Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2012, 12:49   #108
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Grave Witch & Kerm

Po zakończonym śniadaniu, Arabell udała się zgodnie z wcześniejszymi planami, do pokoju kąpielowego. Jej własny był niestety zbyt mały by mogła się w nim zmieścić balia z wodą, musiała zatem uszczknąć nieco z własnych oszczędności na rzecz dobrego wrażenia, jakie wywrze na uczestnikach obiadu. Nie mówiąc już o tym, że nic tak nie poprawiało humoru i nie pozwalało na przemyślenie problemów jak długa i gorąca kąpiel.
Thomas jak zwykle spisał się na medal. W nagrzanym pomieszczeniu stała już głęboka, po brzegi wypełniona balia, na krześle leżały schludnie ułożone ręczniki, a na stoliku karafka z winem i kubki, aczkolwiek tego akurat nie zamawiała.
Sprawdziła temperaturę wody, skinęła głową zadowolona, po czym zabrała się za odpinanie pasów utrzymujących jej ukochane noże. Poświęciła tej czynności znacznie więcej czasu niż wymagała, jednak nigdzie się jej nie spieszyło. Pozostałe ubranie nie zostało już zaszczycone nawet połową tej uwagi lądując w bezładzie tak gdzie je rzuciła. Ostatnią rzeczą, która wciąż znajdowała się na jej ciele była pamiątka po szlachciance. Pas wykonany z najwyższej jakości skóry utrzymywał pochwę wraz z tkwiącym w niej małym sztyletem o płaskiej rękojeści. Odpięła go delikatnie, po czym odłożyła pas na stół, wyjmując wcześniej ostrze, które zalśniło w blasku płomieni. Wolała noże, były wygodniejsze i łatwiejsze do ukrycia, jednak ten sztylet od razu zwrócił jej uwagę. Nawet nie pomyślała by sprawdzić sakiewkę, która z pewnością pusta nie była. Nadal nie potrafiła zrozumieć dlaczego ktoś, kto miał wszystko zdecydował się na taką drogę. Nadal też nie była pewna czy wpływy szlachcianki nie objęły jej towarzyszy. Do tego dochodziło nieprzyjemna świadomość, że jako jedyna w tej grupie ufa słowom kupca.

- Prosiłem o kąpiel i trochę wina, ale z pewnością nie zamawiałem tak uroczej łaziebnej - odezwał się od drzwi znajomy głos.

Odwróciła się i mocniej zacisnęła palce na rękojeści sztyletu, którym o mały włos nie rzuciła. Nie znała jeszcze tej broni, znała jednak właściciela głosu. Tego jej teraz tylko brakowało by na jej koncie znalazł się ranny Detlef. O tym, że mogłaby go zabić, wolała w chwili obecnej nie myśleć. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z pewnych braków w swoim odzieniu, lub raczej całkowity jego brak. Czując jak na jej policzki wypływa zdradliwy rumieniec, sięgnęła wolną dłonią po jeden z ręczników by chociaż częściowo zakryć swoją nagość.

- Spokojnie! - Detlef uniósł rękę, widząc ruch zbrojnej w sztylet dłoni. Arabella musiała być interesującą kobietą, skoro szła do balii z bronią w ręku. - Nie mam zamiaru ci przeszkadzać. Już mnie tu nie ma... Chyba że potrzebujesz pomocy w umyciu pleców.

Umycie pleców to był akurat najmniejszy z jej obecnych problemów. Wyjaśniło się przynajmniej skąd na stoliku wino. Z drugiej strony była niemal pewna, że zamówiła kąpiel jako pierwsza, wszak drużyny nie było jeszcze w wiosce gdy to robiła. Widocznie Thomas zapomniał powiadomić o tym szlachcica. Wyproszenie go z pokoju było w takim wypadku niezbyt uprzejmym posunięciem. Zamiast tego wskazała na wolne krzesło. Jak to mawiał Niklaus: Nie płacz nad rozlanym mlekiem i korzystaj z przyjemności póki masz ku temu okazję.

