Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2012, 20:16   #466
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Podziemia

Wszyscy


Zasępiony Finn chwycił mocno konopną linę i po chwili wahania sprawnie zsunął się w dół kloacznego leja. Za nim po chwili poszedł w ślady Larson z nożem w zębach. Nikt więcej jakoś nie kwapił się z pójściem w ślady awanturnikom.

Mijały minuty, z dołu zaś dobiegały odgłosy szurania, stękania, wreszcie uderzenia metalu o metal....

Po chwili z dołu do pozostałych na górze dobiegł mocno stłumiony krzyk Wolfa.

- W porządku! Czysto, schludnie, jak u mamy! Chodźcie!

- Niesamowite - skomentował var Airem.

- Gdzie on się chował? I kim była jego matka? ? - retorycznie spytał Fungi i z głośnym stęknięciem powędrował w dół.

- W krainie Tumal. Tak mówił Draugdin. O matce nic nie wiadomo - wyjaśnił skwapliwie Creap.

- Aha i wszystko jasne - z dołu dobiegła odpowiedź krasnoluda.



***



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JrMDonO3xYQ[/MEDIA]



Po namyśle zostawili na górze jedną zapaloną latarnię.

- Takie światełko w tunelu - przekonywał Gwidon. Ustąpili.

Następnie radzi, nie radzi smrodliwej wycieczce w nieznane, jeden po drugim znaleźli się w wąskim i ciasnym szybie. Lina obcierała dłonie, kołysała się niebezpiecznie, mimo iż Gwidon zapewniał, że wytrzyma ich wspólny ciężar. Było duszno, ale nie śmierdziało, chyba, że ktoś zanadto zbliżył się do swego towarzysza niedoli. Wtedy zdało się być ciut gorzej.

Lej był niestety wąski, toteż nie obyło się również bez szorowania plecami ścian kloaki. Na szczęście przez dwadzieścia laty nikt się tutaj wypróżniał.

- Szkielety nie srają - autorytarnie stwierdził Fergus a jego głos poniósł się słabym echem.

Wreszcie przy utyskiwaniu i złorzeczeniu co niektórych znaleźli się na dole. Gdyby nie latarnie Finna i Fungiego byłoby ciemno jak...

- W dupie. Ciemno tu jak w dupie - malkontecił Creap, który podobnie jak Wolf najmniej pasował z drużyny do ciasnego ujścia kanału i było mu diablo niewygodnie.

- Ciemno to jedno... ciasno to, kurwa, drugie wikingu!- przeklinał raubritter aż dudniło w tunelu.

Maleńki kanał rozwidlał się na północ i południe. Debatując na czworakach wybrali południową odnogę. Niektórzy zmuszeni nawet byli nawet położyć się na płasko i czołgać.

O dziwo Finn wykazał się nie lada umiejętnościami i bez większych trudów, jedynie nieco szurając, pokonywał kolejne piędzi kamiennej rynny.

- Tam przed nami ... jakieś cztery metry... jest kratownica... pordzewiała... lekko ją uszkodziłem... przejdziemy - dyszał ciężko Wolf.

Powoli brakowało mu widać powietrza.


Dotarli do przeszkody.

Finn uderzeniem sztyletu rozbił zardzewiałą kratę, aż rozbłysły iskry, i czołgał dalej, nie zwalniając zbytnio tempa. Po jakichś dziesięciu metrach poczuli zimny powiew powietrza.

- Wyjście... nareszcie - mruknął spocony Creap. Koszula lepiła mu się do pleców.

I rzeczywiście po chwili znaleźli się w niskiej jaskini naturalnego pochodzenia.

Fungi poświecił wokół latarnią.

Stary kanał wprost otwierał się na większą jaskinię. Można się tu było, choć z trudem, wyprostować. Żwir i gładkie otoczaki na dnie, sącząca się leniwie strużka wody świadczyła o tym, że korytarz był dawnym łożyskiem strumienia. Niegdyś, zapewne przed magicznym kataklizmem, gdy strumień niósł więcej wody spłukiwał też ocembrowany kanał.

Struga wody spokojnie płynęła z południa na północ.

W porównaniu z martwotą i śmiertelną ciszą w kompleksie na górze, jaskinia tętniła życiem. Pomiędzy kamieniami biegały i skakały owady, pełzały ślimaki, w rozpadlinach skał coś szeleściło i popiskiwało. Ze stropu, jak zauważyła Pe'lan, rozwijając raz po raz błoniaste skrzydła zwisały nietoperze.

Ruszyli dalej w głąb jaskini, wzdłuż strumyka, aż dotarli do rozwidlenia, które skręcało w lewo lub prowadziło wprost.

Strumyk wypływał z rozpadliny w południowej ścianie korytarza i ginął w skale. Na wprost zaś korytarz wznosił się wyraźnie. Był suchy, szerszy i o wyższym pułapie.


- Spójrzcie - poświecił latarnią Finn.

- Kości... znowu... - mruknął Creap.

- Porozrzucane, należały do małej istoty - zwróciła uwagę czarodziejka de Noth.

- Ciekawe - zauważył Fergus.

- Gobliny - zasugerował Gwidon.




***



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=h7dWYAIu4-s&feature=related
[/MEDIA]



Wybrali suchą odnogę. Ciemna odnoga, prócz tego, że biła od niej wilgoć, niezbyt pasowała Zigildunowi, zdali się więc na nieomylny krasnoludzki instynkt.

Po paru minutach wyszli do kolejnej większej jaskini, gdzie na podłodze znajdowały się wręcz sterty małych kości.

- To nie gobliny Gwidonie, to koboldy. Dziesiątki koboldów. Jakby coś je pożarło. Spójrzcie tylko na te rozłupane piszczele. - skonstatował Fungi

- Raczej pożarło, strawiło i wypluło - chłodno orzekła egzorcystka.

Z jaskini prowadziły dwa wyjścia. Jedno po lewej stronie lekko zawracało.

Drugie szerokie prowadziło w głąb podziemnych tuneli.

Za radą przewodnika wybrali to drugie.
Po parunastu krokach prowadzący teraz Fergus zauważył, że w tej partii podziemi panuje wilgoć, wręcz cuchnęły pleśnią. Instynktownie dotknął dłonią ściany. I od razu wzdrygnął się zauważalnie.

- Poświećcie mi! Finn, tutaj! - var Airem przywołał chrapliwym głosem latarników.

Ściany porastał dziwny, zielonkawy grzyb.








- Lepiej zerknijcie tam... przed nami
- wskazała dłonią Virana.

W oddali, na granicy światła obu latarni, w głębi ponownie rozszerzającego się tunelu dostrzegli na glinianej polepie dwa wiklinowe koszyki.


Nie dane było im debatować nad niecodziennym znaleziskiem. Gdzieś z tyłu z naturalnej komnaty, którą przecież ledwo zostawili za plecami począł dobiegać chrobot, jakby... chitynowych odnóży.

- Żuki... tutaj? - palnął niespodziewanie wiking.
 
kymil jest offline