Obelgi rzucane przez krasnoluda nie robiły na szamanie większego wrażania. Kiedy Zabójca czołgał się w kierunku klatki z jego białym towarzyszem, śpiew szamana stawał się coraz głośniejszy. W końcu, w kulminacyjnym momencie faliste ostrze opadło na pierś dziewczyny, wbijając się po rękojeść. Kobieta krzyknęła dziko, wierzgając się na ołtarzu a potwór wyciągnął ostrze i zagłębił pazurzastą łapę w jej wnętrznościach. Po chwili wyrwał dziewczynie serce i na oczach jeszcze żyjącej ofiary, wbił w niego sztylet.
Wiatr wokół ołtarza wzmógł się, porywając śnieg i co lżejsze przedmioty. Chłostał idącego krasnoluda w twarz, utrudniając poruszanie. W powietrzu wokół szamana pojawiły się niewyraźne kształty. Mgliste postacie pokracznych kreatur, pędziły wokół czarownika, przenikać się nawzajem. Szaman uniósł w dłonie, w jednej trzymając przebite sztyletem serce w drugiej zwisający na łańcuszku wilczy medalion.
Duingan poruszał się z trudem, pomagając sobie mieczem. Ostrze broni płonęło czerwonym blaskiem, zupełnie jak wtedy, w obozie zwierzoludzi. Mimo, to Zabójca daleki był od szału, jaki go ogarniał, gdy używał tej broni. Kiedy był już blisko klatki, wiatr był już tak silny, że ciskał w niego zwłokami poległych zwierzoludzi i wilków. Wył przy tym, jak demon a przez białą ścianę śniegu, praktycznie nic nie było widać. Demoniczne sylwetki wokół szamana nabrały kształtu a sam czarownik zdawał się lekko unosić nad ołtarzem. Miecz przybrał barwę roztopionego metalu i parzył brodacza w ręce.
W końcu bardziej namacał niż zobaczył klatkę. Nie był w stanie użyć miecza, musiał wypuścić go z dłoni. Została mu tylko siłą jego mięśni. Moc wielokrotnie już dzisiaj uszkadzanego ciała. Naparł na pręty z całych sił, słysząc wilcze wycie dobiegające z wnętrza klatki. Szalejąca wichura wysysała z niego ciepło, odbierając czucie w członkach. Przez wycie wiatru wciąż słyszał bluźnierczy głos czarownika, otoczonego czerwoną aurą.
- AARRGHHH!!! -
Z rykiem naprał na kraty po raz ostatni, wyrywając wielką dziurę w klatce. Wilk tylko na to czekał, wyskakując w górę, w chmurze drzazg i odłamków. Otaczała go srebrzysta aura, dlatego mimo wichury, Duingan widział szarżującego towarzysza.
Wilk gnał przez wichurę w stronę szamana, przeskakują nad wirującymi w powietrzu ciałami, kawałkami drzew i innymi śmieciami. Krążące do tej pory wokół czarownika demoniczne postacie, zatrzymały się, zagradzając drogę zwierzęciu. Poczwary były już na wpół materialne, uzbrojone w „zwykła” broń lub w same pazury i kły ociekające jadem. Wilk nawet nie zwolnił. Duinagan widział jak szarżuje przez tłum, jak na białym futrze rysują się czerwone szramy, jak krew płynąc z ran jest unoszona przez wiatr, zostawiając w powietrzu szkarłatne smugi. Mimo tego, wielki basior nie zatrzymał się nawet na moment. Dopadł do ołtarza, wyskoczył w powietrze i...
~~ Chybił! Kurwa, nie trafił w czaromiota! ~~
Duingan nie mógł uwierzyć w swojego pecha, bo istotnie wilcze cielsko przeleciał obok szamana zwierzoludzi, lądując po drugiej stronie ołtarza. Krasnolud stracił go z oczu a sam nie był wstanie nawet się ruszyć w szalejącej wokół ołtarza nawałnicy.
Szaman tym czasem wydał z siebie ryk. Dzikie zwierzęce wycie poniosło się daleko po lesie i to pomimo huku wichury. Czerwone błyskawice otaczające do tej pory jego sylwetkę, krążyły szybciej i szybciej, wkrótce praktycznie przesłaniając jego postać. Głos czarownika, znikł gdzieś w ogólnym hałasie a pokraczne istoty, zwróciły się do środka okręgu, w stronę ołtarza. Jedna po drugiej wskakiwały w wir błyskawic i znikały z sykiem. Wokoło rozniósł się zapach siarki a gdy tyko ostatnia z istot znikła, wiatr ucichł. Na ołtarzu stał szaman z rozłożonymi rękoma. Odwrócił pysk w stronę Duingana i chciał coś powiedzieć, ale wydał z siebie tylko cichy kwik. W następnej sekundzie jego ciało rozerwała eksplozja zraszając wszystko wokoło czerwoną papką. Po szamanie nie został nawet ślad.
Wiatr ucichł. Wirujące w powietrzu płatki śniegu powoli opadały na polane przyozdobioną wymieszanymi ze sobą kawałkami ciał wilków i zwierzoludzi. Głowa wodza tej bandy, chwilę wcześniej odcięta przez Zabójcę, teraz groteskowo zwisała z gałęzi. Duingan czuł jak ciemniej mu przed oczami. Upadł na kolana, nie mając już na nic siły. Obok niego leżała
Alfa. Duingan czuł jak ucieka z niego świadomość. Ostatnie, co zobaczył, to wielki pysk białego wilka, trzymający w zębach wilczy medalion szamana.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.
*Obsługę proszę o pozostawanie wątku, w nadziei, że będą kolejne.