Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2012, 17:57   #16
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
-Teatr, że mucha nie siada co nie chłopaki? - rzekł Stark rozglądając się po sali. - Tak w ogóle to któremu za wstęp oddać?- zapytał odwracając swój wzrok od kolorowej kotary, szukając zarazem drobnych monet w kieszeni swego płaszcza.

Jansowi — stwierdził Sigfrid oczywiste, po czym z westchnięciem wysupłał własny mieszek i zaczął liczyć monety. — Dalej, nie zwlekajmy. Samo przedstawienie bym jeszcze chętnie obejrzał, jak nam czasu starczy.

Skalp skwapliwie zebrał srebrne monety od towarzyszy i schował głęboko za pazuchę. Natomiast, gdy to Luiza chciała zwrócić pieniądze przecząco pokręcił głową.
- Już powiedziałem i nie zamierzam powtarzać: bawisz się na mój koszt, sikorko. Pamiętaj tylko, że masz ważną rolę do odegrania w naszym małym przedstawieniu, ale tymczasem korzystaj, korzystaj do woli, ha - klepnął Sigfrida lekko w ramię ponaglając do poszukiwań Herr Klugego.

Mam nadzieję, że będzie morał — powiedział Sigfrid, myśląc o sztuce, na którą bilety właśnie kupili. — Niektóre z tych przedstawień są takie bezduszne, wiecie. Prawdziwie poruszające historie mają zawsze przesłanie, na przykład: ufaj bogom, a nigdy krzywda ci się nie stanie; albo: nie igraj z Chaosem, gdyż zawsze się to źle skończy; albo: służ Imperium, a wszyscy będą szczęśliwi, myśl tylko o sobie, a wszystkich spotka nieszczęście.



***

Na ponaglenia i pytania reżysera Jans Zingger w pierwszym momencie zapomniał języka w gębie, lecz po chwili wzięła w nim górę talabheimska zimna krew i wykrztusił:

- Wybacz Mistrzu, nie godni my obcować ze sztuką. Hu, hu... te emocje... - jego twarz rozjaśnił przepraszający uśmiech.

Artysta momentalnie przeniósł wzrok na czarodzieja:

- Kostiumy? Jakie kostiumy? właściwie to...- Carolus spoglądnął pytająco na reżysera, który to jednak nie dał mu dokończyć, wskazując nieco krzywym palcem w stronę pomieszczenia, na którego drzwiach napisane było “GARDEROBA”

Sigfrid trącił czarodzieja łokciem między żebra..

Eee… Tak, kostiumy są tam — powiedział do maga, spoglądając jednak z niepokojem na autora sztuki. Ten na szczęście nie poświęcał im dużo uwagi i nie domyślił się przekrętu. — Naucz się czytać, cymbale! — rzucił w stronę Starka z udawanym gniewem, dostrzegając znajome szlaczki na wskazanych drzwiach. Reżyser skierował się już gdzie indziej.

- No co ty! Sigi! Chyba nie chcesz... przecież nie wiesz co gadać nawet!


— Cicho! — szepnął strażnik. — To nasza przepustka za kulisy!

- Wuj ma rację - przyszedł mu w sukurs Jans - lepszej okazji nie doczekamy. Jazda Panowie Artyści, he, he. A to ci dopiero heca.

Stark rozglądnął się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem aktorów, tak by podglądnąć za co są przebrani..
-Gdzie masz bilety, może tam będzie co napisane, o czym to jest, coś nie coś sztuki liznąłem u Magistra Guntera von Grassa, wszakże sztuczki moje i inwokacje szczyptę dramaturgi i gry aktorskiej zawierają, to może coś zaimprowizuję.

Jans wzniósł oczy do sufitu i wymamrotał cicho do siebie.
- Ranaldzie, Panie mój Szczerozłoty, dlaczego każdy chce być wielką gwiazdą estrady?

Wyciągnął naprędce plik biletów i przebiegł wzrokiem po opisie:

- Tu stoi, że to rycerski epos, znaczy się romansidło, mówi Wam to coś? - zapytał kompanów.

Münch pokręcił głową, natomiast Carolus nie słuchał, zagłębiony w swoim świecie:

“Palić.. czy nie palić.. o to jest pytanie..”- Stark teatralnie wyciągnął rękę przed siebie i zamyślił się chwilę, po czym przećwiczył ukłony i skierował do garderoby. - Przedstawienie czas zacząć panowie! Obyśmy się tylko ze wstydu nie.. spalili! Hehehe!

Sigfrid złapał maga za ramię i zatrzymał go zanim tamten zdołał dotrzeć do drzwi.
— Przede wszystkim to trzeba zobaczyć, czy nie ma tu aby naszego Szui. Przeca garderobianym miał ponoć być.

-No tak.. ale garderobianym dla ludu... czy aktorów? Bo jeśli widzom okrycia podaje, to ci włos na głowie podsmażę i już bokobrodów mieć nie będziesz, jak zagrać będę musiał bez powodu. Mało to kłopotów mamy od Wurzen?

Münch wziął głęboki oddech i spojrzał na Jansa, wyraźnie zaniepokojony.

- Szuja garderobianym jest dla aktorów, znaczy dla teatrum, głowę dam sobie uciąć - zaperzył się Skalp stając w obronie Sigfrida - Widziałeś gdzieś tu szatnię, magu? W try miga by wszystko rozkradli. Wierzaj mi trochę się na tym znam, he, he.

Strażnik ucichł po wypowiedzi Carolusa i tylko rozglądał się, czy aby kto nie idzie, ale po chwili stwierdził:
— Trza by się z Szują zaprzyjaźnić...

Na słowa Muncha Jans potakująco skinął głową. Założył ponownie swój kapelusz, usunął się z drogi pędzącemu na scenę niskiemu aktorowi w peruce i odparł:
- Powinniśmy trochę nasz plan dopracować. Wykorzystajmy czas trwania sztuki na spoufalenie się z huncwotem. Ot tak... wszyscy tu w teatrum pracujemy. Ponarzekajmy trochę na zwariowanego reżysera, obgadujmy obsadę. Potem, jeśli wszystko pójdzie dobrze, wyjdziemy z nim razem do Luizy albo sprowadzimy kurtyzanę do niego — jako moją siostrzyczkę — niby ciekawą, jak to u nas wygląda rajskie życie. I wspomnimy coś o małej hulance na Powroźniczej. Jak to brzmi? - zapytał gdy skończył.

Nieźle, nieźle — odszepnął Sigfrid, oglądając się za siebie. — Tylko nie stójmy tu już tak, bo znowu się ktoś zeźli.

Trójka skończyła się naradzać pod drzwiami do garderoby i wkroczyła do środka.

- Jans?- szepnął do towarzysza Stark.- Tyś wiedział, jak temu Szui oficjalnie było, zagadaj coś, a ja tymczasem znajdę jakieś stroje. Dla Sigiego upatrzyłem już baletki i sukienkę, będzie skakał jak ta baletnica- Stark podwinął koniuszkami palców swój płaszcz i dygnął szczerząc się do Siegfrieda.

— Mówi ten, co zawsze chadza w koszuli nocnej… — mruknął do siebie poirytowany Sigfrid i rozejrzał się dokoła, wypatrując garderobianego.

Jans parsknął cichym śmiechem i odparł:

- Szuja to nie jest dobry pseudonim artystyczny. Pomińmy zatem ten... tytuł. Proponuję roboczo zwracać się do gagatka per Mistrzu Kluge. Dobre, nie?

— Lizusostwo — skrzywił się Sigfrid. — Pozostańmy przy Herr.

Jans lekko się obruszył, lecz nie potrafić zbyt długo gniewać się na “Wuja”, pokręcił tylko głową.

- Może być i Herr Kluge, ale nie obiecuję...

- Miałem już kiedyś rolę, w teatrzyku klasztornym, jak jeszcze dzieckiem byłem. Nic poważnego...- zamyślił się na moment Carolus,- drzewo grałem wtedy. Sentyment pozostał, sami rozumiecie, gdyby nie Akademia, pewno bym aktorzyną został- chwalił się Stark, przeszukując wieszaki z kolorowymi strojami, przymierzając na oko co chwilę jaki mundur czy imitację macek i maski innego ścierwa.

Drzwi otworzyły się i wszyscy spojrzeli w kierunku wchodzącego mężczyzny. Nie był wysoki ani masywnie zbudowany. Miał około pięćdziesiąt lat, jednak z jego sylwetki emanowała siła i pewność siebie, bardziej pasujące do jakiegoś młodzieńca. Pod pachą trzymał zapakowane w papier zawiniątko.

- Hola. Hola! A wy tu czego? - zapytał ostro, a lewa ręka spoczęła na rękojeści zwisającego u pasa sztyletu.

