Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2012, 09:02   #109
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
- Mój kolega teraz cię przeszuka. - poinformował facet za kierownicą białego forda Vegas Western Cab, spokojnym flegmatycznym tonem - Proszę, żadnych wygłupów. Najpierw mów, gdzie masz telefon.

W radiu taksówki po zapowiedzi ślicznej pogody przez głęboki, radiowy głos cichutko sączyła się muzyka.

Szpakowaty facet dyskretnie lustrujący otoczenie za szybami wozu przysunął się a kierowca zerkając niemal samymi ruchami gałek ocznych na boki, ostrzegawczo uniósł nieco lufę. Nie wyglądali na takich co mieli ukraść drobniaki, w każdym razie nie o portfel tu szło. Byli spokojni. Za spokojni. Zwykły obszczymurek lub amator byłby zdecydowanie bardziej nerwowy.

- A co chcesz z kolegą zadzwonić po taksówkę? - Tom uniósł brew. - Portfel mam w tylnej kieszeni. - dodał chłodno.

Nie bawili się w komentarze. Facet w garniturze siedzący po prawej stronie Toma, na miejscu od chodnika, wyjął rękę zza pazuchy. Zanim Tom obrzucił wzrokiem sporą foliową, pustą torbę w dłoni mężczyzny. Zdążył też zauważyć rękojeść krótkiej broni w kaburze pod pachą, gdy przez sekundę odchyliła się poła jego marynarki. Gdy wysoki odkładał torbę na podłogę wozu obok swojej prawej nogi, w tym czasie Tom zwinnym ruchem sięgnął do za pazuchę. Miał tam pistolet w kaburze na szelkach oraz komórkę w wewnętrznej kieszeni marynarki.

Kierowca syknął ostrzegawczo, a Boyle patrząc na wylot tłumika zatrzymał swoją rękę.

- Spokojnie. Chcieliście telefon.
- Powoli... – mruknął ten grubszy zza kierownicy.

Tom ostrożnie wysunął dłoń z telefonem, pokazując go „taksówkarzowi”. Ten kiwnął głową w bok, dając do zrozumienia by podał komórkę wysokiemu. Głową. Źle. Tom zakładał, że zrobi to lewą ręką. Wtedy w momencie jej wyciągania nieco musiałby odchylić się tułowiem w stronę przedniego fotela.

Mimo to zaryzykował. Był to jedyny moment, gdy ten obok był nieco nachylony ku podłodze, zajęty rozkładaniem torby. Tom oszczędnym, krótkim ruchem uderzył lewą ręką z zamiarem zbicia lufy gnata. Uderzony pistolet odskoczył. Telefon ze stukiem upadł na podłogę. Prawa ręka Toma jednocześnie już sięgała ku kaburze, poczuł jak rękojeść wślizguje się w dłoń. Był szybszy od kierowcy.

Ale facet po prawej stronie był jeszcze szybszy. Wpadł na Boyle’a całym ciałem, lewym przedramieniem wciskając się w szyję Toma, a prawą ręką łapiąc za nadgarstek ręki sięgającej po broń. Tom szarpnął się, ale znieruchomiał tak jak tamci dwaj, zatrzymany przystawionym do jego brzucha gnatem.

- Następnym razem strzelam. - powiedział zimno kierowca, wychylony mocno między siedzeniami. - Oddaj grzecznie broń, albo będziesz długo zdychał.

Faktycznie, kula na pełny żołądek do najprzyjemniejszych nie należała. Tom wiedział, że już nic nie wskóra. Pluł sobie w pysk, że nie zadziałał, kiedy tylko zobaczył wychodzącego za nim wcielenia młodego Shawna Connery, co kierował się w stronę białej taksówki z Boylem w środku. Starzał się i oprócz lustra, taki właśnie sytuacje mu to bezczelnie pokazywały. Czyiś żołnierze chcieli wiedzieć dużo o nim. Potencjalnie czarodzieje zaczęli robić w porty lub inaczej, chcieli aby jemu zaczęła się sraczka. Dobrze. Musieli być cholernie zdesperowani żeby taki numer wywijać w biały dzień, na głównej ulicy Las Vegas, gdzie kamer jest tyle ilu gnojków rozdajacych na rogach ulotki Call Girls.

