Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2012, 14:18   #27
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Druga doba podróży

Pierwsze spotkanie z wątpliwymi urokami dzikiej przyrody nie wyszło podróżnikom na zdrowie. Wszyscy z trudem powstrzymywali się od drapania, a Etromowi szybko przestało być do śmiechu, gdy po kilku minutach od wyjścia z wody Saelim zwalił się jak kłoda na ziemię. Chłopak był nieprzytomny i miał wyraźne problemy z oddychaniem. Zresztą zawroty głowy i torsje targające Zaraźnikiem i Korennem były również mało zabawne. Na szczęście mieli Eillif i jej zapas ziół. Okłady niewiele dały, a zaparzenie ich wydawało się trwać wieki... ale w końcu leczniczy napar został ostrożnie wlany w usta rzężącego młodzieńca, który powoli zaczął dochodzić do siebie. W tym czasie Rafael poszedł poszukać większej ilości ziół, by ulżyć sobie i innym, gdyż zapasy zielarki nie starczyłyby dla wszystkich. Reszta, z braku innego zajęcia, uzupełniała wodę w bukłakach i suszyła rzeczy na słońcu. Koniec końców dopiero po dwóch czy trzech godzinach ruszyliście w dalszą drogę - tym razem jednak lasem, trzymając się prawego brzegu Wartki. Późnym popołudniem Yarkissowi zdawało się, że znów słyszy tętent kopyt - zapewne to strażnicy wracali do Viseny. Na szczęście w gęstych zaroślach, jakie otaczały trakt i rzekę, nie mieli szans zobaczyć uciekinierów.

I wreszcie nastał wieczór. Trzeba było przyznać, że większość z Was przyjęła zachód słońca z niekłamaną ulgą - nie tylko z powodu upału, który wzmógł się po burzy. Jedynie myśliwi byli przyzwyczajeni do wielodniowych wędrówek - reszcie podróżników ze zmęczenia nogi wchodziły do tyłka, a paski toreb i plecaków niemiłosiernie wżynały się w pogryzione przez szerszenie ramiona. Pozostawało tylko znaleźć dobre miejsce na nocleg, uzupełnić wodę w pustych już bukłakach, zjeść i udać się na spoczynek. Dopiero teraz można było też ocenić kto dobrze przygotował się do wędrówki... a kto nie przygotował się wcale.

Tym razem nikt nie protestował gdy Rafael poprowadził grupę z dala od rzeki - niezbyt daleko, ale wystarczająco, by nie zostali zdeptani (lub zjedzeni) przez zwierzęta, które przyjdą do wodopoju. Przynajmniej w teorii, bo akurat w tym miejscu zwierzęcych ścieżek nie widział.
Po ogłoszeniu postoju każdy zajął się sobą. Jeszcze daleko Wam było do zgranej drużyny, która razem posila się przy ognisku, omawiając dawne przewagi i plany na kolejny dzień. Yarkiss i Solmyr udali się po drewno i rozpalili niezależnie od siebie ogniska. Co prawda noce były jeszcze ciepłe, ale ogień koił pierwotny lęk przed ciemnością, dając poczucie bezpieczeństwa i odstraszając dzikie bestie. Pozostawała jeszcze kwestia wart... Etrom i Korenn wymówili się złym samopoczuciem; zielonkawa twarz Saelima mówiła sama za siebie. Koniec końców do czuwania nad bezpieczeństwem grupy zgłosili się - oczywiście - Rafael i Yarkiss, Jarled, Fernas, Solmyr i - niejako zmuszona do tego komentarzem chłopaka - Eillif. Nie było źle - sześć osób dawało po jakieś dwie-trzy godziny warty na łebka. A wszyscy potrzebowali odpoczynku - zwłaszcza chorzy i mieszkańcy Osady, którzy poprzedniej nocy niewiele spali.

Myśliwi nie spodziewali się, by tak blisko wioski coś mogło ich zaatakować i rzeczywiście - noc minęła spokojnie, na obserwacji otoczenia i cichych rozmowach. Jedynie Etrom rzucał się na swoim posłaniu, aż w końcu obudził się z wrzaskiem, gdy poczuł, że coś po nim przebiegło. Ale była to tylko Sigrid, która wróciła z nocnych łowów. Młodzieniec rzucił się z powrotem na ziemię i nakrył kocem, starając się odgonić od siebie wizje tego, co mu się śniło - krążących wokół niego szerszeni i wypełzającej z gniazda gigantycznej larwy...

