Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2012, 12:47   #22
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-

Następny dzień

-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-


Dawno już Baelraheal nie czuł się tak zrelaksowany jak właśnie tego poranka. Przeciągnął się aż kości zatrzeszczały, podobnie jak łóżko, skrzywił się z bólu w dawno - i niedawno - połamanych, zmiażdżonych czy przeciętych kościach, czy kontuzjowanych mięśniach. Podniósł się na równe nogi, zerknął na łóżko Lairiel, pomedytował chwilę nad rozkosznie odkrytymi fragmentami jej ciała, potarł bliznę. Nakrył dziewczynę by nie spąsowiała po przebudzeniu. Rozgrzał i rozciągnął mięśnie i stawy, nim nałożył coś wreszcie na siebie poza spodenkami. Potem zabrał się za sprawdzenie broni, zbroi i ekwipunku, zastanawiając się co dokupić. Bez entuzjazmu pomyślał że to wszystko będzie musiał taszczyć na własnym grzbiecie - a to strasznie ograniczało jego mobilność.
- Kuszę przydałoby się dokupić do walki w zamkniętych pomieszczeniach - mamrotał sam do siebie - Ale gdzie to nosić...
Zszył co było do zszycia, naostrzył broń po cichu - na tyle na ile się dało - nazuł na się koszulkę kolczą i był gotów na spotkanie kolejnego dnia. I zadania.
- Lairiel - mruknął i podszedł do jej łóżka, przysiadł na brzegu. Sięgnął po kosmyk jej włosów i połaskotał ją po nosku. - Wstawaj, śpiochu. Następne będą łaskotki - zagroził. Dziewczyna ewidentnie płakała w nocy, znać było po śladach wyżłobionych na policzkach. Westchnął, bowiem ofertę pomocy - choćby i wysłuchania jej problemów - w dobrej wierze składał.

- Wstawaj ślicznotko - wymruczał. - Nie żartuję z tymi łaskotkami, a mam na nie wielką ochotę - dodał z uśmiechem.

Elfka otworzyła jedno oko i zamrugała po czym z marudnym mruknięciem zagrzebała się w kołdrze zakrywając cała, i odwracając plecami. Wyraźnie niezadowolona z perspektywy wstawania.
Baelraheal przewrócił oczami.

- Kto z rana wstaje, temu Corellon Larethian błogosławi czy jakoś tak - przysunął się, odkrył jej ucho i pocałował je. - Wstawaj, to ostatnie ostrzeżenie. Ileż można spać, kobieto.

WestchnÄ…Å‚.

Gdy ucałował jej uszko to zastrzygło lekko, a elfka odwróciła się w stronę mężczyzny spoglądając mu w oczy, swoje własne i zaspane zaś przecierając paluszkami.

- Co robisz?

- Budzę Cię - zastanowił się przez chwilę i skapitulował - No ale dobrze, pośpij sobie jeszcze, zamówię śniadanie i gazetę poczytam. Pewnie przyda Ci się wypocząć, źle spałaś, najwidoczniej. Ech ci paladyni-śpiochy...

- Nie jesteśmy parą Baelraheal, trzymaj się na wodzy. - rzekła podciągając pupę i siadając na łóżku, wciąż okryta kołdrą. Powiodła dłonią przez swoje rozlane w wyjątkowym nieładzie włosy, przyglądając mu z nieco ostrym spojrzeniem.

- Trzymałem się na wodzy kiedy leżałaś niemal półnaga po tych całym miotaniu się w nocy, więc nie obawiaj się o moje opanowanie - powiedział z uśmiechem i podniósł się z łóżka. - Miłego wstawania.

- Miałam zły sen. - oblizała wargę i z nieco przymrużonymi oczami dodała. - Zaraz doprowadzę się do porządku...

- Zauważyłem to niestety dopiero rano. Często Cię trapi? - zapytał z ręką na klamce. - Nie spiesz się, przywykłem do wczesnego wstawania, dlatego mnie nosi.

Lairiel nieco markotnie spojrzała w jego oczy i płynnie, szybko składając usta odpowiedziała.

- Prawie co noc. To nic.

O, to jednak było coś. Baelraheal z powrotem podszedł do paladynki, ukucnął przed nią.

- Zgłaszałaś to w swoim klasztorze? - niektóre rzeczy trzeba było ustalić z całą pewnością, nawet mimo tego że logika podpowiadała że zadaje pytania na które odpowiedź jest oczywista.

