Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2012, 21:48   #112
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Była w stanie tylko skinąć głową nie mogąc oderwać od niego oczu chociażby na tyle by odpowiedzieć mu w pełni. Nie była wcale pewna czy mogłaby przelać na papier wrażenia i myśli które przepełniały ja przywołane jego głosem. Gdy go słuchała mogła niemal uwierzyć w to, że ma rację i że wystarczy trochę się postarać by marzenie się spełniło. Może nie całkiem ale wystarczająco by przywrócić dziecięcą radość i wiarę w świat.

- Właśnie a teraz zamknij oczy - poczekał aż to zrobi i zaczął kontynuować - i powiększ to uczucie szczęścia czterokrotnie, niech przepełni każdą komórkę Twojego ciała, poczuj jak Cię wypełnia radość, zauważ jak blisko jest to szczęście, odkryj jak czujesz w sobie tą siłę, odkryj jak ta emanacja szczęścia wprost wypływa z Ciebie.. poczuj to teraz - znów delikatnie objął jej dłoń swoimi delikatnie naciskając na nią, masując ją przy okazji powoli; samą dłoń tylko - a teraz gdy już czujesz jak jesteś bardzo szczęśliwa to powiększ to uczucie dziesięciokrotnie.. tak całkowicie.. niech Twoje oczy świecą, usta które się uśmiechają sprawiają że wszystko dookoła Ciebie jest lepsze, a Ty, każda Twoja cząstka w ciele, wszystko jest tak szczęśliwe że chcesz skakać z radości a Ty sama już czujesz, dobrze czujesz że teraz wszystko będzie dobrze a Ty dasz radę wszelkim przeciwnością.. czujesz to, prawda? - zapytał po raz ostatni ale prawie pół szeptem

Czuła to, może nie do końca tak jak opisywał, ale mimo wszystko... Otwarł przed nią bramy do świata, który sama przed sobą zamknęła. Jakim cudem zdobył klucz w tak krótkim czasie? Jeszcze przez jakiś czas nie chciała się nad tym zastanawiać. Pozwoliła sobie pławić się w blasku szczęścia, które jej ukazał nie przejmując niczym. Chwila swobody i radości podarowana jej w najmniej spodziewanym momencie. Czułą jak usta układają się jej w szeroki uśmiech. Jak krew krąży nieco szybciej niż zwykle. Jak oddech przyspiesza, a w piersi rodzi się pragnienie by dać upust emocjom i śmiać się wesoło i tańczyć i …
Otworzyła oczy wyrwana z tego przyjemnego miejsca jednak nadal szczęśliwa. Musiała delikatnie zmienić swoje zdanie o Zebedeuszu. Był niebezpieczny, bardzo, ale to bardzo niebezpieczny. Jego bronią nie było jednak ostrze przed którym mogłaby się obronić, a słowa. Gdyby ją teraz o coś poprosił zapewne dostałby to, a ona nadal miałaby uśmiech na twarzy. O dziwo, nie bała się go, wbrew wszystkiemu, a głównie wbrew rozsądkowi. Ofiarował jej cenny dar, nie zapomni o tym.

* Kim jesteś? *

Zebedeusz spojrzał się na Bell nadal uśmiechnięty, widząc jak dziewczyna nadal się uśmiecha odpowiedział jej. Wiedział, że to wyznanie nie przychodzi mu łatwo, ale już za wiele stracił w ciągu tej podróży:
- Byłem synem Daronwy i Borotha von Ratzeburg, a teraz jestem tylko i wyłącznie Zebedeuszem Lienzem. Moi rodzice nie żyją, zostali oskarżeni i sprawiedliwie osądzeni i skazani na śmierć na stosie - liczył, że Bell domyśli się czemu - ja natomiast zostałem wychowany w wierze w Sigmara i Imperatora. Tylko tym jestem kogo widzisz, nikim więcej droga Arabell, a chciałbym.
Przyglądała się mu z wyrazem zdumienia na twarzy. Jej uśmiech nieco zbladł wbrew jej staraniom by go utrzymać. Pytania o szczegóły dotyczące śmierci jego rodziców napłynęły niczym fala powodzi. Odrzuciła je zdecydowanie. Zamiast tego zadała inne pytanie.
* Kim chciałbyś być?*

- Kimś, kto będzie miał kogoś komu będzie mógł zaufać.. - padła odpowiedź
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała i wiedziała, że nie udało się jej ukryć zaskoczenia. Było ono tym większe, że jego słowa niemal w pełni pokrywały się z jej pragnieniem. Czy mogła tak ryzykować?
* Masz mnie * napisała w końcu starannie kreśląc każdą literę, po czym wbiła w nie wzrok jakby nie do końca wierzyła w to, że je napisała.

