Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2012, 12:44   #249
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Gdy brama, pod ciężkimi uderzeniami, na prędce przygotowanego tarana, upadła, Cadarn, wraz z przybocznym oddziałem, dumnie wkroczył do zdobytego grodu. Mimo szybkiego zwycięstwa niewielkim kosztem, na jego twarzy malował się głęboki smutek. Trupy kobiet, dzieci i starców leżały przemieszane z trupami wojowników wszędzie, jak okiem sięgnąć. Wielu dobrych Dunlandcyzków poległo w walce...reszta była teraz odrywana siłą od swoich niezyjących bliskich i spędzana na dziedziniec, gdzie miała odbyć się ich egzekucja. Tak oto, potężny Dunlandczyk, po tym wszystkim co przeszedł, znowu wrócił do mordowania swoich pobratymców, tym razem w "słusznej" sprawie...nie miał jednak wyboru.

- Sprzeciwiliście mi się, mimo danej wam szansy - Powiedział samozwańczy wódz Dunlandu, kiedy wszyscy obrońcy zostali doprowadzeni przed jego oblicze. - Za to, podobnie jak każdego, kto nie pójdzie za mną, spotka was kara. - Jednak...wybraliście walkę, nawet jeśli nie mieliście szans na wygraną, za to umrzecie jak wojownicy, a nie jak zdrajcy. - To powiedziawszy Cadarn dobył półtoraręcznego miecza, podanego mu przez jednego z wojowników i podszedł do szpaleru związanych ludzi.

Tego poranka, siąpił lekki deszcz, rozmiękczając ziemię i tworząc czerwone kałuże na całym dziedińcu. Bez zbędnych słów, w prawie całkowietej ciszy, gdyż nikt nie ważył się odezwać, podszedł do pierwszego człowieka. Silnym pchnięciem posłał go na kolana, po czym sztych miecza oparł o kręgosłup u podstawy czaszki jeńca. Jedynie cichy jęk wyrwal się z ust umierającego, gdy Cadarn zatopił w jego ciele katowski miecz. Taki rodzaj egzekucji, gwarantował prawie bezbolesną i szybką śmierć...choć tyle mógł dla nich zrobić.

Kiedy przy życiu pozostało już tylko dziesięciu ludzi, w tym 4 kobiety, które trzymały się dumnie na równi z mężczyznami. Cadarn zamiast przeciąć ich kręgi szyjne rozciął im więzy.

- Jesteście wolni. Wynoście sie stąd, to już nie jest wasza ziemia. Każdemu kto zapyta opowiecie co tu zaszło, a gdy dotrzecie do bezpiecznego miejsca, złóżcie bogom ofiarę, by pozwolili wam nigdy więcej mnie nie spotkać. - Wyraz niedowierzania powoli ustępował tradycyjnemu dla Dunlandczyków, zaciętemu wyrazowi twarzy, kiedy jeńcy, podnosili się i kierowali w stronę rozbitej bramy - Pozwólcie im przejść - Cadarn ryknął po chwili, do swoich ludzi.

Kiedy ostatni z jeńców zniknął z oczu armii Cadarna, on sam wydał rozkazy i wraz ze swoimi ludźmi wziął się do pracy przy oczyszczaniu wioski z ciał. Około dwóch godzin później, poza palisadą wioski, pięć stosów płonęło, roznosząc smród palonego mięsa. Nie była to przyjemna robota, i wielu narzekało musząc ją wykonywać, jednak pod wpływem wzroku jednookiego Dunlandczyka, szybko milkli i zabierali się do pracy. Cadarn wolał oszczędzić widoku porozrywanych ciał ludziom, którzy wychowali się w tym miejscu, morale i tak było już nadszarpnięte. Kiedy pracował w pocie czoła, zauważył też powód, dla którego miejscowi powitali go z taką zaciętością. Pośród martwych znalazł trzech wojowników, którzy należeli do jego byłego klanu...jeden z nich był wręcz najlepszym przyjacielem Carduka, jego młodszego brata. Tego się po braciszku nie spodziewał, pamiętał go jako porywczego młodzieńca, który dopiero zdobywał posłuch wśród ludzi. Najwyraźniej sporo się zmieniło, odkąd opuścił rodzinne strony. Cadarn w głębi duszy bał się konfrontacji z bratem. Chciał, żeby tamten stanął u jego boku, ale obawiał się, że to się nigdy nie stanie.
Odrzucił od siebie te myśli i pod wpływem impulsu, zabrał głowy wojowników swojego klanu. Być może one przekonają kolejnych obrońców, za kim powinni iść...

Kiedy do wioski dotarła część uchodźców, Cadarn nakazał im odbudować uszkodzone w ataku zabudowania i osiąść w tym miejscu tym, którzy nie mieli już sił na wędrówki po górach, aby obronić osadę przed dzikimi bandami, zarówno orków jak i ludzi. Do ochrony pozostawił też kilkudziesięciu swoich ludzi, w większości jej byłych mieszkańców, którzy znali okolicę i wiedzieli jak przywrócić wiosce pełną funkcjonalność.

Reszcie pozwolił wypoczywać, aby następnego dnia skoro świt wyruszyć do kolejnej większej osady, gdzie miał nadzieję dojść do porozumienia bez rozlewu krwi. Na swój cel wybrał wioskę leżącą bliżej Isengardu, dzięki czemu, mógł wraz z niewielkim oddziałem zwiadowców zbadać jaskinię, w której w przeszłości odnalazł magiczną księgę oraz gobliny.
Armia wyruszyła, gdy pierwsze promienie słońca przebiły się przez ciężkie deszczowe chmury, prawie zawsze wiszące nad tym niegościnnym krajem, podkreślając podły nastrój który towarzyszył posępnym wojownikom, którym kazano walczyć między sobą...
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 06-03-2012 o 12:47.
Fenris jest offline