Filian zachichotał radośnie, kciukami wyrywając topory zza pasa. Broń zafurkotała krótko w powietrzu i wylądowała w wyciągniętych dłoniach młodego tropiciela.
Nie było nigdzie orków. Nigdzie. Ani jendego, skarlałego, zaplutego egzeplarza. Były za to elfy, ale z nimi nigdy nie miał szczególnej ochoty walczyć. No, chyba że był to elf-skurwiel. Ze skurwielami Filian walczył niezależnie od rasy. A ci tutaj byli skurwysynami pierwszej wody.
- Ignis, zagraj ma coś! - krzyknął, ruszając na wroga lekko okrężną drogą. Ósemka nędznych obszyczmurów. Czym mogli oni być w porówaniu do jego krzepkich towarzyszy?! Greywords był pewien że niewiele.
- Clanggedin! - zaryczał, gotowy do ataku.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die... |