Zebedeusz wstał i zrobił krok zbliżając się do niej tak że, prawie stykali się ciałami. Patrzył w jej oczy, ciepłe i czułe, a on sam nie wiedzieć czemu powiedział:
- Dziękuję.. a Ty możesz i na mnie liczyć - dotknął jej ust, policzka delikatnie dłonią

Chciał ją pocałować, chciał ją wziąć w ramiona lecz nie zrobił tego. Chciał by Bell też tak naprawdę tego chciała, nie dla momentu ale dla samej siebie. Domyślał się że padnąć może kolejne pytanie, więc stał i milczał.
Arabella przymknęła oczy by nie zobaczył w nich strachu i niepewności, które bynajmniej nie straciły swej siły, a wręcz naparły na nią z nową mocą. Zaufanie było dla niej czymś niezwykle istotnym, czymś czym zazwyczaj nie szastała na prawo i lewo. Od zaufania zwykle zależało życie, czy to w trakcie występów czy na co dzień. Wiedziała, że sama nie zawiedzie Zebedeusza, jednak wcale nie miała pewności co do tego, że on zrobi to samo. Odepchnięcie tych myśli zajęło jej chwilę. Miała wrażenie, że z każdą minuta jest w tym coraz lepsza. Uśmiechnęła się wtulając twarz w jego dłoń, a później idąc za podszeptem cichego głosiku dziwnie podobnego do jej własnego sprzed ataku, wtuliła się w niego kładąc głowę na piersi i obejmując go lekko ramionami.

Zebedeusz objął ją czule, i milczał. Czuł że słowa na razie są zbędne. Wiedział, że jeśli trzeba będzie jej bronił, pomoże jej chyba że misja … Na razie jednak to nie miało znaczenia, liczyła się ona. Uwierzyła w niego, a to było coś.. Dała mu drugą szansę.. postara się jej nie zawieść. Czuł to, że tak zrobi. Spojrzał na nią, tak jakby nie chciał jej nigdy stracić i zapytał:
- Mogę Cię pocałować ?

Uniosła głowę i lekko ją odchyliła tak by móc na niego spojrzeć. Miała w niej mętlik jakiego dawno tam nie było jednak nie wahała się dłużej niż jedno uderzenie serca nim skinęła nią lekko dając mu przyzwolenie.
Pocałował ją, z początku nieśmiało, ledwie muskając jej wargi swoimi. Gdy upewnił się że może, pocałował ją mocniej z pasją, lecz nie zachłannie. Trwało to chwilę. Przestał, bo nie chciał iść dalej. Chciał poczekać. Tak trzeba było.


Arabella uniosła się na palcach by jeszcze raz musnąć ustami jego wargi, po czym odstąpiła o pół kroku. Iskierki szczęścia rozjaśniały jej oczy i ocieplały uśmiech gdy badała wzrokiem twarz mężczyzny. Chwila ta jak dla niej mogłaby trwać o wiele dłużej jednak nie mieli nawet całego dnia.
Wyswobodziła się z jego objęć i podeszła do łóżka na którym leżał szeroki, biały pas. Podniosła go delikatnie i przyłożyła do talli, a następnie odwróciła się do Zebedeusza tyłem trzymając materiał tak by nie spadł z wyznaczonego mu miejsca. Prośba w jej spojrzeniu, gdy obejrzała się przez ramię, była wystarczająco czytelna by mógł się domyślić czego dotyczyła.

Zebedeusz zaczął zawiązywać pas wedle życzenia Bell, choć dało się zauważyć że jego wzrok zatrzymał się przez chwilę na sztylecie. Należał on do Melissandry, lecz Zebedeusz uśmiechnął się tylko i dokończył zawiązywanie. Nie powiedział słowem nic o “odkryciu” bo co miał powiedzieć. To się przestawało liczyć.
Do wiązania wiele nie było gdyż pas utrzymywała jedna tylko tasiemka, którą przewlec należało przez trzy pary otworów. Gdy dłonie Zebedeusza zaprzestały pracy, Arabella poprawiła materiał tak by w miarę szczelnie przykrywał pasy z nożami, jednak nie na tyle by musiała się męczyć przy ich wyjmowaniu. Co prawda szli jedynie na obiad, jednak bez swoich noży czułą się niemal naga, a to niezbyt dobrze wpływało na jej zachowanie. Ignorując ostrza przeznaczone do żonglowania, chwyciła sztylet szlachcianki zadowolona z faktu, że jej towarzysz nie podjął dyskusji na jego temat. Broń bowiem zdążyła przypaść do gustu dziewczynie i nie chciała się z nią rozstawać. Na dodatek zdawała się idealnie pasować do tego by umieścić ją w rękawie sukni.
Gdy już uwinęła się z tym zadaniem i kolejnymi niechętnymi myślami dotyczącymi zmarłej kobiety, ruszyła do stolika by sięgnąć po pióro i po chwili zastanowienia zadać mężczyźnie nurtujące ją od wieczora pytanie:
* Co było w liście, którym tak wystraszyłeś Lenara? *

Zebedeusz nachylił się nad uchem Bell i jej wyszeptał.