Z chodnika dało się nagle posłyszeć jakieś nieco podniesione głosy. Najwyraźniej ktoś zauważył szarpaninę w aucie. Celujący zdawał się wcale tym nie przejąć. Wysoki nie przestawał dusić Boyla przedramieniem. Jednocześnie Tom czuł skórę rękawiczki na jego drugiej ręce zaciśniętej mocno na nadgarstku. Napastnik pociągnął ją zdecydowanie do siebie. Mógł w tej chwili wykorzystując momentum i siłę przeciwnika poczęstować szpakowatego łokciem w grdykę wyprowadzając cios pod lewą pachą blokującego go ramienia „Shawna”. To, że nie mieli rozkazu robić mu krzywdy w tym momencie było oczywiste. Blef zawodowca, żeby miał uwierzyć, że go rozwalą od pierwszego wejrzenia i szarpnięcia. Właśnie ich sprawdził. Zresztą gdyby nie zależało im na jego zdrowiu lecz informacji to celowaliby w udo, kolano lub bark a nie bebechy, od postrzału których mógł zwyczajnie przekręcić się na miejscu lub faktycznie zdechnąć długo później. Tylko nie wiadomo czy będąc przytomnym. Nie. Nie chodziło im o jego życie, ani jego samego. Why the fuck would they need my cell? Kraina Ozz przestraszyła się i zaczęła desperacko i mało subtelnie węszyć, czy im niedoszły jeleń może zaszkodzić? Niech niuchają i oby im sie włosy w nosie związały z tymi w Boyla tyłku.

- Dobra dziewczyny. - skwitował Tom. - Chuj wam w dupę. Oddam. - przestał się opierać. - Czego chcecie? - powiedział pewnym siebie głosem, chcąc sprawiać wrażenie, że jeśli myślą, że się ich przestraszył jak małe dziecko, to są w dużym błędzie.

Milczeli, nie przestając pracować. Kierowca przyciskał lufę do jego brzucha, kątem oka lustrując sytuację za szybami. Tymczasem wysoki, po deklaracji Toma ostrożnie wycofał duszące przedramię, lewą ręką chwytając lufę skierowanej w dół broni Boyle’a. Dopiero gdy ją pewnie trzymał, puścił nadgarstek. Tom ujrzał, jak wyższy napastnik sprawnie wrzuca do przygotowanej foliowej torby jego własny pistolet. Potem podniósł z podłogi upuszczoną komórkę.

- Wyłącz. - rzucił krótko kierowca, nie spuszczając wzroku z oczu Toma.

Facet wdusił szybko główny przycisk. Ekran zgasł. Potem telefon wylądował w reklamówce obok pistoletu.
Nagle ktoś zastukał w szybę wozu. Jakaś postać nachylała się od strony drzwi kierowcy stojąc na ulicy. Policja, przemknęło przez głowę Boyla.

- Proszę pana... Wszystko w porządku? - pytał męski głos przechodnia lub innego kierowcy rozwiewając wątpliwości.

Napastnicy wymienili szybkie spojrzenia. Wysoki nie przestawał przeszukiwać Toma, robił to z dużą wprawą. Zaczął od wysunięcia portfela, potem zdążył jeszcze wyciągnąć klucze od auta.

- Fuck! - krzyknął ktoś krótko. Ten mężczyzna zaglądający do środka od przodu taksówki. Majacząca za szybą sylwetka zniknęła, za to z nową siłą wybuchł harmider paru głosów. Przechodzień tłumaczył coś zawzięcie, a potem przez hałas ulicy wybił się kobiecy, zdenerwowany głos.

- Call the cops!


Zastygli obaj. Chwilę trwała konsternacja. Kierowca zmęłł w ustach przekleństwo, a wysoki kiwnął do niego w charakterystyczny sposób głową. Wyglądało na to, że podjął jakąś decyzję.

- Wypierdalaj z wozu. - kierowca pchnął lufą Toma. - No, już!

Chyba sie przestraszył i wytykaniem Boyla tłumikiem chciał z kolej napędzić stracha dla obrabowanego hazardzisty.

- Nie przestawajcie spierdalać... - powiedział Tom poprawiając marynarkę. - Ciao. - Wyszedł z auta na oścież otwierając drzwi.

Stanął na ulicy, przejeżdżający samochód minął go łukiem trąbiąc głośno. Jeszcze gdy wysiadał, tak jak się spodziewał ujrzał rękę w rękawiczce wyciągającą się po klamkę, a silnik zawarczał. Tom bez zastanowienia przykopał z całej siły, celując w okolice przedramienia lub łokcia. Samochód co prawda ruszył z piskiem opon, ale Boyle wiedział że noga w coś trafiła! Charakterystyczne chrupnięcie, okrzyk bólu i drzwi, które pozostały otwarte gdy taksówka zaczęła nabierać prędkości - to wszystko upewniło go że pozostawił pamiątkę napastnikom. Rozjuszony chwycił jeszcze kosz na śmieci, wyrywając go z drucianej posady i cisnął nim jeszcze z dużą siłą za wozem - jednak żelastwo roztrzaskało się z hukiem o asfalt dwa metry za pędzącym już samochodem. Ktoś zaczął się wydzierać, inni uczestnicy ruchu trąbili i omijali szerokim łukiem zamieszanie.

Tom patrzył chwilę za uciekinierami, powtarzając w myślach numery rejestracyjne. Zapiszczały hamulce dużego vana. Taksówką zarzuciło, gdy skręciła o dziewięćdziesiąt stopni w przecznicę - cudem nie powodując wypadku. Gdy znikała za zabudowaniami, goniły ją przekleństwa wietnamskiego kierowcy, który wyskoczył jak oparzony ze stojącego już vana.

