Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2012, 22:45   #116
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Two Steps From Hell - Mercy in Darkness - YouTube


Albrecht cisnął swoim alchemicznym pociskiem, jak najbliżej tego, w co zmienił się Kot. Spiął wszystkie mięśnie przygotowując się do skoku.

Huk w ciasnym pomieszczeniu rozbrzmiał potężniej, niż Nawrócony się spodziewał. Gryzący dym wypełnił pomieszczenie, piekąc w oczy, zmuszając człowieka do kaszlu. To, co miało być skokiem w stronę noża wbitego w deski niepotrzebnej nikomu szafy, stało się raczej powolnym przemarszem na chwiejących się nogach. Uszy rozdzierał pisk po eksplozji, a dym nie tylko dusił, ale również utrudniał orientację.

Wybuch miał też dobre strony. Oślepione monstrum zostało teraz pozbawione dwóch kolejnych zmysłów: węchu oraz słuchu. I tylko to uratowało życie Nawróconego, bo szczurołak rzucił się do przodu szarpiąc szponami i próbując kąsać owiewający go dym.

Dłoń alchemika w końcu zacisnęła się na upragnionej rękojeści noża.

* * *

Dzierzba i Cierń walczyły z przywróconym światu czarnoksiężnikiem. Wiedziały, że poświęcenie Księgi dało im tylko jedną, niewielką szansę. Że w zasadzie nie powinny dopuścić do odprawienia ceremoniału. Przerwać go na tyle wcześniej, by starożytny czarownik pozostał tam, gdzie uwięzili go wieki temu kapłani Aspektów.

Czas zatrzymał się w miejscu lub zwolnił tak, iż każde ziarenko w klepsydrze przesypywało by się na drugą stronę w przerażająco wolnym tempie. Każdy gest, każdy grymas, każdy ruch zdawał się być tak wolny. Jakby wszystko działo się w jakiejś nierealnej, wyrwanej z praw Aspektów przestrzeni. Kto wie? Może i tak faktycznie było? Może Grythel wpływał również na osnowę czasu. Na nici tego skomplikowanego kobierca? Dla tak potężnych czarowników, jak on, w istocie mogło to być możliwe.

Dzierzba zaatakowała nożami. Licząc na to, że Cierń wie coś więcej, na temat tego, co dzieje się z czarnoksiężnikiem. Jak wilczyca dopadła swojej ofiary, a widząc, że jej ciosy są równie skuteczne, co wcześniej, zaryzykowała inny manewr. Obaliła na ziemię ożywieńca.

Cierń podniosła się z podłogi. Chwyciła swój uświęcony mocą modlitwy i bicz i wznowiła ataki na powalonego stwora. Każdy cios wypełniał salę kolejną wstęgą gryzącego dymu, który unosił się z ciała martwego czarownika. W pewnym momencie dłoń monstrum schwyciła jednak pejcz i brutalne szarpnięcie wyrwało broń z ręki kapłanki, a jego siła rzuciła Cierń na kolana.

Nie miały szans. Świadomość tego, ze poniosą bolesną porażkę, rozlewała się w sercu, niczym trucizna w ranie. Zginą tutaj obie. Wola Varunatha. Mogła co najwyżej pokornie przyjąć swój los.


* * *


Albrecht poczekał krótką chwilę, aż gryzący dym odrobinę się przerzedził, wymierzył i cisnął celując zatrutym ostrzem w potwora. Ręka mu drżała ze zmęczenia i troszkę ze strachu, ale trafił tak, jak chciał. Ostrze zagłębiło się w bark potwornego szczura, który szarpnął się konwulsyjnie, rozwarł wypełniony kłami i siekaczami pysk.
Szponiasta łapa zacisnęła się na rękojeści noża i potwór wyszarpnął go jednym gwałtownym ruchem odrzucając w bok ubrudzone posoką ostrze.

- Bathar – mimo demonicznego wyglądu Kot potrafił artykułować słowa w wyraźny, zrozumiały sposób. – Wiesz, czego był Aspektem?

Niewielu w Imperium Cienia znało odpowiedź na to pytanie. Niestety, Nawrócony znał. Bathar – Aspekt rozkładu, chorób, plag i trucizn. Trucizn. Zrozumiał.

A szczurołak wydał z siebie dźwięk, który mógł być tylko śmiechem.

- Chodź do mnie, szczurku – zasyczał, kierując się w stronę starającego się zachować ciszę alchemika.


* * *


Cierń opuściła głowę. Klęcząc na zimnej posadzce poddała się chwilowemu poczuciu klęski. Zawiodła swój Aspekt. Zawiodła dopuszczając do przebudzenia potwora. Zawiodła i pokornie czekała na wyrok.

Grythel syknął, podniósł się odrzucając w bok powiewem magii atakującą go zza pleców Dzierzbę, pochylił ów dziwny pokręcony róg i powoli, pewien zwycięstwa ruszył w stronę kapłanki.

Dzierzba, sama dziwiąc się swojemu zachowaniu, wrzasnęła dziko i ruszyła na bestię. Zdołała ciąć dwa razy w zmurszałą szyję, nim szkieletowa, obciągnięta zmurszałą skórą łapa potwora schwyciła ją za szyję i uniosła w górę dusząc.

Grythel stanął trzymając w żelaznym uścisku szamoczącą się Dzierzbę. Dzika wojowniczka wisiała utrzymywana jedną ręką stwora nad ziemią, w odległości uniemożliwiającej jej wykonanie jakiegokolwiek ataku. Najpierw kopała rozpaczliwie powietrze przed sobą, wierzgała nogami próbując dosięgnąć potwora. Cięła nożami trzymającą ją rękę, ale równie dobrze mogła okładać kamienny posąg. Czarnoksiężnik nic nie robił sobie z jej coraz słabszych i bardziej rozpaczliwych prób wyswobodzenia z chwytu. Spoglądał jedynie w zachodzące mgłą oczy dziewczyny, stojąc jak rzeźba. A Dzierzbie przypomniał się inny koszmar, sprzed kilku lat, kiedy tak samo bezradnie dyndała na stryczku. Tak samo traciła dech, traciła ostrość widzenia, gdy ciemność zabierała jej początkowo szczegóły i krawędzie otoczenia, a potem nagle ciemność pochłonęła ją całą.

Cierń ujrzała, jak potwór w elfiej skórze odrzuca bezwładne ciało jej służki. Widziała, jak Dzierzba ląduje na posadzce, niczym niepotrzebna już nikomu, szmaciana lalka. Spojrzała w górę bez strachu. Wiedziała już dawno temu, jak skończy się ta walka. Teraz tylko pozostało uzyskać odpowiedź na jedno pytanie. Kiedy nastąpi ostateczny cios.

* * *


Albrechtowi pozostał już tylko jeden manewr. Rzucił się w stronę jedynych drzwi, które prowadziły do komnaty, gdzie walczył z potworem. Otworzył je gwałtownym szarpnięciem, natychmiast zamykając za sobą.

Szybki rzut oka upewnił go, że wpadł z przysłowiowego deszczu, pod rynnę. Za drzwiami zaczynał się krótki korytarz. Ślepy. Zakończony ścianą. Nawrócony wiedział, że to sekretne przejście. Nie obchodziło go, dokąd prowadzi. Ważne było, by szybko odszukał mechanizm, który je rozewrze. Rzucił się do gorączkowych poszukiwań, a przeistoczony Kot zaczął metodycznymi ciosami niszczyć drzwi. Alchemik wiedział, że nie potrwa to zbyt długo.


* * *


Echo modlitwy zabrzmiało pod sklepieniem starożytnej i zapomnianej podziemnej świątyni.

„Osądzam cię” .... „Grythelu”.

Cierń zawiesiła pejcz na szyi potwora. Ale to nie wystarczało. Rana dymiła, skwierczała, ale i to nie robiło na czarowniku większego wrażenia. W pewnym momencie .... demoniczny byt stał się jakby niematerialny. Jakby w jednej chwili zmurszałe ciało zmieniło się w dym, by w drugiej chwili znów stać się suchym truchłem.
Cierń upadła. A Grythel doskoczył do niej. Jednym susem, jakby niewidzialne skrzydła wyniosły go w powietrze. Sparciały but i zgrzybiała, trupia stopa przycisnęły kapłankę do podłogi. Noga, mimo że wydawała się niczym więcej jak obciągniętą skórą kością, ważyła chyba tyle, co koń.


„Osądzam cię”

Kolejne echa. Gnieciona, jak robak kapłanka, kątem oka ujrzała, jak kapłańska maską Księgi uderza o posadzkę. Nie słyszała jednak dźwięku.

„Osądzam cię”

Nacisk zelżał. A Dzierzba, w końcu doskonale wiedząca, jak udać uduszenie poderwała się chwiejnie na nogi za plecami monstrum.

„Osądzam cię”

Grythel zadrżała. Cierń spięła się, czując jedyną szansę. Zepchnęła truchło czarownika wprost na Dzierzbę. Wojowniczka pchnęła nożem. Ponownie trafiając w serce.

„Osądzam cię”


Grythel jęknął przeciągle, zapiszczał, a potem .... potem zmienił się w czarny, tłusty, kłębiący się dym. Dym, który uderzył w posąg, a potem – jak wcześniej krew ofiar, spłynął w dół, gdzieś, do ukrytej pod posągiem komory.

Nie mogły w to uwierzyć, ale ... udało im się.

Ich wytrwałość, determinacja i być może łaska Aspektów pozwoliły im dokonać tego, czego nie dokonało zbyt wielu.


* * *

Deski puściły, a palce Albrechta ześlizgiwały się po kamieniu. Odwrócił się sięgając po ostateczną broń. Ale nie musiał jej używać. Oto bowiem, na jego oczach, potworna hybryda szczura i człowieka, rozpadła się znów w dziesiątki gryzoni, które pognały na wszystkie strony.


EPILOG


Czysty wpatrywał się w twarz Cierń znad spisanego raportu.

Ciemne oczy najwyższego kapłana Varunatha w Wyrobisku wyraźnie wypełniała wola Aspektu. Cierń czuła to spojrzenie w głębi duszy.

- Więc potem poszłyście na górę, schodami którymi puściłaś Karę i Nawróconego i zastałyście ich tam razem. Dzięki pomocy alchemika Kara przeżyła. Opatrzył wasze rany, a potem wyszłyście przez sekretne przejście. Dokąd prowadziło?

- Na zamek, do pokoju matki Nathanelli, wasza prawość. – Cierń odpowiedziała szybko. – Tam był już thar.

- To wtedy powiedział ci o swoim zadaniu i o tym, że elf był jego nieślubnym dzieckiem.

- Tak. Wtedy. Nie miałam pojęcia, że Ród D’Naghar miał obowiązek strzec tajemnicy miejsca pogrzebania Grythela.

- Niewielu wiedziało. Pod tym względem thar dobrze wypełnił swoje obowiązki. Chociaż zawiódł swój Ród w wielu innych kwestiach.

Cierń pokiwała głową. Nadal gwałtowniejszy ruch sprawiał jej dyskomfort.

- Zatem powodem kłótni pomiędzy tharem i jego bratem był tylko i wyłącznie nieślubny syn Ushmajela o skażonej sithyjką posoką krwi. Śledztwo potem przeprowadzone potwierdziło to.

- Tak, wasza prawość. To był jedyny powód.

- A jak w sprawę wmieszały się elfy.

- Białe Lisy. Zapewne sam Kot znalazł z nimi kontakt. Wiemy już, że bękarci syn thara stworzył kult Grythela w Kredzie. Miał dar czarownika. Silny. Podejrzewam, że fakt, iż był mieszanej krwi pozwolił Grythelowi w jakiś niepojęty sposób nawiązać z nim kontakt. Możliwe, że demon - czarownik rozbudził w elfie moc. Wiem, że Kot odszukał w mieście ludzi obdarzonych talentem, w tym swoją siostrę – dziedziczkę Rodu i wykorzystując ich pragnienia i słabości skłonił do samopoświęcenia w rytuale. Wydaje mi się, że elfy związane z Lodem pragnęły przebudzenia Grythela, by następnie poprowadzić go na Lód i pokazać swoim goblinim władcą. Taki sojusznik mógłby zmienić losy wojny z Norcią.

- To prawdopodobna wersja wydarzeń – zgodził się wyższy rangą kapłan przyglądając się Cierń. – I przerażająca. A jaka w tym wszystkim była rola Amelii i Balthazara, twoim zdaniem.

- Amelia zapewne widziała zabójcę. Kot sprytnie przekonał ojca, by ją wytropił, jako współwinną. Miał na swoje usługi związanych z podziemiem najemników a dzięki magii i fałszerstwom wykorzystał także lojalnych tharowi ludzi by ją dopaść. I w końcu zdołał tego dokonać. A Balthazar służył mu prawdopodobnie z miłości do córki thara. Tutaj nie mam pewności na poparcie mojej hipotezy.

- Co z Kotem?

- Zniknął – powiedziała Cierń. – Mimo że wszelkie możliwe siły przeszukały miasto i okolicę, po czarowniku zaginął wszelki ślad.

- Świątynia Grythela?

- Zabezpieczona. Sam brałeś w tym udział, wasza prawość, za co jestem ci wdzięczna.

- Pozostaje jeszcze sprawa Rysia i Księgi.

Cierń westchnęła.

- Wiem.

- Wiesz już, że żaden kapłan, ani żaden ostrze prawdy o tych imionach nie służyli w świątyni w Odlewni. Poza tym nie znaleziono ich ciał.

- Wiem. Nie pojmuję tego, wasza prawość.

- Zajmiemy się tym. W końcu ustalimy, kim byli. I dlaczego przybyli do Kredy oraz kto ich przysłał. Ty nikomu nie mów tego, co tutaj usłyszałać.

Pokiwała głową.

Czysty wstał. Sięgnął po dokument leżący przed nim na stoliku.

- Thar Ushmajel, w zamian za pomoc, nadał nam prawo do sporej kamienicy w Kredzie. Z wewnętrznym dziedzińcem. Należała do jednego z czarowników z Loży Kota. Przejmiesz, w imieniu Varunatha, obowiązki Pierwszego Głosu w nowym Domu Prawdy.

Zamrugała zaskoczona.

- Thar wyrażał się o tobie bardzo dobrze. Dobierzesz sobie sama sługi, a Ushmajel zapewni złoto na utrzymanie świątyni. Sugeruję, by towarzyszył ci Albrecht Nawrócony. Jego talenty mogą być przydatne. Poza tym, od tego czasu, zadaniem Domu Prawdy w Kredzie będzie strzeżenie miejsca pochowania Grythela. Świątynia Maraji nie powinna kręcić się koło grobowca. Świątynia Lyrii zabezpieczyła dłoń Grythela. To zapewne przez jej brak modlitwa Księgi zadziałała. Z tym, ze nie wiem czy wiesz, siostro, lecz to była modlitwa dostępna jedynie kilkoro spośród wybranych przez Varunatha śmiertelników.

Cóż mogła powiedzieć.

- Domyślasz się, czemu thar najął Pazura?

- To oczywiste. Chciał ukryć fakt, ze posiadał bękarciego syna elfa i sprawdzić jego rolę w sprawie. Miał obawy, lecz Kot był mistrzem mistyfikacji dzięki mocom przekształcania ciała. Ushmajel nie był głupcem. Chciał, w miarę możliwości, ukryć wszelkie niewygodne fakty czy nawet zamknąć usta ludziom, którzy mogli coś wiedzieć.

Tym razem Czysty milczał.

- Zostaje ostatnia kwestia. Co z Dzierzbą, Cierń? Jaki los przeznaczyłaś dla niej, za ten częsty brak subordynacji i posłuszeństwa?

Pytanie zawisło na moment w powietrzu. A potem Cierń odpowiedziała zwierzchnikowi.


* * *


Cytat:
Zrodzeni pośród Cieni. Am Shade. Sithowie którzy złożyli przysięgi. Przysięgi, że póki żyć będzie chociaż jeden człowiek, chociaż jeden damae, będą tropić ich i mordować. Strzałą z ciemności, trucizną, magią pieśni mocy, strachem i ogniem puszczanym po wsiach. I będą przelewać krew po kres czasu, aż zabiją ostatniego człowieka, lub sami zginą.

Pieśń o zemście sithów, autor nieznany

Leśną polanę zalewało światło księżyca. Nawet najczujniejszy obserwator byłby przerażonym pojawieniem się w cieniu prastarych ruin sithów elfa z poparzoną twarzą.

Ale sith, który na niego tam czekał, nie bał się. Wysoki, czarnowłosy, z wąską, bladą twarzą i szmaragdowymi oczami kota.

- Więc szukasz swojej zemsty na ludziach, bękarcie mieszanej krwi.

Poparzony elf skierował zdeformowaną, brzydką twarz na sithę.

- Nie szukam zemsty, Dea’Monnie. Szukam ścieżki do anihilacji ludzi. Wszystkich ludzi. Moje .. zdolności mogą pomóc wam, Am’Shade.

- Przekonajmy się – to najwyraźniej była akceptacja, bo sithe odwrócił się i pochłonęły go cienie zalegające zapomniane ruiny pośród gęstej, nieprzebytej puszczy.


KONIEC OPOWIEŚCI
 
Armiel jest offline