Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2012, 21:00   #4
RoboKol
 
Reputacja: 1 RoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodze
Ktoś kiedyś powiedział, że wojna nigdy się nie zmienia. Wojtek nie miał o tym zdania, ponieważ wojnę znał jedynie z książek. I to raczej z tych kiepskich, przecież jako muzyk nie miał szansy przeczytać podręcznika taktyki rangersów, ani nic podobnego. Dlatego ogrom zniszczeń, krwi, kurzu i wszechobecnego hałasu go z przytłoczył, załamał. I co najważniejsze - znieczulił na jeszcze gorsze widoki. O to przecież chodziło. Znieczulić człowieka, żeby się nie pożygał, gdy strzela do człowieka, gdy zawiązuje komuś brzuch, żeby się flaki nie wylały, gdy będąc w oddziale pod ostrzałem nie zwariować i nie wyjść zza osłony wymachując bronią i dostać pierwszą, przypadkową kulką. Tu albo się znieczulisz, albo się nie nadajesz. Nawet za cenę nocnych koszmarów.
Steban nie zdziwił się, gdy został wybrany do zwiadu. Mając swoją gitarę na plecach (nie chciał nikomu jej oddać nawet na przechowanie - była dla niego zbyt cenna) wyróżniał się z tłumu i siłą rzeczy musiał zostać wcielony do małego oddziału zwiadowczego. Nie bał się, choć wiedział, że każdy zwiad to praktycznie loteria, bo wroga można było spotkać dosłownie wszędzie. Nie mówiąc już nawet o regularnych oddziałach, kolumnach pancernych, kordonach transportujących broń, przeciwnik wysyłał też dwójki zwiadowcze na rozmaite tereny. Wojtkowi zdawało się, że Rosjanie wybierają te miejsca całkowicie losowo. Nieraz wyobrażał sobie dwóch typowych, tępogłowych Rosjan, którzy mają przed sobą mapę sztabową, zamykają oczy i rzucają cyrklem w różne miejsca.
Wojciech nie zdziwił się też, gdy ktoś go wskazał do pójścia w nieco innym oddziale. Potem usłyszał strzały, które dochodziły z niedaleka. Odetchnął z ulgą i pomyślał: "Raz jeszcze udało się przeżyć". Przez przypadek zacytował jakiegoś bohatera książek, które niegdyś czytał, lecz nawet sam tego nie zauważył. Szedł z resztą dalej.
Usłyszał też gąsienice jakiegoś pojazdu. "Czołgi?" - pomyślał i wzorując się na reszcie oddzialiku schował się w ruinach jakiegoś budynku. Nie miał żadnego widoku na wroga, jednak adrenalina i tak robiła swoje. Oczy zasły mu mgłą, nasłuchiwał każdego, nawet najmniejszego dźwięku, w dłoniach ściskał Browninga BDA, którego otrzymał kilka dni temu. Ręce zaczęły mu się pocić, dolna warga drżała lekko. Prawie wykitował, gdy usłyszał, jak któryś z towarzyszy się pyta o nóż. Pytanie uderzyło jak obuchem. Nie wiedzieć czemu Wojciech zaczął jedną ręką przeszukiwać kieszenie. W końcu coś znalazł. Ostrze, na którym ktoś wyrył nazwę firmy BENCHMADE. Wziął nóż i ścisnął mocno. Miał teraz w obu rękach broń. Ale to nie sprawiło, że poczuł się choć o gram bezpieczniej.
Nie patrzył na towarzyszy. Nie widział ich skupionych min, gdy celowali we wrogów. Naciskali na spust. Zabijali. Wychodząc zza osłony, widział jak towarzysze biorą broń zabitego i tego rannego wroga. Nie miał ochoty ich dobijać. Nie chciał też niczego zabierać ze sobą. Niby na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, jednak mimo wszystko hieną cmentarną nie był.
 
__________________
Jak obudzić w sobie wielkość, gdy jest ona niezbędna?
RoboKol jest offline