Dla Eillif noc również nie była łatwa. Zmuszona do trzymania warty z Solmyrem, który wyraźnie czegoś od niej chciał, nie potrafiła się odnaleźć w sytuacji. Zwłaszcza po dziwnym... hm... tańcu, jaki młodzieniec zaprezentował skacząc wokół własnego ogniska. Jastrząb spał gdzieś wysoko w konarach drzew i niewiele mógł jej pomóc. Dopiero gdy wróciła na swoje posłanie zdołała się uspokoić. Nie na długo jednak - nagle otworzyła szeroko oczy czując, że ktoś... coś jej się przygląda. Na skraju kręgu światła, rzucanego przez dogasające ognisko, stał olbrzymi basior. Samotne wilki o tej porze roku nie były niczym niezwykłym. Zielarka w panice odwróciła się w stronę towarzyszy, ale Rafael i Fernas siedzieli plecami do niej, wpatrując się w inną część lasu... a może śpiąc? Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na wilka, który - mogłaby przysiąc! - uśmiechnął się złośliwie, po czym odwrócił i nieśpiesznym krokiem zanurzył się w mroku. Nikt niczego nie zauważył. A może zwierzę jej się tylko przyśniło?

◈◊◈

Nowy dzień zapowiadał się równie upalnie co poprzedni. Podróżnicy przespali świt, niespiesznie zjedli śniadanie i ruszyli w drogę. “Ranni” czuli się już nieco lepiej, toteż nie spowalniali przesadnie wędrówki. Lecz w zasadzie nigdzie Wam się przecież nie śpieszyło! Nie spodziewaliście się zastać niczego innego niż trupy koni, psa i ochrony. A zwłoki nie uciekną. Jedynie Eillif niespokojnie rozglądała się po otoczeniu. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś ich obserwuje, chociaż nie spodziewała się wilka w nadrzecznych szuwarach. Kilka razy zdawało jej się, że widziała w sitowiu jakiś ruch, jakiś błysk w leszczynie, jakiś chichot wpleciony w szum wody... Pewnie była po prostu przewrażliwiona, bo inni nie zwracali na to uwagi.

Wczesnym popołudniem coś w głębi lasu przykuło uwagę Yarkissa. Jasna plama wskazywała polanę, a na niej... Ostrożnie ruszył w tamtym kierunku, ale reszta oczywiście polazła za nim. Po kilku minutach wszyscy staliście przed starą, walącą się chatą. Kiedyś musiał być to piękny dom, wykonany ręką uzdolnionego cieśli; teraz dach zapadł się, a całość przechyliła się na bok, na podobieństwo rannego zwierza. Małe okna miały zamknięte okiennice, a drzwi wyglądały na zaparte od środka. Jednak - zważywszy na stan budynku - nie trzeba było wielkiej siły by dostać się do środka.
Nie wiedzieliście kto mógł tutaj mieszkać. Czasem zdarzało się, że ludzie budowali samotne chaty na odludziu - czasem byli to wygnani ze wsi przestępcy, czasem dziwacy i szaleńcy, czasem po prostu samotnicy, którzy woleli dożyć swych dni w dziczy. Tu zapewne ktoś mieszkał przez długi czas; może nawet nie jedno pokolenie - nieopodal domu Jarled dostrzegł kilka jabłoni i śliw, oraz pole zdziczałych warzyw, w których w najlepsze buszowała... niewielka wataha loch z warchlakami!

◈◊◈

Do wieczora było jeszcze daleko, więc znów ruszyliście w drogę. Według Waszych założeń jeszcze trzy dni marszu dzieliły Was od konwoju - może więcej, może mniej. Co będzie, gdy tam dotrzecie? Co znajdziecie? Co z tym zrobicie? Dla osób, które chciały uratować wioskę, problemem był głównie transport dóbr wiezionych na wozach. Dla osób, które chciały ze wsi uciec - co zrobić, gdy okaże się, że mniej niż połowa podróżnych będzie chciała iść dalej. Czy to ma sens? Te i inne myśli kłębiły się w głowach młodzieży gdy przedzierali się przez las, a potem rozbijali kolejne obozowisko.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-03-2012 o 08:09.
Sayane jest offline