Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2012, 23:34   #137
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację

Puszysta Gęś. Przytulna, dość zadbana karczma z nudnawym drobnomieszczańskim towarzystwem i dobrym plackiem jabłkowym. Na początku zaglądali tam tylko od czasu do czasu, między naglącymi obowiązkami związanymi z pracą w mieście i ich rolą w Kolegiach, potem z upływem czasu, gdy kończyły się obowiązki, bywali tam częściej, między krótkimi przyjemnościami, które zapewnić mogło tylko wielkie miasto. W końcu, gdy i te im się przejadły, przesiadywali tam po wiele godzin każdego dnia i z coraz większym niepokojem wyczekiwali łącznika, który jakoś ciągle nie miał zamiaru się zjawić. Oczywiście, nie umknął ich uwadze fakt, iż czekając na Diehlera widywali się tam wszyscy, wyczekujący z niemal absolutną pewnością na tę samą osobę. Po łączniku nie było jednak śladu. Jedynym efektem ich działań był rosnący z każdym dniem wstręt do jabłkowych placków i karczemnego dziada-gawędziarza opowiadającego po raz setny tę samą historię o goblinach, które za młodu napadły na jego sioło porywając przeznaczoną mu młynarkę.

Nawet całodobowe czuwanie, przekupywanie karczmarza i namolne wypytywanie bywalców nie przyniosły dalszych rezultatów. W ruch poszły kontakty w miejscowych oddziałach Kolegiów, dawni znajomi, kontrahenci rodzinnych firm... Nikt nie widział Diehlera od wielu dni. Ale przynajmniej znalazł się ktoś, kto go w ogóle kojarzył.
- A jużci! Toż gadam przecie, żem spotkał tego wypomadowanego firca, co tak wyglądał jak żeście gadali! - zaczął z przejęciem strażnik, chowając zachłannie monetę. - Wystraszony był, jakby mu same diabły z otchłani na pięty następowały! Pytał, czy jakiegoś bezpiecznego miejsca poza miastem nie znam, tedy mu powiedziałem, że pasierb mego wuja chatę taką nieopodal kniei sprzedać chce i...

Czy to możliwe, że Diehlera ścigało to samo, co było odpowiedzialne za zniknięcie poprzedniego łącznika? Czy związane to było ze znaleziskiem powiązanym ze Śpiewającą Górą? Wyglądało to wszystko coraz bardziej niepokojąco. Na szczęście mieli przynajmniej ten jeden trop. Opisaną przez strażnika chatę znaleźli po dwóch dniach błądzenia między okalającymi Nuln siołami. I kosztowało ich to niemało nerwów. Nie wiadomo czemu, ale żadna z okolicznych wsi nie miała jednej, oficjalnej, obowiązującej nazwy. Zamiast tego ludzie gadali, jak im pasowało i zdarzało się, że ci z Płotkowa o Wierchach mówili Sasanki, a ci z Wierchów o Płotkowie w zależności od pokolenia i fantazji - Kaznodzieje Dolne, Międzylesia, bądź Polne Doły . Błądzili więc tak od jednych do drugich, aż brała ich już cholera i coraz lepiej rozumieli dlaczego ktoś mógłby uznać schronienie w tych okolicach za bezpieczne. Dopiero w Stokrotkach, zwanych też Zagórami, bądź Wzdłużdrogami wywiedzieli się gdzie znajdować się może poszukiwana przez nich chata.


Trzeba przyznać, że sielskie lokum wyglądało na wyjątkowo przytulne i niepozorne. Bo któż szukałby w takiej leśnej chacie zaszczutego wysłannika Kolegiów Magii? Mieli nadzieję, że do tej pory jedynie oni. Warto było jednak podejść do sprawy profesjonalnie. Wytężyli więc wiedźmie wzroki i naszykowali mordercze żelastwo, czujnie zbadali otoczenie i pozaglądali ciekawie przez okna. Wszystko wskazywało na to, że nikogo nie było w domu. I faktycznie tak było. Szybkie przetrząśnięcie wnętrza pozwoliło im odnaleźć to, czego szukali. Wyglądająca na antyczną waza faktycznie nosiła zamazany, ledwo widoczny symbol sierpa i skarabeusza unoszących się nad pustynną górą. Była zaczopowana od góry i w środku zdecydowanie coś chrobotało przy każdym ruchu. Czemu Diehler nie otworzył jej wcześniej? Było bardzo wiele możliwości. Niektóre były dość niepokojące, inne mogły wynikać po prostu z otrzymanych rozkazów. Sami musieli zadecydować, co z tym uczynić.

Gdy w drodze powrotnej przejeżdżali przez pobliską wieś zauważyli spore zbiegowisko. Bogato odziany oficer z paroma żołnierzami przybranymi w barwy Hrabiny von Liebowitz dość gwałtownie wypytywał o coś tamtejszych wieśniaków.


Jeden z nich wskazał w stronę drużyny. Oficer momentalnie wyszarpnął broń celując z niej w poszukiwanych. Wywrzeszczał jakieś rozkazy. Jego podwładni ruszyli przez tłum rozpychając się bogato zdobionymi halabardami. Po zawzięciu i wyrazach ich twarzy od razu widać było, iż nie chodziło tu raczej o kurtuazyjne zaproszenie na herbatę.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 06-03-2012 o 00:18.
Tadeus jest offline