Sigfrid sapnął, po czym wykrztusił z siebie:
— St... Statyści? — Spojrzał nerwowo na towarzyszy, oczekując pomocy. Był zaskoczony, bowiem nie spodziewał się, że Kluge będzie nosił ze sobą broń.

Jans nie dał się ponownie wytrącić z równowagi. Chwycił od niechcenia za drewniany miecz ze stojaka i nie patrząc na nowoprzybyłego odparł:

- Właśnie, właśnie ... a burdel tu macie, że hej. Gdzie są te zbroje dla obstawy kochanka Kunegundy? Mistrz kazał nam się do jakiegoś Herr Kluge udać po wyposażenie. Ponoć fachowiec, ale ja tam nie wiem... - nie dokończył, dając czas wybrzmieć słowom.

- Ten mieczyk nie jest od tego, to broń Helmuta Aplensenna z Czterech Stron Świata. Odłóż go - mężczyzna odłożył pakunek na stół, podszedł do Jansa i wyjął mu miecz z dłoni. Wskazał na stojący w głębi pomieszczenia stojak. - Mundury są tam, te z czerwonym pasem. A halabardy stoją na zewnątrz obok kołowrotu. No już! Jazda!

— Uch. Strasznie spięty ten Szuja… czy kto to jest — mruknął Sigfrid, dobierając sobie mundur z wieszaka. Byli na tyle daleko, że garderobiany nie powinien ich dosłyszeć. — Co dalej? Jans, to twoja działka. Złam pierwsze lody!

Skalp niezauważalnie kiwnął głową na znak, że zgadza się z uwagą Wuja. Zwrócił się następnie wprost do Szuji:

- Dziękuję Panie Kluge, ślicznie dziękuję za pomoc. My tu bowiem pierwszy raz jako statyści, to i zdziebko nieobeznani z całą tą machinerią. Rację miała jednak moja młodsza siostra... - błysnął w szczerym uśmiechu. Teraz to Kluge musiał chwycić haczyk.

- Widzi Pan, zafascynowana jest młódka teatrem, sztuką wielką, całym tym misterium. A ponoć bez osoby, która trzyma w ryzach cały ten bałagan - powiódł wzrokiem po garderobie - żadna sztuka do skutku by nie doszła. Jakże by to: zamiast z halabardą, powędrowałbym z mieczem Helmuta Aplensenna z Czterech Stron Świata, he, he. No, no fachowiec od razu widać, prawda chłopaki? - zaczął przymierzać mundur by zyskać na czasie i uładzić Szuję. “A to wredne bydlę...” - służalczo szczerzył się Skalp.

- Owszem, owszem przyjacielu.- Zawtórował Jansowi Stark. - Najpewniej i kopie tekstu gdzieś Pan trzyma, bo nasz reżyser jeszcze przed odsłoną cały scenariusz pomieszał z zakłopotania. Mógłbym ino spoglądnąć? -

- E tam, od razu fachowiec - Kluge lekko się zaczerwienił, ale zaraz przyjął zwyczajną minę. Popatrzył sroga na Carolusa. - A na cóż wam scenariusz? Wasza rola prościutka. Wdziejcie mundury, weźmijcie badyle i na znak z Fraulein Besser wejdziecie na scenę. Staniecie w szeregu obok rycerzy i cała rola wasza. Szybko. Szybko, stawcie się przy wejściu bo już niedługo wasza kolej.

Sigfrid, który już założył kostium, wzruszył ramionami i po chwili wahania wyszedł z garderoby. Rozejrzał się, a dojrzawszy drewniane halabardy oparte o ścianę, chwycił jedną z nich. Zamarkował dwa ciosy i uśmiechnął się pod nosem, myśląc o tym, jak absurdalnie niegroźna jest ta „broń”.

— Jak dotąd idzie dobrze — stwierdził.

Jans poszedł w ślady Sigfrida i przebrał się w mundur. Chwycił halabardę i podreptał w stronę kulis czekając na znak od reżysera. Gdy kompani zostali na moment sami wyszeptał: Spięty ten Kluge, choć może to tylko zwyczajowa trema podczas przedstawienia? Może się rozluźni, gdy to cholerstwo - wskazał halabardą na scenę - się skończy.

Zlustrował nowe wdzianka kompanów i powiedział: - Panowie kawalerzyści, he, he. To się Lulu na widowni zdziwi, ha.



Post napisany całą drużyną i MG.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 08-03-2012 o 18:02.
kymil jest offline