Felix ucieszył się, że będzie mógł w końcu postrzelać nieco więcej. Udał się wraz z Dawitem na taras. Mimo tego, że gadanie niziołka nieco go irytowało, o dziwo nie dawał o tym znać po sobie. Zostawił w sali trzy strzały ze szmatką nasączoną spirytusem.
Wyszli na taras. Tam znów uderzył go chłód nocy. Patrzył z góry jak zwierzoludzie pałętają się to tu, to tam po mieście, jakby szukali grzybów w lesie. Wydobył pierwszą strzałę z kołczanu. Spokojnie przymierzył. posłał ją w jednego z tych przy bramie. Niech nie czują się tam pewnie.
W milczeniu wysyłał kolejne wyroki śmierci. |