Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2012, 21:05   #20
Glyswen
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pr3vlKxfRe8[/MEDIA]

Zasłona gęstniejącego mroku spowiła opustoszały korytarz. Milcząca ciemność cały czas trwała nieprzenikniona. Świat tracił rysy i swój materialny wymiar. Czy to sen? Rodzaj pewnego koszmaru? Co robić? Jak to zakończyć? Tysiące, niewypowiedzianych słów i szaleńcza cisza.
Zdezorientowany mężczyzna stał pośród nicości. Narastające napięcie wymuszało na nim podjęcie jakiejś decyzji. Miał dość. W końcu uległ.
Pierwszy, niepewny krok w otchłań nieskończoności. Stukot obcasa. Następny. I kolejny. Jeden za drugim.
Echa przeszłość zdawały się intonować modlitwy ochronne.
Gdzieś w oddali poczęło mienić się światełko. Rozpaczliwa nadzieja nawoływała zbłądzonych podróżnych. Mężczyzna nie zastanawiał się długo. Pewniejszym krokiem ruszył przed siebie, prosto w objęcia gorejącej jasności.

~”~


Zdyszany, znalazł się w przytłaczającej komnacie. Wyostrzył swój stępiały wzrok.

Kości. Wszędzie kości. Ściany, sufit, podłoga.
Nagle ogarnęła go trwoga. Stał przed jakimś ołtarzem. Setki pustych oczodołów, przeszywało go swym nieobecnym wzrokiem. Rozsądek nakazywał ucieczkę, jednak zesztywniałe nogi odmówiły posłuszeństwa. Z przerażeniem przyglądał się makabrycznemu otoczeniu.
Chwilę szaleńczego zatracenia przerwało ciche westchnienie. Dźwięk zdawał się dochodzić z któregoś kąta.
-Jest tu kto?
Odpowiedziało mu milczenie.
- Do kurwy nędzy, odezwij się!
Z mroku wyłoniła się niska, znajoma sylwetka. Po chwili był już nieomal pewien. Znał tę postać.

-Co ty tu robisz? Przecież…
Nie dokończył. Nagły, gwałtowny ruch wprawił go w jeszcze większe osłupienie. Świat zaczął wirować i tracić resztki swych skąpych barw. Ciemność spowiła mężczyznę, strącając go prosto w objęcia próżni.

Wszystko zatracało kontekst i sens.
Istny obłęd.

***


-Sierżancie? – Przerażony otworzyłem oczy. Byłem cały mokry. Musiał minąć kawał czasu nim zdałem sobie sprawę gdzie i kim jestem.
-Co wy tutaj robicie, Teon? – Pytanie może i głupie, ale wierzcie lub nie, byłem nadal roztrzęsiony.
-Ja…? Znaczy się ten… tego…- Gdyby nie wszechobecna ciemność, twarz młodzika z pewnością nabrałaby buraczanych barw.- kapitan was chce widzieć. Znaczy się ten tego… o! Wzywa was do siebie.
-Jest środek nocy. – Właściwie i tak nie miałem zamiaru już spać. Nie po tym co właśnie przeszedłem. - Krzyczałem? Mówiłem coś przez sen?
-Mamrotaliście co nieco pod nosem. Ale i tak nie zrozumiałem o co chodzi. – Nieudolny łgarz. Kłamstwo wyczuję na kilometr.
Jeszcze dziś rano wszyscy będą plotkować o wieczornych traumach sierżanta. Cudownie…
- Zatem jeśli nie macie nic więcej do powiedzenia to spierdalajcie do swoich obowiązków i nie trujcie mi więcej dupy. Odmaszerować. – Zbyłem go zwykłym machnięciem ręki.
Roztargniony przysiadłem na zydlu swojego twardego łóżka. Przez cały czas próbowałem przypomnieć sobie ten dziwny koszmarach ...
-Ty mały kutasie… Nawet w snach nie dajesz mi spokoju. – Czasem mam skłonności do wypowiadania niektórych myśli na głos. – Ech… Mam nadzieję, że nic Ci nie jest.






***



Czarodziej spojrzał z wyrzutem na zakutego w zbroję Gustava.
-A chuj wam w dupę. – Syknął na granicy słyszalności. – Jak stary pierdziel ze mnie to od razu na pierwszy ogień, ha? No jasne… kto tam przejmie się nieszczęściem biednego Filuta. A chuja wam!

Mamrocząc jeszcze insze bardziej wyszukane bluzgi, wyściubił swój nos zza krzaków, po czym z obnażonym mieczem,bezszelestnie * ruszył w stronę trzech gwardzistów zmierzających do zamku. Wbrew wszelkim prawom fizyki, mag poruszał się z niespotykaną wręcz gracją. Koordynacja jego ruchów zdawała się nienaganna.

Nieco zgarbiony, jakby gotowy w każdej chwili do skoku, zadziwiająco szybko sunął w kierunku niczego nieświadomych żołnierzy. W tej jednej, jedynej chwili, wszechobecny mrok zdawał się jego oddanym sprzymierzeńcem.
W końcu znalazł się niebezpiecznie blisko swych dawno upatrzonych ofiar.

-Wiecie co? – zaczął jeden z wojaków. – Gównem mi tu zalatuje.
-Boś pewno w jakie wdepł. Sprawdź ty lepiej buta, bo jeszcze kapitan cię opierdoli, że posadzkę w pałacu świnisz.

Mężczyzna przystanął po czym schylił się do swojego trzewika. Na lepszą okazję nie można było dłużej czekać. Cuchnący karzełek uderzył prosto w potylice nieszczęśnika. Nie trzeba było dłużej czekać na efekty brawurowego wyczynu.
Gwardzista upadł na ziemie nieprzytomny.
Jego towarzysze stanęli jak wryci, z niedowierzaniem obserwując to co wydarzyło się przed chwilą.

-Łożesz, kurwa! - Zdążyli tylko jęknąć...
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 10-03-2012 o 18:08.
Glyswen jest offline