Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2012, 19:41   #253
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~ Za wiele się stało, by teraz odpuścić...~ podtrzymywał się na duchu, zapewniając jednocześnie samego siebie, że musi dokończyć tę sprawę... Nigdy nie bał się ciemności. Nie przerażało go to, co mogło się w niej czaić. Podejrzewał, że jako dziecko również nie bał się mistycznych strzyg, wiedźm czy innego wymysłu straszących swe dzieci rodziców. Tym razem jednak pędząc na grzbiecie konia w gęstym lesie, w środku nocy czuł lęk. Był to strach o własne życie i zdrowie, wszak jeden zły krok wierzchowca i Logan mógł pofrunąć dobre kilka metrów do przodu. Mógł też niefortunnie zostać przygnieciony przez ciało zwierza, na którym pędził jak szaleniec. Nie miał prawa dostrzec grubej gałęzi na wysokości swojej piersi, mimo iż był pochylony jak tylko pozwalały mu na to warunki jazdy. Cios był bardzo silny i odebrał mu dech w piersi. Trwało to jednak tylko krótką sekundę, gdyż w momencie upadku zapadła jeszcze głębsza ciemność, niż ta, która go tak bardzo przerażała.


Ból. To ból dał mu jasny i wyraźny znak, że wciąż jeszcze żyje. Głowa bolała go jak tamtego pamiętnego wieczoru, kiedy jego bezimienna znajoma ogłuszyła go w domu młodego bibliotekarza w Minas Tirith. Noc powoli zamieniała się w dzień. Niebo szarzało. Derenhelm słyszał piskliwe skrzeczenie. Ten dźwięk budził u Rohirima niepokój. Nietoperze. Okazało się, że były to nietoperze. Cała chmara, pędząca w jego stronę.
~Co... Co jest grane...~ pomyślał. Coś musiało je spłoszyć. Sprawa zaczynała robić się wyjątkowo tajemnicza. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu wierzchowca, ale nigdzie go nie było. Ruszył powoli w stronę, skąd nadciągały nietoperze. Cały drżał. Pewnie dlatego, że zarobił niedawno silny łupniak w głowę. Pewnie dlatego, że był kompletnie przemoknięty.

Nietoperze nie wiedzieć czemu zapikowały w jego stronę, jakby to on był ich celem. Trzepoczące skrzydła, popiskiwania, oraz ostre jak brzytwa pazurki były raczej średnio przyjemnym doświadczeniem. Jeden z skrzydlatych ssaków podrapał go w czoło, drugi zahaczył o jego policzek. Był tak obolały, że drobne zadrapania nie robiły na nim wrażenia. Derenhelm wartko przykucnął brnąc w przeciwnym kierunku niż ten, w którym leciała chmara nietoperzy. Wojak zasłonił się płaszczem. Ssaki co chwila rozbijały się o jego ciało, co nie było przyjemne. Na szczęście udało mu się wybrnąć z tej niefortunnej sytuacji. Wybiegł z lasu.
- Ślady... Kureskie życie... - burknął. To wszystko zdawało się być zbyt łatwe, zbyt oczywiste. Mimo wszystko szedł po śladach szukając odpowiedzi.

Trząsł się jak osika. Było mu tak zimno, że nie czuł palców u stóp ani uszu. W końcu opuścił bagna i znalazł się na niewielkiej polance. Czarny rumak pasł się spokojnie. Niebo z każdą kolejną chwilą robiło się jaśniejsze. Błękit cieszył jego oczy.
Przełknął ślinę. Wiedział, że rozwikłanie tej tajemniczej sprawy może być na wyciągnięcie ręki. Był jednak tylko człowiekiem. Chciał się dowiedzieć, kto mu uciekł i dlaczego wiedza o tej osobie jest warta więcej niż ludzkie życie. Chciał, lecz organizm miał swoją wytrzymałość. Robił kroki choć nie przychodziło mu to łatwo. Walczył sam ze sobą. Rozsądek podpowiadał by odpuścił, by wrócił do Isengardu, przebrał się, zjadł i przespał pod ciepłym kocem. Pokręcił głową. Wiedział, że jeśli będzie stać go na jeszcze trochę wysiłku to to zrobi.

Koń pasący się na polanie był tym samym, na którego grzbiecie pędził Derenhelm tuż przed sromotnym upadkiem. Rohirim podszedł spokojnie do wierzchowca i pogładził go po szyi. Zwierzę nie przestraszyło się, poznało jeźdźca. Dostrzegł ślady. Niewyraźne ale zawsze jakieś. Chwycił za uzdę i ruszył za śladem biorąc za sobą konia. Szedł długo. Zapuścił się w góry. Tutaj jednak ślady stawały się niewyraźne.
-Kozica górska czy koń?- wejrzał na swojego wierzchowca. Ten nie był zbyt rozmowny. W zasadzie Derenhelm zdziwiłby się, jakby było inaczej.
-Szlag by to trafił...- burknął, po czym opatulił się ciaśniej płaszczem choć nic to nie dało, bo był kompletnie mokry. Rohirim wsiadł na konia i ruszył w stronę powrotną do Isengardu. Nie pędził zbyt szybko, choć teraz widoczność pozwalała na ponaglanie wierzchowca. Mimo to, nie czuł się na siłach, by galopować. Głowa ciągle bolała.


-Gdzie ten skurwiały trup?...- wojak potarł dłonią po skroni. Czuł się cholernie słabo. Czuł się mocno wycieńczony. Jakby tego było mało, kiedy dotarł na miejsce, gdzie jeden z gonionych osobników, spadł z konia i roztrzaskał się na kamieniu, tuż przy brzegu potoku, dostrzegł, że ciała już nie było. Derenhelm zsiadł z konia i mimo zmęczenia ruszył po śladach krwi. Te urywały się w wodzie i nigdzie dalej nie było widać jakiejkolwiek obecności rannego jeźdźca.
-Szlag by Cię trafił...- burknął znowu, po czym wrócił do konia. Wsiadł i bodnął go lekko w bok dając znak by ruszył. Był już pewny, że spokojnie dotrze do Isengardu, ale los po raz kolejny postanowił zrobić mu na złość. Grupa jego rodaków kręciła się obok miejsca, gdzie zabił dwójkę osobników nocą. Wziął głęboki wdech, pokręcił głową i nie spiesząc się ruszył w stronę Isengardu jak gdyby nigdy nic. Może akurat go zignorują.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline