich nic nie mówił.
Lila otworzyła ostrożnie drzwi obawiając się pułapek i weszli do przestronnej komnaty z zamurowanymi oknami.
Kiedyś zapewne bardzo wystawnego gabinetu, obecnie jednak było widać że coś na środku niego wybuchło.
Biurko odepchnięte siłą wybuchu uderzyło o ścianę, miażdżąc fotel, w samych meblach jak i w obrazach i ścianach tkwiły żelazne prostokątne blaszki.
Które po dokładnym obejrzeniu okazały się metalowymi kartami do gry, misternie grawerowanymi i o bardzo ostrych brzegach.
Gdy tylko drużyna weszła do środka, drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a pośrodku gabinetu pojawił się znikąd wir metalowych blaszek. Po chwili wśród tego wiru zaczęła migotać sylwetka, która coraz bardziej nabierała wyrazistości i materialności.


By w końcu przybrać postać upiornego błazna, o bladej twarzy i makabrycznym uśmiechu. Błazen spojrzał po awanturnikach i Swerdagonie. Po czym rzekł głośno.- Wybierzcie kartę jakąkolwiek. W końcu podjęliście grę, więc warto zagrać jakimś atutem, czyż nie? Ostatecznie wygrana liczy się ponad wszystko. A gdy jeno blotki w dłoni, pozostaje jeszcze blef, nieprawdaż?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-03-2012 o 23:11. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 04-03-2012, 10:44   #84
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Laura ostrożnie stawiała każdy krok zupełnie tak, jakby spodziewała się że zaraz wydarzy się coś niezwykłego. Czuła się nieswojo w karczmie, którą przeszukiwali. Sprawdzenie parteru w towarzystwie Gharroka nie było szczytem jej marzeń. Nie przepadała za mężczyznami, którzy kobiety uważali jedynie za obiekt seksualny.
-O nic nie musisz się martwić. - odpowiedziała na zadane pytanie zalotnie, przyglądając się mu z udawanym zainteresowaniem i kokieterią. Odgarnęła z czoła kosmyk włosów.
- Jeśli będę miała do zaspokojenia jakieś potrzeby, zwrócę się z tym do ciebie. - po czym się roześmiała. Jej rozmówca nie mógł wiedzieć czy śmiała się z niego czy też z czegoś innego. Ona sama chyba nie do końca wiedziała.

Sprawdzanie dalszych pomieszczeń nie rozluźniło atmosfery panującej w karczmie ani odrobinę. Wręcz przeciwnie. Struga krwi którą zobaczyła zamroziła ją na ułamek sekundy. Laura nie miała pojęcia co się działo, ale zdecydowanie jej się to nie podobało. Ilość krwi świadczyła o tym, iż ofiarą była najprawdopodobniej dorosła osoba poważnie ranna. Laura przemogła się i ruszyła w stronę drzwi, za które wciągnięto rannego. Wyciągnęła rękę i już miała chwycić klamkę, gdy z góry dobiegł ich krzyk Ilisidira. Kobieta niewiele myśląc chwyciła swój miecz i ruszyła biegiem na górę.

Zbroja uniemożliwiała jej zwinne poruszanie się, toteż pokonanie schodów trochę jej zajęło. Wpadła do pomieszczenia w którym był Ilisidir z Leonidasem. Lekko dysząc popatrzyła na okno i puste pomieszczenie.
-Co się stało, czemu krzyczeliście?- spytała po chwili kiedy nieco uspokoiła oddech. Przetarła czoło z kilku kropel potu, które się na nim pojawiły.

Dopiero po chwili zobaczyła leżące na ziemi truchło dziecka. Przyglądała mu się by po chwili odwrócić wzrok i nie patrzeć już na nie. Krasnolud wydawał się zupełnie niewzruszony tym, co zobaczył. Wymamrotał tylko coś o czarach które może przygotować na następny dzień, po czym temat został zamknięty. Z jednej strony Laura nie chciała rozmawiać o tym, co przed chwilą widziała. Z drugiej jednak nie chciała dać przyzwolenia na to, by zupełnie nie przejmować się martwym dzieckiem. Wiedziała też, że słowa nie zmienią tego co się wydarzyło, a próba zagłębiania się w sprawę, której natury nie rozumieli i nie mieli szans poznać była bezcelowa.

Czas płynął nieubłaganie. Jak się okazało w piwnicy również było coś wartego uwagi. Na szczęście nie były to kolejne zwłoki. Był to glif przepełniony mocą, na widok którego zaklinacz o mało nie stracił przytomności. Cała sytuacja, w której się znajdowali coraz bardziej się Laurze nie podobała. Nie wiedziała, z resztą jak wszyscy, co się działo. Nie była w stanie odpowiedzieć na żadne z pytań jakie jej się nasunęły od kiedy wkroczyli do karczmy. Martwe dziecko, dziwny znak w piwnicy, ślady krwi w kuchni... Kobieta poinformowała o znalezisku swoim i Garroka.

Najgorsze było jednak to, iż ich pracodawczynie nie dzieliła się swoją wiedzą z innymi. Widać było iż jest w posiadaniu wiedzy która mogłaby pomóc im zrozumieć co się właściwie tutaj działo, nie raczyła jednak powiedzieć ani słowa. Co więcej, wydawać się mogło iż nie miała planu co do dalszego postępowania. A to stawiało cała grupę w jeszcze gorszej sytuacji. Laura westchnęła ciężko stojąc obok Obarskyra.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 06-03-2012, 20:19   #85
 
