Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2012, 20:15   #89
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kamienne ściany, pokryte oczami. Kamienne źrenice patrzyły, obserwowały, oceniały. Wydawały się żywe. I może takie były ?
Głos w posągu mógł odpowiedzieć, na pytanie. Ale czy można mu było wierzyć? Kim był “Biały ogień, który jest ciemniejszy niż noc”, co znaczyły ten symbol za posągiem, czemu oczy?
Głos mógł odpowiedzieć, mógł skłamać.
Drogbar miał wrażenie, że ową istotę w zasadzie bawi ta cała sytuacja. I że krasnolud jest mu obojętnym.
Więcej nawet. Że dla niego krasnolud jest szczurem w labiryncie i obserwowanie jego bezradnego miotania się po nim bawi głos z posągu. Bo też Drogbar się miotał. A im bardziej próbował uniknąć wiszącego nad nim miecza, to tym bardziej czuł że nić na którym on wisi... powoli się zaczyna się rwać.
A kamienne oczy patrzyły, wypełniając swym spojrzeniem pole widzenia, a szeptami umysł. Drwiły z niego, chichotały, wspominały ostatnie zdarzenia, wskazywały błędy ( co z tego, że z ich opinią sam umysł krasnoluda się nie zgadzał).

Nie wiedział ile czasu spędził w bezskutecznym badaniu świątyni, zanim zjawili się goście. Musiało minąć sporo, skoro zdążył zgłodnieć.
Zjawił się Erazm, ale nie sam. Jego towarzysz był niskim niziołkiem ubranym w pstrokaty i pozbawiony logiki strój, zwieńczony cylindrem na głowie.


- To on?- spytał kapelusznik Erazma, a ten skinął głową w geście potwierdzenia. Zaś Drogbar zorientował się, że pomylił się. To nie był niziołek. To było półelfie dziecko, nie więcej niż jedenaście wiosen.
Jeden z smarkaczy którzy w Gwarch kradli jabłka na jarmarkach, przenosili po mieście listy od kupca do kupca. Dzieciak, taki jak ten którym sam Drogbar zlecał zrobienie zakupów za sztukę srebra. To miasto odwracało do góry porządek świata.
-Tak to on.- odparł służalczym tonem zaklinacz.- Zmarnował ofiarę.
-Brzydki. Chyba ładne krasnoludy nie istnieją.-
stwierdził dzieciak w kapeluszu.
-Wiesz mój drogi krasnoludzie, że nie ma bardziej okrutnych istot na świecie niż dzieci? Zbyt ciekawskie w swym dążeniu do poznania reguł świata. I nie potrafiące zrozumieć, że swymi działaniami mogą sprawić innym ból. Ale wy... i tak uważacie je za niewinne i dobre ze swej natury.- zachichotał posąg.-Cóż, za naiwne złudzenie, nieprawdaż?
-To zabijemy go.
- rzekł wprost dzieciak w kapeluszu i uderzył końcem laski zakończonej czaszką o ziemię. Do komnaty weszli dwaj nieumarli.


Potężnie zbudowane szkielety uzbrojone w dwuręczne miecze i osłonięte ciężkimi płytowymi zbrojami.
Ruszyły w kierunku krasnoluda i Drogbar szykował się do ostatniej walki w swym życiu, gdy nagle dzieciak rzekł.- Albo i nie... Stop.
Szkielety się zatrzymały, zaś dzieciak rzekł.- To by było nudne. Już wiem, zrobimy konkurs. Kto pierwszy złapie drowa. Jeśli ty brodaczu, ocalejesz by służyć. Jeśli ja. Obaj i mój drow i ty skończycie na ołtarzu, co ty na to?
Właśnie wydawało się że miecz jeszcze się nie oberwie, ale... to mogło być złudzenie. Ile razy już Drogbar czuł się zwycięzcą, by po chwili zorientować się że znów musi desperacko walczyć o życie?
Ile razy to miasto zakpiło z jego złudzeń.

Natomiast ból...

Ból był realny. Evelyn idąc i pełzając czuła lekkie ukłucia bólu związane ze swymi nogami. Paladynka poskładała je jak mogła. Użyła swej leczniczej mocy, do zaleczenia ran. A reszta była kwestią czasu.
Na nogach przyzywaczka poruszała się z trudem i każdy krok sprawiał jej ból. O bieganiu mogła tylko pomarzyć.

Viltis szedł przed nią, marudząca coś pod nosem paladynka za nią. Choć obecność Corelli, nie do końca odpowiadała samotniczce z natury jaką była przyzywaczka, to jednak Evelyn musiała przyznać przed sobą że nawet mając pod ręką Viltisa nie da sobie rady.
A tunel był dość długi i klaustrofobiczny. Wyobraźnia stawiała przed kobietami nieprzyjemne wizje utknięcia w tunelu i długiej śmierci głodowej. Zresztą paladynka parę razy omal nie utknęła i w przeciwieństwie do Evelyn nabawiła się wielu otarć.

W końcu jednak obie kobiety i smok znalazły się dużym i ciemnym pomieszczeniu, wypełnionym stęchłym powietrzem. Nie było tu żadnego źródła światła.
I dopiero po rozświetleniu go światłem latarni i pochodni, kobiety mogły się zorientować, gdzie się znajdują.
Katakumby. Olbrzymie pomieszczenie było katakumbami, bardzo starymi skoro jedną ze ścian zdobił symbol.


W którym to paladynka bez problemu rozpoznała znak kultu Amaunatora, kultu wymarłego podobnie jak bóstwo które czcił.
W tym katakumbach, było dwanaście kamiennych zapieczętowanych trumien. Każda z nich zapewne zawierała ciało. Co gorsza, zamurowane były też drzwi do katakumb.

Jednakże najciekawszy przedmiot kryła mała wnęka znajdująca się naprzeciwko zamurowanego wejścia.


W niej bowiem, na kamiennym postumencie, znajdowała się pokryta pajęczynami rzeźbiona ludzka czaszka. Po której to łaziło kilka małych jadowitych pająków.
Pajęczyn zresztą tu było wiele.
Dźwięk ocieranych o siebie kamieni, przyciągnął uwagę Evelyn i Corelli do otworu którym przepełzli. Dźwięk ten zmroził ich serca podobnie jak widok, który ujrzeli. Kamienny tunel zamykał się odcinając im drogę powrotu. Zostały tu uwięzione!

Im bardziej Leonidas wpatrywał się w glif szukając w pamięci informacji jakie mogłyby być przydatne w tej chwili, tym bardziej nie potrafił nic znaleźć. Nie wiedział nic, poza tym co ujawnił już Grimmie. Nie potrafił rozgryźć znaczenia tego glifu, nie potrafił zrozumieć do czego ów glif służył.
-Nie jesteś dość biegły w sztuce. Nigdy nie byłeś. Dlatego tak łatwo było tobą manipulować, tak łatwo było się tobą posłużyć, tak łatwo wykorzystać i użyć.- usłyszał głos przy swym uchu i rozejrzał się nerwowo. Tak, to był niewątpliwie jej głos. Ale ona powinna być martwa.
Chyba.
Nie dopilnował tego, nie sprawdził. Uciekł jak tchórz zostawiając pozostałych na pastwę losu.
-Na pastwę mej zemsty.- dopowiedział złośliwy kobiecy chichot tuż przy jego uchu.
Leonidas obrócił się gwałtownie, ale nikogo nie zobaczył. Poza medytującym mnichem.
Ale czy zobaczyć musiał? Niewidzialność była tylko jednym z gamy wielu zaklęć, których można użyć, by ukryć się przed czyimś spojrzeniem,
-Obserwuję cię... cały czas.- niemal lubieżny szept Ginewry usłyszał tuż przy swym uchu.

Przeszukanie pierwszego domu, trójce awanturników zajęło szybko. Głównie dzięki Gharrokowi. Rashemita bowiem wręcz nalegał, by się rozdzielić i pojedynczo przeszukiwać pokoje. Na ewentualne uwagi na temat zagrożeń z tym związanych zareagował kpiąco.- Co wy? Baby... jesteście, czy wojowniczki? Nawet jeśli jakiś drow tam siedzi, to i tak wytrzymacie te kilka chwil, zanim dobiegnę do was z pomocą. A sam się drowa nie boję.
Przeszukiwany dom musiał należeć do jakichś rzemieślników, chyba tkaczy. Bowiem w jednym z pokoi stały płótna tkackie. Znaleziska z niego nie były imponujące. Kilkanaście srebrnych monet wszak trudno uznać za wartościową zdobycz.

Kolejny budynek należał już do osoby bardziej zamożniejszej. Bowiem sforsowanie zamkniętych drzwi zajęło Gharrokowi chwilę. W środku zaś znajdowały się solidne i drogie meble, piękne makaty na ścianach. O dywanach wyszywanych srebrną nicią nie wspominając.
-Ja bym proponował tu urządzić kwaterę główną. Zapewne łóżka wygodniejsze niż w gospodzie, nieprawdaż? Jak która chce, może dołączyć do mnie w nocy. - rzekł chełpliwym tonem Gharrok.
-Zaimponuj mi, to może się zastanowię.-odparła Sarabis.
I rozdzielili się, buszując po pokojach.
Podobnie jak poprzednie dwa przybytki karczma i dom tkacza, również ten dom został porzucony nagle.
Nie było nigdzie śladów walki, żadnej krwi. Było niemalże przytulnie.
I jak się Laura zorientowała, znalazła się w domu maga. Bowiem otworzywszy kolejne drzwi trafiła do jego pracowni.
Półka z książkami, w kącie szkielet sporego kota z długimi kłami, biurko zastawione alchemicznymi fiolkami i papierzyskami. Fotel w kącie i stoliczek z karafką z winem. Karafką na wpół opróżnioną.
Dziewczyna wiedziała, że w takich miejscach można znaleźć wiele przydatnych rzeczy.
Samo przeszukanie biurka pozwoliło znaleźć, niewielki kuferek z eliksirami, oraz mieszek z magicznym zapewne pyłem.
Księgi nie zainteresowały dziewczyny zawartością. Albo dotyczyły wiedzy tajemnej i innych światów, albo były spisane w nieznanym Laurze języku.
Za to zainteresowała ją żelazna pancerna skrzynka ukryta za książkami.
Na jej wierzchu ktoś umieścił dziwaczny symbol.


Przestawiał on obdarzony wzrokiem płomień nad szponiastą łapą. A pod nimi był napis.
“Nie ruszaj tego, co nie twoje”
Który wybuchł z dużą siłą, Laurę pochłonęła kula ognia powodując ciężkie i bolesne poparzenia jej ciała. Oraz zniszczenie większości ksiąg.
Wojowniczka upadła na podłogę pojękując z bólu i widząc jak kupa kości ustawiona w rogu poruszyła się.



Kościsty kot “ożył” i najwyraźniej obrał sobie za cel ataku poparzoną Laurę. Odgłos kroków świadczył o tym, że towarzysze broni już spieszyli jej z pomocą. Ale... czy zdążą?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline