Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2012, 21:47   #111
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz po śniadaniu ruszył do swojego pokoju, gdzie zaczął się oporządzać. Poza tym że wypadało zgolić kilkudniowy już zarost, to postanowił wykąpać się. Długo leżał w balii wypełnioną ciepłą wodą relaksując się. Co jakiś czas myślami wracał do Melissandry, o której mimo iż chciał zapomnieć nie potrafił. Uczucie, którym ją obdarzył jednak nie było na tyle silne, jak myślał z początku, że mogło zwyciężyć z tym kim naprawdę był. Domyślał się że, nagła zmiana jego nastroju może zwrócić na niego większą uwagę swych towarzyszy, lecz pasowało mu to. Mijał czas a młody żak w końcu wykąpał się i zaczął przypominać uczonego. Zebedeusz stał tak nagi, spoglądając na swoją ranę. Skruszony bark, który sprawił że prawa ręka była praktycznie bezużyteczna. Pocieszeniem było dla niego to, że ból minął.
Otworzył swój plecak i wyjął koszulę i spodnie. Największy problem stanowił płaszcz. Śmierdzący, zarzygany i uwalony w ziemi, bo o ile tamte ciuchy można było wyprać tak płaszcz wydawał się do wyrzucenia. Zebedeusz powoli nie spiesząc się przebrał się i zszedł na dół do karczmarza. Po krótkiej rozmowie i ustaleniu ceny, uzgodnił że jego rzeczy zostaną wyprane. Zebedeusz zaczął również wypytywać o sklepy lub osoby, gdzie mógłby nabyć jakiś płaszcz. Bogowie chyba mieli dość upokarzania żaka, bo okazało się Thomas ma na zbyciu, pamiątka bo jednym jegomościu, czarny i długi płaszcz. Mimo iż był dobrze znoszony, a materiał na samym dole płaszcza był postrzępiony i lekko porwany to i tak był w o wiele lepszym stanie niż obecny. Zebedeusz zadowolony wrócił do swojego pokoju i przejrzał się w lustrze. W końcu zaczął przypominać młodego żaka, jakiego znała drużyna z początku wyprawy. Miecz postanowił zostawić w pokoju, bowiem i tak miałby problemy z posługiwaniem się nim. Zamiast tego wybrał dwa noże, które umieścił odpowiednio jeden przy pasie a drugi za plecami. Żak postanowił udać się do Arabell, w końcu przy śniadaniu jakoś go wsparła a on poczuł, że powinien jej podziękować, toteż wyszedł ze swojego pokoju i ruszył w kierunku jej drzwi. Stanął i delikatnie zapukał trzy razy.

Arabella otworzyła dopiero po dłuższej chwili. Zaskoczenie malujące się na jej twarzy gdy dostrzegła kim był jej niespodziewany gość, ustąpiło miejsca przyjaznemu uśmiechowi. Odstąpiła tak by mógł wejść do środka, po czym starannie zamknęła drzwi. Najwyraźniej również ona nie marnowała czasu, który mieli na przygotowanie się do proszonego obiadu.

Ciemnozielona suknia o szerokich rękawach i dekolcie w kształcie kwadratu, którą miała na sobie, delikatnie opinała jej ciało podkreślając szczupłą talię i pełne piersi. Rozszerzany dół przy każdym jej ruchu przykuwał uwagę ku biodrom dziewczyny.
Pełnym gracji gestem wskazała Zebedeuszowi krzesło, sama zaś podeszła do łóżka na którym leżała jej broń oraz biały pas materiału ozdobiony haftem, który bez wątpienia był elementem jej kreacji dopasowującym się do wstawek o tym samym kolorze będących ozdobą sukni.

Zebedeusz usiadł i spoglądał z zaciekawieniem na Bell, zastanawiając się co jej powiedzieć. Gdy otworzył usta, słowa jakby uleciały mu z pamięci, a jedyne co powiedział, choć bardziej przypomniało to dukanie:
- W-y-g-l-ą-d-a-s-z p-i-ę-k-n-i-e.. t-o z-n-a-c-z-y j-e-s-t-e-ś p-i-ę-k-n-a
Spuścił głowę do dołu po czym dodał:

- Dziękuje że tam na dole.. wsparłaś mnie.. to miłe z Twojej strony


Arabella, która właśnie zabierała się za zapięcie pasa z nożami, przerwała swoje zajęcie by skupić uwagę na swym gościu. Ponure myśli które zajmowały jej umysł przesunęły się nieco by zrobić miejsce na te nieco przyjemniejsze. Odłożyła pas i podeszłą do mężczyzny. Jej dłoń delikatnie dotknęła jego ramienia, drugą zaś ujęła jego podbródek by nieco unieść opuszczoną głowę. Nie miała pojęcia jak osoba, która z początku znajdowała się na liście tych, których należało unikać, nagle wylądowała jako jej jedyny sprzymierzeniec. Uśmiechnęła się lekko, czule, po czym pochyliła by na krótką chwilę złączyć swoje usta z jego.

Zebedeusz nawet nie zdołał odwzajemnić pocałunku bo jego oczy “prawie wyleciały z orbit”.
-Eee... - wyjąkał
Widać było że dziewczyna go zaskoczyła. Totalnie, czuł się zdezorientowany. Setki myśli zaczęły go atakować rozsadzając mu głowę. Oczy, niebieskie, niegdyś żywe niczym fale morskie, teraz przeważnie zimne niczym lód, znów na chwilę ożywiły się. Wyciągnął rękę by dotknąć jej policzka, musnąć ją delikatnie. Coś w środku niego znów powstało z mroku, ta mroczna część pragnąca wydostać się na wolność. Dziedzictwo rodziców.

Cyrkówka jeszcze przez chwilę trwała z twarzą tuż przy jego twarzy. Nie cofnęła się gdy jej dotknął tylko uważnie śledziła zmiany, które zachodziły w jego spojrzeniu.
Zebedeusz drugą rękę wyciągnął ku niej, na wysokość biodra. Uśmiechał się nadal mając ten sam głupi wyraz twarzy co po pocałunku. Druga ręka delikatnie przyciągnęła ją do siebie a jego usta zbliżyły się ku jej ustom by oddać pocałunek.
Tym razem nie pozostała bierna. Jej dłoń przesunęła się z podbródka tak by opuszkami palców zakryć jego usta. Pokręciła głową, po czym pochyliła się jeszcze trochę by wesprzeć głowę na jego czole. Przymknęła oczy by skryć emocje, które mogły zdradzić. Przyspieszony oddech owiewał jej dłoń, najwyraźniej jednak była zdecydowana by oprzeć się pokusie.
Zebedeusz delikatnie pocałował Bell, a przynajmniej spróbował. Nie chciał nic więcej, po prostu.. samo wyszło.
Arabella odczekała aż jej oddech nieco się uspokoi i dopiero wtedy wyprostowała się i otworzyła oczy. Delikatnie wyswobodziła się z jego objęcia, po czym odwróciła i powróciła do łóżka by na powrót zająć się szykowaniem do obiadu.

Zebedeusz wstał, również się uspokoiwszy, zapytał jej:
- Nie ufasz mi ?

Zawahała się. Co miała odpowiedzieć? Skłamać i powiedzieć, że ufa, czy powiedzieć prawdę? Pokręciła głową wybierając drugą opcję. W końcu chciała mu zaufać, a kłamstwo nie było najlepszą ku temu podstawą.

- Rozumiem, choć właściwie nie do końca.. - przyznał się choć nawet nie próbował jej zrozumieć
- Czemu Konrad Ciebie przysłał ? Skąd go znasz ?

Dopięła sprzączkę drugiego pasa zastanawiając się przy tym czy będzie musiała powtórzyć odpowiedzi na te pytania każdemu z członków grupy. Zapewne nie, gdyż właśnie wykorzystał się limit osób, które mogłyby przeczytać jej odpowiedzi. Przynajmniej tak się jej wydawało gdyż nie miała pewności co do umiejętności czytania pozostałych.
Podeszła do stołu i przygotowała nową kartkę, na której umieściła swoją odpowiedź.
* Nie znam Konrada. Przysłał mnie gdyż potrzebował kogoś kto nie będzie się zbytnio rzucał w oczy. *

- Nie rozumiem - Zeb nagle zaczął robić się podejrzliwy - Wybacz Bell ale jak mógł Cię przysłać ktoś kogo nie znasz? Bo czegoś albo mi nie mówisz albo nie rozumiem ?

* Czy znasz Konrada? * odpowiedziała pytaniem na pytanie.

Zebedeusz spojrzał uważniej na Arabell, nie lubił gdy pozostawiało się jego pytania bez odpowiedzi.
- Tak.. znam. Teraz Ty mi odpowiedz na pytanie..

* Jak długo go znasz? * zignorowała jego słowa dalej drążąc temat.

- Nie zmieniaj tematu.. jeśli nie chcesz odpowiedzieć rozumiem, że skończyliśmy rozmowę, tak ? - zapytał żak. Jego słowa były spokojne, opanowane ale i zimne.
- Szczerość za szczerość - dodał

Reagując na zmianę w jego głosie, odsunęła się od stolika kładąc dłoń na pasie z nożami, tak by mogła w każdej chwili sięgnąć po jeden z nich. Przypomnienie sobie dlaczego mu nie ufała nie wymagało wiele trudu. Zakończenie tej rozmowy było bardzo kuszące, podobnie wizja zamykających się za nim drzwi. Potrzebowała jednak sojusznika, a z dwóch kandydatów póki co to właśnie on wydawał się naj-odpowiedni. Nim ponownie chwyciła za pióro minęła dłuższa chwila.
* Nie znam Konrada. Przed naszym spotkaniem w Meissen nigdy w życiu go nie widziałam, a nawet jeżeli to nie zapamiętałam jego twarzy. Czy tak ciężko uwierzyć, że przyjęłam zadanie od kupca, który był w potrzebie? Tym bardziej, że moja droga i tak wiodła w tą stronę?*

Zebedeusz co myślał to myślał, teraz nie należało powiększać problemów. Przytaknął głową i rzekł;
- Ciężko.. ale wierzę Ci - wyznał w końcu z oporami..
- Ja znam Konrada.. kilka godzin.. mój towarzysz..towarzysze zgodzili się pomóc.. więc podążyłem za nimi.. a właściwie za.. - nie dokończył - i tak tu się znalazłem..

Odetchnęła z wyraźną ulgą.
* Dziękuję * napisała i spojrzała na niego z wdzięcznością. Słysząc historię jego znajomości z kupcem zastanawiała się jakim prawem dziwił się jej decyzji jednak nie zamierzała na powrót podejmować tego tematu. Tym bardziej, że była w stanie domyślić się tego, czego nie dopowiedział. Ponownie zalała ją fala współczucia dla niego, co wcale nie ułatwiało jej w skupieniu myśli na zadaniu jakie na nich czekało. Słowo pisane nie było w stanie w dostatecznym stopniu oddać tego co czuła więc ponownie odłożyła pióro i podeszła do niego. Jej dłoń spoczęła na jego ramieniu, współczucie malowało się w spojrzeniu jakim go obdarzyła, a uśmiech miał za zadanie dodać mu otuchy.

- Stało się.. tak to w życiu bywa ale to przeszłość - podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy - Czas żyć dalej. Życie mamy jedno, nie chcę tracić go wracając do przeszłości, gdy mogą mnie czekać cudowniejsze chwile, przeżycia.. Gdy mogę żyć dalej - uśmiechnął się szczerze

Gdyby to było takie łatwe... Myśli dalekie od przyjemnych powróciły by przypomnieć jej dlaczego tak dobrze go rozumiała. Pokręciła głową by je od siebie odgonić. Czas uciekał, a jeżeli miała rację to mieli go bardzo mało. Odsunęła się więc i przez chwilę zastanawiała czy podzielić się z Zebedeuszem swoimi podejrzeniami.
* Pan Detlef wspomniał o niziołku, którego spotkaliście na swojej drodze. Czy to prawda?* zapytała by się upewnić co do prawdomówności szlachcica.

Zebedeusz spoglądał cały czas na Bell.

- Tak.. przed przyjazdem tutaj.. zmarło mu się - rzekł beznamiętnie bowiem śmierć niziołka nie wiele go obchodziła

- Czemu pytasz? - zapytał


* Ponieważ wspomniał również o słowach, które ów niziołek wypowiedział przed śmiercią * odpisała i uniosła wzrok czekając aż Zebedeusz sam je powtórzy.
- Ee.. nie pamiętam - przyznał się, bo miał dość kłamania.. - szczerze mówiąc nie zwróciłem na niego uwagi.. wiesz nie był w moim typie - uśmiechnął się

Arabella przez chwilę ani nie drgnęła nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszała. Nie pamiętał? Pokręciła głową, po czym wróciła do pisania.

* Wedle słów pana Detlefa, niziołek wspomniał między innymi o latarni * rzuciła w stronę mężczyzny szybkie spojrzenie by sprawdzić czy aby na pewno nic mu to nie mówi.
“Latarnii... może.. nie wiem.. mamusia mówiła że najciemniej pod latarnią zawsze” - dziwne myśli przechodziły przez głowę żaka, który wyglądał jakby próbował sobie przypomnieć.
- Bell.. nie chcę kłamać więc nie powiem Ci nic na ten temat... Byłem zajęty czymś innym niż martwy karypel.. - wzruszył ramionami.

Uśmiech na jej ustach był nieco wymuszony, przynajmniej jednak powstrzymała się od nieco bardziej otwartej krytyki. W ten sposób nie zdobędzie sojusznika, aczkolwiek zaczynała mieć pewne wątpliwości czy aby na pewno dobrze wybrała.
* Pozostałe rzeczy o których wspomniał ów NIZIOŁEK wydają się prowadzić do oczywistych wniosków. Elektorka ma przybyć na święto, a wino jak to wino, zapewne będzie zatrute. Latarnia jednak... Czy wiesz, że krasnoluda mieszkającego w pobliskiej wieży zwą Latarnikiem? Bywa on gościem Thomasa, co w sumie nie jest aż tak podejrzane gdyż to jedyna w okolicy karczma, jednak ten zbieg okoliczoności nie daje mi spokoju odkąd dowiedziałam się o tych słowach... *

Zebedeusz pokręcił głową przecząc że cokolwiek wie o jakimś krasnoludzie.

- Nie wiem..ale z tym winem możesz mieć rację. Jeśli masz rację co do krasnoluda, może nasz towarzysz powinien odbyć poważną rozmowę. Do przyjazdu elektorki coraz mniej czasu, może uda mi się zbliżyć do niej by ją ochraniać.. Jednak Bell..czemu Ty się w to pakujesz? Ja rozumiem Detlefa, Knuta czy nawet Mordina ale Ty? - zapytał z troską w głosie
Nie spodziewała się tego pytania i musiała przyznać sama przed sobą, że nie znała na nie odpowiedzi. Udzieliła więc takiej która wydawała się jej najbliższa właściwej.

* Ponieważ nie chcę tracić życia na powracanie do przeszłości i wspominanie jej blasków. Wciąż mam je * wskazała na noże * oraz swoje umiejętności nabyte przez lata treningu. Jeżeli tyle wystarczy by pokrzyżować szyki kultystom, to dlaczego miałabym z nich nie skorzystać? Jeżeli ceną będzie śmierć przynajmniej przestanę się wreszcie łudzić, że kiedyś stare, dobre dni powrócą. * Jej ręka zamarła nad kartką, jakby chciała coś jeszcze dodać, jednak zrezygnowała.

Zebedeusz spoglądając na Bell, zaczął myśleć co jej powiedzieć. Była ciepła, miała w sobie coś dobrego, coś czego on od dawna nie miał a tak pragnął mieć. Patrzył na nią i widział w w niej szansę na bycie lepszym..
- A jeśli możesz mieć lepsze dni.. przed sobą.. Gdzie możesz być szczęśliwa.. nie szukając śmierci.. nie pragnąc nic nikomu udowodnić czy zapomnieć o przeszłości ? - zapytał
* Nie szukam śmierci, Zebedeuszu, to ona stale mnie znajduje i o sobie przypomina. To o czym mówisz to ułuda, pogoń za mrzonkami. Może gdybym pokonała strach zdołałabym w coś takiego uwierzyć, jednak przekonałam się że los tylko czeka na taką właśnie chwilę by przypomnieć, zaatakować. * Przerwała by wziąć głęboki wdech i opanować drżenie dłoni. * Gdybym jednak mogła... *
Przymknęła oczy przywołując do siebie obraz, który kiedyś stworzyła. Dom, rodzina, spokój i szczęście. Marzenia, które nigdy się nie spełnią...

Zebedeusz czytał słowa Bell powoli w milczeniu. Nie wiedział zbytnio co powiedzieć, Bell była ciepła i słodka, ale przez to czuła co mogło sprawić że kiedyś ją zrani.

- Wiesz jak to jest - wziął jej dłoń w swoje ręce, delikatnie ją obejmując - każdy ma jakieś pragnienia. Każdy ma jakieś fantazje, które sprawiają że czujesz się szczęśliwa że zauważasz że gdyby te drobnostki lub większe rzeczy się spełniły mogłabyś poczuć jak bardzo jesteś szczęśliwa. Każdy czegoś się boi, każdy ma swój cień ścigający i pragnący nas zniszczyć ale jeśli potrafisz odkryć swoją siłę i dasz radę sobie pomóc komuś, komuś kto będzie zasługiwał na Ciebie - w tym momencie delikatnie ścisnął jej dłoń jakby chciał dodać jej ciepła - możesz poczuć, że jesteś wstanie pokonać swój strach. Arabell wyobraź sobie sytuację, gdy masz dom, kogoś przy sobie, kogoś kto będzie Ci pomocny i będziesz czuła ale tak naprawdę czuła że ten ktoś daje ci szczęście czy nie sądzisz że o wiele łatwiej było by Ci się uporać z tym co Cię “prześladuje”?

- Wiesz to niesamowite że ludzie czasami nie potrafią zauważyć jak szczęście przemyka im koło nosa, czasami to wielkie ryzyko pozwolić komuś zbliżyć się do siebie ale to lepsze, czuć że dało się z siebie wszystko by nam było jeszcze lepiej, niż żyć w strachu, w samotności. Przypomnij sobie najszczęśliwsze chwile z dzieciństwa.. Takie, które sprawiają że się uśmiechałaś, że czułaś się naprawdę cudownie i zauważ jak Twoje usta zaczynają się uśmiechać a Twoje oczy błyszczeć, przypomnij sobie te uczucie i powiększ je dwu-krotnie , poczuj ja to szczęście przepełnia Cię całą, jak sprawia że czujesz że możesz wszystko, przyjemnie prawda?

Poczekał na odpowiedź.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 08-03-2012, 21:48   #112
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Była w stanie tylko skinąć głową nie mogąc oderwać od niego oczu chociażby na tyle by odpowiedzieć mu w pełni. Nie była wcale pewna czy mogłaby przelać na papier wrażenia i myśli które przepełniały ja przywołane jego głosem. Gdy go słuchała mogła niemal uwierzyć w to, że ma rację i że wystarczy trochę się postarać by marzenie się spełniło. Może nie całkiem ale wystarczająco by przywrócić dziecięcą radość i wiarę w świat.

- Właśnie a teraz zamknij oczy - poczekał aż to zrobi i zaczął kontynuować - i powiększ to uczucie szczęścia czterokrotnie, niech przepełni każdą komórkę Twojego ciała, poczuj jak Cię wypełnia radość, zauważ jak blisko jest to szczęście, odkryj jak czujesz w sobie tą siłę, odkryj jak ta emanacja szczęścia wprost wypływa z Ciebie.. poczuj to teraz - znów delikatnie objął jej dłoń swoimi delikatnie naciskając na nią, masując ją przy okazji powoli; samą dłoń tylko - a teraz gdy już czujesz jak jesteś bardzo szczęśliwa to powiększ to uczucie dziesięciokrotnie.. tak całkowicie.. niech Twoje oczy świecą, usta które się uśmiechają sprawiają że wszystko dookoła Ciebie jest lepsze, a Ty, każda Twoja cząstka w ciele, wszystko jest tak szczęśliwe że chcesz skakać z radości a Ty sama już czujesz, dobrze czujesz że teraz wszystko będzie dobrze a Ty dasz radę wszelkim przeciwnością.. czujesz to, prawda? - zapytał po raz ostatni ale prawie pół szeptem

Czuła to, może nie do końca tak jak opisywał, ale mimo wszystko... Otwarł przed nią bramy do świata, który sama przed sobą zamknęła. Jakim cudem zdobył klucz w tak krótkim czasie? Jeszcze przez jakiś czas nie chciała się nad tym zastanawiać. Pozwoliła sobie pławić się w blasku szczęścia, które jej ukazał nie przejmując niczym. Chwila swobody i radości podarowana jej w najmniej spodziewanym momencie. Czułą jak usta układają się jej w szeroki uśmiech. Jak krew krąży nieco szybciej niż zwykle. Jak oddech przyspiesza, a w piersi rodzi się pragnienie by dać upust emocjom i śmiać się wesoło i tańczyć i …
Otworzyła oczy wyrwana z tego przyjemnego miejsca jednak nadal szczęśliwa. Musiała delikatnie zmienić swoje zdanie o Zebedeuszu. Był niebezpieczny, bardzo, ale to bardzo niebezpieczny. Jego bronią nie było jednak ostrze przed którym mogłaby się obronić, a słowa. Gdyby ją teraz o coś poprosił zapewne dostałby to, a ona nadal miałaby uśmiech na twarzy. O dziwo, nie bała się go, wbrew wszystkiemu, a głównie wbrew rozsądkowi. Ofiarował jej cenny dar, nie zapomni o tym.

* Kim jesteś? *

Zebedeusz spojrzał się na Bell nadal uśmiechnięty, widząc jak dziewczyna nadal się uśmiecha odpowiedział jej. Wiedział, że to wyznanie nie przychodzi mu łatwo, ale już za wiele stracił w ciągu tej podróży:
- Byłem synem Daronwy i Borotha von Ratzeburg, a teraz jestem tylko i wyłącznie Zebedeuszem Lienzem. Moi rodzice nie żyją, zostali oskarżeni i sprawiedliwie osądzeni i skazani na śmierć na stosie - liczył, że Bell domyśli się czemu - ja natomiast zostałem wychowany w wierze w Sigmara i Imperatora. Tylko tym jestem kogo widzisz, nikim więcej droga Arabell, a chciałbym.
Przyglądała się mu z wyrazem zdumienia na twarzy. Jej uśmiech nieco zbladł wbrew jej staraniom by go utrzymać. Pytania o szczegóły dotyczące śmierci jego rodziców napłynęły niczym fala powodzi. Odrzuciła je zdecydowanie. Zamiast tego zadała inne pytanie.
* Kim chciałbyś być?*

- Kimś, kto będzie miał kogoś komu będzie mógł zaufać.. - padła odpowiedź
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała i wiedziała, że nie udało się jej ukryć zaskoczenia. Było ono tym większe, że jego słowa niemal w pełni pokrywały się z jej pragnieniem. Czy mogła tak ryzykować?
* Masz mnie * napisała w końcu starannie kreśląc każdą literę, po czym wbiła w nie wzrok jakby nie do końca wierzyła w to, że je napisała.

Zebedeusz wstał i zrobił krok zbliżając się do niej tak że, prawie stykali się ciałami. Patrzył w jej oczy, ciepłe i czułe, a on sam nie wiedzieć czemu powiedział:
- Dziękuję.. a Ty możesz i na mnie liczyć - dotknął jej ust, policzka delikatnie dłonią

Chciał ją pocałować, chciał ją wziąć w ramiona lecz nie zrobił tego. Chciał by Bell też tak naprawdę tego chciała, nie dla momentu ale dla samej siebie. Domyślał się że padnąć może kolejne pytanie, więc stał i milczał.
Arabella przymknęła oczy by nie zobaczył w nich strachu i niepewności, które bynajmniej nie straciły swej siły, a wręcz naparły na nią z nową mocą. Zaufanie było dla niej czymś niezwykle istotnym, czymś czym zazwyczaj nie szastała na prawo i lewo. Od zaufania zwykle zależało życie, czy to w trakcie występów czy na co dzień. Wiedziała, że sama nie zawiedzie Zebedeusza, jednak wcale nie miała pewności co do tego, że on zrobi to samo. Odepchnięcie tych myśli zajęło jej chwilę. Miała wrażenie, że z każdą minuta jest w tym coraz lepsza. Uśmiechnęła się wtulając twarz w jego dłoń, a później idąc za podszeptem cichego głosiku dziwnie podobnego do jej własnego sprzed ataku, wtuliła się w niego kładąc głowę na piersi i obejmując go lekko ramionami.

Zebedeusz objął ją czule, i milczał. Czuł że słowa na razie są zbędne. Wiedział, że jeśli trzeba będzie jej bronił, pomoże jej chyba że misja … Na razie jednak to nie miało znaczenia, liczyła się ona. Uwierzyła w niego, a to było coś.. Dała mu drugą szansę.. postara się jej nie zawieść. Czuł to, że tak zrobi. Spojrzał na nią, tak jakby nie chciał jej nigdy stracić i zapytał:
- Mogę Cię pocałować ?

Uniosła głowę i lekko ją odchyliła tak by móc na niego spojrzeć. Miała w niej mętlik jakiego dawno tam nie było jednak nie wahała się dłużej niż jedno uderzenie serca nim skinęła nią lekko dając mu przyzwolenie.
Pocałował ją, z początku nieśmiało, ledwie muskając jej wargi swoimi. Gdy upewnił się że może, pocałował ją mocniej z pasją, lecz nie zachłannie. Trwało to chwilę. Przestał, bo nie chciał iść dalej. Chciał poczekać. Tak trzeba było.


Arabella uniosła się na palcach by jeszcze raz musnąć ustami jego wargi, po czym odstąpiła o pół kroku. Iskierki szczęścia rozjaśniały jej oczy i ocieplały uśmiech gdy badała wzrokiem twarz mężczyzny. Chwila ta jak dla niej mogłaby trwać o wiele dłużej jednak nie mieli nawet całego dnia.
Wyswobodziła się z jego objęć i podeszła do łóżka na którym leżał szeroki, biały pas. Podniosła go delikatnie i przyłożyła do talli, a następnie odwróciła się do Zebedeusza tyłem trzymając materiał tak by nie spadł z wyznaczonego mu miejsca. Prośba w jej spojrzeniu, gdy obejrzała się przez ramię, była wystarczająco czytelna by mógł się domyślić czego dotyczyła.

Zebedeusz zaczął zawiązywać pas wedle życzenia Bell, choć dało się zauważyć że jego wzrok zatrzymał się przez chwilę na sztylecie. Należał on do Melissandry, lecz Zebedeusz uśmiechnął się tylko i dokończył zawiązywanie. Nie powiedział słowem nic o “odkryciu” bo co miał powiedzieć. To się przestawało liczyć.
Do wiązania wiele nie było gdyż pas utrzymywała jedna tylko tasiemka, którą przewlec należało przez trzy pary otworów. Gdy dłonie Zebedeusza zaprzestały pracy, Arabella poprawiła materiał tak by w miarę szczelnie przykrywał pasy z nożami, jednak nie na tyle by musiała się męczyć przy ich wyjmowaniu. Co prawda szli jedynie na obiad, jednak bez swoich noży czułą się niemal naga, a to niezbyt dobrze wpływało na jej zachowanie. Ignorując ostrza przeznaczone do żonglowania, chwyciła sztylet szlachcianki zadowolona z faktu, że jej towarzysz nie podjął dyskusji na jego temat. Broń bowiem zdążyła przypaść do gustu dziewczynie i nie chciała się z nią rozstawać. Na dodatek zdawała się idealnie pasować do tego by umieścić ją w rękawie sukni.
Gdy już uwinęła się z tym zadaniem i kolejnymi niechętnymi myślami dotyczącymi zmarłej kobiety, ruszyła do stolika by sięgnąć po pióro i po chwili zastanowienia zadać mężczyźnie nurtujące ją od wieczora pytanie:
* Co było w liście, którym tak wystraszyłeś Lenara? *

Zebedeusz nachylił się nad uchem Bell i jej wyszeptał.


Skinęła głową rozumiejąc teraz nieco więcej. Nic dziwnego, że Lenar z takim posłuszeństwem i strachem na twarzy wykonał jego polecenia...
Odwróciła głowę by mógł widzieć jej twarz, po czym wypowiedziała bezdźwięczne “ dziękuję”, natomiast na papier przelała pomysł, który wpadł jej do głowy przy śniadaniu.
* Czy myślisz, że zrobienie sobie owych “amuletów szczęścia” i pokazanie ich publicznie będzie zbyt dużym ryzykiem?*

- Prowokacja, sam nie wiem.. Ktoś mądry powiedział kiedyś; pamiętaj chłopcze, że człowiek rozumny zawsze woli stać na uboczu, gdyż świat znacznie lepiej widać, kiedy samemu jest się skrytym w mroku.. Zobaczmy co wydarzy się na tym przyjęciu.. Być może wiele a być może nic.. Poza tym jestem tylko.. żakiem.. więc cóż ja mogę - uśmiechnął się i wziął ją w ramiona i zrobił kółeczko trzymając ją w ramionach. Gdy opuścił uśmiechnął się i rzekł:

- No co, po prostu cieszę się - nie chciał dalej wyjaśniać liczył że sama zrozumie powód


Nie musiał wyjaśniać gdyż ona sama śmiałą się radośnie, aczkolwiek bezgłośnie, próbując przy tym złapać oddech gdyż jego nagły ruch chcąc nie chcąc wywołał u niej strach. Uznała przy tym, że poważna rozmowa najwyraźniej będzie musiała poczekać... Zrobiła groźną minę, którą chciała zasygnalizować niestosowność takiego zachowania w obliczu czekających na nich przeciwności i konieczności przygotowania się do nich, jednak szybko zamieniła ją z powrotem na uśmiech. Czy mogła się na niego złościć o to, że okazuje swą radość? Może i nie była najlepsza istotą na świecie, z pewnością jednak nie byłą okrutna by ograbiać go z tego szczególnie po tym co przeszedł. Zamiast tego po raz drugi wspięła się na place i czule go pocałowała. Jeżeli uda im się przeżyć wystarczająco długo będzie musiała podziękować Konradowi za to, że wybrał ją do tego zadania. Póki co... Niechętnie wymsknęła się z jego rąk i z powrotem podeszła do łóżka na którym, poza bronią, leżała również sakiewka. Wygrzebała z niej dwa szylingi.

* Potrzebny będzie rzemyk * oznajmiła kładąc je na stole.

Zebedeusz odwzajemnił pocałunek i wyciągnął z kieszeni mały rzemyk na którym był przewieszony medalion. Zdjął go, a medalion schował do kieszeni, a rzemyk podał Bell:
- Proszę … trzymaj.
Przyjęła od niego rzemyk z ulgą wywołaną tym, że nie protestował. Dwie monety zostały nawleczone, a uderzając o siebie wydały nawet miły dla ucha dźwięk. Arabella sprawdziła czy długość jest odpowiednia, po czym podała “amulet” Zebedeuszowi. Sama uniosła swoje jasne włosy by umożliwić mu zawiązanie rzemyka na szyi.

Zebedeusz oczywiście zrobił to bez słowa, bowiem musiał zaufać Bell że nie zrobi nic głupiego. Gdy już zawiązał, przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie i zaczął delikatnie całować po szyi, ale jego ręce nie błądziły po ciele akrobatki. Kilka pocałunków a potem Zebedeusz szepnął:

- Tylko proszę.. nie narażaj się bez potrzeby..

Odzyskanie panowania nad sobą zajęło jej tym razem nieco więcej czasu. Delikatnie drżącą dłonią poprawiła szylingi tak by ułożyły się między jej piersiami i były doskonale widoczne już na pierwszy rzut oka

* Zawsze jestem ostrożna * zapewniła z psotnym błyskiem w oczach.

Zebedeusz przyglądał się tak.. zaglądając bezczelnie w dekolt, bo jednak Bell miała czym oddychać. W końcu zrezygnowany rzekł:
- A może jednak go przykryjesz.. poczekaj na stosowny moment.. - uśmiechnął się

Jej uśmiech nieco się poszerzył gdy ostrożnie chwyciła szylingi i umieściła nieco niżej, napinając przy tym rzemyk i bez wątpienia specjalnie przesuwając opuszkami palców po bliźniaczych wzgórkach. Następnie podciągnęła dekolt sukni tak by zakrywał nieco więcej, w tym nieszczęsne szylingi. Na koniec zerknęła na mężczyznę z na wpół pytającą, na wpół rozbawioną miną.

Zebedeusz uśmiechnął się i pokiwał głową, że tak jest najlepiej. Patrzył na Bell, jej ciało i chciał by była jego. Chciał ją zdobyć. I aby ona zdobyła jego.. Wrócił jednak do zadania więc rzekł:

- Tak więc Bell idziemy, bo chyba czas zacząć spektakl ?


Skinęła głową w pełni się z nim zgadzając. Zaopatrzyła się jeszcze w skrzyneczkę z przyborami do pisania oraz płaszcz i byłą gotowa na wielki występ.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 12-03-2012, 17:37   #113
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Obiad ***

*** Robert - Przybysz ***

Zebedeusz pochylił się do Detlefa i mruknął:
- Kurwa.. - gdy tylko nowy gość się pojawił
Detlef nawet mrugnięciem nie zareagował na słowa świadczące o tym, że Zebedeusz jest, delikatnie mówiąc, na bakier z kulturą. Najwyraźniej nie nabył jej w tych swoich szkołach.
Przywitał nowo przybyłego, pozostawiając przedstawienie Arabelli żakowi.
Arabella spojrzała wpierw na jednego, a później na drugiego ze swych towarzyszy. W jej oczach dało się wyczytać nieme pytanie.
Jako że Zebedeusz najwyraźniej zapomniał o swym obowiązku w stosunku do osoby mu towarzyszącej, Detlef powiedział:
- Pozwoli pan przedstawić, panna Arabella Figelermann.
Robert – młodzieniec wstał na moment robiąc ukłon w stronę Arabelli, gdy usiadł zwrócił się w kierunku mężczyzn – Widzę pan poeta jest - skinął w kierunku Zebedeusza - …i pan również - tym razem skiną do Detlefa -… a gdzie macie waszego miłego kompana, krasnoluda?
- Proszę nam wybaczyć jego zachowanie, panie Robercie - powiedział Detlef. - Ostatnio biedak miał ciężkie przejścia. A niedawno, na dodatek, ktoś usiłował go ograbić. Mam nadzieję, że niedługo ten stan, polegający na negatywnym stosunku do każdego, kto się do niego odezwie, minie. Na szczęście za broń nie chwyta, jak to na początku bywało, a trudno było go powstrzymać.
Oby…oby się to zmieniło, bo mi wizja śmierci z razu przed oczyma stanęła – odpowiedział uczony – No nic całe szczęście, że dotarłem tu cały i zdrów. Mam nadzieję, że się tylko nie natknę na niego gdzieś tu, wieczorem, w ciemnej uliczce – podsumował z lekkim uśmiechem nakładając na swój talerz kawał mięsa.

Dalsza rozmowa była luźna. Robert najwyraźniej nie żywił urazy do Zebedeusza, czy Detlefa. Udało mu się dotrzeć do wioski całemu i zdrowemu i to było dla niego najważniejsze.

*** Nargond - Latarnia ***

Zebedeusz chciał poznać historię wieży, bowiem jako uczony był zaintrygowany historią tego miejsca. Spytał więc o nią Nargonda. Ten chętnie mu ją opowiedział, wcześniej poznając już młodzieńca. Mieli wspólne tematy, gdyż o dziwo krasnolud też interesował się nauką, czy teorią magii. Opowiedział więc Zebiemu.

Przed kilkoma laty miał miejsce tu atak bardzo licznej grupy nieumarłych. W tym czasie w wiosce był mag kolegium światła, który odegnał napastników. Dokładniej to odprawił rytuał na szczycie wieży. Sprawił, że zapalenie tam starego, sygnalizacyjnego ogniska, odgania nieumarłych, więzi duchy, demony itp. Nieumarli właśnie zostali tam zwabieni, po czym zapalono magiczne ognisko. W ten sposób powstrzymano atak. Mag, by nie nadużywać mocy zaklętej w palenisku, nakazał zamknąć i zabezpieczyć wejście na szczyt. Jak i stworzył tylko jedną zaklętą pochodnię, którą można odpalić stos. Wszystkim tym opiekuje się właśnie Nargond, który przyrzekł wszystko chronić.

Gdy Nargond skończył, na chwilę wtrącił się Thomas, dodając że to nie przypadek, że właśnie mag kolegium światła tam był. Wszystkimi tymi wydarzeniami pokierował Morr i dlatego w wiosce jest właśnie świątynia i takie poszanowanie tego boga.

- I pochodnia nadal się pali ? - zapytał z niedowierzaniem żak (ma to wyglądać jakby nie wierzył że moc magii może tak długo działać)
- Nie, nie, to zwykła pochodnia. To znaczy zwykle wyglądająca, niczym nie różniąca się od innych. Tak by nikt jej nie rozpoznał. Gdy będzie potrzeba można ją zapalić.
- Na Sigmara..toż to prawdziwa magia, czy pan Nargond pozwoli mi ją obejrzeć. Ciekawość uczonego, nie da się nad nią zapanować, a mówię państwu.. to może być to czego poszukiwałem do zwieńczenia mej pracy - rzekł
- Oj nie mój drogi, przykro mi. Niestety nie, rozumiem twą ciekawość, ale nie mogę. Szczególnie że...ostatnio zginął mi jeden z kluczy do bramy na szczyt. Nie mogę ryzykować, by ktoś wiedział, gdzie magiczna pochodnia jest.
- Jeden z kluczy? - spytał Detlef. - Czy jeden z zapasowych, czy też jest tam po prostu kilka różnych zamków?
- Po prostu klucz. - odpowiedział, wyraźnie nie mając zamiaru bardziej się rozwodzić nad rodzajem zabezpieczeń w wieży.
- Czyżby teraz, by się tam dostać, trzeba było rozwalić drzwi? - zdumiał się Detlef. - To prawie tak, jakby tej pochodni nie było - dokończył.
- Wciąż, całe szczęście, da się tam dostać. Nie ma więc obaw.
- A czy chociaż w nocy da się zaobserwować światło wydobywające się z tej “latarnii”? - drążył żak
- Już od dawna nie było potrzeby płomienia zapalać. - odpowiedział latarnik
-A jak nazywał się ów mag jeśli można wiedzieć? - zapytał - być może jak wrócę do Altdorfu to może bym go odnalazł
- Z całą pewnością, Friedrich Herrault, nigdy nie zapomnę tego imienia.
- A czy poza tamtym przypadkiem trzeba było jeszcze korzystać z właściwości latarni? - spytał Detlef. - Ona działa na nieumarłych... Na demony również?
- Nie, całe szczęście, od tamtego czasu nie było potrzeby, ale w gotowości jest. Na demony również działa, odpędza wszystko co nie żyje.

*** Greta - Winiarnia ***

Zebi zaczął również dopytywać się o słynne Heisenburskie wino. Chciałby także, jeśli można, zwiedzić tą słynną winnicę, którą ludzie sławią aż w Altdorfie...a jego Uczony Mistrz Teofilus Dalbinus wychwalał ją…
Greta, rozmawiająca właśnie z żakiem, odpowiedziała:
- Oczywiście, wiadomo że to atrakcja, szczególnie że komuś tak smakuje nasze wino, jak Tobie.
- To może jutro by mnie urocza pani oprowadziła, po niej ?
- Oczywiście, z przyjemnością - odpowiedziała Greta
- Będzie mi bardzo miło - Zebedeusz uśmiechnął się słodko do długowłosej blondynki, której włosy opadały na plecy. Greta był średniego wzrostu a pierwsze co rzucało się w oczy to jej duże usta. Wyglądały ponętnie i kusząco. Kobieta na pierwszy rzut oka wyglądała na kogoś, kogo nie sposób nie lubić, tym bardziej że z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- Czy na degustację też mnie panno Greto zaprosisz ? - zapytał Zeb figlarnie
- I owszem Panie Zebedeuszu, owszem - uśmiechnęła się - zawsze oprowadzanie połączone jest z degustacją
- Będę niezwykle szczęśliwy i rad z Pani towarzystwa.. może także dowiem się co nie co o samej procesie powstawania wina oraz jak kosztować i smakować tak znamienite trunki - uśmiechnął się żak
Zebedeusz rozpoztarł się na krześle wygodniej, a jedna z dłoni powędrowała do dołu. Zeb delikatnie dotknął ramienia Bell, licząc że zrozumie ona jego intencje.
Arabella, której uśmiech faktycznie nieco przyblakł, skinęła tylko lekko głową nie odwracając się jednak w jego stronę. To, że rozumiała konieczność zdobycia jak największej ilości informacji nie znaczyło że podoba się jej pomysł Zebedeusza sam na sam z Gretą, na dodatek degustującego to, co kobieta mu poda jako wino. Oczywiście myśli te były owocem troski o zdrowie i życie żaka, a przynajmniej tej wersji postanowiła się trzymać.
Gdy jednak zadała swoje pierwsze pytanie, kartka z nim przesunięta została w stronę Detlefa.
* Czy mógłbyś panie zapytać o ten spalony dom? *
Odczekała, aż szlachcic znajdzie chwilę by sprostać jej prośbie, po czym całą swą uwagę skupiła na wysłuchaniu opowieści. Nie była zazdrosna... Oczywiście, że nie...

*** Wieśniak – Spalony dom ***

- Kiedy spłonął ten dom? - spytał Detlef, spełniając prośbę dziewczyny. - I jak to się stało? - dodał.
- Budynek spłonął niedawno, świeża sprawa. Mieszkał w nim małomówny facet - Adam. Większość czasu spędzał w Kuflu i Świątyni. Jednej nocy, nagle budynek stanął w płomieniach. Mieszkańcy ruszyli na pomoc, ale gdy pożar został ugaszony Adama nie odnaleziono. Nie znaleziono go żywego, ale martwego do tej pory także.
Jedni mówią, że ktoś się chciał go pozbyć i Adam uciekł po całej tej sytuacji.
Drudzy, że mężczyzna nie miał szans wyjść z tego cały i jego ciało doszczętnie spłonęło.
- Nigdy tak się nie dzieje - stwierdził Detlef. - Zawsze coś zostaje. Trzeba się Bardzo, ale to bardzo namęczyć, żeby został sam popiół. Zwykły pożar nie spowodowałby zniknięcia resztek ciała.
- I właśnie tak też ci pierwsi gadają. Ale choroba wie, nieraz się słyszy ten zniknął, tamten znikną, inny przepadł bez wieści.
- Różne są powody - powiedział Detlef. - Ten przed dłużnikami ucieka, tamten przed żoną czy narzeczoną niedoszłą, a jeszcze innego mąż ściga, któremu uciekający rogi przyprawił. Tamten na podatkach oszukiwał, ów okradł wspólnika lub w przemyt się bawił. A są też tacy, którym nagle wolności się zachce czy podróży zakosztować i w obce strony nagle ruszy, nic nikomu nie mówiąc.
- Obawiał się kogoś ten cały Adam? - spytał. - Baczył na nowo przybyłych? Zachowywał się dziwnie? Skoro w karczmie bywał, jak i w świątyni, to normalne całkiem.
- Normalnie, mruk z niego, ale to można o większości tu powiedzieć. Nic nie mówił, by problemy miał mieć.
- Smutków w winie nie topił? To widać w końcu, gdy kto pije
- Ano w karczmie to zwykle sam siedział i popijał. Jakby słuchał i obserwował, sam niewiele mówił. Ciężki to on do poznania był.
- Takich to wielu na całym świecie - mruknął szlachcic. - Pewnie coś jednak zrobić musiał, że zniknął. Chyba, że dom sam się zapalił. Lampa źle postawiona, kominek bez nadzoru. Ponoć tak też bywa.
- Tak, tak, też tak myślę. Że on zasnął gdzie przy ogniu. I go spaliło całego, jak leżał i tylko popiół z niego został - odpowiedział wieśniak w lekkiej zadumie.
Adam. Ciekawe, które z imion jest prawdziwe, pomyślał Detlef. Pewnie się okaże, że żadne.

*** Łowca – Wisielcy ***

- Z jakim kultem mamy do czynienia? - Detlef zwrócił się do łowcy. - Bo różne są w końcu, i niekiedy nawet się zwalczają.
- Ci dwaj? Co wiszą? Z demonami się kontaktowali. Od razu się przyznali! - odpowiedział mu łowca
- Złota chcieli? Władzy nad światem? Co taki demon dać może? - spytał Detlef. - Mścić się na kimś? Dla mnie to głupota jakaś. Jak można demonom wierzyć?
- Nic dobrego...Śmierć im dał, z mojej ręki. Głupców wielu na tym świecie. A ja ich znajdę ile tylko mogę - odrzekł zapytany zaciskając pięści.
- Kogo czeka pętla, a kogo stos? - zainteresował się Detlef.
- Pętla, dla tych mniej groźnych, by odstraszyć kolejnych. Stos by skończyć raz na zawsze z parszywym pomiotem - opowiedział żarliwie łowca.

Tym akcentem zakończył również swoje uczestnictwo na obiedzie. Wstał od stołu, podziękował za zaproszenie. Przeprosił, za to że wychodzi wcześniej, ale jak wiedzą, zaraz odbędzie się egzekucja. Trzeba to załatwić szybko, by od razu tego wieczora pochować wszystkich. Co jak co, ale wisielcy nie bardzo komponowali się w świąteczny wystrój miasteczka. I nawet sam łowca zdawał sobie z tego sprawę.

Pozostali zostali goście zostali. Rozmowy były żywe, jedzenia i popitki w dostatku. Dopiero, gdy nadeszła godzina egzekucji, wszyscy równo się zebrali i ruszyli na rynek.


*** Knut i Albert ***


Knut z Albertem ruszyli w drogę powrotną do wioski. Złodziejami, czy włamywaczami nie byli, więc latarnia Nargonda pozostała nietknięta. Droga powrotna przebiegła równie spokojnie, jak w tą stronę. Gdy dotarli do wioski, jej mieszkańcy byli już zebrani na głównym placu.

Knut spostrzegł Martina, który stał z tyłu. A także swoich kompanów stojących niedaleko. Podeszli najpierw do Hilperta. Knutowi dopiero po pewnym czasie naszły pytania do głowy, które postanowił teraz zadać. Jednakże słysząc odpowiedzi, przypomniało mu się, czemu ich nie zadał wcześniej. Nie lubił bełkotu, nie lubił opowieści ludzi żyjących w innym świecie, poszukiwaczy skarbów, pogromców smoków, czy innych tego typu bajkopisarzy. Po tej wątpliwej przyjemności podeszli do pozostałych. Egzekucja powoli miała się zaczynać…

*** Wszyscy ***

Zebrali się na głównym placu. Byli obecni tutaj chyba wszyscy mieszkańcy Heisenburgu. Tłum był, jak na taką osadę, duży. Kilkadziesiąt osób zebrało się i czekało na egzekucję.

W końcu wkroczył też i łowca. Szedł w otoczeniu strażników, prowadząc skazańca. Stanęli na przygotowanym podwyższeniu. Kat, który był miejscowym strażnikiem, założył delikwentowi pętle na szyję. Łowca stanął obok i zwrócił się w kierunku tłumu. I donośnym głosem zaczął mówić.
- Erik Schluss, targnął na życie… – nie dokończył, padł na ziemię chwytając się za bok. Wystawał z niego bełt, a rana zaczynała coraz obficiej krwawić.

Tłum wpadł w panikę i zaczął się rozbiegać w popłochu. Greta ruszyła do Ludwiga, strażnicy rozglądali się zdezorientowani. Thomas krzyczał i biegał przerażony, a niedoszły wisielec stał zadowolony, że najwidoczniej jego wyrok został odroczony. Aczkolwiek zadowolenia z twarzy skazańca z pewnością wyczytać nie dało rady, gdyż wciąż stał z zawieszoną na szyi liną. Jedynie skrytobójcy, który dokonał ataku, nie było widać.
 
AJT jest offline  
Stary 12-03-2012, 20:08   #114
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Ten cały Martin to chyba nikt inny niż zwykły przechwalający się - najprawdopodobniej nie swoimi dokonaniami - młodziak. Nie warto zwracać uwagi na jego brednie. Pewnie wyssane z palca informacje.

Albert stanął na placu i przyjrzał się skazańcowi. Gówno prawda, że miał mutacje. Ot co zwykły mężczyzna, którego pewnie wieszają żeby był spokój. Stał znudzony i patrzył po placu. Nic nie wzbudzało ani podejrzeń, ani dziwnych przeczuć. Ot co zwykła nudna egzekucja. Gdy Ludwig zaczął swoje przemówienie włóczykij zaczął dopiero słuchać. "Targnął się na życie" ... Na czyje życie? Kto tu jest taki ważny, że na niego zamachy mogą być...

Na przykład łowca czarownic...

Gdy bełt nadleciał wbijając się w bok Inkwizytora, a panika zbierała swoje żniwo, Albert rzucił się w stronę szubienicy. Tam chciał pomóc opatrywać łowcę. Najpewniej tutejsi w momencie go odgonią. I ten moment wykorzysta, aby dyskretnie zapytać skazanego, czy na prawdę próbował zabić... i kogo próbował uśmiercić?
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 13-03-2012, 00:19   #115
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Szłomnik nie miał zbyt wielu powodów, by nie lubić Martina. Po prawdzie widział w nim siebie sprzed kilku lat - nim poszedł do wojska. Jednak teraz żołnierz był zajęty myśleniem o śledztwie, o braku jego efektów i braku dalszych pomysłów. Stąd wyładował frustrację, spławiając niedoszłego bohatera.

Potem nadszedł czas na wieszanie. Knut lubił, jak dobrze wieszają. Wszak to rozrywka dla całej wioski, gdy zadynda jakiś bydłokrad albo podpalacz. Fakt, że wina dzisiejszego skazańca była wątpliwa psuł jednak nastroje.

Nagle strzał! Zamieszanie, bieganina, chaos. Albert rzucił się na pomoc rannemu. Knut zaraz za nim. Nie miał żadnego planu, ale ufał w mądrą ocenę włóczykija. Szczęśliwie żołnierz miał na sobie pełny rynsztunek - uzbroił się rano, by mężniej wyglądać przed inkwizytorem i tak łaził cały dzień po wiosce obwieszony żelazem jak idiota. Teraz zdjął z pleców tarczę i osłaniał nią Alberta, łowcę i skazańca - w tej kolejności.

Czy bystre oczy Knuta wypatrzą coś w tłumie?
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 13-03-2012, 13:36   #116
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Albert biegł tuż za Gretą. Przez moment pomógł jej z rannym, ale gdy zauważył że więcej osób się zjawiło, korzystając z zamieszania zbliżył się do skazanego. Zadał mu dyskretnie pytanie...

Knut, który biegł parę kroków za Albertem. Był przygotowany, by chronić przed kolejnymi strzałami swą tarczą. Jednak następne bełty już nie nadleciały. Szłomnik rozejrzał się, próbując odnaleźć strzelca, jednak nie dostrzegł nikogo. Tamten musiał oddać jeden strzał i się ulotnić, pewnie zdążył się już oddalić, a może nie…

- Uwolnij mnie, obiecaj, że mnie uwolnisz.- powiedział niedoszły wisielec, na co Albert skinął głową. –Nie chciałem zabić, ale wiedziałem co mnie czeka, gdy oskarżyli mnie o złodziejstwo. A ja tylko ją znalazłem. Broniłem się, źle się rozwinęło i wyszło jak wyszło, raniłem jednego z przydupasów łowcy. Tyle. – odpowiedział szybko, aczkolwiek cicho – Teraz proszę, ratuj mnie! – zakończył błagalnie

Albert zobaczył z której strony łowca oberwał. Zerknął szybko na dachy domów, z tego kierunku. Popatrzył na ludzi i krzyknął!
- Tam jest! Ucieka z kuszą! W kapturze! - gdy większość ludzi się oglądnęła Lynre szybko ściągnął stryczek z szyi skazańca i pociągnął za dźwignię otwierającą zapadnię.

Dwóch ze strażników, od razu pobiegło we wskazanym kierunku. Pozostali tylko się odwrócili.

~ Co ja do cholery robię... zawisnę za to...~ - pomyślał Lynre.
Stan łowcy dobry nie był, Greta krzyczała, by pomóc go przenieść do niej do domu. Tam się nim zajmie. W momencie zjawiło się przy niej paru wieśniaków do pomocy
Podszedł też i Albert - Trzeba pomóc? Znam się na tym. Na leczeniu w sensie!

- On! On uwolnił skazańca! - Nagle wydobyło się z tłumu, a kilka osób wyraźnie wskazywało na Alberta, a przy okazji i Knuta.

Nie było czasu na myślenie... Lynre samemu zeskoczył w dół przez dziurę w zapadni, aby szybko zniknąć z oczu wszystkim. Poszukał wzrokiem skazańca i pobiegł za nim. Trzeba było szybko zmienić swój wizerunek... Bardzo szybko...
 
AJT jest offline  
Stary 13-03-2012, 15:00   #117
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz stał spokojnie i przyglądał się całej egzekucji z zaciekawieniem, lecz i obrzydzeniem. Dla żaka publiczna śmierć była czymś poniżającym, byle tylko zapewnić radość plebsowi, tak więc uśmiechnął się gdy łowca padł a los skazańca nie został przesądzony. Gdy motłoch zaczął rzucać się, i powstało zamieszanie Zebedeusz począł się wycofywać do tyłu, co jakiś czas zerkając na Alberta i Bell, chcąc mieć ich na oku. Żak po prostu wycofał się do tyłu by się spokojnie przyglądać wydarzeniom.

Nagle, powietrze przeszył olbrzymi huk, niczym armatnia salwa! Panika wśród tłumu wzrosła jeszcze bardziej. Ludzie biegali, przewracali się, krzyczeli! Nikt nie wiedział co się dzieję! Nikt nie wiedział, gdzie uciekać! Łowca ranny! Więzień ucieka! Armaty! Wojna?!

Zebedeusz gdy usłyszał huk aż podskoczył i wyglądał jakby prawie miał się zesrać ze strachu.

- Ooo kurwaa.. najazd..

Młody żak zaczął rozglądać się dookoła siebie szukając zagrożenia. Jego oczy nerwowo biegałby dookoła, a on sam wyglądał jakby miał dostać zawału. Wzrokiem też poszukiwał Bell, by w razie czego ruszyć jej na pomoc i .. zapewne swoją zgubę. Miał też nadzieję, że Albert jakoś sobie poradzi.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 13-03-2012, 17:46   #118
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Arabella od chwili zakończenia obiadu do momentu wydarzeń, które rozległy się na szubienicy, starała się sprawiać wrażenie osoby pogrążonej we własnych myślach. Nie było to tak znowu dalekie od właściwego jej stanu, jednocześnie zaś odbiegało od niego w wystarczającym stopniu by uznać było można, że czyni to specjalnie. Idąc u boku Zebedeusza obserwowała ludzi, którzy ją otaczali. Z okazji egzekucji zebrała się cała wieś. Niektóre osoby znała z widzenia, inne widziała po raz pierwszy. Przyprowadzono nawet dzieci co dla niej było zwyczajną głupotą. Osoby tak młode nie powinny oglądać śmierci w żadnym wydaniu. Na szczęście nie widziała nigdzie Lenara oraz jego rodziny. Była z tego powodu bardziej niż zadowolona.
Miała ochotę wziąć gorącą kąpiel mimo iż niedawno takową brała. Czuła się brudna po spędzeniu tych długich chwil w towarzystwie śmietanki wioskowej. Ich kłamstwa i półprawdy osiadły na jej skórze niczym szlam z bagna. Konrad może i nie był całkiem uczciwym człowiekiem, ani całkiem dobrym. Gdy jednak miała do wyboru jego lub niektórych mieszkańców wioski, nie wahała się przy decyzji. Miała nadzieję, że Detlef był w stanie dostrzec ów fałsz. Że Zebedeusz zda sobie sprawę jakie niebezpieczeństwo może mu grozić sam na sam z Gretą. Nie chodziło tu bynajmniej o ryzyko zostania uwiedzionym, a o truciznę w winie lub sztylet w plecach. Brakowało jej możliwości by przekonać swych towarzyszy by jej wierzyli. Może Konrad nieco przecenił jej umiejętności? Do tej pory powinna zdobyć więcej informacji, powinna móc lepiej ich wspomóc, powinna posiadać niepodważalne dowody na istnienie kultu, o którym wspominał kupiec. Miast tego miała jedynie własne podejrzenia i nic więcej.
Zakłócenie w egzekucji przerwało jej zamyślenie. Fakt, że jej przykrywka stała się prawdą wcale nie przypadł jej do gustu. Z drugiej strony, nikt też nie zachowywał się podejrzanie. Ot, sielska wioska z sielskimi mieszkańcami na niezbyt sielskim widowisku. Nóż w jej dłoni znalazł się w chwilę po tym jak bełt utkwił w ciele łowcy. To, że nie było nigdzie widać sprawcy znaczyło jedynie że dobrze się do zadania przygotował lub był tutejszy. Po co zabijać łowcę? Zbytnio namieszał? Dlaczego akurat teraz? Czy bełt należał do sprzymierzeńców kultu czy jego przeciwników. Przede wszystkim zaś przydałoby się wiedzieć o który kult chodzi. Ten, którego członków wieszał łowca, czy ten o którym mówił Konrad? Czy Ludwig należał do któregoś z nich, czy też był przypadkową osobą która znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze?
Łowca otrzymał pomoc więc Arabella uznała, że nie ma się co pchać miedzy osoby, które wiedzą najwyraźniej co robić. Nadal trzymała w dłoni nóż, jednak tak by nie było go widać. Zrobiła odpowiednio zatroskaną minę, która zamieniła się w maskę szoku, gdy Albert odciął skazańca. Ta ostatnia nie była udawana. Mężczyzna najwyraźniej całkiem stracił rozum. Przecież od Erika mogli dowiedzieć się ciekawych rzeczy. Nikt wszak nie powinien zatrzymać szlachcica, gdy ten będzie chciał się udać wraz z strażnikami i skazanym. Gdy Ludwig zakazać tego nie mógł pojawiła się szansa na rozmowę. Zmarnowana obecnie... Ochota by rzucić ostrze w plecy Alberta była bardzo duża. Tym większa, że swym postępkiem ściągnął na ich głowy podejrzenia. Skoro pomógł kultyście to również oni mogli być kultystami, a co za tym idzie należy się ich pozbyć. Nie podobało się jej, że należała do owych podejrzanych. Nie zamierzała również pozwolić by błąd jednego człowieka skazał ją na tortury i być może śmierć. Zaczęła przepychać się przez tłum, możliwie delikatnie, gdy niespodziewanie powietrze przeszył huk. To ją odrobinę wstrzymało. Właściwie to całkiem. Spojrzała gniewnie na spanikowanych ludzi. Straciła z oczu Alberta, na dodatek zdała sobie nagle sprawę, że w ubraniu które miała na sobie nie ma najmniejszych szans by go dogonić. Zaklęła w myślach i wściekłą odepchnęła jakąś kobietę, która się z nią zderzyła. Gniew był lepszy niż strach, który próbował nad nią zapanować. Nie chciała zmienić się w żałosną istotę o rozbieganych oczach i łzach, które skapywały z ich kącików. Nie chciała bezgłośnie krzyczeć czy stań w miejscu niezdolna się ruszyć. O tak, gniew była znacznie lepszym sposobem by przeżyć.
Ruszyła w stronę karczmy. Potrzebowała mieć przy sobie przynajmniej swój łuk. Nie zaszkodziłoby również zmienić suknię na coś wygodniejszego. Miała niejasne przeczucie że strój wyjściowy nie będzie jej potrzebny w najbliższym czasie.
Odszukała wzrokiem Zebedeusza. Mężczyzna wyglądał na przerażonego. Nie mogła mu pomóc. Wskazała jedynie karczmę, by wiedział gdzie idzie, po czym podjęła swą wędrówkę. Niech bogowie przeklną konieczność strojenia się na obiady u wioskowych cyrulików...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-03-2012, 21:33   #119
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Robiło się zdecydowanie zbyt ciekawie. Polowanie na łowcę... Oczywiście Detlef sam posłałby Kreibicha w objęcia Morra, gdyby ten spróbował z nim jakichś nieprzyjemnych numerów, ale to, że kto inny zrobi coś takiego... To już było niepokojące.
Z drugiej strony... Wyobraźnia Detlefa podsunęła mu wizję Knuta, odzianego w zbroję łowcy i machającego przed czyimś nosem papierami ozdobionymi garścią groźnych pieczęci i podpisów. Knut z pewnością byłby idealny w takiej roli.
Teraz jednak Kreibich stale żył i Detlef nie zamierzał udzielać mu pomocy w opuszczaniu tego padołu i wędrówce do lepszego świata. Łowca, miał nadzieję, zdoła jeszcze udzielić mu paru odpowiedzi.
- Co on zrobił? - spytał.
- Zaatakował nas... - wybełkotał łowca. - Ciężko zranił mojego pomocnika...
- Dokończyć egzekucję?
- Detlef zadał kolejne pytanie. Oczywiście nie miał zamiaru osobiście wieszać skazańca, ale łowca czarownic miał swoich pomagierów, którzy z pewnością dokończyliby robotę. Jednak Kreibich nie odpowiedział. Zamknął oczy, głowa przechyliła się na bok i tylko baczna obserwacja wskazywała na to, że łowca jeszcze żyje.
- Przynieście jakieś nosze! - krzyknął Detlef. - Albo drzwi! I wołajcie medyka! Biegiem!
Co prawda Greta sugerowała, że zajmie się rannym, ale kto mógł wiedzieć, ile warte są jej umiejętności. Co fachowiec, to fachowiec. A jeśli w wiosce nie było medyka? No to pan Kreibich miał pecha...

To, że skazaniec nagle urwał się ze stryczka stanowiło dla Detlefa pewne zaskoczenie, chociaż łatwo można było się domyślać, że za próbą pozbycia się Kreibicha stali jacyś sojusznicy niedoszłego wisielca. Większym zaskoczeniem było to, kto owego wisielca uwolnił.
Oszalał, pomyślał Detlef, nie komentując jednak ni słowem poczynań Alberta. W tej chwili nie uważał za rozsądne zabieranie głosu w tejże sprawie.

Huk, jaki wstrząsnął powietrzem sprawił, że znaczna część ewentualnych pomocników oddaliła się czym prędzej. Świadczył również o tym, że ci, co zamierzali uwolnić skazańca, dysponowali ciekawymi środkami. Albo magia, albo alchemia...
- Zabieramy go stąd. Jak najszybciej! - powiedział.
Całe szczęście nie groziło im stratowanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-03-2012, 00:21   #120
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
"Olaboga! Na wszystkie bogi! Co ten Bert narobił? Przecie zara nas tu obwieszą!"

Niedowierzanie, strach i frustracja wypełniły Knuta. A u ludzi prostych ze strachu i frustracji nierzadko rodzi się - agresja. Szłomnik rzucił się do biegu. Szybko! Pędem. Za skazańcem! Należało jak najszybciej znaleźć skrzynię Konrada, a niedoszły wisielec wydawał się coś o niej wiedzieć.

Plan był prosty jak cięcie stirlandzkim berdyszem. Knut dopadnie uciekiniera i postawi go przed niezbyt trudnym wyborem: wpierdol lub wracamy na wieszanie. Po czym i tak da nieszczęśnikowi w zęby, indagując:

- Dzie kszynka?!
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172