Quentin czasem był dobry, zabił by tego płaczącego byka, ale starał się być profesjonalistą. Nie chodziło o dobro czy zło. Boga czy inne gówno. Po prostu im więcej ofiar tym większy rozgłos. A sławę miał już wyrobioną. Za kilka tygodni może nawet puści plotę o tym jak zabił słynnego Moline. Śmieszne. Teraz w każdym razie miał na sobie kominiarkę. Wszedł do AV-ki. Tam dopiero schował broń. Skórzane fotele były wygodne. Słyszał jak big Tone dziękuje i się dławi. Już kierował kiedyś podobną aerodynę. Pomagał w dealach dla jednej z rodzin Mafijnych, zabito pilota, i musiał nauczyć się latać. Zabawne czasy. Teraz zrobił tak samo. Podłożył uprzednio wziętą kartę, podał hasło.
DOSTĘP PRZYZNANY
Miło. Włączył silniki na małe obroty i unosząc się nad ziemią wyszedł z AV-ki by otworzyć sobie bramę. Tony siedział posłusznie i patrzył się w ziemię. Metalowa blacha zaczeła unosić się do góry. Wrócił do pojazdu i lekko lawirując wyleciał przed hangar. Uniósł się w powietrze i odleciał w stronę magazynów przy W Chigaco Avenue. Będzie musiał zadzwonić po osiedlowych chłopaczków i zgarnąć ich do odebrania auta. Zadzwonił do Maxa, latało się całkiem miło.
- Halo.
-Mam AV-kę. |