Boyle rozejrzał się szybko. Gapiów było już sporo. Parę metrów dalej jakaś para gorączkowo tłumaczyła coś do telefonu. Gdzieś całkiem niedaleko załkała syrena policyjna, przez chwilę, a potem już rozwyła się całkiem. Znając życie z takiego tłumu turystów i szukając adrenaliny gości Las Vegas, mógł się spodziewać za jakiś czas krótkiego filmu w youtube o całym zdarzeniu z perspektywy czyjegoś telefonu, aparatu lub cyfrowej kamery. Zresztą tym sie zajmie policja, Boyle poprawił okulary na nosie i energicznym krokiem, torując sobie drogę w zabierającym się przed hotelem tłumku, zniknął z powrotem w MGM.
Pod hotel zjechało się na sygnale kilka radiowozów LVPD i straż pożarna. Normalka. Cofnął się wychodząc na ulicę. Kiedy gliny skończyły wydawac polecenia do zawieszonych na pagonach policyjnych koszulek szczekaczek zajęli się Tomem.

Złożenie raportu trochę potrwało a Tom odpowiadał grzecznie na pytania drogówki wyraźnie przejęty.

- Gdzie się pan zatrzymał?
- Tutaj. – skinął wymownie głową na stojący za jego plecami olbrzymi gmach zielonego hotelu.
- Co było w portfelu?
- Pieniądze.
- Ile?
- Sześćset, siedemset dollarów. W setkach. I kilka singli.
- Karty?
- Tak. Kilka.
- Taaaak. – zapisywał w notesiku.
- To była taksówka tak? Jaka?
- Biała.
- Jakiej kampanii?
- Z Las Vegas.
- A dokładniej?
- Czy ja wyglądam na kogoś kto by po tym wszystkim pamiętał o takich szczegółach?
- Hm.. To numerów pan też nie pamięta?
- Jestem pewny, że było tam jedno zero. Nie. Dwa.
- Acha.
- Na końcu?
- Nie. W środku.
- A taksówkarz?
- Też.
Uniesiona brew policjanta.
- Tak był. Kierował.
- Jakiej rasy?
- Caucasian.
- Na posterunku będzie pan musiał opisać dokładnie do portretu pamięciowego.
- Tak. Oczywiście.
- A ten drugi?
- Też.
- Co też?
- Biały był.
- Acha. – pokiwał głową zapisując skrupulatnie.
- Znał ich pan?
- Nigdy w życiu. – Tom skrzywił się kręcąc przecząco głową.
- Co jeszcze panu zginęło?
- Pistolet.
- Uuuu. Zna pan jego numery fabryczne?
- Jasne. Noszę je przy sobie zaraz razem z numerem polisy na życie. – Tom westchnął zerkając na zegarek.
- To poproszę. – długopis zawisł nad kartką.
- A to pech, jednak nie mam ich przy sobie. - Tom pokiwał głową. Skoro oficer nie załapał sarkazmu, Boyle nie chciał robić niepotrzebnej draki.
- A jaki to był telefon?
- Iphone 4.
- Jaki numer?
- Dałbym wizytówkę, ale była w portfelu. – wyrecytował cyfry. – A i jeszcze jedno. – Tom podrapał się po głowie.
- Tak?
- Połamałem rękę temu szpakowatemu.
- Jak to?
- Kiedy wysiadłem, to kopnąłem, gdy zamykali drzwi odjeżdżając.
- Oj to niedobrze. – zmartwił się glina.
- Myśli pan? Dlaczego?
- To nie obrona konieczna, oni już nie stanowili zagrożenia dla pana życia. – wyrecytował mundurowy poważnie.
- A to przepraszam. – bąknął Tom rozkładając ręce. – Nie wiedziałem...

Pytania zdawały się nie kończyć a dochodziło już południe.
Potem zaczęło się zbieranie zeznań oraz osobowych i kontaktów od świadków zajścia. Było po wszystkim o 12.30pm.

- Poczekamy na pana tutaj. – zapewnił policjant kończący przesłuchiwał kobietę co zadzwoniła na 911. – Pojedziemy na posterunek.

Boyle kiwnął głową i zniknął w hotelu.

Po półgodzinie, po załatwieniu swoich spraw i przeprowadzce do drugiego pokoju, w czarnym garniturze wsiadł do radiowozu niosąc nonszalancko mały neseser.
Trasa nie trwała nawet dziesięciu minut.
Na komisariacie Boyle miał wykonać jeden telefon, ale poproszono go by poczekał z tym aż zakończą portret pamięciowy. W krótkim oczekiwaniu na grafika, przejrzał nawet katalog podejrzanych gęb z policyjnej kartoteki. Potem zaczął pracować nad portretem kierowcy wspólnie ze zmęczonym, kończącym zmianę funkcjonariuszem. Czas, jak zwykle w takich przypadkach płynął szybko...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-03-2012 o 14:48.
Campo Viejo jest offline