Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2012, 17:21   #13
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=OYMc7-NHgz4&feature=related[/MEDIA]
Kiedy oddzielił się od dwójki towarzyszy poszedł przed siebie pogrążony w myślach. Praktycznie był taki cały czas od kłótni z Lairiel. Paladynka niechcący obudziła w nim wspomnienia, o których starał się nie myśleć od dawna, bardzo dawna. Przechodził licznymi ciemnymi uliczkami portowego miasta mijając od czasu do czasu grupki podejrzanie wyglądających typów, nikt jednak go nie zaczepił. O tej porze Calidyrr było rozświetlane jedynie nielicznymi lampami przez co trudno byłoby zapewne dostrzec szczegóły budynków zwykłemu człowiekowi. Wzrok Salarina radził sobie jednak z półmrokiem, a światło księżyca dzielnie mu w tym pomagało.


Pomimo rozmyślań obserwował okolicę rozglądając się z rozwagą. W takich momentach trzeba było mieć oczy dookoła głowy i nie trzeba było być ‘poszukiwaczem przygód’ by to wiedzieć. Chwila nieuwagi i można było dostać pałką po głowie lub nożem w żebra kończąc w rynsztoku. Co prawda pieśniarz potrafił się bronić, ale wolał dmuchać na zimne. Zmrużył oczy widząc czarnego kota przebiegającego mu drogę „Nie żebym był przesądny…”. Idąc mimowolnie słyszał odgłosy nocy: liczne owady czy pohukiwania sowy, która wybrała sobie zdecydowanie złe miejsce do polowania „Co Ty tu robisz w mieście? Nic tu nie znajdziesz, zmykaj w stronę lasu”. Jednak nie tylko zwierzęta dawały o sobie znać, słyszał dobiegającą za rogiem bójkę czy dźwięk tłuczonego szkła, oraz odgłosy kochanków zajętych sobą.
W pewnym momencie zatrzymał się przyglądając budowli jaką miał przed oczami.


Porośnięta mchem i roślinnością posiadłość sprawiała wrażenie opuszczonej. Zapewne w czasach swej świetności była zamieszkiwana przez bogatych ludzi. Z jakiegoś powodu ktoś opuścił to miejsce pozostawiając je samemu sobie „Dlaczego nikt tu nie zamieszkał? Lub chociaż czemu tego nie zburzono? Byłoby dużo miejsca na coś nowego.”. Salarin zwrócił uwagę na wiszące na jednym zawiasie drzwi, powybijane okna, ale także i na bardzo duży balkon zajmujący praktycznie całą lewą stronę domu. „Tak… to będzie dobre miejsce”. Nie zwlekając ostrożnie wszedł po starych schodkach i odsunął drzwi. W środku nie było praktycznie żadnych mebli ani sprzętów nie licząc połamanego stolika i kilku zniszczonych obrazów. Część ścian była osmolona jakby kiedyś wybuchł tu pożar i strawił w swych czeluściach domowe sprzęty. Światło księżyca wpadające przez okiennice wystarczyło by odnaleźć schody na górę. Delikatnie stawiał kroki na stopniach, a te odpowiadały mu złowrogim skrzypieniem. Nie dotykając poręczy znalazł się na piętrze i skręcił w lewo.
Pod wpływem powracających wspomnień elf zapragnął odnaleźć jakieś spokojne i odosobnione miejsce. Nie chciał by mu przeszkadzano i zakłócano to co chciał zrobić. Duży balkon z widokiem na niebo w opuszczonej posiadłości, przy której w dodatku nikt nie mieszkał był idealnym miejscem. Przestąpił próg balkonu i zdjął swój plecak, uklęknął przy nim ewidentnie szukając czegoś. W końcu wyjął całkiem spore ciemne pudełko, które po otwarciu ukazało jego mały, prywatny skarb.


Kunsztowny flet poprzeczny, który jak wszystko na wyposażeniu Salarina pasowało kolorystycznie do reszty. Zręcznie skręcił wszystkie części i stanął tuż przy balustradzie patrząc gdzieś w niebo.
- Ileż to lat minęło Cynthio? Ponad sto trzydzieści… a ja dalej nie mogę pogodzić się z tym co się stało. Przepraszam, że nie myślałem o Tobie ostatnio, wiesz jakie jest to dla mnie trudne. Teraz jednak… chciałbym dla Ciebie zagrać. Pamiętam, że lubiłaś żywsze utwory. –nieznaczny uśmiech pojawił się na twarzy elfa- Zatem… zacznę jeśli pozwolisz.

Nie czekając przyłożył ustnik do swych warg i ułożył palce odpowiednio palce na instrumencie, złapał ostatni głębszy oddech i zaczął grać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=n25mDmcBC6E[/MEDIA]

Okolica wypełniona została dźwięcznymi i żywymi nutami przenosząc emocje wykonawcy. Salarin poruszał się po balkonie w rytm melodii odpływając całkowicie do dawnych czasów. Jego oczy cieszyły się do wspomnień spod zamkniętych powiek, a włosy poruszały dzięki lekkiemu wietrzykowi. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów czuł w swojej duszy taką nieopisaną lekkość, że mógłby niemal latać.

Nim zdążył skończyć harmonia dźwięków została przerwana przez odgłos tłuczonej butelki. Pieśniarz urwał w jednej chwili stając w bezruchu. Do posiadłości weszli ludzie, prawdopodobnie dwójka. Rozmawiali ze sobą, a raczej bełkotali coś w swoim ordynarnym języku. Elf usłyszał znajome skrzypienie schodów, które zaraz zamieniły się w kroki skierowane w jego stronę.
- Słyszałeś? Ten dziwak przestał grać, ha! Może się przestraszył?
- Pewnie tak, kurwi pomiot. To nasza miejscówka.
- Zaraz sobie z nim porozmawiamy.

Nim jeszcze pokazali się na balkonie Salarin zgrzytnął zębami. Nie był z tych łatwo wpadających w gniew, ale teraz było inaczej. Oni przerwali jego koncert dla niej, ku jej pamięci i zakłócili muzykę prostackimi słowami. Położył delikatnie flet przy ścianie i czekał aż wejdą . W końcu przestąpili próg. Dwójka smarkaczy z mlekiem pod nosem, zwykłe gówniarstwo w wieku osiemnastu lub dziewiętnastu lat . Butelka lokalnego bimbru w jednym ręku i krótkie mieczyki przypięte do pasa.

- Ej Ty! Spieprzaj stąd! To nasza miejsce ćwoku –krzyknął jeden zbliżając się do Salarina-
- Czekaj Fred, on ma broń!
- I co z tego? My też i jest nas dwóch
- Masz rację, w dodatku wygląda bogato. Obrobimy go i zarobimy niezłą sumkę!


Więcej powiedzieć nie zdążyli. Pieśniarz wystrzelił do przodu niczym błyskawica i potężnym ciosem posłał jednego z dzieciaków na ziemię. Mógł poczuć jak nos łamie się pod ciosem, a cała twarz dzieciaka zalana krwią tylko to potwierdziła. Nim jego towarzysz mógł zareagować w jakiś sposób cios w brzuch zgiął go w pół. Salarin stał przed nim przez chwilę niczym góra patrząc jak tamten nie może się podnieść. Pomimo wszystko nie zamierzał się wyżywać i utulił chłopaka do snu silnym hakiem w brodę. Złapał ich obu za kołnierz i wyniósł z balkonu wrzucając do pierwszego lepszego pokoju. W końcu się obudzą, ale kiedy to się stanie nie obchodziło go wcale. Po chwili wrócił po swój flet i odetchnął kilka razy głęboko uspokajając się.

- Wybacz, zacznę od początku.

