Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2012, 09:15   #101
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Śniadanko:

Arabella przechodząc przez salę u boku Zebedeusza, skinęła na powitanie głową Thomasowi, po czym skupiła swą uwagę na mężczyznach siedzących przy stole, do którego zaprowadził ją jej towarzysz. Ich również przywitała skinięciem głowy i lekkim uśmiechem, po czym usiadła tak by miejsce obok niej mógł zająć żak dzięki czemu miała możliwość przy jego pomocy kontaktować się z pozostałymi czymś więcej niż prostymi gestami. Czekała cierpliwie aż zostanie przedstawiona, spoglądając wyczekująco na Zebedeusza.
Detlef, jak to nakazywał dobry obyczaj, wstał i skłonił się lekko, gdy Arabella podeszła do stołu. Słowem nie skomentował przybycia dziewczyny, podobnie jak wcześniej nie powiedział nic na temat losu Melissandry i związku dziewczyny z tymże losem. Nie miał zamiaru wchodzić w kompetencje Zebedeusza, ani też psuć dziewczynie efektownego wejścia.
Zebedeusz zszedł razem z dziewczyną, lecz gdy zauważył Detlefa skinął do niego głową. Możliwe, że z szacunku a może ze zwykłej wdzięczności, bo bądź co bądź wysłuchał go. Gdy dotarli do stolika Zebedeusz, trzymając delikatnie za dłoń dziewczynę, odsunął jej krzesło i poczekał aż usiądzie by samemu zająć miejsce koło niej.
- Panowie to jest Arabell - zamilkł aby reszta mogła się przedstawić. Nie zamierzał im teraz tłumaczyć, że Arabell jest niemową.
Gdy już zebrali się wszyscy, a karczmarz podał śniadanie i oddalił się Zebedeusz spoważniał, mając pewność że nikt ich nie podsłucha, rzekł:
- Melissandra nie żyje. Była kultystką a teraz jest sześć stóp pod ziemią - jego głos był zimny, bez uczuć. Zupełnie inny niż przy rozmowie ze szlachcicem. Pełen gniewu i chłodu. :
- Co do Pani - wskazał dziewczynę - została ona nam przydzielona do pomocy przez Herr Konrada. Co się tyczy naszej zguby to nie ma jej, tam gdzie być powinna. Byłem i się rozczarowałem.
Zamilkł. Liczył bowiem na jakieś konstruktywne uwagi.
- O kurwa - wymknęła się konstruktywna uwaga stojącemu z miską parującej owsianki Knutowi. Chwilę tak postał, po czym zamknął otwartą gębę, dosiadł się i powiedział grzecznie:
- Witajcie, pani. Knut jestem. Ze Stirlandu.
Nowa nie odpowiadała, co było bardzo niegrzeczne. Żołnierz więc zwrócił się do drużyny:
- Melissadra? Sigmarze uchowaj! Tak coś żem czuł w kościach, że dziwna była - pokręcił głową - A nas wczoraj niezniszczalne demony napadły. I łowca czarownic nas zdybał i o herezje posądzał, ale go przegadałem. Potem tośmy w karczmie się pochlali i potańcowali. I tyle.
Nachylił się po dzbanek, by nalać sobie wody i cicho powiedział.
- Karczmarz ma dwa szelągi na rzemyku.
Arabella co prawda nie odpowiedziała jednak skinęła głową mężczyźnie i z uwagą jego słów wysłuchała. Zdziwiła się nieco, że im się udało z rąk łowcy wyrwać nie zaliczywszy przy tym bolesnego przesłuchania. Widać umiejętności Knuta we władaniu językiem musiały pokonać ochotę Ludwika do ozdobienia placu jak największą ilością wisielców. Szczerze mu tego zazdrościła... Informację o znaku rozpoznawczym przywitała ze spokojem. Wszak Konrad powiedział, że podejrzewa Thomasa, a ona wierzyła kupcowi. Czekała cierpliwie na reakcję pozostałych, uważnie obserwując ich twarze i tylko lekko się uśmiechając.
- To może o nim dobrze świadczyć - odpowiedział cicho Detlef. - Są gorsze rzeczy, niż srebro. Niektóre potwory ponoć nie tolerują tego metalu.
- Taa. A Konrad powiedział, że szelągi - symbol kultu. Ale od kiedy niziołki chaosowi służą? Konrad się mylił? - spytał Knut.
- Konrad może prawdę mówić, ale też może się mylić albo i łgać, bo od tej ostatniej przywary nikt nie jest wolny - stwierdził Detlef. - Na tym pięknym świecie nikomu nie można wierzyć na piękne oczy. - W tym momencie mówiący nie patrzył ani na Zebedeusza, ani na Arabellę, chociaż między innymi to ich miał na myśli. - Zdobędziemy skrzynię, a potem się zobaczy, komu ją damy - czy Konradowi... - Przerwał, widząc nadchodzącego kolejnego członka ich grupy.
W tym momencie do stolika podszedł Albert. Z uśmiechem na ustach odsunął sobie krzesełko i popatrzył na kompanię. Podniósł brwi i zmierzył wzrokiem nowo przybyłą. Popatrzył na Arabell, na Zebiego i rozłożył ręce.
- A gdzie nasza droga szlachcianka? - zapytał nie będąc niczego świadomy - Widzę, że dość szybko znajdujesz nowe kobiety. Jedna ci nie wystarcza? Czy wiesz, że masz równie piękną konkurentkę?. - zwrócił się do Arabelli.
Cyrkówka ograniczyła się do przeczącego ruchu głową i ułożenia swych ust w powitalny uśmiech. Jednak jej wzrok dość szybko opuścił nowo przybyłego by skupić się na Zebedeuszu. Delikatnie dotknęła jego dłoni by dodać mu otuchy w tym trudnym zadaniu jakim dla niego była konieczność poinformowania kolejnego członka drużyny o śmierci szlachcianki. Niepokoił ją ton jego głosu gdy oznajmiał tą wiadomość wcześniej. Był nieco zbyt znajomy jak na jej gust.

Zebedeusz spojrzał spokojnie ma Alberta i rzekł, a w jego głosie było można wyczuć lekką ironię:
- Mel nie żyje, jak już wspomniałem, a co znajdywania nowych kobiet, to jest tak że jedni mają dar -wzruszył ramionami - a inni nie - uśmiechnął się do niego, patrząc mu prosto w oczy.
Zebedeusz spokojnie patrzył na Alberta, ale potem wzrok skierował na Arabell, i uśmiechnął się również do niej, ale ciepło i z “wdzięcznością”.
Miał nadzieję że Albert nie zacznie dochodzić do rękoczynów, bowiem nie miał nastroju na walkę. Nie dziś, nie w tym stanie. Był zbyt zmęczony psychicznie, a przede wszystkim zły i wściekły, a te uczucia nie są dobrymi doradcami.
Dodał szybko jednak, by nie stawiać Arabell w niezręcznej sytuacji:
- Ta dama została nam przysłana przez Konrada by służyć nam pomocą i radą, więc mylnie ją oceniłeś drogi Albercie - tym razem uśmiech był przyjacielski.
Ot i nagle ujawnił się całkiem nowy Zeb-bawidamek i podrywacz, pomyślał Detlef. Zadziwiająco obojętny na los swej ukochanej, a może tylko kochanki.
Jego poziom zaufania do Zeba nieco się obniżył. Ponownie zresztą.
Dziewczyna podziękowała towarzyszowi uśmiechem, po czym cofnęła dłoń by nie prowokować dalszych insynuacji pod ich kierunkiem. Były one bowiem obrazą zarówno dla niej i i Zebedeusza. O ile jednak ona była przyzwyczajona do różnego traktowania i wysłuchiwania różnych opinii na swój temat, to jednak chciała oszczędzić tego żakowi. Szczególnie teraz.
Upiła mały łyk wina, a następnie ponownie skupiła się na słuchaniu. Słowa Zebedeusza co prawda postawiły ją w korzystnym świetle, za co była mu wdzięczna, to jednak nieco mijały się z prawdą.
- Nie żyje? - Albertowi mina zrzedła. Popatrzył w bok dostrzegając jaką gafę popełnił. Po chwili odezwał się jednak.
- Albert. Albert Lynre, największy obieżyświat jakiego zna ta i nie tylko ta ziemia. - przedstawił się nowej kompance podając rękę ta jak witają się mężczyźni.
Podała mu dłoń i skinęła głową na powitanie.
Albert po geście przywitania po prostu usiadł. Popatrzył chwilę na swoje dłonie, które trzymał na kolanach i bawił się nimi układając je w różne gesty i sztuczki, jakie poznał podczas podróży.
Nie lubił Melisandry, widział nieraz w jej oczach dziwny płomień. Nie podobało mi się to. Jej wzrok był czasem wręcz wrogi jak dla niego. Na przykład po potyczce w świątyni. Nie dała mu się opatrzyć i choć jej usta odmówiły dość grzecznie, to oczy puściły wiązankę przekleństw. Nie życzył jej bynajmniej złego losu,

Zebedeusz uznał temat za zakończony, więc już nic się nie odzywał. Nie czuł potrzeby drążenia tego tematu, tym bardziej że nie miał ochoty na wyjaśnienia i kolejne opowiadanie. Przeszłość to przeszłość, a Zebedeusz nie chciał do niej wracać.

- Nie dziwi was, że łowca czarownic w ogóle nie przejął się, jak opowiadaliśmy o demonach?

- Wszak on od tego jest, by czarownice łowić, a nie za demonami się uganiać. - Detlef uprzejmie zwrócił mu uwagę na błąd w rozumowaniu. - Wszak sam dobrze wiesz, że łatwiej jest człeka upolować, niż demona. Większość ludzi, w przeciwieństwie do tego ostatniego, nawet nie spojrzy krzywo na łowcę, a co dopiero o czynnie mu się przeciwstawić.
Szłomnik podrapał się po głowie.

- Łowca winien być człowiekiem twardym, ale sprawiedliwym i na chaos ciętym jak chart na zająca. A nie karbowym, co tylko na oraczy z batem się zasadza, z krzywdy słabszych mając przyjemność. Mi on śmierdzi jak gnój na bucie.

- Z tego co mi wiadomo Knucie, to ten tutejszy wiesza zbirów... ot tak żeby kogoś powiesić, żeby sprawiał wrażenie skutecznego... i chyba żeby o nim gadano. - Albert szeptał. Rozglądnął się po oberży wcześniej czy aby jakieś ciekawskie uszy nie przylepiły się do jego słów.
- Wszyscy pogłupieli - podsumował Szłomnik.
- Gadałem z karczmarzem o jego amulecie, to po prostu jakiś lokalny symbol szczęścia, nic więcej...
*Gdyby to był tylko lokalny symbol szczęścia wtedy ludzie nosiliby go otwarcie, a nie widziałam by ktoś zdradził się z jego posiadaniem w ciągu tych dni, które spędziłam w wiosce.*
Arabella, która w trakcie powitań i wcześniejszych rozmów zdążyła wyjąć papier i rysik, postanowiła wreszcie wziąć udział w rozmowie. Kartka z jej opinią znalazła się między Detlefem, a Zebedeuszem by któryś z nich mógł użyczyć jej swego głosu.

Zebedeusz pokręcił głową że, też nie widział nikogo z owym symbolem, kto by go jawnie pokazywał.

- Hm... wiecie, popytać mogę. Co jak co ale na amuletach i innych dziwnych lokalnych plotkach, przesądach i świętach się znam. Poniocham co gdzie i jak. - zadeklarował Albert.

Arabella przez chwilę myślała nad pytaniem Knuta, a jako że nikt nie kwapił się by na nie odpowiedzieć jako pierwszy, pospiesznie skreśliła kilka słów na papierze i przesunęła kartkę tak by umiejący czytać mogli przekazać reszcie jej propozycję.

* Pan Detlef, Zebedeusz i ja zostaliśmy zaproszeni na obiad, na którym co znaczniejsi mieszkańcy wioski winni się pokazać. Przy odrobinie szczęścia może uda się czegoś od nich dowiedzieć. Nasz krasnoludzki przyjaciel mógłby spróbować tego samego odwiedzając swego ziomka, który mieszka niedaleko stąd i czasem zagląda do karczmy. Pozostaje jeszcze zbadanie miejsca w którym była skrzynia oraz odwiedzenie świątyni czym mogliby się zająć panowie Knut i Albert. O ile, oczywiście, nie mają nic przeciwko.*

- W miejscu gdzie była skrzynia znalazłem wbita tabliczkę, z kometą z dwoma ogonami - zaczął żak

Zebedeusz pokręcił głową, jakby zaczął myśleć ,lecz machnął ręką:

- Może rzeczywiście, rozdzielmy się tak jak proponuje Arabella. A pod wieczór znów się spotkamy i zobaczymy, co kto się dowiedział.
- Poza tym, po obiedzie zamierzam przejść się do naszego drogiego inkwizytora.. porozmawiać
- uśmiechnął się

- Ja wybadam inkwizytora - rzekł Knut z zawadiackim uśmiechem - My się już znamy. Na resztę planów mówię dobra.

- Hm... ja pójdę więc na egzekucję. Dowiem się co nieco o naszym lokalnym łowcy. - rzekł Albert
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-03-2012, 16:22   #102
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Knut***


Szłomnik dziarsko wyszedł z karczmy. Nie dla niego były poranne pogaduchy. Dowiedział się tylko tego co było mu potrzebne i ruszył. Trzeba było działać, a piękna jesienna pogoda tylko temu sprzyjała. Poszedł za palisadę, na miejsce gdzie wczoraj nastąpił atak demonów. Po chwili tam był, mijając wcześniej spalony dom, nie znajdujący się daleko od jego ścieżki. Jak i dom łowcy, w którym byli wczoraj ‘goszczeni’, a który później miał zamiar ponownie odwiedzić.

Bez żadnego problemu odnalazł miejsce napadu. Dokładnie wszystko tam przejrzał. Najpierw zwrócił uwagę na ślady, by ich później nie zadeptać. Nie znał się bardzo na tropieniu, ale umiejętności jakie posiadał i jego spostrzegawcze oko, były wystarczające by stwierdzić, że poza śladami końskich kopyt i butów, nie było żadnych innych. Żadnych, które mogłyby pasować do zwierzęcej postury dwóch z demonów. Nic, co mogłoby wskazywać na ich wczorajszą obecność w tym miejscu. Również nic nie wskazywało, by ktoś opuszczał to miejsce wczoraj, w innym kierunku niż wioska. Czyżby demony rzeczywiście się rozpłynęły w powietrzu?

Gdy skończył ze śladami, przeszukał dokładnie teren pod innym kątem. Poza paroma śladami krwi nic, zupełnie nic. Niewielka, krwista plama była tylko w jednym miejscu, dokładnie tam, gdzie wczoraj leżał ranny człowiek. Podejrzanych przedmiotów, żadnych nie znalazł, jak i śladów po jakimś rytuale, czy miejsca gdzie mógł zostać przyzwany demon. Knut nie wiedział dokładnie jakby to mogło wyglądać, ale i tak nie było nic podejrzanego. Ani tu, ani w najbliższej okolicy. Nic, kompletnie nic, żadnych śladów mrocznych pomiotów, jakby kompletnie ich tu nie było.

***

Właśnie się zbierał w kierunku kolejnego przystanku zaplanowanego na dzisiejszy dzień, gdy zauważył że ktoś idzie, ku niemu. Gdy mężczyzna się zbliżył, rozpoznał twarz wczorajszego poszkodowanego. Mężczyzna zbliżał się przytrzymując się za bok. Gdy podszedł do Knuta, przywitał go.

- To Ty?! To tyś mnie wczoraj ratował! Tak? Poznaję Cię panie!...Po stokroć dzięki, gdyby nie Wy, to bym tu wciąż pewnie leżał…ino już bym nie dychał pewnie! – rzekł wyraźnie rozradowany tym spotkaniem mężczyzna, chociaż z pewną dozą bólu w głosie.
[i]- Ło kurcze … wybacz, nie przestawiłem się! Martin, Martin Hilpert…łowca nagród…poszukiwacz skarbów…poszukiwacz przygód[i] – mówił wyraźnie podekscytowany tym co robi.

Przed Knutem stał młody, nad wyraz gadający, wiele wyolbrzymiający młokos. Szłomnik próbował go od razu spławić, jednakże nie było to łatwe zadanie. Czasami łatwiej walczyć z demonami, niż uzyskać chwilę spokoju. Martin, zaczął mu opowiadać o wczorajszej sytuacji. Knut chcąc, nie chcąc, dowiedział się, że młodzian nim został napadnięty, ‘zwiedzał’ okolicę i odnalazł pewną skrytkę. Była przed nią wbitą tabliczka. Cały opis, przedstawiony przez Martina, zgadzał się z tym co mówił Zebedeusz, więc Szłomnik od razu skojarzył, że to miejsce do którego i on się teraz wybierał. Miejsce, w którym miała być schowana ich, czy też bardziej Konrada, skrzynia. Hilpert opisał więc, że coś tam było ważnego i cennego, ale już nie ma. Z pewnością był tam przed nim i łowca, który zostawił ową, wspomnianą tabliczkę.

Nim się rozstali Hilpert opowiedział jeszcze o demonach. Twierdził, że pojawiły się one nagle i znikąd w momencie, kiedy właśnie wracał z kryjówki. Chłopak jest niemalże przekonany, że ktoś bardzo chce to, co było w tej skrytce. Nie ma tego i pewnie przy pomocy demonów próbuje zdobyć. Czy jest to tylko wymysł dość bogatej wyobraźni poszukiwacza skarbów, czy prawda, to już zadanie dla Szłomnika, by to osądzić.

***

W końcu Knut na własne oczy przekonał się o tym, o czym opowiadali Zebedeusz i Martin. Pusta skrytka, przed nią tabliczka, a w środku wszystko dokładnie wyczyszczone. Zero śladów. Nic. Pustka. Wszystko dokładnie przejrzane. Chociaż…w pewnym miejscu, w pobliżu skrytki, znalazł ślady po walce. Postrzępione, zakrwawione kawałki ubrania i w paru miejscach ślady krwi. To jest coś czego pozostali mogli nie zauważyć po ciemku. Spostrzegawcze oko Knuta, w słoneczny dzień, jednak bez problemów takie szczegóły wyłapało.

***

Teraz postanowił złożyć wizytę łowcy. Przygotowany, ‘przystrojony’, stanął przed jego drzwiami. Parę razy, solidnie w nie walnął. Poskutkowało.
- Co jest w pytę nietoperza?! – usłyszał nerwowy, krzyk gdy drzwi się otwierały
- Będziemy demony bić! – odpowiedział dziarsko, jednak po momencie zorientował się, że głos który przed chwilą usłyszał nie należał do tego, który wrzeszczał na nich wczoraj. Podniósł wzrok i rzeczywiście nie był to łowca, tylko jego pomocnik.
Całą jego infiltracja i zaplanowana rozmowa padła w gruzach.
- Eee, gdzie łowca? Ja do niego. – wydukał lekko zaskoczony sytuacją
- Łowcy nie ma i dziś nieuchwytny na rozmowy. Przyjdź wieczorem na egzekucję. Po niej może z nim Ci się uda rozmówić. Do tego czasu zajęty jest. – usłyszał od pomocnika. Choć Knut próbował, niewiele się od niego dowiedział. Tamten stwierdził, że bez łowcy nie może nic powiedzieć. Drążąc jednak nieco temat o egzekucji, dowiedział się tylko tyle, że powieszony podniósł rękę, uzbrojoną rękę na jednego z nich. Walczył i zranił poważnie pomocnika łowcy. I to jest kara za to. Kara, która ma być jak zwykle także nauczką dla innych. Pomocnik wyraźnie to podkreślił, zwracając uwagę na sytuację, jaka była wczoraj. Po krótkiej rozmowie Knut odwrócił się i odszedł. Zauważył jednego z towarzyszy.


***Albert***

Chwilę po Knucie z ‘Wesołego Kubła’ wyszedł Albert. Miał zamiar zdobyć informacje na swój sposób. I choć o wyraźnych ciemnych typków, paserów, czy nawet o większy targ było ciężko w stuosobowej wiosce, to z pewnością zdolności Alberta, nie stawiały go na przegranej pozycji w poszukiwaniu informacji.

Lynre miał czas, by przejść całą wieś w jedną stronę i drugą. Co w gruncie rzeczy wielkiego problemu i wysiłku nie stanowiło. Widział z bliska spalony dom. Obejrzał go z zewnątrz, nie zagłębiając się na razie do środka. Nie mógł być pewien, czy jest obserwowany w tym momencie, czy nie, więc wolał się nie wychylać. Rozpoznał jednak, że dom dopiero co spłonął, najdalej parę dni wstecz.

***

O rozmówki i plotki nie było ciężko. W końcu Albert to Albert, żadne plotki nie przejdą obok niego.

- Łowca, a no przybył niedawno i porządku strzeże. Od niedawna jest, a już dwóch wisi. Plugawi kultyści. Tfu! A i trzeci dziś zawiśnie! Trzeba przyjść oglądać dziada. Jak zawiśnie. Przyjdziesz? Trzeba przyjść! – usłyszał od jednego

- A ten co uwiśnie, to ponoć łapy jak żaba ma. Mutant! Chyba pierwszy tutaj u nas! – gadał jaki inny
- A co Ty za pierdoły ośle gadasz?! Ty masz łapy i ryj jak żaba. Tamten przecie, czworo oczu ma! Wstrętna paskuda- poprawił go drugi

- Ten łowca, to trzeba uważać. Groźnie spoziera cały czas. U takiego łatwo kultystą zostać. Skąd tu w takiej wiosce kultysty? A on już tu dwóch znalazł. Niemożliwe!- zasłyszał w innej części wioski

- Tu ponoć w okolicy skarb zakopany! Wielki mag kolegium światła go zakopał. A wcześniej to on rozpalił ognisko, rytuał zrobił na tej tam, naszej wieży. I on wtedy chodzące trupy pokonał. I Morra kazał czcić. To my tu czcimy i nawet świątynie mamy. W takiej wiosce naszej małej. Piękna świątynia! – usłyszał od jakiegoś chłopa, gdy zmienił temat plotek, po czym drugi stojący przy nim dodał.
- No, a teraz nasz jej Latarnik Nargond strzeże. Ino nie świątyni, tam kapłan, wieży. I on zapali jak co ogień, bo pochodnie ma. I wtedy odegna wszystko co złe. Dlatego nie ma nic tu nic złe u nas.

A gdy pytał o karczmarza:

- On to taki przyjazny, wesoły , gadatliwy. Prawdziwy niziołek. Prowadzi tą karczmę. Co by tu było gdyby nie on. Cały dzień smutek. A tak? A tak se wieczorem na piwko i fajnie. – powiedział jeden
- A nie dość, że taki przyjazny. To i prawdziwy wyznawca Morra! Takiego drugiego, jak on, to prawie nie ma. On prawie jak kapłan. Wierny wyznawca. Wzór. A Ty Morra czcisz? – dodał drugi

I tak dalej i tak dalej. Chyba tylko Albert, opierając się na swym doświadczeniu, był w stanie stwierdzić, co mu się przyda, a co nie. Co ma jakiś sens, a co w ogóle. W końcu cały czas polega na tych wszystkich plotkach i do tej pory, jak widać źle na tym nie wyszedł.

***

Chodząc tak po wsi zawitał też w okolice świątyni. W gruncie rzeczy była bardzo niewielka i skromna. Aż dziw, że mieszkańcy byli z niej aż tak dumni. Nie widział by, był ktoś w środku. Prawdopodobnie żył tu jeden kapłan, ale i jego teraz nie w swoim przybytku. Możliwe, że był on na pobliskim cmentarzu.

Ciężko, bardzo ciężko spotkać tu było kogoś, kto wyglądałby na typowego złego typa. W końcu jednak dostrzegł kogoś ze znajomym rzemykiem na szyi. Czym prędzej podszedł do niego i wyciszonym, szemranym tonem zagadał.
- Witam. Jestem nietutejszy i mam pewną sprawę do kogoś, kto zna się na wycenie. Mianowicie znalazłem gdzieś niedaleko taki wisiorek... Bardzo charakterystyczny, może znasz kogoś, kto zbiera takie rzeczy?
Człek spojrzał na niego spode łba. Chwycił wisiorek i dokładnie obejrzał z każdej strony. Po czym rzucił nim zdenerwowany w Alberta.
- Co Ty kurna mi tu wciskasz?! Kto zbiera dwie srebrne monety na wisiorku?! Wiesz kto? Każdy, kto chce mieć dwa srebrniku na wisiorku! Co w nim jest charakterystycznego, bo nie widzę nic a nic. Idźże już naciągaczu! Wycena? Dwa srebrniki ośle! Mnie tu w beczkę nie nabijesz złodzieju! Wypieprzaj stąd!

I tym oto akcentem skończyły się poszukiwania przez Alberta ciemnych typków. Tamten zachował się niezwykle dziwnie i podejrzanie, więc Lynre odwrócił się jedynie na pięcie. Lepiej nie zadzierać samemu z miejscowymi, szczególnie jeśli mają jakąś zorganizowaną grupę. Spostrzegł w oddali Knuta.


***Knut i Albert***

Gdy tylko się ujrzeli, podeszli do siebie. Dowiedzieli się co nieco i postanowili przekazać sobie wiadomości, którą zdobyli. Zaczęli się zastanawiać co dalej.


***Arabella, Detlef, Zebedeusz***

Jako ostatnie z karczmy wyszły osoby zaproszone na obiad. W końcu mieli jeszcze do niego trochę czasu. Spędzili go więc na lekkim odpoczynku, ‘rozmowach’ i zajęciach własnych. Przed wyjściem trzeba było się solidnie umyć, oprzyrządzić i w miarę możliwości przystroić. Głównie tyczyło się to Zebedeusza, którego wygląd wciąż, bądź co bądź, przypominał o ciężkiej ostatniej nocy. W tym momencie, łagodnie mówiąc, wyglądał niewyjściowo.

Gdy nadeszła godzina obiadu, udali się na niego wspólnie. Arabella zaprowadziła ich do Grety. Rozsiedli się wygodnie. Jako goście w wiosce, siedli koło siebie, na centralnych miejscach. Siedli tak, by każdy mógł się z nimi poznać, tak samo jak i oni mogliby poznać mieszkańców wioski. Między Zebedeuszem, a Detlefem usadowiła się Arabella. Naprzeciwko nich, gospodyni Greta, a obok niej stało jeszcze wolne, w tym momencie, krzesło. Przy stole siedziało wiele osób, a on sam był pięknie przystrojony. Greta bardzo się postarała przygotowując ucztę dla swego brata. Na stole wylądowały same przednie dania i popitka w postaci tutejszego, wyśmienitego wina. Jedynie co, to świeżo upieczonego absolwenta a zarazem i osoby, dla której organizowane było to przyjęcie, brakowało. Zaczęli jednak bez niego.

Przy stole zasiedli, poza gospodynią, poznani już przez nich wcześniej, karczmarz – Thomas oraz łowca Ludwig. I wielu nie poznanych przez nich do tej pory. Poza ‘zwykłymi’ mieszkańcami, poznali jeszcze tutejszego kapłana świątyni Morra - Hendrika Milde oraz opiekuna pobliskiej wieży – krasnoluda Nargonda, nieraz zwanego przez pozostałych Latarnikiem.

Głównym tematem rozmów, był oczywiście jutrzejszy przyjazd elektorki. Sposób przystrojenia miasta, podarek jakim miało być słynne, tutejsze wino. Mówiono także o wieczornej egzekucji, choć łowca nie zdradzał nic w związku z nią. Pewne było jednak, że wszyscy na niej się zjawią. Zaproponowano to również i bohaterom.

Greta opowiedziała nieco więcej, trójce przyjezdnych, o sobie. Była miejscowym cyrulikiem, jedynym w okolicy. Dzięki temu mogła wieść dość dostatnie życie i pozwolić sobie chociażby na zorganizowanie takiego przyjęcia. Dodatkowo pomaga przy wyrobie wina. Obecnie jest bardzo zaangażowana w przygotowanie Heisenburga na przyjazd elektorki. Jedyną rodziną jaka jej pozostała, był brat-bliźniak.

Krasnolud Nargond, był znowu najstarszym mieszkańcem tej wioski. Zamieszkuje pobliską wierzę, jednak często też przebywa wśród mieszkańców. Za młodu służył jako żołnierz w armii krasnoludzkiej. Obecnie osiadł już tutaj, składając obietnicę, że będzie strzegł pobliską wieżę. Można bez problemu zauważyć, że ze względu na swój wiek, posiadaną wiedzę, czy zdolności cieszy się w okolicy ogromnym szacunkiem.

Atmosfera była przyjazna, wszyscy byli ciekawi nowych przybyszów. Oni też mogli dowiedzieć się co nieco o wiosce, a także zaspokoić swoją ciekawość na temat różnych interesujących ich rzeczy. Przy stole siedzieli prawdopodobnie wszyscy, mający jakieś znaczenie w wiosce. Wystarczyło tylko ubrać pytania w odpowiednie słowa i je zadać.

***

W końcu na przyjęciu zjawił się i główny gość. Wszedł, witając wszystkich, po czym przeprosił.
-Wybaczcie! Byłbym wcześniej, ale tacy jedni nie chcieli, żebym się z nimi zabrał. Ale może dobrze, bo jacyś szaleni byli!

Usiadł i wtedy dokładnie, przed jego oczyma znaleźli się Detlef z Zebedeuszem. Owi wspomniani przed momentem wariaci, których niedawno w przydrożnej karczmie, prosił o podwiezienie do Heisenburga.
 
AJT jest offline  
Stary 07-03-2012, 20:34   #103
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Żołnierz i wędrowiec naradzali się na wioskowym placu.

- Ano widzisz, mój kumie - rzekł Knut - Dużo się tu dzieje jak na tak małą wioskę. I niedobrze się tu dzieje. Coś tu śmierdzi i nie są to onuce Mordrina.

Miał też plany na najbliższe godziny:

- Chodź, do wieży pójdziem. Z wieży zawsze daleko widać - to z garnizonu wiem - toć, kto mieszka na wieży, ten mądry. Pogadamy z tym… jak mu tam było? Latarnikiem Nargondem.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 07-03-2012, 20:44   #104
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Albert był nieco niezadowolony z wyników swoich poszukiwań. Zmarszczył czoło i ruszył z powrotem na targ. Tam spotkał Knuta. Humor od razu mu się poprawił. Uśmiechnął się i wysłuchał co jego kompan - generał ma do powiedzenia.

- Dużo się dzieje, bardzo dużo. Do wieży chodźmy, tylko musimy na egzekucję zdążyć. Bo chciałbym usłyszeć akt oskarżenia. Prowadź więc, co wiesz o owym latarniku? - zapytał idąc w kierunku wskazanym przez szłomnika.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 07-03-2012, 20:52   #105
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
- No, no. Zdążymy na egzekucję. Chciałem się przed nią rozmówić z łowcą, ale mnie jego przydupasy spławiły. A o latarniku wiem eee... nic? Podobno to krasnolud...
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 07-03-2012, 21:10   #106
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Ja się zastanawiam, wiesz. Łowca jest tu od niedawna. Nie słyszałem, żeby się kto tu wcześniej na mutanty skarżył. A nagle mutantów jak grzybów po deszczu się znajduje. Dziwne nie? W dodatku powiedz mi z czym Ci się kojarzy Morr? Bo mnie ze śmiercią i zadumą. A tu bęc! Karczmarz podobno Morra wyznaje a hula jak każdy nizioł... - Albert mówił wszystko cicho. Dopiero gdy oddalili się od ciekawskich uszu ludzi.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 08-03-2012, 10:15   #107
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Po niespełna godzinie dotarli do wieży. Znajdowała się ona zaraz u podnóża Gór Szarych. Knut zauważył, że kiedyś mogła ona stanowić punkt z którego alarmowano o niebezpieczeństwie. Wyglądała ona na dzieło krasnoludzkich budowniczych. Teraz jest już nadgryziona zębem czasu i poza opiekującym się nią khazadem nikt z niej zapewne nie korzysta. Z pewnością z jej szczytu można ujrzeć Heisenburg i całe jego okolice.

Wieża była jednak zamknięta, a krasnoluda Nargonda, którego spodziewali się tu spotkać nie było.
 
AJT jest offline  
Stary 08-03-2012, 12:49   #108
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Grave Witch & Kerm

Po zakończonym śniadaniu, Arabell udała się zgodnie z wcześniejszymi planami, do pokoju kąpielowego. Jej własny był niestety zbyt mały by mogła się w nim zmieścić balia z wodą, musiała zatem uszczknąć nieco z własnych oszczędności na rzecz dobrego wrażenia, jakie wywrze na uczestnikach obiadu. Nie mówiąc już o tym, że nic tak nie poprawiało humoru i nie pozwalało na przemyślenie problemów jak długa i gorąca kąpiel.
Thomas jak zwykle spisał się na medal. W nagrzanym pomieszczeniu stała już głęboka, po brzegi wypełniona balia, na krześle leżały schludnie ułożone ręczniki, a na stoliku karafka z winem i kubki, aczkolwiek tego akurat nie zamawiała.
Sprawdziła temperaturę wody, skinęła głową zadowolona, po czym zabrała się za odpinanie pasów utrzymujących jej ukochane noże. Poświęciła tej czynności znacznie więcej czasu niż wymagała, jednak nigdzie się jej nie spieszyło. Pozostałe ubranie nie zostało już zaszczycone nawet połową tej uwagi lądując w bezładzie tak gdzie je rzuciła. Ostatnią rzeczą, która wciąż znajdowała się na jej ciele była pamiątka po szlachciance. Pas wykonany z najwyższej jakości skóry utrzymywał pochwę wraz z tkwiącym w niej małym sztyletem o płaskiej rękojeści. Odpięła go delikatnie, po czym odłożyła pas na stół, wyjmując wcześniej ostrze, które zalśniło w blasku płomieni. Wolała noże, były wygodniejsze i łatwiejsze do ukrycia, jednak ten sztylet od razu zwrócił jej uwagę. Nawet nie pomyślała by sprawdzić sakiewkę, która z pewnością pusta nie była. Nadal nie potrafiła zrozumieć dlaczego ktoś, kto miał wszystko zdecydował się na taką drogę. Nadal też nie była pewna czy wpływy szlachcianki nie objęły jej towarzyszy. Do tego dochodziło nieprzyjemna świadomość, że jako jedyna w tej grupie ufa słowom kupca.

- Prosiłem o kąpiel i trochę wina, ale z pewnością nie zamawiałem tak uroczej łaziebnej - odezwał się od drzwi znajomy głos.

Odwróciła się i mocniej zacisnęła palce na rękojeści sztyletu, którym o mały włos nie rzuciła. Nie znała jeszcze tej broni, znała jednak właściciela głosu. Tego jej teraz tylko brakowało by na jej koncie znalazł się ranny Detlef. O tym, że mogłaby go zabić, wolała w chwili obecnej nie myśleć. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z pewnych braków w swoim odzieniu, lub raczej całkowity jego brak. Czując jak na jej policzki wypływa zdradliwy rumieniec, sięgnęła wolną dłonią po jeden z ręczników by chociaż częściowo zakryć swoją nagość.

- Spokojnie! - Detlef uniósł rękę, widząc ruch zbrojnej w sztylet dłoni. Arabella musiała być interesującą kobietą, skoro szła do balii z bronią w ręku. - Nie mam zamiaru ci przeszkadzać. Już mnie tu nie ma... Chyba że potrzebujesz pomocy w umyciu pleców.

Umycie pleców to był akurat najmniejszy z jej obecnych problemów. Wyjaśniło się przynajmniej skąd na stoliku wino. Z drugiej strony była niemal pewna, że zamówiła kąpiel jako pierwsza, wszak drużyny nie było jeszcze w wiosce gdy to robiła. Widocznie Thomas zapomniał powiadomić o tym szlachcica. Wyproszenie go z pokoju było w takim wypadku niezbyt uprzejmym posunięciem. Zamiast tego wskazała na wolne krzesło. Jak to mawiał Niklaus: Nie płacz nad rozlanym mlekiem i korzystaj z przyjemności póki masz ku temu okazję.

Detlef, nie przyglądając się jej zbyt nachalnie, ale i nie lekceważąc, zajął wskazane miejsce.
- Wina? - spytał, zachowując się tak, jakby ta sytuacja była zwyczajna niczym spotkanie w gospodzie.
Pokręciła głową w geście odmowy, po czym przesunęła nieco swoje skarby by zrobić miejsce na stoliku. Pochyliła przy tym głowę tak by włosy nieco zasłoniły jej twarz i ukryły oznaki rozweselania. Cała sytuacja wydała się jej nagle nie tyle żenującą co zwyczajnie zabawną. Nie była jednak pewna jak na jej rozbawienie zareaguje niespodziewany gość.
Ostrożnie wsunęła sztylet do pochwy i ułożyła go wśród pozostałych ostrzy. Nie chciała się z nim rozstawać jednak branie go ze sobą do balii wydało się jej lekką przesadą.
Detlef zignorował sztylet, zapewne dlatego, że miał przed sobą ciekawsze widoki. Ręcznik, który znalazł się w ręce Arabelli nie był zbyt obszerny i, prawdę mówiąc, więcej pozwalał oglądać, niż zasłaniał. A musiałby być ślepy, żeby nie dostrzec walorów, jakimi dysponowała Arabella. Z kolei zamykanie oczy czy też odwracanie się tyłem świadczyłoby o braku kultury czy też gustu. Lub głupocie.
Najwyraźniej Arabella nie przejmowała się wymogami kultury gdyż starannie unikała spoglądania na Detlefa. Nie dość tego, po chwili odwróciła się do niego plecami i najzwyczajniej w świecie podeszła do balii. Cóż, podejście do niej tyłem jakoś nie bardzo jej spasowało. Ręcznik, w wodzie niezbyt potrzebny, opadł i ułożył się u jej stóp. Długie włosy zasłaniały ją lepiej niż ten skrawek materiału, a po chwili nawet owa osłona przestała być potrzebna gdy dziewczyna zanurzyła się w wodzie. Rozbawienie, które wcześniej gościło na jej twarzy ustąpiło miejsca wyrazowi zadowolenia.
Znawcy powiadają, że konia należy oceniać po pęcinach. W stosunku do kobiet miało to również zastosowanie. Niewiasta mająca niezbyt zgrabne łydki i kostki traciła wiele w stosunku innych, zgrabniejszych.
W przypadku Arabelli... Może Detlef aż takim znawcą nie był, ale urodę i kształty ocenić potrafił. I, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie miałby jej nic do zarzucenia. Na drugi... raczej też nie. Co prawda rozpuszczone włosy zakrywały pewne elementy budowy, ale taka zasłona nie uniemożliwiła dostrzeżenia takiego czy innego fragmentu, szczególnie podczas wchodzenia do balii.
Gdy Arabella rozgościła się już w wodzie Detlef ponowił wcześniejszą propozycję.
- Pomóc ci? - spytał.
Po chwili wahania skinęła głową. Co prawda była w stanie sama umyć sobie plecy skoro jednak ma okazję skorzystać z czyjej pomocy... Uniosła dłonie by zebrać włosy i ułożyć je z przodu.
Prośba była raczej formalnością i Detlef nie spodziewał się zgody. Gdy jednak ją otrzymał, nie zamierzał się wycofywać. Sciągnął kubrak, który był zgoła niepotrzebny przy myciu czyichś pleców, a potem podszedł do balii i sięgnął po mydło.
Choć wioska była prawdziwym zadupiem, to jednak karczmarz potrafił zadbać o komfort co lepszych gości i sprowadzić mydło wysokiej jakości. Chyba że ktoś zostawił kilka kostek w charakterze zapłaty...
Nie zagłębiając się zbytnio w sedno tej sprawy polał plecy Arabelli ciepłą wodę, namydlił dłonie, a potem zabrał się do pracy.
Dotyk Detlefa był raczej delikatną pieszczotą, która tylko w niewielkim stopniu nastawiona była na czynność zwaną myciem. Arabella nie mogła jednak rzec, że było jej to niemiłe. Co prawda szlachcic nie mógł się równać z Serillem, jednak jemu niewielu mogło dorównać. Przez chwilę w jej myślach pojawił się obraz nieco intymniejszych pieszczot, jednak szybko go od siebie odsunęła. Tego typu fantazje mogły jej jedynie zaszkodzić.
Pochyliła się nieco bardziej i otuliła kolana rękami, po czym ułożyła na nich głowę. Przez chwilę trwała w tej pozycji czerpiąc pełnymi garściami z krótkiej chwili przyjemności i pozwalając ciału na rozluźnienie się i odpoczynek. Nawet nie wiedziała że była do tego stopnia spięta. Nagromadzone emocje powoli odpływały odganiane powolnymi ruchami męskich dłoni.
Detlef stanowił dla niej zagadkę i nie chodziło w niej tylko o czas obecny. Zawsze uprzejmy, miły, troskliwy. Czy było z nią coś nie tak skoro uważała że to jedynie maska? Bardzo chciała móc zaufać szlachcicowi, duchowi przeszłości, jednak nie potrafiła. Lubiła go, stan ten nie był nowością. Gdyby było inaczej nigdy nie zgodziłaby się na to by przebywał z nią w jednym pomieszczeniu w sytuacji takiej jak ta. Jednak nie umiała zaufać.
Uniosła głowę i lekko nią potrząsnęła próbując dać tym znak swoim myślom by zostawiły ją na chwilę i pozwoliły cieszyć się tym momentem wyrwanym z codzienności. Powolnymi ruchami palców zaczęła rozczesywać włosy jednocześnie dokładnie je myjąc. Rytmiczne ruchy pozwoliły nieco uspokoić oddech i przyspieszone bicie serca.
Potrząśnięcie głową Detlef odebrał jako sygnał, że ma skończyć. Albo Arabella uznała, że jest już dosyć czysta, albo że zbyt się zbliżył do miejsca, gdzie - jak powiadają - plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Już wystarczy? - spytał. - Zostało jeszcze parę kawałków do umycia. A muszę przyznać, że jesteś wdzięcznym obiektem takich zabiegów.
Odwróciła głowę i obdarzyła go lekkim, nieśmiałym uśmiechem, po czym skinęła głową by dać mu do zrozumienia, że już dziękuje za jego pomoc. Gdy jednak nie zrozumiał jej gestu, wskazała dłonią stolik, a konkretnie stojącą na nim karafkę. W końcu nie mieli całego dnia, by przygotować się do obiadu, a trzeba było się jeszcze zastanowić jak wykorzystać tę okazję do ich celów. Dłuższe marudzenie w kąpieli byłoby co prawda przyjemną, jednak mimo wszystko stratą czasu.
Detlef usiadł na krześle, poświęcając znaczną część uwagi siedzącej w balii Arabelli. jednak nie tylko jej wdziękom, ale również problemom, jakie się z nią wiązały. I bynajmniej nie chodziło tutaj o problemy z porozumiewaniem się. Kim naprawdę była i co ją łączyło z Konradem, który sam w sobie był pewnego rodzaju zagadką. To, że kiedyś występowała dla szerokiej publiczności, i to z powodzeniem, to wiedział. Sam był świadkiem. Ale to było dawno temu, a jeśli straciła głos, to dla niej było to w innym życiu. A ludzie się zmieniają. Może lepiej byłoby się jej w taki czy inny sposób pozbyć? Jeśli Konrad jest, a tego wykluczyć nie można i nigdy tego Detlef nie wykluczał, kultystą, to czy Arabella również? Co prawda żadnych znamion kultu nie miała, ale to nie jest wszak koniecznością. Kult nie mutacja.
Plusk wody i poruszenie się Arabelli skierowały jego myśli na nieco inne tory.
Gdy nie rozpraszały jej dłonie Detlefa, umycie pozostałych części ciała zabrało jej chwilę. Tym krótszą, że czuła na sobie wzrok mężczyzny co znacznie przyspieszyło cały proces. Najwięcej problemu sprawiły włosy, jednak już od jakiegoś czasu obywała się bez pomocy przy dbaniu o ich stan, więc i teraz takowej nie potrzebowała. Wycisnąwszy z nich wodę przerzuciła je poza krawędź balii i dopiero wtedy wstała starając się przy tym nie zwracać uwagi na Detlefa. Z oczami zwróconymi na podłogę wyszła z kąpieli i pochyliwszy się, podniosła ręcznik, który wcześniej służył jej za osłonę. Dopiero gdy owinęła się owym niezbyt szerokim połaciem materiału, uniosła spojrzenie i obdarzyła szlachcica miłym uśmiechem. Jakby nie było pomógł jej w kąpieli nie narzucając się przy tym ani nie wykorzystując sytuacji. Fakt, że odetchnęła z ulgą zapewne da jej wiele do myślenia, aczkolwiek pozwoliła sobie na odgonienie tych myśli i zostawienie ich na później. Teraz przede wszystkim liczyła się potrzeba powrotu do przynajmniej względnie przyzwoitego stanu, a nie dało się tego osiągnąć bez nieco szerszego ręcznika, który, jak na złość, musiał znajdować się na krześle stojącym przy tym, które zajmował Detlef.
Ręcznik, przykusy nieco, przykrył co prawda jakiś interesujący fragment ciała, lecz śmiało można było ten gest nazwać musztardą po obiedzie. Co było do zobaczenia, to już Detlef zobaczył, szczególnie w momencie, gdy dziewczyna schylała się po wspomniany wcześniej kawałek materiału. Kropelki wody ściekające po kształtnych wzgórkach... Smakowity widok...
Jednak Arabella była cały czas wielką niewiadomą, a sypianie z ewentualnym wrogiem nie leżało w jego planach. Uwodzenie niewiast by wydobyć z nich prawdę - również.
Detlef natychmiast, choć niektórzy mogliby powiedzieć, że nieco zbyt późno, wstał z krzesła i chwycił większy ręcznik. Rozłożył go i podszedł do Arabelli.
- Obróć się, proszę - powiedział,oferując równocześnie swą pomoc w wycieraniu.
Obdarzyła go znacznie milszym uśmiechem i spojrzeniem, które wyrażało wdzięczność, po czym zrobiła o co prosił. Co prawda w wycieraniu akurat pomoc nie była jej potrzebna, ale... Raz się żyło, pomyślała, a w chwilę później zaczęła się bezgłośnie śmiać, aczkolwiek trzeba dodać, że próbowała ów śmiech powstrzymać.
Trzeba było przyznać, że przy wycieraniu Detlef był równie delikatny, jak przy myciu, chociaż trzeba przyznać, że nieco rozszerzył obszar swych działań w stosunku do działalności wcześniejszej.
Wesołość wyparowała z niej dość szybko co bez wątpienia połączone było z dłońmi Detlefa, które nie ograniczyły się tylko do wycierania pleców. Zamarła niezdecydowana co powinna zrobić ani jak się zachować. Rzuciła pospieszne spojrzenie w stronę stołu, jednak nie wyrwała się i nie sięgnęła po ostrze. Wszak nie zdobędzie ich zaufania atakując jednego z drużyny, tym bardziej w sytuacji gdy nie groziło jej niebezpieczeństwo. Nie była wszak cnotką i odrobinę męskiego dotyku była wszak w stanie znieść. Oczywiście, dopóki będzie to odrobina dotyku w bezpiecznych granicach. Widocznie prawdę mówiono, że nic za darmo...
Po niewczasie, z pewnym zaskoczeniem stwierdziła, że Detlef omija najbardziej newralgiczne miejsca jej ciała. To pozwoliło jej na uspokojenie nadszarpniętych nerwów i podjęcie próby zapanowania nad galopującym sercem i zdecydowanie zbyt szybkim oddechem. Cierpliwie czekała, aż skończy ją wycierać by mogła wreszcie bez wzbudzania podejrzeń ponownie założyć pasy z nożami.
Detlef bez zbytniego krępowanie się patrzył, jak dziewczyna wyciera się do końca, a potem przywdziewa kolejne fragmenty garderoby, co było niemal tak samo ciekawe, jak gdyby je z siebie ściągała.
- Gdzie poznałaś Konrada? - spytał, nalewając wina do kubków i podsuwając jej jeden z nich. - Proszę, częstuj się.
Arabella zapięła ostatnią sprzączkę i poprawiła ułożenie noży by mogła je w każdej chwili z łatwością wyjąć. Sztylet “odziedziczony” po szlachciance zostawiła na stole, również tak by mogła po niego swobodnie sięgnąć. Z twarzy Detlefa nie mogła odczytać, by ten przejął się choćby w najmniejszym stopniu tymi oznakami braku zaufania. Nawet gdyby zobaczyła jakowąś oznakę to nie przejęłaby się nią. Zdecydowanie zbyt długo przebywała z dala od swoich skarbów będąc jednocześnie w towarzystwie mężczyzny którego może i lubiła ale któremu nie ufała. Nigdy więcej, obiecała sobie w duchu.
Jego pytanie sprawiło, że poderwała głowę i przez chwilę zastanawiała się czy przypadkiem pomoc w kąpieli nie była wstępem do przesłuchania. Wyraz twarzy mężczyzny nie uległ jednak zmianie, a nie znała go na tyle dobrze by wychwycić ewentualne minimalne różnice w mowie ciała, które mogłaby zasugerować jej, że nie był to jedynie wstęp do rozmowy o ich dalszych planach. Usiadła więc i upiwszy wcześniej mały łyk z kubka, odpisała:
* W Meissen *
- Na ulicy, czy podczas występów? - spytał.
* W Tłustym Prosiaku. Był jednym z widzów. Dlaczego pytasz, panie? * Jej wzrok ponownie spoczął na jego twarzy.
- Ponieważ się zastanawiam nad całą tą sprawą, panno Arabello, i nad powiązaniami między uczestniczącymi w niej ludźmi.
* Nie ufasz Konradowi * nie było to pytanie, wszak powiedział o tym otwarcie przy śniadaniu. * Mi również? * mimo iż było to pytanie, to jednak w jej oczach była pewność co do tego, że mężczyzna zalicza ją do tej samej kategorii co kupca. No może nie do końca, jednak skoro ją wysłał to była podejrzana.
- Dziwisz się? - spytał z uprzejmą obojętnością.
* Nie * padła odpowiedź po chwili wahania.
W oczach Detlefa błysnęły wesołe ogniki.
- A jakim cudem, na wszystkich dobrych bogów, dałaś się wciągnąć w konradowe interesy? - zadał kolejne pytanie.
* A dlaczego miałabym odmówić pomocy skoro i tak nie czas był dla mnie by wrócić do dawnego życia? *
Wzruszyła lekko ramionami wyraźnie bagatelizując sprawę.
* Jeżeli moje umiejętności mogą przysłużyć się dobrej sprawie, należy z nich skorzystać.*
Detlef powrócił myślami do chwili, gdy spotkali się z Maximillianem. Wtedy też się przysłużyli dobrej sprawie, a jakże...
- A powiedział, czemu wybiera akurat ciebie, panno Arabello? Czemu akurat na ciebie zwrócił uwagę? Nie twierdzę, że nie jesteś warta tej uwagi, wprost przeciwnie. Powołał się na kogoś?
Pokręciła przecząco głową, jednak na pełniejszą odpowiedź przyszło Detlefowi nieco poczekać gdyż Arabella zdawała się dokładnie przemyślać każde słowo, które umieszczała na papierze.
* Usłyszał, że wybieram się tutaj by wziąć udział w obchodach święta. Potrzebował kogoś, kto nie wzbudzi podejrzeń. Inne powody takiego wyboru nie są mi znane. *
- Mówi ci coś ten znak komety? Z podwójnym ogonem?
Pokręciła przecząco głową.
- Czy jak tu przyjechałaś, skrzynia jeszcze była? - spytał.
* Nie wiem. Nie było jednak znaku, z tym że od swego przybycia nie sprawdzałam by nie wzbudzić podejrzenia.*
- Czy Konrad mówił ci coś więcej, panno Arabello, o tym znaku rozpoznawczym kultystów? Nieszczęsnych szylingach, które się nagle rozmnożyły jak króliki?
* Rozmnożyły? * zapytała zdziwiona.
- No może przesadziłem z tymi królikami. - Chwycił kubek i gestem zachęcił ją do zrobienia kolejnych łyków. Wino było na tyle dobre, że nie zasługiwało na zostawienie go w kubku i wylanie. - Raptem dwa niziołki z rzemykami to nie aż tak wiele.
* Konrad mówił tylko o jednym. Nie rozumiem...* nie kryła zaskoczenia.
Przez moment spoglądał na nią, a jego wzrok wyraźnie mówił “Czy warto ci zaufać, Arabello?”
- Jadąc tutaj trafiliśmy na kolejnego niziołka - powiedział. - Z takim samym samym rzemyczkiem. Jeśli był kultystą, to na łożu śmierci zdecydowanie za dużo mówił.
Miała ochotę odpowiedzieć mu takim samym spojrzeniem, zrezygnowała jednak. Zamiast tego skupiła się na jego słowach i kartce papieru, którą miała przed sobą.
* Co takiego powiedział? *
- O winie, takim do picia - sprecyzował - o Jej Wysokości Elektorce i o latarni.
Przy ostatnim słowie Detlefa, Arabella wyraźnie się ożywiła.
* Latarni? Nie Latarniku? * - zapytała pisząc słowa nieco zbyt szybko.
- Latarnia. Tak powiedział.
Odchyliła się na krześle i przymknęła na chwilę oczy. To oczywiście mógł być przypadek, a jeżeli tak to jej słowa mogą wskazać niewłaściwą osobę. Nie chciała mieć nikogo na sumieniu jednak... Chwyciła pióro, po czym ponownie je odłożyła. Wzięła głęboki wdech.
* Nie ma tu w pobliżu latarni * oznajmiła jedynie, tak by cokolwiek napisać, jednak myślami była przy jednym z gości Thomasa.
- A czemu wspomniałaś o latarniku?
Pytanie było naturalną konsekwencją pewnych niewielkich sprzeczności w wypowiedziach Arabelli.
* To było tylko luźne skojarzenie, panie Detlefie. Zapewne nic istotnego * odpisała, po czym dla większego efektu wzruszyła lekko ramionami. Jej wzrok na krótką chwilę spoczął na drzwiach nim ponownie zawędrował w stronę szlachcica.
Równie dobrze mogłaby napisać, ze ma dość rozmowy...
- Och, przepraszam, że zająłem ci tyle czasu, panno Arabello - powiedział Detlef. - Dziękuję, że poświęciłaś mi tyle czasu.
Odpowiedziała mu skinieniem głowy, starannie przy tym kryjąc westchnienie ulgi. Potrzebowała przemyśleć usłyszaną informacje, a nie mogła tego zrobić pod czujnym okiem szlachcica. Wstała zbierając kartki i pióro, a na koniec zabierając sztylet, który w przeciwieństwie do przyborów do pisania, nie wylądował na swoim miejscu tylko pozostał w jej dłoni. Ostatni ukłon, lekki uśmiech i już jej nie było.
Detlef ponownie usiadł i wypił kolejny łyk wina. Arabella stanowiła pewien problem. Bez względu na to, czy była sojusznikiem, czy nie, stanowiła problem. Pytanie, na ile poważny. Oby nie śmiertelnie poważny.

Poczekał na wymianę wody, a potem zaczął się szykować na przyjęcie. Wszak nie mógł wyglądać jak byle łachudra. Szlachectwo zobowiązuje.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-03-2012, 14:56   #109
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
- No tośmy się nałazili po próżnicy - powiedział Knut, odlewając się w porastające okolice wieży krzaki - Jedno dobre, że mi od tego łażenia resztki pijaństwa wyparowały ze łba.

Otrząsnął, co miał otrząsnąć i snuł dalsze plany:

- Chodź, może jeszcze zdążymy przed egzekucja przepytać tego Martina, tego łowcę nagród. Ty masz bardziej gadane, bo ja to się z nim krótko rozmówiłem. A jak nie zdążymy, to idziemy na wieszanie.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 08-03-2012, 14:59   #110
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Momencik. Krasnoludowie nie lubią chyba opuszczać miejsc których mają strzec. Dziwne to. Powiedział Albert mierząc latarnie z dołu do góry.

Podszedł do niej. Sprawdził czy drzwi nie są przypadkiem otwarte, albo czy nie świeci się tu gdzieś światło. Może ktoś tam jest, tylko nie chce się ujawniać...

W końcu po paru minutach zrezygnowany westchnął.
- Wino, Elektor, Latarnia... - przypomniał sobie słowa niziołka.

Oczy otworzyły mu się szerzej.
- Knut o tej latarni mówił niziołek! Ten co go na drodze spotkaliśmy. Tu jest z pewnością coś ważnego... Na razie chodźmy jednak do miasta egzekucja czekać nie będzie.
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 08-03-2012 o 18:04.
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172