Detlef, nie przyglądając się jej zbyt nachalnie, ale i nie lekceważąc, zajął wskazane miejsce.
- Wina? - spytał, zachowując się tak, jakby ta sytuacja była zwyczajna niczym spotkanie w gospodzie.
Pokręciła głową w geście odmowy, po czym przesunęła nieco swoje skarby by zrobić miejsce na stoliku. Pochyliła przy tym głowę tak by włosy nieco zasłoniły jej twarz i ukryły oznaki rozweselania. Cała sytuacja wydała się jej nagle nie tyle żenującą co zwyczajnie zabawną. Nie była jednak pewna jak na jej rozbawienie zareaguje niespodziewany gość.
Ostrożnie wsunęła sztylet do pochwy i ułożyła go wśród pozostałych ostrzy. Nie chciała się z nim rozstawać jednak branie go ze sobą do balii wydało się jej lekką przesadą.
Detlef zignorował sztylet, zapewne dlatego, że miał przed sobą ciekawsze widoki. Ręcznik, który znalazł się w ręce Arabelli nie był zbyt obszerny i, prawdę mówiąc, więcej pozwalał oglądać, niż zasłaniał. A musiałby być ślepy, żeby nie dostrzec walorów, jakimi dysponowała Arabella. Z kolei zamykanie oczy czy też odwracanie się tyłem świadczyłoby o braku kultury czy też gustu. Lub głupocie.
Najwyraźniej Arabella nie przejmowała się wymogami kultury gdyż starannie unikała spoglądania na Detlefa. Nie dość tego, po chwili odwróciła się do niego plecami i najzwyczajniej w świecie podeszła do balii. Cóż, podejście do niej tyłem jakoś nie bardzo jej spasowało. Ręcznik, w wodzie niezbyt potrzebny, opadł i ułożył się u jej stóp. Długie włosy zasłaniały ją lepiej niż ten skrawek materiału, a po chwili nawet owa osłona przestała być potrzebna gdy dziewczyna zanurzyła się w wodzie. Rozbawienie, które wcześniej gościło na jej twarzy ustąpiło miejsca wyrazowi zadowolenia.
Znawcy powiadają, że konia należy oceniać po pęcinach. W stosunku do kobiet miało to również zastosowanie. Niewiasta mająca niezbyt zgrabne łydki i kostki traciła wiele w stosunku innych, zgrabniejszych.
W przypadku Arabelli... Może Detlef aż takim znawcą nie był, ale urodę i kształty ocenić potrafił. I, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie miałby jej nic do zarzucenia. Na drugi... raczej też nie. Co prawda rozpuszczone włosy zakrywały pewne elementy budowy, ale taka zasłona nie uniemożliwiła dostrzeżenia takiego czy innego fragmentu, szczególnie podczas wchodzenia do balii.
Gdy Arabella rozgościła się już w wodzie Detlef ponowił wcześniejszą propozycję.
- Pomóc ci? - spytał.
Po chwili wahania skinęła głową. Co prawda była w stanie sama umyć sobie plecy skoro jednak ma okazję skorzystać z czyjej pomocy... Uniosła dłonie by zebrać włosy i ułożyć je z przodu.
Prośba była raczej formalnością i Detlef nie spodziewał się zgody. Gdy jednak ją otrzymał, nie zamierzał się wycofywać. Sciągnął kubrak, który był zgoła niepotrzebny przy myciu czyichś pleców, a potem podszedł do balii i sięgnął po mydło.
Choć wioska była prawdziwym zadupiem, to jednak karczmarz potrafił zadbać o komfort co lepszych gości i sprowadzić mydło wysokiej jakości. Chyba że ktoś zostawił kilka kostek w charakterze zapłaty...
Nie zagłębiając się zbytnio w sedno tej sprawy polał plecy Arabelli ciepłą wodę, namydlił dłonie, a potem zabrał się do pracy.
Dotyk Detlefa był raczej delikatną pieszczotą, która tylko w niewielkim stopniu nastawiona była na czynność zwaną myciem. Arabella nie mogła jednak rzec, że było jej to niemiłe. Co prawda szlachcic nie mógł się równać z Serillem, jednak jemu niewielu mogło dorównać. Przez chwilę w jej myślach pojawił się obraz nieco intymniejszych pieszczot, jednak szybko go od siebie odsunęła. Tego typu fantazje mogły jej jedynie zaszkodzić.
Pochyliła się nieco bardziej i otuliła kolana rękami, po czym ułożyła na nich głowę. Przez chwilę trwała w tej pozycji czerpiąc pełnymi garściami z krótkiej chwili przyjemności i pozwalając ciału na rozluźnienie się i odpoczynek. Nawet nie wiedziała że była do tego stopnia spięta. Nagromadzone emocje powoli odpływały odganiane powolnymi ruchami męskich dłoni.
Detlef stanowił dla niej zagadkę i nie chodziło w niej tylko o czas obecny. Zawsze uprzejmy, miły, troskliwy. Czy było z nią coś nie tak skoro uważała że to jedynie maska? Bardzo chciała móc zaufać szlachcicowi, duchowi przeszłości, jednak nie potrafiła. Lubiła go, stan ten nie był nowością. Gdyby było inaczej nigdy nie zgodziłaby się na to by przebywał z nią w jednym pomieszczeniu w sytuacji takiej jak ta. Jednak nie umiała zaufać.
Uniosła głowę i lekko nią potrząsnęła próbując dać tym znak swoim myślom by zostawiły ją na chwilę i pozwoliły cieszyć się tym momentem wyrwanym z codzienności. Powolnymi ruchami palców zaczęła rozczesywać włosy jednocześnie dokładnie je myjąc. Rytmiczne ruchy pozwoliły nieco uspokoić oddech i przyspieszone bicie serca.
Potrząśnięcie głową Detlef odebrał jako sygnał, że ma skończyć. Albo Arabella uznała, że jest już dosyć czysta, albo że zbyt się zbliżył do miejsca, gdzie - jak powiadają - plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Już wystarczy? - spytał. - Zostało jeszcze parę kawałków do umycia. A muszę przyznać, że jesteś wdzięcznym obiektem takich zabiegów.
Odwróciła głowę i obdarzyła go lekkim, nieśmiałym uśmiechem, po czym skinęła głową by dać mu do zrozumienia, że już dziękuje za jego pomoc. Gdy jednak nie zrozumiał jej gestu, wskazała dłonią stolik, a konkretnie stojącą na nim karafkę. W końcu nie mieli całego dnia, by przygotować się do obiadu, a trzeba było się jeszcze zastanowić jak wykorzystać tę okazję do ich celów. Dłuższe marudzenie w kąpieli byłoby co prawda przyjemną, jednak mimo wszystko stratą czasu.
Detlef usiadł na krześle, poświęcając znaczną część uwagi siedzącej w balii Arabelli. jednak nie tylko jej wdziękom, ale również problemom, jakie się z nią wiązały. I bynajmniej nie chodziło tutaj o problemy z porozumiewaniem się. Kim naprawdę była i co ją łączyło z Konradem, który sam w sobie był pewnego rodzaju zagadką. To, że kiedyś występowała dla szerokiej publiczności, i to z powodzeniem, to wiedział. Sam był świadkiem. Ale to było dawno temu, a jeśli straciła głos, to dla niej było to w innym życiu. A ludzie się zmieniają. Może lepiej byłoby się jej w taki czy inny sposób pozbyć? Jeśli Konrad jest, a tego wykluczyć nie można i nigdy tego Detlef nie wykluczał, kultystą, to czy Arabella również? Co prawda żadnych znamion kultu nie miała, ale to nie jest wszak koniecznością. Kult nie mutacja.
Plusk wody i poruszenie się Arabelli skierowały jego myśli na nieco inne tory.
Gdy nie rozpraszały jej dłonie Detlefa, umycie pozostałych części ciała zabrało jej chwilę. Tym krótszą, że czuła na sobie wzrok mężczyzny co znacznie przyspieszyło cały proces. Najwięcej problemu sprawiły włosy, jednak już od jakiegoś czasu obywała się bez pomocy przy dbaniu o ich stan, więc i teraz takowej nie potrzebowała. Wycisnąwszy z nich wodę przerzuciła je poza krawędź balii i dopiero wtedy wstała starając się przy tym nie zwracać uwagi na Detlefa. Z oczami zwróconymi na podłogę wyszła z kąpieli i pochyliwszy się, podniosła ręcznik, który wcześniej służył jej za osłonę. Dopiero gdy owinęła się owym niezbyt szerokim połaciem materiału, uniosła spojrzenie i obdarzyła szlachcica miłym uśmiechem. Jakby nie było pomógł jej w kąpieli nie narzucając się przy tym ani nie wykorzystując sytuacji. Fakt, że odetchnęła z ulgą zapewne da jej wiele do myślenia, aczkolwiek pozwoliła sobie na odgonienie tych myśli i zostawienie ich na później. Teraz przede wszystkim liczyła się potrzeba powrotu do przynajmniej względnie przyzwoitego stanu, a nie dało się tego osiągnąć bez nieco szerszego ręcznika, który, jak na złość, musiał znajdować się na krześle stojącym przy tym, które zajmował Detlef.
Ręcznik, przykusy nieco, przykrył co prawda jakiś interesujący fragment ciała, lecz śmiało można było ten gest nazwać musztardą po obiedzie. Co było do zobaczenia, to już Detlef zobaczył, szczególnie w momencie, gdy dziewczyna schylała się po wspomniany wcześniej kawałek materiału. Kropelki wody ściekające po kształtnych wzgórkach... Smakowity widok...
Jednak Arabella była cały czas wielką niewiadomą, a sypianie z ewentualnym wrogiem nie leżało w jego planach. Uwodzenie niewiast by wydobyć z nich prawdę - również.
Detlef natychmiast, choć niektórzy mogliby powiedzieć, że nieco zbyt późno, wstał z krzesła i chwycił większy ręcznik. Rozłożył go i podszedł do Arabelli.
- Obróć się, proszę - powiedział,oferując równocześnie swą pomoc w wycieraniu.
Obdarzyła go znacznie milszym uśmiechem i spojrzeniem, które wyrażało wdzięczność, po czym zrobiła o co prosił. Co prawda w wycieraniu akurat pomoc nie była jej potrzebna, ale... Raz się żyło, pomyślała, a w chwilę później zaczęła się bezgłośnie śmiać, aczkolwiek trzeba dodać, że próbowała ów śmiech powstrzymać.
Trzeba było przyznać, że przy wycieraniu Detlef był równie delikatny, jak przy myciu, chociaż trzeba przyznać, że nieco rozszerzył obszar swych działań w stosunku do działalności wcześniejszej.
Wesołość wyparowała z niej dość szybko co bez wątpienia połączone było z dłońmi Detlefa, które nie ograniczyły się tylko do wycierania pleców. Zamarła niezdecydowana co powinna zrobić ani jak się zachować. Rzuciła pospieszne spojrzenie w stronę stołu, jednak nie wyrwała się i nie sięgnęła po ostrze. Wszak nie zdobędzie ich zaufania atakując jednego z drużyny, tym bardziej w sytuacji gdy nie groziło jej niebezpieczeństwo. Nie była wszak cnotką i odrobinę męskiego dotyku była wszak w stanie znieść. Oczywiście, dopóki będzie to odrobina dotyku w bezpiecznych granicach. Widocznie prawdę mówiono, że nic za darmo...
Po niewczasie, z pewnym zaskoczeniem stwierdziła, że Detlef omija najbardziej newralgiczne miejsca jej ciała. To pozwoliło jej na uspokojenie nadszarpniętych nerwów i podjęcie próby zapanowania nad galopującym sercem i zdecydowanie zbyt szybkim oddechem. Cierpliwie czekała, aż skończy ją wycierać by mogła wreszcie bez wzbudzania podejrzeń ponownie założyć pasy z nożami.
Detlef bez zbytniego krępowanie się patrzył, jak dziewczyna wyciera się do końca, a potem przywdziewa kolejne fragmenty garderoby, co było niemal tak samo ciekawe, jak gdyby je z siebie ściągała.
- Gdzie poznałaś Konrada? - spytał, nalewając wina do kubków i podsuwając jej jeden z nich. - Proszę, częstuj się.
Arabella zapięła ostatnią sprzączkę i poprawiła ułożenie noży by mogła je w każdej chwili z łatwością wyjąć. Sztylet “odziedziczony” po szlachciance zostawiła na stole, również tak by mogła po niego swobodnie sięgnąć. Z twarzy Detlefa nie mogła odczytać, by ten przejął się choćby w najmniejszym stopniu tymi oznakami braku zaufania. Nawet gdyby zobaczyła jakowąś oznakę to nie przejęłaby się nią. Zdecydowanie zbyt długo przebywała z dala od swoich skarbów będąc jednocześnie w towarzystwie mężczyzny którego może i lubiła ale któremu nie ufała. Nigdy więcej, obiecała sobie w duchu.
Jego pytanie sprawiło, że poderwała głowę i przez chwilę zastanawiała się czy przypadkiem pomoc w kąpieli nie była wstępem do przesłuchania. Wyraz twarzy mężczyzny nie uległ jednak zmianie, a nie znała go na tyle dobrze by wychwycić ewentualne minimalne różnice w mowie ciała, które mogłaby zasugerować jej, że nie był to jedynie wstęp do rozmowy o ich dalszych planach. Usiadła więc i upiwszy wcześniej mały łyk z kubka, odpisała:
* W Meissen *
- Na ulicy, czy podczas występów? - spytał.
* W Tłustym Prosiaku. Był jednym z widzów. Dlaczego pytasz, panie? * Jej wzrok ponownie spoczął na jego twarzy.
- Ponieważ się zastanawiam nad całą tą sprawą, panno Arabello, i nad powiązaniami między uczestniczącymi w niej ludźmi.
* Nie ufasz Konradowi * nie było to pytanie, wszak powiedział o tym otwarcie przy śniadaniu. * Mi również? * mimo iż było to pytanie, to jednak w jej oczach była pewność co do tego, że mężczyzna zalicza ją do tej samej kategorii co kupca. No może nie do końca, jednak skoro ją wysłał to była podejrzana.
- Dziwisz się? - spytał z uprzejmą obojętnością.
* Nie * padła odpowiedź po chwili wahania.
W oczach Detlefa błysnęły wesołe ogniki.
- A jakim cudem, na wszystkich dobrych bogów, dałaś się wciągnąć w konradowe interesy? - zadał kolejne pytanie.
* A dlaczego miałabym odmówić pomocy skoro i tak nie czas był dla mnie by wrócić do dawnego życia? *
Wzruszyła lekko ramionami wyraźnie bagatelizując sprawę.
* Jeżeli moje umiejętności mogą przysłużyć się dobrej sprawie, należy z nich skorzystać.*
Detlef powrócił myślami do chwili, gdy spotkali się z Maximillianem. Wtedy też się przysłużyli dobrej sprawie, a jakże...
- A powiedział, czemu wybiera akurat ciebie, panno Arabello? Czemu akurat na ciebie zwrócił uwagę? Nie twierdzę, że nie jesteś warta tej uwagi, wprost przeciwnie. Powołał się na kogoś?
Pokręciła przecząco głową, jednak na pełniejszą odpowiedź przyszło Detlefowi nieco poczekać gdyż Arabella zdawała się dokładnie przemyślać każde słowo, które umieszczała na papierze.
* Usłyszał, że wybieram się tutaj by wziąć udział w obchodach święta. Potrzebował kogoś, kto nie wzbudzi podejrzeń. Inne powody takiego wyboru nie są mi znane. *
- Mówi ci coś ten znak komety? Z podwójnym ogonem?
Pokręciła przecząco głową.
- Czy jak tu przyjechałaś, skrzynia jeszcze była? - spytał.
* Nie wiem. Nie było jednak znaku, z tym że od swego przybycia nie sprawdzałam by nie wzbudzić podejrzenia.*
- Czy Konrad mówił ci coś więcej, panno Arabello, o tym znaku rozpoznawczym kultystów? Nieszczęsnych szylingach, które się nagle rozmnożyły jak króliki?
* Rozmnożyły? * zapytała zdziwiona.
- No może przesadziłem z tymi królikami. - Chwycił kubek i gestem zachęcił ją do zrobienia kolejnych łyków. Wino było na tyle dobre, że nie zasługiwało na zostawienie go w kubku i wylanie. - Raptem dwa niziołki z rzemykami to nie aż tak wiele.
* Konrad mówił tylko o jednym. Nie rozumiem...* nie kryła zaskoczenia.
Przez moment spoglądał na nią, a jego wzrok wyraźnie mówił “Czy warto ci zaufać, Arabello?”
- Jadąc tutaj trafiliśmy na kolejnego niziołka - powiedział. - Z takim samym samym rzemyczkiem. Jeśli był kultystą, to na łożu śmierci zdecydowanie za dużo mówił.
Miała ochotę odpowiedzieć mu takim samym spojrzeniem, zrezygnowała jednak. Zamiast tego skupiła się na jego słowach i kartce papieru, którą miała przed sobą.
* Co takiego powiedział? *
- O winie, takim do picia - sprecyzował - o Jej Wysokości Elektorce i o latarni.
Przy ostatnim słowie Detlefa, Arabella wyraźnie się ożywiła.
* Latarni? Nie Latarniku? * - zapytała pisząc słowa nieco zbyt szybko.
- Latarnia. Tak powiedział.
Odchyliła się na krześle i przymknęła na chwilę oczy. To oczywiście mógł być przypadek, a jeżeli tak to jej słowa mogą wskazać niewłaściwą osobę. Nie chciała mieć nikogo na sumieniu jednak... Chwyciła pióro, po czym ponownie je odłożyła. Wzięła głęboki wdech.
* Nie ma tu w pobliżu latarni * oznajmiła jedynie, tak by cokolwiek napisać, jednak myślami była przy jednym z gości Thomasa.
- A czemu wspomniałaś o latarniku?
Pytanie było naturalną konsekwencją pewnych niewielkich sprzeczności w wypowiedziach Arabelli.
* To było tylko luźne skojarzenie, panie Detlefie. Zapewne nic istotnego * odpisała, po czym dla większego efektu wzruszyła lekko ramionami. Jej wzrok na krótką chwilę spoczął na drzwiach nim ponownie zawędrował w stronę szlachcica.
Równie dobrze mogłaby napisać, ze ma dość rozmowy...
- Och, przepraszam, że zająłem ci tyle czasu, panno Arabello - powiedział Detlef. - Dziękuję, że poświęciłaś mi tyle czasu.
Odpowiedziała mu skinieniem głowy, starannie przy tym kryjąc westchnienie ulgi. Potrzebowała przemyśleć usłyszaną informacje, a nie mogła tego zrobić pod czujnym okiem szlachcica. Wstała zbierając kartki i pióro, a na koniec zabierając sztylet, który w przeciwieństwie do przyborów do pisania, nie wylądował na swoim miejscu tylko pozostał w jej dłoni. Ostatni ukłon, lekki uśmiech i już jej nie było.
Detlef ponownie usiadł i wypił kolejny łyk wina. Arabella stanowiła pewien problem. Bez względu na to, czy była sojusznikiem, czy nie, stanowiła problem. Pytanie, na ile poważny. Oby nie śmiertelnie poważny.

Poczekał na wymianę wody, a potem zaczął się szykować na przyjęcie. Wszak nie mógł wyglądać jak byle łachudra. Szlachectwo zobowiązuje.
 
Kerm jest offline