Jak gdyby nic złego nie miało miejsca elf ponownie wypełnił okolicę dźwiękami będącymi podarkiem dla swej dawno zmarłej lubej. Kiedy ostatnie nuty zniknęły, a utwór dobiegł końca do uszu Salarina dobiegł czyjś niewyraźny głos. Wybałuszył oczy w szoku, a coś ścisnęło go mocno za serce. Wstrzymał oddech by nie zagłuszać wszechobecnej ciszy żadnym dźwiękiem. W końcu usłyszał ponownie

- Salarinie…

Przełknął ślinę i poczuł gorąco rozchodzące się po całym ciele.

- Salarinie chodź do mnie…

Głos, który odbił się wspomnieniem w całej jego duszy dobiegał z wewnątrz domu. Zapomniał o swoim plecaku czy o rozłożeniu fletu. Trzymając go cały czas w dłoniach skierował się do środka idąc za głosem.

- Tutaj…

Błądząc w ciemności doszedł do schodów na jeszcze wyższe piętro i zamarł. Wszechobecny mrok wypełniający mury starego domu nie potrafił objąć swym działaniem jasnej postaci utkanej jakby z przejrzystej mgły. Pieśniarz nie potrafił wydobyć głosu ze ściśniętego gardła.


- Witaj Salarinie – powiedziała, a jej głos odbił się echem po całym pomieszczeniu docierając do uszu, mózgu i duszy elfa z każdej strony-
- Cynthia… to naprawdę Ty? –zapytał znając odpowiedź, zawsze poznałby ten głos- Przecież to…
- Zmężniałeś, wydoroślałeś, wiedziałam, że zajdziesz daleko… mój ukochany.

Nie potrafił nic powiedzieć, potrafił prowadzić w myślach długie monologi czy przemawiać swobodnie do niej przy grze, ale teraz kiedy miał ją przed oczami był bezradny niczym dziecko, jakby dopiero się narodził i o niczym nie wiedział.

- Jest coś co musisz zrobić. – powiedziała ponownie

Drgnął słysząc słowa, które niedawno sam do siebie powiedział.

- Cynthio, ja…
- Wysłuchaj mnie proszę, nie mamy wiele czasu.
–podeszła do niego, a jej sylwetka nabrała szczegółów ukazując mu dokładnie tę, którą kochał.
- Musisz sobie wybaczyć Salarinie… -kiedy elf otworzył usta by się wtrącić ta położyła mu palec na ustach, poczuł lekki chłód i zamilkł posłusznie- Musisz sobie wybaczyć to co się stało. To nie była Twoja wina. Musisz… zapomnieć o mnie.
- Nie… -próbował ponownie się odezwać, ale pod wpływem jej spojrzenia zmiękł.
- Musisz pogodzić się z tym, że mnie już nie ma, zapomnieć. Chcę żebyś odnalazł szczęście Salarinie, to jedyne czego zawsze chciałam i chcę. Rozpamiętując przeszłość to się nigdy nie stanie… Otwórz swoje serce i spójrz na otaczający Cię świat. Otwórz oczy, z pewnością jest ktoś dla kogo mogłoby bić Twoje serce, ktoś kto ma w sobie dobro i byłby godzien. Ja wiem, że jest… ale sam musisz to dostrzec.

Elf opuścił wzrok wpatrując się tępo w podłogę.
- Spójrz na mnie –podniósł posłusznie wzrok- zapamiętaj to co Ci mówię. Długą przeszedłeś drogę, ale to dopiero początek. Jeszcze wiele przed Tobą, nie chcę byś szedł przez życie sam i cierpiał w cichym bólu. Pragnę Twojego uśmiechu. Chcesz żebym była szczęśliwa prawda?
- Tak…
-wybełkotał niewyraźnie-
- Zatem sam musisz być szczęśliwy. Przez ponad sto trzydzieści lat nosiłeś smutek w sercu, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Pora skończyć ten rozdział i zacząć nowy. Jeżeli mnie kochałeś to obiecaj, że dla mnie odnajdziesz uśmiech.
- Dobrze…
- Nie, nie tak. Zróbmy to tak jak kiedyś.


Wyciągnęła otwartą dłoń w jego kierunku, która z jasno-przezroczystej zamieniła się w ciało, w prawdziwą ludzką rękę. Na jej twarzy pojawił się wielki wysiłek przez co ciężko byłoby jej mówić, Salarin wiedział jednak co ma teraz zrobić. Niedowierzając przyłożył swoją dłoń do jej, palce zaplotły się między sobą, a pieśniarz miał łzy w oczach.
- Obiecuję Ci Cynthio… chcę byś była szczęśliwa. Przysięgam Ci na wszystko co było i będzie… postąpię według Twoich słów, ukochana…
Z chwilą wypowiedzenia ostatnich słów dotyk zniknął, a dłoń kobiety znów stałą się widmem. Uśmiechnęła się do niego i zaczęła szybko rozwiewać się na wietrze.
- Kocham Cię Cynthio
- Ja Ciebie też Salku
-na twarzy elfa pojawił się szeroki uśmiech, który przeniósł się także i na nią- Takiego chcę Cię widzieć. Masz wspaniałego ojca wiesz?
Szukał w myślach jakiegoś zdania, pożegnania, nie potrafił jednak…
- Będę nad Tobą czuwać, jak zawsze.

Ostatnim co zapamiętał był jej szczery uśmiech, po chwili rozwiała się na wietrze.

***

Stał jeszcze chwilę wpatrując się w stare schody. Nie wiadomo ile dokładnie czasu minęło mu w tych ciemnościach kiedy w końcu wrócił po swój plecak i spakował flet do pudełka. Wychodząc z posiadłości czuł w środku coś dziwnego, a jego myśl plątały się po głowie jak szalone. Szybkim krokiem wrócił do niziołczej gospody i rzucił gospodarzowi zapłatę za pokój, był bardzo zmęczony. Przebrał się szybko zapominając o głodzie czy pragnieniu i rzucił się na łóżko zapadając w głęboki sen.

Sny jak każdy wie potrafią pokazywać różne rzeczy. Salarin zwykle rzadko śnił cokolwiek, a jak już się to działo to był to zbiór bezsensownych i niepowiązanych ze sobą scen czy obrazów, ten był inny. Był wyjątkowo monotematyczny i skupiał się na jednej osobie, której początkowo nie mógł poznać. W kolejnych obrazach widział co raz więcej szczegółów aż w końcu jeden detal powiedział mu dokładnie kim jest ta osoba. Morski kolor włosów...

Oboje stali naprzeciwko siebie w odległości trzydziestu metrów. Wszystko wyglądało tak jakby znajdowali się na dwóch stojących obok siebie blokach skalnych na nieskończenie wielkiej wysokości w samych chmurach. Elfka nagle wyciągnęła w stronę Salarina dłoń, a ten powoli podążył w jej kierunku. Po prostu szedł... ale między nimi znajdowała się głęboka przepaść. Dałoby się ją przeskoczyć jeśli elf by się postarał, zrobił duży rozbieg i skoczył ze wszystkich sił, ale ten tylko szedł... jeśli będzie tak szedł niewątpliwie spadnie i nie dojdzie do niczego. Paladynka wyciągnęła w jego stronę miecz jakby ostrzegając, a Salarin to zauważył, tuż przed ostatnim krokiem ku zgubie. Spojrzał w jej piękne oczy i cofnął się jakby wiedząc co ma zrobić. Nim jednak sytuacja rozwinęła się dalej był znów w swoim wyjątkowo rozbebeszonym łózku.

- Lairiel...

Pierwsze słowa po przebudzeniu same wyrwały się z jego ust.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 05-03-2012 o 08:03.
Bronthion jest offline