- Obawiasz się że to źle wpłynie na moją służbę? Póki co radzę sobie, a w końcu to ustąpi.

- Nie, o elfkę się martwię, osobę - wskazał palcem kogo konkretnie ma na myśli - Jeśli tego nie ukryłaś i wypuszczono Cię w świat to pewnie dlatego że ktoś uznał że sobie poradzisz. Ale nie musi mi się to podobać. Przykro myśleć że taka dziewczyna płacze co noc.

Jej oczy wciąż wpatrujące się w niego zdały się większe, bardziej skupione, ale przede wszystkim jakieś tajemnicze. Prawda była taka że gdy mówiła o tym w klasztorze złagodziła sytuację. Przez chwilę musiała uciec od jego spojrzenia, zatrzymując je na swych dłoniach wtulonych w ciepłe fałdki kołdry. Gdy uniosła wzrok przez chwilę milczała, zerkając wprost w jego oczy z ukosa by rzec sucho.

- Nie będziemy o tym rozmawiać.

Skinął głową.

- Nic na siłę. Jeśli zmienisz zdanie - będę niedaleko. I nie obawiaj się, napatrzyłem się dość w życiu na okropności, wysłucham co Cię trapi bez uszczerbku dla siebie.

Podniósł się na równe nogi.

- Może kiedyś.. teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie.

- Święta racja, skoro tak twierdzisz - uśmiechnął się, bo i co miał zrobić - Będę w sali jadalnej - sięgnął do klamki, starannie zamknął za sobą drzwi.

Skinęła czekając aż wyjdzie. Zastanawiała się czy na prawdę tak zależało jej na wypełnieniu teraz zadania i szykowaniu się do niego, czy po prostu nie miała ochoty z rana poruszać tego tematu i psuć sobie nastroju na resztę dnia. A może chodziło tylko o to że wciąż był kimś na tyle obcym że nie czuła się gotowa by mówić o tak osobistych rzeczach? Z drugiej strony czuła taką potrzebę, ale wepchnęła ją gdzieś w kącik swojej duszy. Lenistwo ze strony paladynki było niewskazane, choć jak pamięta, kiedyś uwielbiała żyć wolniejszym rytmem i czerpać radość z prostych rzeczy. Sięgnęła leżącego na krześle obok stanika i założyła go zastanawiając się jak bardzo zmieniła się od kiedy musiała uciec z Nas’yavel. Nie roztrząsała tego co było w nocy, ból i strach był tylko we snach, ale zdążyła na tyle do niego przywyknąć że gdy wstawała zostawiała go gdzieś daleko za sobą. Mimo to wiedziała że wróci. Wróciła myślami do obu pocałunków którymi obdarował ją Baelraheal i wydawało jej się że ona nie nadaje się na osobę która mogłaby szukać w tym czegoś więcej. Była zbyt zepsuta, ale może kiedyś...
Coś sprawiło że nowy dzień zaczął się dla niej dość nieprzyjemnie, wisiało to nad nią i sprawiło że straciła nieco swojego ciepła, stając surowsza. Doprowadzenie się do porządku, zajęło jej sporo czasu, a dopiero gdy skończyła, ubrała się, zakładając również zbroję i schodząc na śniadanie uzbrojona.

- Gazet nie mają, ale kawa jest niezgorsza - powiedział kapłan spoglądając na paladynkę i racząc się wywarem z filiżanki. Z uznaniem przyjrzał się dziewczynie. Nie taka z niej znowu była mimoza...

- Wybierzesz się ze mną na zakupy? - zapytał wskazując miejsce przed sobą.

Z lekkim stuknięciem metalu elfka usiadła twardo na stołku, który na szczęście to przeżył. Oparła swoje zakute w stal dłonie na stole układając w piramidkę i odwzajemniła spojrzenie.

- Właściwie pora jeszcze dość wczesna, miałam zamiar przejść się po targu, ale nie wiem czy będą interesować nas te same rzeczy.

Z rozbawieniem Gwardzista Boga spojrzał na nieszczęsny stołeczek, z rozbawieniem spojrzał po sobie. Zgadywał że nawet w wykonanej przecież przez drowów - czyli elfów, było nie było - koszulce kolczej waży więcej niż dziewczyna w krytej zbroi. Ale nie zazdrościł mebelkowi i tak.

- W porządku, tylko uważaj proszę na siebie. Nie chciałbym by jakieś miejscowe zbiry wciągnęły Cię w jakiś zaułek i, tego, obrabowały - uznał że łagodniejsza wersja będzie bardziej odpowiednia. - W razie czego służę towarzystwem.

Elfka słuchała ze ściągniętymi w dziubek ustami i lekko pokiwała głową.

- Żebym to ja ich nie wciągnęła w ten zaułek.. - odpowiedziała.

- Byliby wniebowzięci - z uśmiechem podniósł filiżankę w toaście.

- Całe życie uczyłam się walczyć, odkąd byłam mała lubiłam polowania. - rzekła by zapewnić go że nie powinien się martwić i spróbowała bardzo ostrożnym ruchem ująć dłońmi filiżankę. Przeszkadzały jej w tym jednak stalowe rękawice na dłoniach, a uszko było bardzo małe. Przez chwilę starała się jakoś ostrożnie ująć je w dłoń, aż w końcu zrezygnowała bo kawa została prawie wylana. Nie ściągnęła jednak rękawic, powstrzymując się od wypicia i patrząc na Gwardzistę upartym wzrokiem.
Baelraheal spoglądał na manipulacje paladynki z naprawdę uprzejmym i cierpliwym uśmiechem.

- Może pomogę z rękawicami? - zagadnął wreszcie lekkim tonem i pochylił się w fotelu. - Tak dużo łatwiej będzie Ci operować sztućcami, Lairiel - poczekał grzecznie z dłońmi na blacie. - Te polowania … - dodał lekko - głusza trochę różni się od miasta, trudno cokolwiek poradzić na cios pałką z zaskoczenia w ciemnym zaułku. To taka drobna uwaga - dodał spoglądając w jej piękne oczy.

Była uparta, to jasne ale tym razem nie mogła wygrać co wyraźnie budziło lekkie ogniki w jej oczach. Elf miał rację. Spojrzała w bok z niechętną uległością i zdjęła rękawice, składając je na kolanach. Wysłuchała go do końca, a jej delikatne dłonie twardo spoczęły na blacie.

- Baelraheal..

- Tak moja szacowna matka mnie nazwała - pochylił głowę w ukłonie.

- Przestaniesz w końcu traktować mnie jak jakąś słabą, nieporadną, ludzką dziewkę? Jeśli chcesz mogę pokazać Ci jak sprawnie władam mieczem czy łukiem..

Elfka z dzikim, kocim wzrokiem wpatrywała się wprost w jego oczy, nie kryjąc lekkiej urazy faktem że traktowana jest jak dziecko.
Gwardziście przeszło przez myśl że skoro paladynka proponuje walkę na ostre, nawet ćwiczebną, to z tym jej doświadczeniem faktycznie nie jest najlepiej, ale zamiast tego uśmiechnął się tylko i odpowiedział uprzejmie:

- Zbiry zawsze atakują gromadą, i wszystkiego co się z tym wiąże można się spodziewać. Ale dość o tym, potraktuj to jako moje poranne marudzenie, ja również muszę mieć jakieś wady. Wybacz mi jeśli Cię w jakiś sposób uraziłem, nie bierz wszystkiego do serduszka. Cięty masz języczek i przyjemność mi sprawia rozmowa z Tobą. To jak będzie? - uśmiechnął się znowu i wyciągnął do niej dłoń - Uśmiechnij się do mnie, proszę. Zjedz śniadanie i ruszamy w miasto. W damskiej bieliźnie nie gustuję, co najwyżej jej zdejmowaniu, więc nie ma potrzeby byśmy za rączkę razem chodzili - zażartował.

- Nie gniewam się, ale przypominam że skoro zostałam paladynką to umiem o siebie zadbać. A co do zbirów, to oni także mają zazwyczaj zajęcze serca i boją się ryzykować zaczepkę z kimś kto obyty w sztuce wojny. Kogoś kto na co dzień walczy z przeciwnikami których także szkolono do walki. Większość z nich to tchórze, dlatego jak powiedziałeś atakują gromadą, kogoś kto nie ma najczęściej ani broni, ani walczyć nie umie. - Uścisnęła jego dłoń, choć z lekką niechęcią, taki zwyczaj był typowo ludzki i dopiero od nich napłynął do elfiej rasy. By rozładować atmosferę uśmiechnęła się i dodała. - Nikt w klasztorze nie był zachwycony tym ciętym językiem.

Nie było o co kopii kruszyć, więc kapłan jedynie skinął głową i uśmiechnął się do paladynki.

- Jedynie współczuć, współczuć im mogę, tym mieszkańcom klasztoru. Mości Odo! - podniósł głos - Pozwólcie no tutaj, zamówienie mej towarzyszki przyjąć.

***Baelraheal***

Po sutym śniadaniu i pożegnaniu z gościnnymi gejami Baelraheal wybrał się na zakupy i pozbierać trochę wieści. Im dłużej zastanawiał się nad zadaniem tym mniej mu się ono podobało. Miał wrażenie że trafiają w sam środek wojny o władzę, i tylko fakt że z czasów poprzednich podróży znał reputację rycerza i jego suwerena nie dodawał mu gorzkiego posmaku w gębie. Trochę żałował że nie posiada Relikwiarza wierności - ten stosunkowo niedrogi przedmiot był nader chętnie kupowany przez kapłanów wszelkiej maści, jako prosty i skuteczny sposób na wywiedzenie się u swego bóstwa jak nie stracić cnoty … to znaczy łaski uświęcającej. Że jednak dziwnie mu to zalatywało sposobnością do utraty własnego rozumu i instynktu, nie zaprzątał sobie tym długo głowy. Po to bóg dał człekowi wolny rozum żeby ten z niego korzystał.

Pospacerował po porcie, wpatrując się tęsknie w morze a ukradkiem w przycumowane krypy i łodzie, wyszukał kilka które wyglądały na zdatne do wypłynięcia od ręki, posłuchał rozmów rybaków i żeglarzy, utyskiwań na embargo. Przyjrzał się morzu i niebu, próbując wydedukować jaka to pogoda szykuje się na noc. To mu nasunęło myśl, że zakup jakiegoś kocyka albo dwóch, czy wręcz zimowego ubrania, nie byłby nietrafioną inwestycją. Od ubrania jakimś sposobem jego myśli zawędrowały do Lairiel i przemyśleniom o jej osóbce poświęcił więcej czasu.

Paladynka budziła przyjemny niepokój myśli, musiał to przyznać. Co prawda po jej wzmiankach po raz kolejny przekonywał się że klasztorne życie paladynów zostało stworzone dla wariatów, nie dla rozsądnych osób, no ale w końcu nie ona była temu winna. Zastanawiał się jak się dziewczyna sprawdzi w trakcie tej nieszczęsnej wyprawy śmierdzącej zdradą stanu i odpowiednimi do tego konsekwencjami. Z jej problemami, zahamowaniami i spojrzeniem na świat którego już po części nie rozumiał, spędziwszy tyle lat w miejscu które nazywał teraz domem …

- Uspokój myśli - napomniał się wreszcie, aż rybacy spojrzeli na niego ciekawie.

Pokręcił się również po mieście, na próżno pytając o robotę i słuchając miejscowych i ich plotek, zwłaszcza związanych z zamkiem. Wypytał również o tubylców parających się sztukami magicznymi i oferującymi na sprzedaż różne wyroby swego fachu, czy importowane.

Na to co go interesowało trafił zupełnym przypadkiem...


Nie spodziewał się że w "Wyborze wszelakich towarów Madame Dorothe Inc." znajdzie coś interesujące, a już zwłaszcza serce w nim upadło gdy wnętrze tak dumnie nazwanej instytucji się przed nim otwarło. Ale ku jego zdziwieniu, gdy zapytał o rzecz która od dawna już nie wychodziła z jego myśli, Madame miała na stanie egzemplarz Poręcznego plecaka niejakiego Howarda, który to czarodziej, wynalazca tego nader przydatnego przedmiotu, musiał mieć niezły łeb na karku i sporo pokonanych własnymi nogami mil za pasem. Nie targując się nawet zbytnio zakupił Plecak, szczęśliwy jakby go na khahańskiego dzianeta wsadził. Koniec z taszczeniem kilkudziesięciu kilogramów żelastwa, szkła, materiału, skóry i diabli wiedzą czego jeszcze na własnym grzbiecie!

Plecaczek faktycznie był poręczny jak demony - wyciągnięcie jakiegokolwiek przedmiotu było kwestią chwili, nawet jeśli miało się go na grzbiecie. Nie zwlekał z przepakowaniem do niego zawartości własnych bambetli.

Młody kapłan nie zwlekał również z dokupieniem jeszcze paru zwojów i mniej egzotycznych przedmiotów. W rezultacie stan gotówki skurczył mu się niebezpiecznie, ale nie zamierzał się okazać najbogatszym nieboszczykiem na cmentarzu. Dał sobie wystarczająco dużo czasu by móc w spokoju pomodlić się do Ojca Elfów przed spotkaniem z mocodawcą i resztą towarzyszy.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline