Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2012, 16:20   #23
Lakatos
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Yarkiss przystanął na chwile i po raz kolejny odwrócił się w kierunku Viseny. Wypatrywał, czy aby przypadkiem na horyzoncie nie pojawią się sylwetki ścigających ich jeźdźców. Mimo że zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że nie ma powodu martwić się o pościg, to w głębi duszy obawiał się, że ktoś może podążyć ich śladami. Z tego powodu nie podobało mu się, że podróżują traktem. Uważał to za nie potrzebne ryzyko, ale postanowił nie protestować. Zaakceptował fakt, że wśród grupy przeważyła miłość do demokracji i niechęć do przedzierania się przez leśne chaszcze. Zamiast próbować przekonać współtowarzyszy do swoich racji, wędrował bez słowa w kierunku zagubionego konwoju.

Z czasem przygrzewające coraz mocniej słońce zaczęło dawać mu się we znaki, dlatego zdecydował się zdjąć i schować do torby płaszcz, który w obecnych warunkach okazał się być zbyteczny. Dużo częściej niż wcześniej sięgał po przytroczony do pasa bukłak z wodą, chcąc zaspokoić pragnienie. W poszukiwaniu odrobiny chłodu szedł jak najbliżej ściany lasu, próbując uciec przed palącym słońcem, kryjąc się w cieniu drzew. Podwinął także rękawy swoje koszuli i zaczął spoglądać na niebo w poszukiwaniu chmur, z których mogłaby spaść choćby odrobina deszczu. Nie spodziewał się jednak, żeby w najbliższym czasie pogoda mogłaby ulec zmianie. Z uwagą przyglądał się reszcie swojej kompanii, zastanawiając się jak oni znoszą doskwierający im upał.

Przez całą drogę Yarkissa nie opuszczały wątpliwości co do podjętej decyzji o wzięciu udziału w wyprawie. Rozmyślał czy, aby lepiej nie będzie jeśli zawróci do domu. Zdawał sobie sprawę, że jeśli zdecydowałby się na powrót, zjadłby jeszcze dzisiejszego wieczoru kolacje wraz z ojcem i braćmi. Nie chodziło o to, że za nimi tęsknił, ale obecna atmosfera w grupie i brak jakiejkolwiek organizacji, dawały mu wiele do myślenia. Wszystko w jego mniemaniu wskazywało na to, że wyprawa, w której bierze udział, skazana jest na porażkę, ale mimo tego coś w środku mówiło mu, żeby się nie poddawał tak łatwo i został do końca. Czuł, że tak powinien zrobić, choć rozum podpowiadał mu zupełnie co innego. Z rozmyślań wyrwał go grzmot, który początkowo całkowicie zdezorientował zarówno Yarkissa, jak i resztę grupy biorąc pod uwagę to, że wszyscy staneli. Nerwowo zaczął się rozglądać co lub kto było sprawcą tego hałasu. Uspokoił się, gdy usłyszał sugestie Rafaela o nadchodzącej burzy. Rzeczywiście czarne chmury zbliżały się do nich od strony lasu i zapowiadała się niezła ulewa. Śmiać mu się zachciało, że od razu sam na to nie wpadł

Po kilku ostrzegawczych kroplach deszczu, z nieba zaczęło lać jak z cebra. Nie martwiło to szczególnie Yarkissa, a nawet ucieszył go orzeźwiający prysznic. Przed nadciągającą burzą skrył się w lesie, podobnie jak reszta kompanii. Korzystając z chwili postoju przykucnął pod drzewem i schował do torby pochodnie, chcąc ochronić jej przed zamoknięciem. Jego ręka odruchowo zrobiła także ruch w kierunku kołczana, którego tym razem nie miał na plecach. Zaklął w duchu, żałując, że nie wziął jakiegoś starego łuku od Mehlesa. Czuł się bez głównego atrybutu łowcy jak bez ręki. Na szczęście miał ze sobą jeszcze krótki miecz, przez co nie był w razie zagrożenie całkowicie bezbronny.

Po kilkunastu minutach ulewy deszcz zelżał, a słońce wychodziło za chmur. Yarkiss mimo tego, że skrył się pod dużym dębem i tak zdążył porządnie zmoknąć. Nie przejmował się jednak tym zbytnio. Po pierwsze, jak zawsze powtarzał, od deszczu człowiek nie rozmięka, a po drugie wiedział , że i tak zdąży wyschnąć przy dzisiejszej pogodzie. “Rozpogadza się. Czas znów ruszać.” Wstał i poszukał wzrokiem swoich współtowarzyszy. Kiedy się do nich zbliżył, usłyszał okrzyk Korenna. Yarkiss spojrzał w górę i ujrzał wielkie gniazdo szerszeni. Mimo tego, że już nie raz miał do czynienia z tymi owadami, zdziwiły go ogromne rozmiary bańki. Odruchowo zaczął się powoli odsuwać w stronę traktu. Wiedział, że lepiej będzie jeśli unikną spotkania z szerszeniami. Wydawało mu się to oczywiste, dlatego nie powiedział reszcie grupy, że lepiej będzie jeśli zostawią bańkę w spokoju. Kiedy jednak zobaczył rój szerszeni lecący w ich kierunku, po tym jak Etrom ściął ich gniazdo, zrozumiał, że popełnił błąd. Zdążył krzyknąć jeszcze, żeby chronić głowy i pobiegł ile sił w nogach w stronę Wartki, żeby pozbyć się towarzystwa owadów. Zanim wskoczył do rzeki, zdążył jeszcze rzucić torbę na brzeg. Na jego szczęście woda w tym miejscu nie była zbyt głęboka i nie musiał popisywać się przed innymi swoimi wątpliwymi umiejętnościami w pływaniu. Wystarczyło wziąć kilka głębszych wdechów i zanurzyć głowę pod wodę, żeby szerszenie dały sobie spokój. Po chwili gdy się upewnił, że zagrożenie minęło, wrócił na brzeg i zaczął wyżymać wodę z ubrań.
W przypadku Yarkissa cały incydent skończył się na strachu i kilku ukąszeniach, do których zresztą zdążył się przyzwyczaić będąc synem bartnika. Gorzej sytuacja miała się z innymi. Wyglądało na to,że najgorzej maja się Korenn, Saelim i Etrom który był sprawcą całego tego zamieszania. Nie był jednak na niego zdenerwowany. Zamiast mieć do “Zaraźnika” pretensje, zaczął się śmiać z pomysłu jaki strzelił mu do głowy. “Kto widział, żeby wyskakiwać na szerszenie z toporkiem”. Martwiło go zaś, jak najbardziej ukąszeni zareagują na jad i czy dalej będą mogli kontynuować wędrówkę.

Gdy Yarkiss jak oraz reszta grupy była gotowa i mieli oni wracać na trakt, tropicielowi zdawało się, że usłyszał tent końskich kopyt. Nie był pewny, czy tym razem słuch go nie zawodzi, ale na wszelki wypadek powiedział szeptem. - Cisza. Nie ruszajcie się. - Wskazał ręką kierunek, z którego dobiegały niepokojące dźwięki. Najcichszej jak potrafi wraz z Rafaelem zbliżył się do traktu, kryjąc się w zaroślach i wypatrując jeźdźców. Nie mylił się. Obawy co do pościgu okazały się słuszne. Wrócił do grupy i powiedział. - Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że byli to dwaj ludzi Knuta. Raczej nie wyglądali, żeby wybrali się na popołudniową przejażdżkę. Na pewno będą jeszcze tędy wracać, dlatego moim zdaniem lepiej będzie jeśli dalej będziemy wędrować lasem wzdłuż traktu. Ktoś ma inne zdanie? - popatrzył po towarzyszach, przyglądając się najdłużej Solmyrowi, spodziewając się z jego strony jakiś protestów.

Resztę drogi szedł na czele, wypatrując i nasłuchując czy, aby ludzi Knuta nie wracają oraz czy nie ma w okolicy żadnych innych gniazd szerszeni. Na dzisiaj miał już dosyć wrażeń. Chciał już znaleźć w miarę bezpieczne miejsce na nocleg. Planował, że przed snem uzupełni sobie zapasy wody oraz spróbuje zebrać trochę drzewa i rozpalić ognisko. Miał nadzieje, że w końcu zdoła się wyspać, gdyż przez wyprawę od prawie dwóch dni nie zmrużył oka i w ostatnich godzinach wędrówki brak snu dawał mu się mocno we znaki.
 

Ostatnio edytowane przez Lakatos : 09-03-2012 o 11:10.
Lakatos jest offline