Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2006, 12:57   #44
Rhamona
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Włochy 1678

Położył jej martwe ciało na stole w swojej pracowni. Nie było tu okien, ale pomieszczenie było bardzo obszerne i praktycznie urządzone. Na półkach leżały w skórzanych pokrowcach narzędzia do drewna, słoiki i szklane ciemne butelki pozatykane korkami lub kawałkami szmat. Stały też jakieś książki, z których wystawały pojedyncze, pogniecione kartki.

Z zamkniętej na kłódkę szafce, wyjął drewniane prostokątne pudło. Siadł na obrotowym krześle tuż przy jej dłoni zwisającej ze stołu i otworzył pudełko. Jego oczom ukazała się znajoma czerwona tkanina. W środku znajdywały się skrzypce, jakby skrzętnie ukrywane przez niego niczym skarb. Wyjął je zupełnie, aby przyjrzeć się im, nie robił tego chyba od lat.
Ich kształt był jakiś inny i nie chodziło to tylko o to, że nie miały lakieru, czy strun ani innych barokowych zdobień. Miały jednak doskonały kształt pudła rezonansowego i wspaniały lekko wygięty gryf, zakończony główką w charakterystycznym kształcie ślimaka.

Słońce powoli wstawało, musiał się spieszyć, czuł nadchodzącą senność. Odłożył skrzypce spowrotem na półkę i sięgnął słoik i nóż.

Stał nad ciałem Lori chwile z pełnym skupieniem, jakby modlił się do jej duszy. Odchylił marynarkę i zrobił głębokie nacięcie tuż pod żebrami na jej brzuchu. Po chwili jakby walcząc sam ze sobą zagłębił w nią swoje pomarszczone wynaturzone dłonie. Na jego twarzy nie było widać żadnych uczuć, poza może jedynie determinacją. Sięgnął pazurami jej serca i wyciął je z osierdzia. Delikatnie wyjął je, krew sączyła się i w pomieszczeniu zaczął unosić się jej zapach. Naciął w sercu niewielki otwór i zaczął wyciskać resztki krwi do słoika. Gdy nie było już ani kropli umieścił serce w piersi Lori i zasklepił swoimi mocami, ranę po przecięciu.

Na niewielkiej karteczce napisał jej krwią, tak jak zwykle swoje imię, nazwisko i rok. Posmarował klejem i przy pomocy pesety, umieścił karteczkę głęboko w pudle skrzypiec.
Następnie zupełnie bez żadnych emocji przygotował składniki i preparaty do robienia lakieru. Nie śpieszył się mimo iż wiedział, że Słońce jest już nad horyzontem.

Ciężkie opalone na czarno nożyce, ucięły grubszy pukiel włosów Lori. Skręcił je drutem tworząc z nich pędzel.

W niewielkim słoiku tuż nad świecą mieszał przejrzysty lakier. Gdy był już gotowy, dolał do niego resztę krwi, wciąż mieszając.

Z największym skupieniem i precyzją pomalował skrzypce purpurowym odcieniem lakieru.
Na sam koniec swojego dzieła umieścił tuż przy zwieńczeniu ślimaków, niewielkie złote perełki, błyszczące się niczym niegdyś oczy Lori.


* * *

- Przepraszam! Jest tam kto? - młody Pierre szukał Tristana. Przyjechał do miasta jako posłaniec swojego pana aż z dalekiej Pragi.
Na ganku nie było żywej duszy, róża pnąca się tuż obok wejścia do budynku, uschła już zupełnie na piekącym słońcu.
- Panie Welsh?! Jest tu kto? - zszedł nieco niżej podwórzem w kierunku wielkiej pracowni.
Wiatr zawiał silnie, podnosząc kurz na podwórku i kilka ziaren piasku wpadło mu do oka. Usłyszał płacz... zdaje się, że łkanie kobiety.
- Jest tam kto? - zapytał przez załzawione oczy, pocierając je palcami. Kątem oka zobaczył siedzącą na schodach, młodą kobietę, lecz po chwili nie było już jej.
- Co tu się dzieje? Gdzie są wszyscy! - zapytał w próżnie, bojąc się nieco.
Wtem usłyszał muzykę, którą wcześniej musiał pomylić z łkaniem. Dźwięk dochodził z pracowni.
Podszedł do drzwi wiedziony muzyką. Czasem milkła aby ponownie zabrzmieć wysokim rozwianym dźwiękiem. Podszedł do drzwi i uchylił je jeszcze bardziej. Były ciężkie, więc zaparł się porządnie aby przecisnąć się przez nie, po chwili był już w środku sporej sali. Panowała tu cisza. Stoły i półki były puste, pokryte cieniutką warstewką kurzu. Zapach świeżego drzewa uleciał, przez otwarte okno. Nad jednym ze stołów zwisały sznurki i właśnie w tamtą stronę Pierre skierował swój wzrok.
Były tam, zawieszone piękne skrzypce o purpurowym połysku. Obok nich na sznurku, siedziała jaskółka, co rusz bujając instrumentem. Z każdym ruchem jaskółki, skrzypce łapały dźwięk w struny. Co chwile, w pomieszczeniu rozbrzmiewała piękna melodia.

* * *
 
Rhamona jest offline