neuromancer's Avatar
 
Reputacja: 1 neuromancer nie jest za bardzo znanyneuromancer nie jest za bardzo znany
Leonidas już w drodze do piwnicy był ciekawy znaleziska Mordimera i assimarki - spodziewał się jakiegoś glifu chroniącego dobytek właściciela oberży. Jakiż inny glif miałby się znaleźć w kransnoludzkiej karczmie. Toteż ochoczo ruszył z drużyną do piwnicy. Poza tym z ogromną ulgą opuszczał pomieszczenie gdzie było ciało tamtego dziecka. Jego umysł jasno poddawał mu twarde fakty do przemyśleń mimo to wszystko to brzmiało szalenie nierealnie. Tak więc do piwnicy wszedł zastanawiając się nad ostatnimi zdarzeniami i dopiero słowa krasnoluda wyrwały go z zadumy. Spojrzał na znak namalowany na ścianie i dopadło go w jednej chwili. W jednej chwili ściany stały się płomienno-pomarańczowe, powietrze stało się gorące, nie, ono było duszne, nienaturalnie suche, kąsały ostro gardło i usta które nagle stały się poniszczone z odwodnienia, gdzieś z oddali dało się usłyszeć odgłos wybuchających płomieni, dźwięk który, zdawało mu się, towarzyszył mu wieczność. Wspomnienie wróciło. Czyjaś nieludzka dłoń odchyliła mu głowę do góry żeby wlać mu kolejną porcję płynu...
Ten sam znak na ścianie naprzeciwko...
Znał go, bólem, torturą i niewidzialnymi bliznami zapisał się siłą w jego umyśle.
Wspomnienie znikło. Całość trwała krócej niż trzeba aby nabrać oddech. Leonidas stał nieruchomo. Wiedział, że przeniósł się tam jedynie w głowie ale teraz to nie miało znaczenia, miewał koszmary, przywykł do nich. Tym razem to jednak coś zupełnie prawdziwego i namacalnego przywróciło wspomnienia. Po czole zaczęły spływać mu zimne krople potu. Gdy przerażenie powoli zaczęło oddawać władze jego ciału osunął się na bok i całe szczęście, że była tam ściana bo siły opuściły go na tyle, że nie mógł stać samodzielnie. Zaczerpnął oddech, a to nagłe przejście między, przed chwilą jeszcze dusznym powietrzem, sprawiło, że prawie się nim zadławił. Zaklinacz wpatrywał się w glif jak gdyby niewidzialna siła zmuszała go do tego, on sam nie chciał tego. Pragnął w tej chwili tylko jednego - ucieczki. Zrobił to gdyby mógł, ale nie miał siły i ciągle wpatrywał się w glif z dziwnym grymasem obrzydzenia, bólu i strachu.
Towarzysze w milczeniu obserwowali człowieka. Ktoś powiedział coś do niego, jednak zaklinacz usłyszał taki dźwięk jak słyszy wołania osoba zanurzona w wodzie. Nie zrozumiał. W głowie kotłowały mu się myśli:
-Jest tutaj!
-Wytropiła cię!
-Zemści się! Już jej nie uciekniesz!
- krzyczało milion niewidzalnych myśli.
Początkowe przerażenie Leonidasa zaczęło się ulatniać i wraz z nim głosy zaczęły milknąć. Po paru chwilach umysł zaklinacza wrócił już niemal do normy. Zdołał odwrócić wzrok od glifu tylko żeby się przekonać, że potrafi. Powrócił do niego wzrokiem po czym rozejrzał się dookoła. Nie wiedział jak długo był w tym otumanieniu. Towarzysze otaczali go i wyraźnie oczekiwali na wyjaśnienie. Odezwał się, jego głos brzmiał pewnie choć widocznie jeszcze ciężko oddychał i robił przerwy między słowami:
-To przeklęty symbol. To nie jego miejsce i nie powinno go tu być, należy do innego świata. Plugawi to miejsce. Ktokolwiek... - tu zrobił dłuższą przerwę i tylko wprawne oko dostrzegło lekkie skrzywienie które pojawiło się na moment na twarzy gdy musiał wypowiedzieć te słowa - ktokolwiek jest odpowiedzialny za jego umieszczenie jest związany z najczarniejszą mocą. Ruszajmy stąd. - Leonidas rozejrzał się po reszcie - a przynajmniej odejdźcie za schody. Nie wiem czy znajdę sposób by się go pozbyć inaczej niż spalenie tej karczmy. - to ostatnie zdanie zaklinacz mówił już pełnią sił, nie skrywając w głosie nienawiści.
Zaklinacz czekał na decyzję drużyny.
-Nie da się spalić karczmy, zwłaszcza teraz.- mruknął krasnolud wciągając nosem powietrze.-Jest przewilgocona, zaczyna pleśnieć. A i jeszcze padający deszcz. Nie zaprószysz ognia, który mógłby go spalić.
Zaklinacz popatrzył na kapłana, w jego oczach widać było złość która powoli topniała. Wpatrywał się tak chwilę na niego.
-Tak, racja. Dałem się ponieść emocją. Przepraszam. - człowiek mówił już jak zawsze. Widocznie wrócił do sił.
-Nie wyczułam w tym symbolu aury zła. W każdym razie nie większą, niż w całym mieście? Możesz rozwinąć więc tą kwestię? Dlaczego uważasz ten znak za zły?- spytała Grimma.
Młody człowiek odszedł od ściany i podszedł bliżej glifu. Pierwsze kroki stawiał niepewnie i jakby wymuszenie. W końcu zebrał się jednak na odwagę i znalazł się nieopodal niego wsłuchując się w słowa ich szefowej.
-W miejscu gdzie go... poznałem, nie było niczego dobrego. Ten znak przypomina mi o bólu, z tego tytułu zawsze będzie mi zły. - zaklinacz wpatrywał się w niego. Opanował się już na tyle by się oswoić ze wspomnieniami które ten mu przywodził. - masz racje Grimmo, pozwól mi więc zrobić coś co do tej pory nie było mi dane.
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi i rzekła.- Laura, weź ze sobą kogoś i rozejrzyj się wśród okolicznych domów. Potrzebujemy wszak pewnego i bezpiecznego miejsca na nocleg. A ty... rób swoje czarowniku.
- Oczywiście. - odparła kobieta.
- Jednak nie wydaje mi się dobrym pomysłem rozdzielanie się. Tutaj coś się dzieje, a dzielenie naszych i tak skromnych sił nie byłoby rozważne. - wyraziła swoje zdanie. Widząc oblicze Grimmy dodała po chwili.
-Sypiać też będziemy wszyscy razem?- zaśmiał się Gharrok spoglądając to na Sarabis to na Laurę.
A aasimarka ignorując jego niski lotów żarcik wtrąciła.-Nie chodzi o rozdzielanie się, tylko o rozejrzenie poblikiskich domach. W razie czego huk mojej broni, przyciągnie uwagę, reszty więc... idę z wami.
- Ale to ty jesteś naszym zleceniodawcą i to ty decydujesz. - popatrzyła po mężczyznach zgromadzonych w pomieszczeniu.
- Zaczęliśmy wspólnie poszukiwania, tak więc kontynuujmy je. - zwróciła się do Gharroka.
- Chyba że się boisz, wtedy pójdę z kimś innym. - dodała z uśmiechem.
-Tsss... Nie boję się niczego. Co najwyżej, nie ufam temu miejscu. - odparł dumnie mężczyzna. I uśmiechnął się uderzając dłonią w pierś.- Poza tym, ktoś musi pilnować ślicznotek. I tulić do mocarnego torsu, jak się przestraszycie pajączka.
-Marzyciel.- prychnęła za śmiechem Skysong, nie wzbudzając jednak żadnej negatywnej reakcji na obliczu rashemity.
- Chodźmy zatem. - powiedziała Laura po czym ruszyła w stronę schodów i wyjścia z karczmy. Broń przyjemnie ciążyła w ręku.
-Pewnie nie muszę tego mówić ale uważajcie na wszystko. To dziwne miejsce. - rzucił za wychodzącymi Leonidas po czym zwrócił się do reszty:
-Na razie mogę powiedzieć, że ten glif ma związek z magią zmiany planów. Jeśli poczekacie na mnie chwilę to raczej będę w stanie powiedzieć coś więcej. Oczywiście nie ma sensu stać tutaj zbyt długo. Powiedzmy, że potrzebuję maksymalnie godzinę, a pewnie krócej. Po tym czasie możemy odejść tak czy inaczej. - zaklinacz powrócił do badania znaku, w duchu zadowolony, że powoli opanowywał wcześniejszy lęk jaki w nim powodował. Teraz targała nim głównie chęć zdobycia wiedzy.
-Acha... na wypadek jednak, gdyby to miejsce nie było groźne, warto by je uznać za nasz tymczasowy nocleg.- stwierdziła Grimma po chwili namysłu. I wraz krasnoludem udali się na parter gospody. Jedynie mnich przysiadł w kącie i skupił się na medytacji.
Bowiem nie można było przecież zostawić Leonidasa samego.
 
neuromancer jest offline  
Stary 08-03-2012, 20:38   #86
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Kolejny... Vitlis westchnął rozdzierająco no widok groteskowej postaci. Widząc, że pozostali nie reagują atakiem na widok błazna, to i on powstrzymał chęć wbicia zębów w jego gardło. Jasnym dla niego było, że to członek tej samej bandy, która teraz rządziła miastem. Tylko czemu taka forma kontaktu? I jeszcze ważniejsze pytanie, czemu się w końcu odezwali, zamiast jak do tej pory wysyłać swoje sługusy bądź iluzje. Na wszelki wypadek jednak zadał teatralnym szeptem pytanie - Widzicie go? Czy to tylko mi się coś teraz zdaje?

Zmęczona swym uporem by iść na własnych nogach Evelyn osunęła się opierając plecami o ścianę i siadła na podłodze. Rozglądała się po pomieszczeniu i ze skupieniem skoncentrowała wzrok na pojawiającej się postaci. Słysząc pytanie Viltisa odrzekła mu w myślach - Widzimy.... przerwała by zerknąć na pozostałych i widząc ich reakcję zakończyła; - ... tym razem to chyba dla nas wszystkich iluzja.

Podejrzliwie rozglądająca się po izbie Paladynka, trzymając w pozycji bojowej zarówno miecz, jak i tarczę, zlustrowała marszcząc brewki kolejny, zapewne magiczny twór, jaki przed nimi się pojawił. Do tego wszystkiego owy błazen mówił zagadkami... zapewne kolejny trick tego przeklętego miasta.

- Naszym atutem jest fakt, iż jeszcze żyjemy? - Wypaliła Corella bez wielkiego przemyślenia do jegomościa. Szczerze bowiem powiedziawszy, jakoś nie była w chwili obecnej w humorze na wielkie, egzystencjalne dyrdymały.

-Życie to złudzenie, ulotna chwila, kłamstwo. Zwłaszcza tutaj.- odparł błazem i uśmiechając się zaproponował.-Zagrajmy w grę, jakąkolwiek.

-Kim jesteś?- spytał Tarnus. A błazen zaklaskał w dłonie mówiąc wesoło.- Gra w dwadzieścia pytań, może być. Ale nie tak się w to gra.
- A ty z pewnością nam zaraz pokażesz jak... - Odparła Paladynka, mocniej ściskając swój oręż.
-Zadaje się pytania zaczynające się od “czy”.- rzekł po zastanowieniu błazen. A Lialda prychnęła w irytacji.-CZY nie widzisz co się dzieje na zewnątrz?!
-Widzę i wiem. Zostało dziewętnaście.-odparł uśmiechnięty osobnik.

"Pytania... pytania... jakie zadać by nie zmarnować szansy na dowiedzenie się co tutaj się stało?", przelatywały przez głowę przyzywaczki myśli, rozpraszając ją i tym samym nie pozwalając skupić się na tym co chciała. "Viltisie, uda ci się podejść do niego i sprawdzić czy nie jest iluzją?" posłała smokowi przesłanie.

“Dobrze” odparł i nie zastanawiając się wiele podszedł do błazna i dźgnął go palcem.

-Auć... niegrzeczny piesek.- odparł błazen bardzo teatralnym tonem i uderzył łapę Viltisa dłonią. Acz uczynił to delikatnie. Tak jak si karze małe sześcioletnie dziecko.

Evelyn obserwowała smoka unosząc do góry dłonie. Była gotowa na to by posłać kulę kwasu w kierunku błazna, gdyby ten chciał skrzywdzić Viltisa. Widząc jednak zachowanie błazna, a właściwie to, że nic mu nie zrobił opuściła dłonie, wiedząc również iż nie jest on iluzją.

- Nie odpowiedziałeś na jedno z pytań... pozostało więc nam nadal dwadzieścia/ - odparła patrząc w jego kierunku, choć w myślach równocześnie pytała Viltisa by się upewnić. "Jak żywy prawda?"

-To nieuczciwe tak oszukiwać w zabawie. Odpowiedziałem na jedno pytanie tej pani. A nawet na dwa, choć liczy się jako jedno.- odparł błazen żartobliwie grożąc palcem.
- Na jedno więc dwadzieścia jeden odjąć jeden daje jak nic w prostej matematyce dwadzieścia. Nie odpowiedziałeś na pierwsze pytanie... zadane przez Tarnusa. - odrzekła mu na to Evelyn w ostatniej chwili zaciskając zęby, bo miała wielką ochotę pokazać mu język, niczym mała dziewczyna drażniąca się ze współuczestnikiem zabawy.

-Źle je zadał. Złamał reguły gry.- odparł błazen.
- Nie było reguł jak ono padło. - rzekła z uporem Evelyn, by po czym dodała - A gra w którą chcesz z nami grać to dwadzieścia jeden pytań, czyli oczko. Tak więc reguły od razu zakłamujesz ty odejmując nam jedną szansę.

-Czy do czegoś ta cała awantura.... prowadzi?- spytała Lila bardziej zajęta oględzinami pokoju, niż samym błaznem. Natomiast Tarnus spytał.- To gabinet burmistrza, prawda?
-Źle zadane pytanie.-odparł błazen ignorując długi wywód Evelyn.

Dziewczyna zaś spytała:

- Czy wiesz co się stało w sierocińcu Ilmatera?
-Hmmm.... I tak. I nie. Nie wiem wszystkiego. Domysły tylko.- odparł z lekkim smutkiem w głosie błazen, mimo że jego twarz wygięta była w kpiącym uśmiechu.
- Czy znajdziemy tutaj coś co nam pomoże zrozumieć co się dzieje w tym mieście? - padło kolejne pytanie z ust Evelyn.
-Tak.-stwierdził błazen, a pytanie Tarnusa.-A dokładniej ? Co znajdziemy?

Zignorował.

Również Evelyn zignorowała dalsze zadawanie pytań. Podniosłą się opierając dłoń o ścianę i zaczęła przesuwać po pomieszczeniu, aby zacząć szukać tego co może im pomóc. Podchodząc do najbliższego obrazu odchyliła go by zajrzeć za niego, czy w ścianie nie znajduje się jakaś skrytka, czy też jakieś dokumenty nie są przyklejone do niego od tyłu.

Obraz był... dziwny. Zupełnie nie pasował do gabinetu burmistrza. Ale współgrał z nastrojem tego miejsca.


Po odchyleniu tego obrazu, dziewczyna zobaczyła zamknięte na klucz małe drzwiczki z litej stali. Pancerną skrytkę na dokumenty.

- Znalazłam. - stwierdziła krótko Evelyn odchylając tak aby współtowarzysze dostrzegli drzwiczki.

Pierwsza do drzwiczków doskoczyła półelfka i mina jej zrzedła.-Nie tak łatwo będzie otworzyć.
Przesunęła palcami po otworze na klucz.-Trochę to zajmie.

Evelyn odwróciła się w kierunku błazna by zadać mu pytanie "czy masz klucz do tej skrytki?", ale słysząc słowa Lili postanowiła nie marnować pytań i powoli przesunęła się by poszukać co znajduje się w szafach.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 08-03-2012, 20:48   #87
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Przyglądająca się poczynaniom towarzystwa Paladynka w spokoju ubrała swój napierśnik, śledząc ruchy znajomych osób, jednocześnie i chociażby kątem oka mając na uwadze tajemniczego (i powoli coraz bardziej upierdliwego) błazna.
- A może by tak... - Powiedziała pod nosem sama do siebie, po czym dodała już głośniej do ich wspólnego rozmówcy:
- Czy możesz nam powiedzieć co dokładnie wydarzyło się w Wormbane?
-Mogę.- potwierdził krótko błazen, bawiąc się kartami.

Tarnus przyglądając się poszukiwaniom dwóch kobiet spytał.-Czy jest stąd inne wyjście poza tym, którym weszliśmy?
-Jest.- odparł krótko błazen i policzył na palcach.-To już trzy pytania, a nie zbliżyliście się do słowa o którym myślę.
- Jakiego kurna znowu słowa?? - Zgrzytnęła zębami Corella.
-Noooo... tego o którym myślę... prawidłowego...- zdziwił się zaskoczony jej wybuchem błazen. A Tarnus rzekł do paladynki.-Nie ma co traktować go poważnie, dla niego to wszystko jakaś chora gra, pokręcona zabawa.

- Czy pomożesz mi odszukać to co jest tu ukryte? - spytała nagle Evelyn powoli podchodząc do błazna i zerkając na jego wykrzywioną twarz dodała coś co w jej ustach nawet dla niej zabrzmiało dziwacznie - Proszę.
-Dobrze, ale... wpierw zagrajmy w grę. Zgadywanka słowna idzie kiepsko.-rzekł smętnie błazen.
- Dobrze. Przypnij kartę do ściany i porzucamy w nią nożem, które z nas trafi celniej w oko postaci znajdujące się na karcie to wygrywa. - rzekła przyzywaczka sięgając po swoje noże.
Jedna z kart oderwała się od ściany w którą była wbita i przylepiwszy się do nie płasko, lekko powiększyła. Stała się też obiektem z papieru, zamiast ze stali.
-Gotowe... zaczynaj.- rzekł błazen, dając Evelyn pierwszeństwo.

Dziewczyna oparła się o przeciwległą ścianę aby odciążyć osłabione nogi, przygryzła wargę, uniosła dłoń w której trzymała nóż i celując przez chwilę rzuciła nim w kierunku karty. Zaciskając zęby na wardze obserwowała lot noża i jego dotarcie do celu.
- Twoja kolej. - rzekła parząc na przebitą nożem kartę.
W dłoni błazna pojawiła się karta która zaczęła się zginać tworząc dziwaczny sztylet.
Ruch dłonią i


papierowy sztylet poleciał w kierunku karty, trafiając blisko, ale... niedostatecznie.
Trudno jedno było powiedzieć, czy to zasmuciło błazna, który miał twarz wiecznie wygiętą w uśmiech.
A gdy karta przebita dwoma sztyletami upadła, odsypał się tynk i... ujawnił się wyjątkowo ciasny i wąski kwadratowy otwór. Tunel przez który szczupła osoba z trudem by się przecisnęła.
Evelyn powoli podeszła do otworu zerknęła do środka starając się coś wypatrzeć. Niestety nic nie zobaczyła, więc spojrzała na tunel zastanawiając się czy jakby się postarała to czy udałoby jej się przecisnąć. Spojrzała na smoka i rzekła:
- Viltisie spróbuj sprawdzić co on ma nam do ukazania i dokąd prowadzi.

Smok wsunął się z łatwością i znikł w tunelu. Wrócił jednak po kilkunastu minutach.
-Za daleko. Drugi koniec wydaje się poza moim zasięgiem.- syknął.
Tarnus rzekł zaglądając do środka.-Nie wcisnę się.
- Spróbuję ja... - mruknęła z niechęcią w głosie Evelyn. Odwróciła się do smoka i rzekła: - Idź przede mną... będę tuż za tobą. - wiedziała bowiem, że gdy będzie w pobliżu, odległość nie ograniczy już smoka. Poczekała aż wpełznie do tunelu i sama podciągnęła się do góry, by wcisnąć się w jego otwór i pełznąc za Viltisem.
-Uważaj na siebie.- rzekł za nią Tarnus nieufnie zerkając na błazna.

Corella, z niedowierzaniem kręcąc głową nad wyruszeniem na zwiad Evelyn z dopiero co podleczonymi, choć nadal połamanymi nogami(!) poprzez wąski tunel w ścianie, spojrzała następnie na resztę towarzystwa. Lili obdarzyła jedynie przelotnym spojrzeniem, Tarnusowi posłała dosyć wymowne, a na błaźnie zatrzymała swój wzrok.
-Możesz iść z nią. Mogłaś zgłosić się za nią.- odparł w odpowiedzi rycerz.
- Skoro ona w tak gorącej wodzie kąpana, i pcha się gdzie nie powinna w obecnym stanie, to co mi po tym? - Paladynka wzruszyła ramionami - Nie jesteśmy małymi dziećmi... - Spojrzała znowu na błazna, a potem ponownie zwróciła się do Tarnusa - Poradzisz sobie tu beze mnie?
I mimo własnych słów, wypominania tego i owego Evelyn, Corella po raz kolejny ściągnęła swój napierśnik (przy okazji odpowiednio oczywiście wzdychając do zaistniałej sytuacji), po czym zostawiła i pancerz i tarczę pod opieką szlachcica, sama pchając się w wąski otwór w ścianie za towarzyszką...
-Jasne. Ja i Lila poradzimy sobie.- te słowa usłyszała paladynka przeciskając się przez tunel.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 08-03-2012, 21:22   #88
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
- Nie no to już jakaś kpina! - krasnolud nie wytrzymał - Że niby po to mnie ściągał tutaj ten robak, żeby mnie zeżarł teraz inny. Na litość boską! Masz do zeżarcia całe miasto, a gdybyś zechciał zeżreć mnie to byś wysłał nie tego małego a któregoś z tych większych. Że niby krasnolud, który przyjdzie sam lepiej smakuje? Wolne żarty! Skończmy już tą farsę, a przede wszystkim niech on skończy gadać! Czy to ty władasz robakami? Jeśli tak to powiedz mi po co naprawdę mnie tu ściągnięto?
-Wprost przeciwnie. Ja władam... drugą stroną monety.- odezwał się posąg. Po czym kontynuował skupiając uwagę na krasnoludzie.-Jesteś zabawny, tu nie chodzi o ciało. Wiesz na przym polega zasada krwawej ofiary? Wiesz czemu śmiertelnicy szlachtują sobie podobnych, na ołtarzach ku uciesze bóstw?
-Już ci mówiłem Drogbarze, zawiodłeś. Ale może będzie z ciebie inny pożytek.- rzekł Erazm spokojnym tonem głosu.-Poza tym nie jestem pewien, czy on by cię przyjął jako zapłatę.
-No, no... przeceniasz mnie. Nie mam aż takich sentymentów co do mych wyznawców, łatwo mnie skorumpować.- rzekł żartobliwie posąg w odpowiedzi na słowa zaklinacza.
- Weźże już stul dziób jednoręki. Jesteś takim pionkiem jak ja, a ja przybyłem rozmawiać z kimś kto ma tutaj coś do powiedzenia. - totalnie zirytowany zaklinaczem krasnolud porzucił pozory poddaństwa w stosunku do Erazma i kontynuował do bożka -Nie wiedziałem, że są dwie strony, ale dla mnie to bez znaczenia po której stanę. Skoro robaki mnie ściągnęły, to mają do mnie jakiś interes. A to mógłbyś wykorzystać ty. Oczywiście możesz mnie zeżreć, ale wtedy nie dowiesz się po co im ja, a już na pewno tego nie wykorzystasz na swoją korzyść. Nie wiem którą stronę, ale wiem że przynajmniej jedną kiedyś uwięziły krasnoludy. Pomogę wam to uwolnić

-Zabawny jesteś krasnoludzie.- odparł posąg szyderczym i ironicznym zarazem śmiechem.-To nie robaki cię ściągnęły. A sam Śpiący. I nie kranoludy go uwięziły, a Ja. I nie ma dwóch stron konfliktu, tych jest o wiele więcej. I bez względu którą stronę wybierzesz, nie wyjdziesz z tego miejsca w całości. Coś będziesz musiał poświęcić.
Zaś Erazm rzekł.-Oczywiście. Idź wprost do źródła. Idź do tej dziewczynki i wykonaj jej rozkazy. Ale wpierw zgól brodę.
- Czy w tej ofierze mógłbym poświęcić oto tutaj obecnego mego drogiego przyjaciela? - irytacja rosła, a krasnolud postanowił przyjąć inną taktykę. Jeśli ma zginąć to i tak zginie, a czuł, że grając w ten sposób ma większe szanse u posążka, który wydawał się większym zagrożeniem - O czym mówisz, mówiąc że będę musiał coś poświęcić? Chyba nie chodzi faktycznie o tą brodę?
-Nie łudź się. W tym miejscu jesteś bezpieczny, ale gdy wyjdziesz beze mnie, zginiesz od razu.- rzekł zaklinacz szykując się do ewentualnej walki.-Ja jestem jedyną twoją nadzieją na przetrwanie.

-Oboje się łudzicie, myśląc że przetrwacie.- odparł szyderczo posąg.-Jesteście tylko naiwnymi pionkami, podobnie jak te dzieci którym jednoręki liże buty ze strachu i z odrazą, ale i z zazdrością. Niewielkie to też poświęcenie z jego strony, zwłaszcza że... nie da się dobrowolnie przykuć i dać złożyć w ofierze, prawda jednoręki?
- Czekajcie. Czyli że to ty uśpiłeś śpiącego, który mnie tutaj ściągnął, a któremu służy Erazm, który z kolei przyprowadza krasnoluda, żeby go złożyć w ofierze istocie, która jego Pana uśpiła. Gdzie tu sens i logika? Skoro jesteś taki potężny dlaczego nie wyplenisz tego dziadostwa? A jeśli nie to dlaczego oni tu jeszcze nie dotarli. To wcale nie jest daleko, gdybym ja miał uwalniać swojego Pana to pierwsze od czego bym zaczął to od jego prześladowcy. A przede wszystkim skoro jesteście tacy potężni to po wam on, ja i cała reszta?

-Jego tu nie ma. To tylko głos poprzez wymiary. Echo.-stwierdził szyderczym tonem Erazm.
-Zabawny krasnoludzie o małym rozumku. Widzisz, to co ci mówię jest tylko bajką. Prostą historyjką opartą na skomplikowanej opowieści o grze pełnej reguł, których zrozumienie przekracza możliwości śmiertelnych.-odparł posąg zanosząc się śmiechem.-A ten głupi śmiertelnik przede wszystkim służy sobie. Tak jak i ty. Śpiący to przydomek równie słabo oddający sytuacją jak i imię Robak o dziewięciu językach. A wy dwaj jesteście pyłkami, przykuty własnymi słabościami do Śpiącego. On Pychą, ty Strachem. Acz nie zdajecie sobie z tego sprawy.
- O swoje życie boi się każdy, a my, mimo że wleźliśmy do waszego leża jeszcze żyjemy. W przeciwieństwie do większości naszych towarzyszy. Ja po prostu podążam tam gdzie mam szanse ocalić skórę. Tam bym zdechnął a tutaj jeszcze żyję. Żyję mimo że dokoła jest pełno bestii, które by mi to życie chętnie odebrały. Pasuje mi ten układ i z chęcią go podtrzymam. Na pewno jest jakiś cel w tym, że nas nie zabito. Możesz wyjawić mi jaki?
-Dostarczyłeś posążek, już nie jesteś potrzebny. Spełniłeś swój cel.- zadrwił posąg.-Myślisz, że dlaczego jednoręki postanowił przehandlować twoje życie? Nakazano mu się ciebie pozbyć. Ja to wiem, bo mogę zaglądać wam do myśli i pamięci.

-Mówiłem, spaprałeś sprawę z drowem. Okazałeś się bezużyteczny i słaby.-warknął Erazm.
- Potężne bóstwo musiało się prosić małego krasnoluda, żeby przyniósł mu posążek mimo, że sam mógł go zabrać bez problemu. Jak dla mnie to się kupy dupy nie trzyma. - Gurnes czuł, że śmierć może naprawdę być coraz bliżej, ale to przeciwnie dodało mu odwagi.
-Oczywiście że dla ciebie kupy się to nie trzyma. Jesteś ignorantem, nie wiesz przed Kim stoisz, nie znasz za bardzo własnych bogów. Nie masz pojęcia o prawach jakie rządzą uniwersum. Jesteś ślepcem w kolorowej krainie.-zadrwił posąg chichocząc.-Nie masz pojęcia o siłach jakie rządzą twoim życiem. Siłach niewidzialnych, acz potężnych.
Zaklinacz ruszył do drzwi, zerkając za siebie co jakiś czas. Nie ufał Drogbarowi, zresztą z wzajemnością. A posąg kontynuował wypowiedź.-Dla jednorękiego masz jakąś wartość. Niewielką, ale jednak. Jesteś jego kartą przetargową. Jedyną jaką ma. Jesteś stopniem po którym chciał się wspiąć wyżej, ale w decydującym momencie... pękłeś.
- Żeby kartą coś ugrać musi ona mieć wartość dla obu stron. I że niby ją straciłem przez nie wypicie krwi jakiegoś głupca. A w czym niby to zmieniło to co miałem do zaoferowania wcześniej? - odrzekł nie zwracając kompletnie uwagi na zaklinacza.
-Rytualny mord służy do dwóch celów, zabrania duszy ofierze i splugawieniu duszy kata. Dlatego musi być okrutny i sadystyczny.- odparł posąg ironicznym tonem głosu.-Oni tu nie wejdą, jedynie dzieci i zaklinacz mogą. Ale jeśli wyjdziesz z tej komnaty, oni już czekają by cię zabić.

- Co w takim razie mam zrobić? Na pewno istnieje jakiś cel w którym mógłbyś mnie wykorzystać, skoro stoisz przeciwko nim?
- Zapewne, ale musiałbyś się stąd wydostać. A to niemożliwe.- odparł kpiącym tonem posąg.
Gurnes zdecydował na chwilę nie kontynuować rozmowy. Skoro tutaj jest bezpieczny, postanowił rozejrzeć się po pomieszczeniu.
 
Radioaktywny jest offline  
Stary 09-03-2012, 20:15   #89
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kamienne ściany, pokryte oczami. Kamienne źrenice patrzyły, obserwowały, oceniały. Wydawały się żywe. I może takie były ?
Głos w posągu mógł odpowiedzieć, na pytanie. Ale czy można mu było wierzyć? Kim był “Biały ogień, który jest ciemniejszy niż noc”, co znaczyły ten symbol za posągiem, czemu oczy?
Głos mógł odpowiedzieć, mógł skłamać.
Drogbar miał wrażenie, że ową istotę w zasadzie bawi ta cała sytuacja. I że krasnolud jest mu obojętnym.
Więcej nawet. Że dla niego krasnolud jest szczurem w labiryncie i obserwowanie jego bezradnego miotania się po nim bawi głos z posągu. Bo też Drogbar się miotał. A im bardziej próbował uniknąć wiszącego nad nim miecza, to tym bardziej czuł że nić na którym on wisi... powoli się zaczyna się rwać.
A kamienne oczy patrzyły, wypełniając swym spojrzeniem pole widzenia, a szeptami umysł. Drwiły z niego, chichotały, wspominały ostatnie zdarzenia, wskazywały błędy ( co z tego, że z ich opinią sam umysł krasnoluda się nie zgadzał).

Nie wiedział ile czasu spędził w bezskutecznym badaniu świątyni, zanim zjawili się goście. Musiało minąć sporo, skoro zdążył zgłodnieć.
Zjawił się Erazm, ale nie sam. Jego towarzysz był niskim niziołkiem ubranym w pstrokaty i pozbawiony logiki strój, zwieńczony cylindrem na głowie.


- To on?- spytał kapelusznik Erazma, a ten skinął głową w geście potwierdzenia. Zaś Drogbar zorientował się, że pomylił się. To nie był niziołek. To było półelfie dziecko, nie więcej niż jedenaście wiosen.
Jeden z smarkaczy którzy w Gwarch kradli jabłka na jarmarkach, przenosili po mieście listy od kupca do kupca. Dzieciak, taki jak ten którym sam Drogbar zlecał zrobienie zakupów za sztukę srebra. To miasto odwracało do góry porządek świata.
-Tak to on.- odparł służalczym tonem zaklinacz.- Zmarnował ofiarę.
-Brzydki. Chyba ładne krasnoludy nie istnieją.-
stwierdził dzieciak w kapeluszu.
-Wiesz mój drogi krasnoludzie, że nie ma bardziej okrutnych istot na świecie niż dzieci? Zbyt ciekawskie w swym dążeniu do poznania reguł świata. I nie potrafiące zrozumieć, że swymi działaniami mogą sprawić innym ból. Ale wy... i tak uważacie je za niewinne i dobre ze swej natury.- zachichotał posąg.-Cóż, za naiwne złudzenie, nieprawdaż?
-To zabijemy go.
- rzekł wprost dzieciak w kapeluszu i uderzył końcem laski zakończonej czaszką o ziemię. Do komnaty weszli dwaj nieumarli.


Potężnie zbudowane szkielety uzbrojone w dwuręczne miecze i osłonięte ciężkimi płytowymi zbrojami.
Ruszyły w kierunku krasnoluda i Drogbar szykował się do ostatniej walki w swym życiu, gdy nagle dzieciak rzekł.- Albo i nie... Stop.
Szkielety się zatrzymały, zaś dzieciak rzekł.- To by było nudne. Już wiem, zrobimy konkurs. Kto pierwszy złapie drowa. Jeśli ty brodaczu, ocalejesz by służyć. Jeśli ja. Obaj i mój drow i ty skończycie na ołtarzu, co ty na to?
Właśnie wydawało się że miecz jeszcze się nie oberwie, ale... to mogło być złudzenie. Ile razy już Drogbar czuł się zwycięzcą, by po chwili zorientować się że znów musi desperacko walczyć o życie?
Ile razy to miasto zakpiło z jego złudzeń.

Natomiast ból...

Ból był realny. Evelyn idąc i pełzając czuła lekkie ukłucia bólu związane ze swymi nogami. Paladynka poskładała je jak mogła. Użyła swej leczniczej mocy, do zaleczenia ran. A reszta była kwestią czasu.
Na nogach przyzywaczka poruszała się z trudem i każdy krok sprawiał jej ból. O bieganiu mogła tylko pomarzyć.

Viltis szedł przed nią, marudząca coś pod nosem paladynka za nią. Choć obecność Corelli, nie do końca odpowiadała samotniczce z natury jaką była przyzywaczka, to jednak Evelyn musiała przyznać przed sobą że nawet mając pod ręką Viltisa nie da sobie rady.
A tunel był dość długi i klaustrofobiczny. Wyobraźnia stawiała przed kobietami nieprzyjemne wizje utknięcia w tunelu i długiej śmierci głodowej. Zresztą paladynka parę razy omal nie utknęła i w przeciwieństwie do Evelyn nabawiła się wielu otarć.

W końcu jednak obie kobiety i smok znalazły się dużym i ciemnym pomieszczeniu, wypełnionym stęchłym powietrzem. Nie było tu żadnego źródła światła.
I dopiero po rozświetleniu go światłem latarni i pochodni, kobiety mogły się zorientować, gdzie się znajdują.
Katakumby. Olbrzymie pomieszczenie było katakumbami, bardzo starymi skoro jedną ze ścian zdobił symbol.


W którym to paladynka bez problemu rozpoznała znak kultu Amaunatora, kultu wymarłego podobnie jak bóstwo które czcił.
W tym katakumbach, było dwanaście kamiennych zapieczętowanych trumien. Każda z nich zapewne zawierała ciało. Co gorsza, zamurowane były też drzwi do katakumb.

Jednakże najciekawszy przedmiot kryła mała wnęka znajdująca się naprzeciwko zamurowanego wejścia.


W niej bowiem, na kamiennym postumencie, znajdowała się pokryta pajęczynami rzeźbiona ludzka czaszka. Po której to łaziło kilka małych jadowitych pająków.
Pajęczyn zresztą tu było wiele.
Dźwięk ocieranych o siebie kamieni, przyciągnął uwagę Evelyn i Corelli do otworu którym przepełzli. Dźwięk ten zmroził ich serca podobnie jak widok, który ujrzeli. Kamienny tunel zamykał się odcinając im drogę powrotu. Zostały tu uwięzione!

Im bardziej Leonidas wpatrywał się w glif szukając w pamięci informacji jakie mogłyby być przydatne w tej chwili, tym bardziej nie potrafił nic znaleźć. Nie wiedział nic, poza tym co ujawnił już Grimmie. Nie potrafił rozgryźć znaczenia tego glifu, nie potrafił zrozumieć do czego ów glif służył.
-Nie jesteś dość biegły w sztuce. Nigdy nie byłeś. Dlatego tak łatwo było tobą manipulować, tak łatwo było się tobą posłużyć, tak łatwo wykorzystać i użyć.- usłyszał głos przy swym uchu i rozejrzał się nerwowo. Tak, to był niewątpliwie jej głos. Ale ona powinna być martwa.
Chyba.
Nie dopilnował tego, nie sprawdził. Uciekł jak tchórz zostawiając pozostałych na pastwę losu.
-Na pastwę mej zemsty.- dopowiedział złośliwy kobiecy chichot tuż przy jego uchu.
Leonidas obrócił się gwałtownie, ale nikogo nie zobaczył. Poza medytującym mnichem.
Ale czy zobaczyć musiał? Niewidzialność była tylko jednym z gamy wielu zaklęć, których można użyć, by ukryć się przed czyimś spojrzeniem,
-Obserwuję cię... cały czas.- niemal lubieżny szept Ginewry usłyszał tuż przy swym uchu.

Przeszukanie pierwszego domu, trójce awanturników zajęło szybko. Głównie dzięki Gharrokowi. Rashemita bowiem wręcz nalegał, by się rozdzielić i pojedynczo przeszukiwać pokoje. Na ewentualne uwagi na temat zagrożeń z tym związanych zareagował kpiąco.- Co wy? Baby... jesteście, czy wojowniczki? Nawet jeśli jakiś drow tam siedzi, to i tak wytrzymacie te kilka chwil, zanim dobiegnę do was z pomocą. A sam się drowa nie boję.
Przeszukiwany dom musiał należeć do jakichś rzemieślników, chyba tkaczy. Bowiem w jednym z pokoi stały płótna tkackie. Znaleziska z niego nie były imponujące. Kilkanaście srebrnych monet wszak trudno uznać za wartościową zdobycz.

Kolejny budynek należał już do osoby bardziej zamożniejszej. Bowiem sforsowanie zamkniętych drzwi zajęło Gharrokowi chwilę. W środku zaś znajdowały się solidne i drogie meble, piękne makaty na ścianach. O dywanach wyszywanych srebrną nicią nie wspominając.
-Ja bym proponował tu urządzić kwaterę główną. Zapewne łóżka wygodniejsze niż w gospodzie, nieprawdaż? Jak która chce, może dołączyć do mnie w nocy. - rzekł chełpliwym tonem Gharrok.
-Zaimponuj mi, to może się zastanowię.-odparła Sarabis.
I rozdzielili się, buszując po pokojach.
Podobnie jak poprzednie dwa przybytki karczma i dom tkacza, również ten dom został porzucony nagle.
Nie było nigdzie śladów walki, żadnej krwi. Było niemalże przytulnie.
I jak się Laura zorientowała, znalazła się w domu maga. Bowiem otworzywszy kolejne drzwi trafiła do jego pracowni.
Półka z książkami, w kącie szkielet sporego kota z długimi kłami, biurko zastawione alchemicznymi fiolkami i papierzyskami. Fotel w kącie i stoliczek z karafką z winem. Karafką na wpół opróżnioną.
Dziewczyna wiedziała, że w takich miejscach można znaleźć wiele przydatnych rzeczy.
Samo przeszukanie biurka pozwoliło znaleźć, niewielki kuferek z eliksirami, oraz mieszek z magicznym zapewne pyłem.
Księgi nie zainteresowały dziewczyny zawartością. Albo dotyczyły wiedzy tajemnej i innych światów, albo były spisane w nieznanym Laurze języku.
Za to zainteresowała ją żelazna pancerna skrzynka ukryta za książkami.
Na jej wierzchu ktoś umieścił dziwaczny symbol.


Przestawiał on obdarzony wzrokiem płomień nad szponiastą łapą. A pod nimi był napis.
“Nie ruszaj tego, co nie twoje”
Który wybuchł z dużą siłą, Laurę pochłonęła kula ognia powodując ciężkie i bolesne poparzenia jej ciała. Oraz zniszczenie większości ksiąg.
Wojowniczka upadła na podłogę pojękując z bólu i widząc jak kupa kości ustawiona w rogu poruszyła się.



Kościsty kot “ożył” i najwyraźniej obrał sobie za cel ataku poparzoną Laurę. Odgłos kroków świadczył o tym, że towarzysze broni już spieszyli jej z pomocą. Ale... czy zdążą?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-03-2012, 21:44   #90
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Wszędzie oczy. Wszędzie dookoła nic innego tylko oczy. Jednym słowem przesrane. Co gorsza nigdzie nie było widać innego wyjścia. Jeśli prawdą było to, że tylko tutaj jest bezpieczny to był skazany na powolną śmierć z głodu, lub wskutek magii znudzonego bożka. W końcu siadł zrezygnowany nie mając motywacji nawet do myślenia. Zdał sobie sprawę, że w końcu wpadł. Nie da się wiecznie oszukiwać śmierci. Był jak wilk we wnykach. Niby mógł jeszcze gryźć ale ktoś musiałby się mu pod kły podstawić. Wystarczy, że poczekają a sam zdechnie.

Po jakimś czasie ponownie zjawił się Erazm. Po początkowym entuzjazmie na widok żywego towarzysza, jego odczucia zmieniły się diametralnie. Miał go powyżej uszu już nie tylko dosłownie ale i w przenośni. Zarozumiały pionek, który faktycznie niewiele miał do powiedzenia a mimo to gadał bez przerwy. Z zaklinaczem przyszedł kolejny przedstawiciel gówniarskiej mafii. Upokarzające było korzenie się przed dziećmi ale oni przynajmniej mieli tu jakąś władzę i kontakty z nimi krasnal mógł wykorzystać.

Pogadali chwilę między sobą, a następnie młody zastukał laską i do pomieszczenia wlazły dwa szkielety. To pomieszczenie nie było jednak tak bezpieczne jak mu powiedziano. Śmierć miała nadejść nader szybko, kiedy mały klaun się rozmyślił i wymyślił sobie nową zabawę.

Gdy Gurnes usłyszał propozycję ciężar spadł mu z serca. Prawdopodobnie uda mu się ugrać kolejny dzień życia. A co będzie potem, to się okaże potem. Teraz należało ugrać jak najwięcej.

- Oczywiście przyjmuję wyzwanie. Zabicie mnie teraz faktycznie byłoby nudne, zwłaszcza, że dostarczę ci rozrywki a potem o ile zechcesz to tak czy siak mnie dopadniecie. Z tego miasta nie da się uciec. Jak najbardziej w moim interesie jest to, aby ci się podobało, dlatego chciałem porozmawiać o regułach tej zabawy. Ty władasz całym miastem i masz hordę sługusów na zawołanie. Ja jestem tutaj sam i w dodatku nie mogę się ruszyć z tego pomieszczenia, ponieważ jak tylko przekroczę próg stado przerośniętych robali rzuci się na mnie i rozerwie na strzępy. W rezultacie nasza rozgrywka będzie polegała na tym, że setki twoich sług będą przeczesywać miasto, a ja będę tu siedział i patrzył w sufit nie mogąc nic zrobić. Toż to byłoby jeszcze nudniejsze niż gdyby te bandziory zarżnęły mnie na miejscu.

-O czym on mówi?- zdziwił się dzieciak, a zaklinacz wzruszył ramionami dodając.-Bredzi.
Po czym zwrócił się do krasnoluda.-Stworami nikt nie włada, miastem nikt nie włada. Nie rozumiesz? Niczego się nie nauczyłeś o tym miejscu ? Z nami możesz wyjść na powierzchnię, ale ni on, ni ja, ni ty... nikt nie włada stworami, ni miastem. Ni jego szaleństwem.

- To dlaczego te zombie tam stoją i tańczą przed tą dziewczyną, a nie rzucą się na nią?.. A zresztą nieważne. Powiedzcie mi jedynie czego dokładnie szukamy. To, że drowa to wiem ale kim/czym on jest. Przydałoby się parę informacji, żeby chociaż wiedzieć gdzie szukać poszlak. Szukanie po prostu drowa to będzie jak szukanie igły w stogu siana. A nawet jeśli jakiegoś złapię to nie będę wiedział czy właściwego.

-Każdy jest prawdziwy, każdy drow jest właściwy, każdy drow się nada.-odparł dzieciak ze śmiechem i wzruszył ramionami.-Władza nad umarłymi, to nie władza nad miastem. A gdyby tak łatwo było znaleźć drowa, gdyby było wiadomo gdzie szukać, to co to by były zawody?
Wystawił język i rzekł.- Nudne. Nie wiemy gdzie są, gdzie się ukrywają. Wiemy, że to przestarzałe oko je przed nami ukrywa.- mówiąc te słowa wskazywał palcem na symbol znajdujący się za posągiem. Pewnie było to jakieś pogardliwe określenie dotyczące czczonej tu istoty.

- Skoro panujesz nad umarłymi, możesz mi zapewnić spokój z ich strony? Ot tak, żeby zawody były ciekawsze. Będę się mógł skupić na poszukiwaniach, a nie na ucieczce.
- Nie skrzywdzą cię póki nosisz znak...- zaczął dzieciak, a zaklinacz wtrącił się.-Nie zasłużył, nie przeszedł próby.
Słowa te wywołały śmiech małego dzieciaczka w dużym kapeluszu.-Nie przeszedł, co za mięczak. Nie przeszedł próby.
- O jakim znaku mówisz?
Dzieciak uniósł rękę w górę pokazując wypalone w skórze przedramienia geometryczne wzory umieszczone w kręgu.


Wyglądało to na rodzaj prymitywnej runy bądź glifu. Bardzo starego glifu.
- Tyle że ja tego znaku nie mam. Jak mogę go zdobyć?
-Miałeś okazję i... nie przeszedłeś testu. Nie jesteś gotowy i być może nie zdążysz stać gotowym.- rzekł Erazm.
- Nie ciebie pytam. - burknął - Mniemam, że jesteście od niego wiele potężniejsi. Godzicie się, żeby taki typ ingerował w wasze sprawy i za was decydował?
-Myślisz, że on wydawał jakiekolwiek decyzje co do ciebie? Jest tylko narzędziem.- zakpił dzieciak z Erazma. Zaklinacz spurpurowiał z gniewu, ale nie odrzekł nic. Zaś małolat kontynuował.-Skoro nie przeszedłeś, to nie zasłużyłeś. Jeśli dostarczysz drowa przede mną, może zasłużysz. A teraz cierp za własną słabość.

-Swoją drogą, co ja dostanę, jak moje drowy złożą w ofierze was obu?-spytał ironicznie posąg.
-Nic.-burknął dzieciak i zwrócił się do krasnoluda.-A ty wybieraj, albo zgadzasz się na nasze warunki, albo... giniesz tu od razu.
- Zgadzam się. Prowadźcie.

Po czym ruszył za nimi. Na odchodnym odwrócił się jeszcze do posągu i rzekł

- Czasem nawet niemożliwe staje się możliwe. Jeśli jednak zechciałbyś odpowiedzieć na moje ostatnie pytanie, to zapewne będziesz wiedział jak mnie znaleźć. A póki co bywaj, idę szukać drowa.
 
Radioaktywny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172