Skinęła głową rozumiejąc teraz nieco więcej. Nic dziwnego, że Lenar z takim posłuszeństwem i strachem na twarzy wykonał jego polecenia...
Odwróciła głowę by mógł widzieć jej twarz, po czym wypowiedziała bezdźwięczne “ dziękuję”, natomiast na papier przelała pomysł, który wpadł jej do głowy przy śniadaniu.
* Czy myślisz, że zrobienie sobie owych “amuletów szczęścia” i pokazanie ich publicznie będzie zbyt dużym ryzykiem?*

- Prowokacja, sam nie wiem.. Ktoś mądry powiedział kiedyś; pamiętaj chłopcze, że człowiek rozumny zawsze woli stać na uboczu, gdyż świat znacznie lepiej widać, kiedy samemu jest się skrytym w mroku.. Zobaczmy co wydarzy się na tym przyjęciu.. Być może wiele a być może nic.. Poza tym jestem tylko.. żakiem.. więc cóż ja mogę - uśmiechnął się i wziął ją w ramiona i zrobił kółeczko trzymając ją w ramionach. Gdy opuścił uśmiechnął się i rzekł:

- No co, po prostu cieszę się - nie chciał dalej wyjaśniać liczył że sama zrozumie powód


Nie musiał wyjaśniać gdyż ona sama śmiałą się radośnie, aczkolwiek bezgłośnie, próbując przy tym złapać oddech gdyż jego nagły ruch chcąc nie chcąc wywołał u niej strach. Uznała przy tym, że poważna rozmowa najwyraźniej będzie musiała poczekać... Zrobiła groźną minę, którą chciała zasygnalizować niestosowność takiego zachowania w obliczu czekających na nich przeciwności i konieczności przygotowania się do nich, jednak szybko zamieniła ją z powrotem na uśmiech. Czy mogła się na niego złościć o to, że okazuje swą radość? Może i nie była najlepsza istotą na świecie, z pewnością jednak nie byłą okrutna by ograbiać go z tego szczególnie po tym co przeszedł. Zamiast tego po raz drugi wspięła się na place i czule go pocałowała. Jeżeli uda im się przeżyć wystarczająco długo będzie musiała podziękować Konradowi za to, że wybrał ją do tego zadania. Póki co... Niechętnie wymsknęła się z jego rąk i z powrotem podeszła do łóżka na którym, poza bronią, leżała również sakiewka. Wygrzebała z niej dwa szylingi.

* Potrzebny będzie rzemyk * oznajmiła kładąc je na stole.

Zebedeusz odwzajemnił pocałunek i wyciągnął z kieszeni mały rzemyk na którym był przewieszony medalion. Zdjął go, a medalion schował do kieszeni, a rzemyk podał Bell:
- Proszę … trzymaj.
Przyjęła od niego rzemyk z ulgą wywołaną tym, że nie protestował. Dwie monety zostały nawleczone, a uderzając o siebie wydały nawet miły dla ucha dźwięk. Arabella sprawdziła czy długość jest odpowiednia, po czym podała “amulet” Zebedeuszowi. Sama uniosła swoje jasne włosy by umożliwić mu zawiązanie rzemyka na szyi.

Zebedeusz oczywiście zrobił to bez słowa, bowiem musiał zaufać Bell że nie zrobi nic głupiego. Gdy już zawiązał, przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie i zaczął delikatnie całować po szyi, ale jego ręce nie błądziły po ciele akrobatki. Kilka pocałunków a potem Zebedeusz szepnął:

- Tylko proszę.. nie narażaj się bez potrzeby..

Odzyskanie panowania nad sobą zajęło jej tym razem nieco więcej czasu. Delikatnie drżącą dłonią poprawiła szylingi tak by ułożyły się między jej piersiami i były doskonale widoczne już na pierwszy rzut oka

* Zawsze jestem ostrożna * zapewniła z psotnym błyskiem w oczach.

Zebedeusz przyglądał się tak.. zaglądając bezczelnie w dekolt, bo jednak Bell miała czym oddychać. W końcu zrezygnowany rzekł:
- A może jednak go przykryjesz.. poczekaj na stosowny moment.. - uśmiechnął się

Jej uśmiech nieco się poszerzył gdy ostrożnie chwyciła szylingi i umieściła nieco niżej, napinając przy tym rzemyk i bez wątpienia specjalnie przesuwając opuszkami palców po bliźniaczych wzgórkach. Następnie podciągnęła dekolt sukni tak by zakrywał nieco więcej, w tym nieszczęsne szylingi. Na koniec zerknęła na mężczyznę z na wpół pytającą, na wpół rozbawioną miną.

Zebedeusz uśmiechnął się i pokiwał głową, że tak jest najlepiej. Patrzył na Bell, jej ciało i chciał by była jego. Chciał ją zdobyć. I aby ona zdobyła jego.. Wrócił jednak do zadania więc rzekł:

- Tak więc Bell idziemy, bo chyba czas zacząć spektakl ?


Skinęła głową w pełni się z nim zgadzając. Zaopatrzyła się jeszcze w skrzyneczkę z przyborami do pisania oraz płaszcz i byłą gotowa na wielki występ.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline