Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2012, 15:18   #198
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Byłem raniony a ma przednia szabla złamana, jednak moja nienawiść wobec wroga nigdy nie była tak wielka.



Łzawiciel
krążownik uderzeniowy Astartes, niska orbita Nowego Koryntu


Axisgul, Febris Abomitianus, Strateg Chaosu

W ciszy pustki scena nabrała nierzeczywistego wydźwięku.
W czasie, w którym demoniczny Strateg pomagał i komunikował się telepatycznie z Pożeraczem, sługa rozkładu ruszył na linię wroga, a przyzwane żywe alegorie zarazy dołączyły do walki.

Chwilę później, gdy Axisgul był już przy właściwej konsoli i zebrał całą swoją determinację by rękoma wspiąć się na panel i dezaktywować tarczę, Strateg osłabionymi niemal nieznacznie przez wolę i kaptur psioniczny kronikarza strumieniami nagiej nie-materii uśmiercił dwóch z weteranów, jeden padł ofiarą zarazy a kolejnego Febris wypatroszył pojedynczym ruchem miecza, pozostali weterani Egzemplariuszy, resztka kompanii, trzymali linię, wciąż prowadzili ogień bez strachu przed śmiercią.

Cel był tylko jeden: zabić. Brakowało drugorzędnych, przetrwanie nie wchodziło w grę.
Hologram Nihla obserwował majestatyczną acz jednostronną walkę.

Febris poczuł, jak jak kolejne pociski rozpryskują się potężnymi uderzeniami na jego pancerzu, wiedział, że dawno temu Astartes wyposażyli swoich weteranów w amunicję typu, dla którego jego wytrzymałość nie miała znaczenia. Pancerz miał znaczenie, i dlatego żył i trwał. Gdy przeskoczył nad swoją ofiarą by uśmiercić pozostałych, ci unieśli broń by skoncentrować ostrzał na nim, ignorując atakują pomioty Ojca Rozpaczy.
Któryś musiał przejść...

Axisgul po raz ostatni, uderzeniem praktycznie, wcisnął runę dezaktywacyjną po wprowadzeniu podyktowanej przez Nihla i Szept sekwencji.

Cały okręt zatrząsł się, gdy na moment pustka kosmosu widziana przez rozbity iluminator zajaśniała jak dzień najbliższej gwieździe Albitern planety.

Wszyscy zostali obaleni. Przez okręt przeszły smugi ognia, odzierając go z poszycia i zastępując plazmowymi pożarami. Fragmenty Łzawiciela odpadły i z wielką prędkością oddaliły się od kadłuba. Wieżyczki, baterie, generatory osłony, minarety i katedry, figury świętych - wszystkie zostały zmiecione.

Pożary zagasły tak szybko jak się pojawiły, pozostawiając strawiony w swych żyłach szkielet - szkielet, który zaczął opadać w stronę oceanicznej planety.

Wszystkie konsole, ekrany taktyczne łącznie z hologramem Władcy Nocy, wszystkie systemy zagasły gdy krążownik dokonał żywota. Salwa z baterii i lanc Furiacora na takim dystansie, w takim ułożeniu i przy tak długotrwałym namierzaniu wystarczyła, by unieszkodliwić krążownik uderzeniowy.

Febris natychmiast, jeszcze zanim wstał, przebił najbliższego Egzemplariusza swym ostrzem. Strateg wiatrem przemian odarł dwóch najbliższych sobie z pancerza i ciała, pozostawiając dusze uwięzione w makabrycznie i momentalnie przekształconych bryłach martwego ciała i zimnego metalu, zbyt wymieszanych by rozpoznać, czym lub kim niegdyś byli. Ostatni podniósł się, opróżniając momentalnie magazynek i raniąc formę Pana Zmian gdy kilka pocisków spenetrowało mentalne osłony. To było jednak za mało i zbyt późno. Sekundę później był już martwy.

Zmarł tuż po swoim okręcie i domu.
Kronikarza nigdzie nie było, w Osnowie pozostawił świeży ślad. Przemieszczał się, niezmiernie szybko, na niższy pokład. Już był w rzeczywistości i biegł, szykując swój umysł do kolejnego skoku, niezwykle niebezpiecznego gdyby próbował przedostać się do jakiejś zamkniętej przestrzeni.
Ścierwo Łzawiciela spadało w oceany Koryntu i spaść mogło w kilka do kilkudziesięciu minut...



wahadłowiec oficerski typu Aquila UD-3Wyz/Łzawiciel
okolice Falochronu, gdzieś we wschodnim konglomeracie Nowego Koryntu, Nowy Korynt


Aleena Medalae, Ardor Domitianus, Borya Volodyjovic, Gregor Malrathor, Haajve Sorcane, Johnatan Trax, Sihas Blint

Czekali kolejne minuty, rozważając swoje opcje na głos lub nie. Sihas, kapitan oddziałów powietrzno-desantowych z Elizji, choć nie pilot był doskonale zaznajomiony z lądownikiem Aquila - podstawową maszyną niosącą go do niemal każdej bitwy, często ze swojego stanowiska osoby wspierającej pilota, skąd lepiej niż z przedziału pasażerskiego mógł oglądać sytuację w dole lub teren do lądowania dla swoich jednostek.
Swojej wyrżniętej kompanii.

Co chwila językiem impulsów nadawał sygnał ratunkowy, po kolei na każdej częstotliwości. Pozostali mogli tylko ufać osobom nasłuchującym, i łasce Imperatora, za każdym razem gdy nadchodząca z którejś ze stron trzy, czterometrowa fala kołysała całym lądownikiem, przechylając go niemal do kąta dziewięćdziesięciu stopni.

Kilkakrotnie myśleli, że nadszedł moment, by zostali zrzuceni ze skał.

Wtem, wyglądając przez kopułę, dostrzec mogli kilkadziesiąt migających światełek ułożonych w linii, przemieszczających się dość niedaleko nich, widzianych we mgle. Układały się w długą linię.

Okręt, statek lądowy.

Gdzieś obok po wodzie przejeżdżały światła reflektorów, przyrzekliby, że z powietrza.

Na ich nadajniku odezwał się podstawowy język sygnałów. Wszyscy bez wyjątku, związani w jakiś sposób z organizacjami militarnymi, wiedzieli, co oznacza.
+P o d a j p o z y c+
+P o d a j p o z y c+
+P...+

Blint natychmiast wyciągnął rękę, by runą uaktywnić mikrofon oficerski, dość czuły, by oficer z przedziału pasażerskiego mógł przemawiać; konieczność wobec braku sprzężenia dla wygody stale ulokowanego pośród implantów lexmechanika oraz głośnika przeniesionego do serwitora.

Nadszedł moment, by zostali zrzuceni ze skał.

Dziób uniósł się potężnie, gdy uderzyła weń jedna z fal, a kolejna była tuż za nią, zbyt blisko. Lądownik przechylił się jeszcze bardziej, zanim zdołał opaść. Został zepchnięty w tył.
Słyszeli jazgot metalu rozcinanego skały i skały kruszejące od ciężkiego lądownika i zsunęli się w toń.

Natychmiast wciąż rozgrzany do wielkiej temperatury kadłub zaczął syczeć tak głośno, że słychać to było wewnątrz. Metal musiał marszczyć się, pękać i odpadać. Bardzo szybko Przedział pasażerski zaczął przeciekać w setkach drobnych miejsc. Szyba kruszała delikatnie gdy jej dopasowane obramowanie zmieniało kształt.

Tuż nad nimi zamknęła się toń, nie zatonęli tylko przez rozłożyste skrzydła, siłę wyporu i fakt, że lądownik od wewnątrz był jeszcze przed chwilą szczelny.
Już nie był.

Zbrojmistrz spostrzegł, że Duch Maszyny postradał chyba poczytalność z bólu.

Nie mieli komunikacji, choć byli szukani, byli pod wodą, niezmiernie powoli opadając niżej, wzdłuż głębinowego szczytu widzianego z głównej szyby...

Coraz szybciej i szybciej.
 
-2- jest offline